Rozdział 12

14.2K 652 39
                                    

Ostatnie kilka dni minęło dokładnie w takiej atmosferze co poniedziałek. W okolicach środy, Harry przestał próbować nawiązać między nami jakąkolwiek rozmowę. I słusznie, bo i tak nie odpowiadałam. Nasze relacje ograniczyły się jedynie do Leona i spraw z nim związanych. Tak jak powinno być między pracownicą i pracodawcą. Dzisiaj była sobota, mecz Leona. Jego pierwszy mecz. Chłopice od rana był pełen energii i wprost nie mógł się doczekać godziny szesnastej. To ja miałam go zaprowadzić na wcześniejszy trening, ponieważ Harry miał jakieś ważne spotkanie. Ta wiadomość zasmuciła nieco Leona i chodź starał się tego nie okazywać, ja to widziałam. Przed wyjściem kazał mi zadzwonić i upewnić się, że Harry zdąży na wyznaczoną godzinę, dopiero kiedy to nastąpiło, wyszliśmy z domu.

Duma rozpierała mnie niesamowicie, obserwując jak gra i zdobywa kolejne punkty. Do rozpoczęcia oficjalnego meczu, zostało jeszcze dziesięć minut. Prawie wszyscy przyszli dzisiaj kibicować Leonowi i bliźniakom. Obok mnie siedziała starsza kobieta, właścicielka kawiarni którą tak bardzo uwielbiamy. Po mojej drugiej stronie siedział Liam z Niallem, a obok nich Perrie i El. Lou, jako dumny trener omawiał właśnie taktykę, szczerząc się przy tym jak głupi do sera. Nigdzie nie było Zayna i Harry'ego, chodź powinni przyjść już pięć minut temu.

- Gdzie oni są. - wymamrotała, po raz kolejny wystukując numer Stylesa. I po raz kolejny odpowiedziała mi jedynie sekretarka automatyczna. - Perrie!

- Tak? - zapytała, pochylając się w moją stronę, tak że niemal leżał na Horanie.

- Nie mogę dodzwonić się do Harry'ego, mogłabyś spróbować do Zayna?

- Próbowałam, ma wyłączony telefon. - odpowiedziała smutno. - Myślisz, że nie przyjdą?

- Lepiej dla nich, żeby jednak zdążyli. - mruknęłam, zaciskając pięści.

Harry mógł być nie fair w stosunku do mnie, mógł mnie zawodzić, mógł nawet być niemiłym dupkiem, ale nie wybaczyłabym mu gdyby zawiódł Leona. Nerwowo spoglądałam na zegarek. Zostało jeszcze pięć minut, a ja powoli traciłam jakąkolwiek nadzieję. Ręce pociły mi się niemiłosiernie. Wiedziałam, że chłopczyk bardzo źle to zniesie, a utwierdzało mnie w tym jego spojrzenie, co chwila biegnące w naszym kierunku.

Harry nie pojawił się na meczu. Zawiodłam się na nim, a złość rosła za każdym razem, kiedy moje spojrzenie krzyżowało się ze spojrzeniem Leosia. Widziałam jak z uwagą przeszukuje trybuny w poszukiwaniu brązowych loków. Jak po raz kolejny zawiedziony odwraca wzrok. Wykonałam jeszcze kilkanaście telefonów, ale żaden z nich nie został odebrany.

Mecz zakończył się naszym zwycięstwem, co wcale nie ucieszyło Leona. Chłopiec po prostu pomaszerował do szatni ze spuszczoną głową. Wszyscy posłali mi smutne spojrzenia, a ja je odwzajemniłam. Serce krajało się na widok jego małej buzi, wykrzywionej w grymasie zawodu. Ruszyłam w kierunku Louisa, który również wyglądał na zawiedzionego.

- Nie przyszedł, prawda? - dobiegł mnie cichy głos za moimi plecami. Odwróciłam sie, stając oko w oko z małym chłopcem. W jego oczach była jeszcze iskierka nadziei, że może po prostu przeoczył Harry'ego - Wiedziałem. 

Pociągnął nosem, poprawiając torbę treningową na ramieniu. Zabrałam ją od niego i chwyciłam jego malutką rączkę. W milczeniu pokonaliśmy drogę do domu. Leon niemal natychmiast podreptał do swojego pokoju nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. 

Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Było po godzinie osiemnastej, a Harry nie dał nawet znaku życia. Postanowiłam się tym kompletnie nie przejmować. Wyciągnęłam brudne ubrania z torby i z nimi w ręce, ruszyłam do pralki. Wrzuciłam je do maszyny, wsypując proszek i ustawiając odpowiedni program, miałam nadzieję że plamy z błota i trawy zniknął. Kiedy upewniłam się, że wszystko działa jak trzeba, poczłapałam do pokoju Leosia. Z duszą na ramieniu nacisnęłam klamkę. Dzięki gwiazdką na suficie, było jaśniej, więc bez problemu zlokalizowałam łóżko. Leon leżał do mnie tyłem, co jakiś czas jego małym ciałkiem wstrząsał cichy szloch. Podeszłam do niego szybko, kładąc się za nim i obejmując go ramieniem, a drugą rękę głaszcząc jego włoski. 

Uncle HarryΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα