Rozdział 39

1.1K 92 18
                                    

Powoli stąpałam po wilgotnym pisaku, słuchając szumu fal oraz gwaru ludzi, którzy również się tu znajdowali. Słońce ogrzewało moje ciało i mimo tego, że było mi trochę gorąco, to było dość przyjemne. Woda, co jakiś czas moczyła mi stopy, ale nie przeszkadzało mi to.

Louis delikatnie gładzi palcami moją dłoń, wywołując lekkie dreszcze na mojej skórze. Czułam, jak co jakiś czas zerka na mnie, jednak udawałam, że tego nie widzę. Od porannej rozmowy z Luke'iem, nie miałam zbytnio humoru, ale i tak było już zdecydowanie lepiej niż wcześniej, ponieważ Louis nie pozwalał mi nad tym rozmyślać i starał się jakoś organizować nam czas. Oboje postanowiliśmy, że jak na razie nie dołączymy do reszty, tylko przynajmniej przez kilka godzin spędzimy ten dzień razem. Wyłącznie ja i on. Naprawdę mi to odpowiadało, ponieważ chciałam mieć go przez chwilę tylko dla siebie.

– Powiesz mi w końcu, co się stało, że od samego rana jesteś taka cicha? Nie podoba mi się to. Naprawdę lubię, kiedy ze mną rozmawiasz – powiedział, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Przeniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się.

– Cieszę się, że lubisz ze mną gadać. Tylko jakbyś nie zauważył, to ja ci każe zazwyczaj mówić, abym mogła spokojnie posłuchać twojego głosu – zażartowałam i lekko uderzyłam go w ramie, na co on wywrócił oczami.

– Czepiasz się szczegółów – warknął rozbawiony. Cieszyłam się, że atmosfera się rozluźniła i, że dzięki Louisowi przestałam na chwilę myśleć o porannej sytuacji. – Ale teraz mów, co się stało – dodał, na co jęknęłam niezadowolona. Nie musiał przecież drążyć tego tematu. Mógł dać spokój. Po prostu ta cała sytuacja z powrotem Luke'a mnie męczyła, ale jakoś dawałam sobie radę. Jednak wiedziałam, że i tym razem nie dałby za wygraną, dlatego postanowiłam dać mu w miarę satysfakcjonującą odpowiedź.

– Rano rozmawiałam z Luke'iem, ale to wszystko. Po prostu sama myśl o tym, że on wrócił, mnie... stresuje. Muszę się przyzwyczaić do jego obecności – wyjaśniłam, posyłając mu jednocześnie uspokajający uśmiech. Zauważyłam, że na samo imię blondyna, Louis delikatnie krzywił się z niezadowoleniem. Poniekąd go rozumiałam, jednak w małym stopniu również mnie to bawiło. Poza tym wyglądał wtedy jak małe, urocze naburmuszone dziecko.

– Tak właśnie myślałem, że to wszystko z jego powodu – westchnął zirytowany. – Mam go zabić czy coś? – zapytał, po czym na mnie spojrzał. Miał naprawdę poważną minę, przez co wglądał, jakby serio chciał spełnić swoje słowa. Brakowało tylko tego, aby nie wiadomo skąd wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do wszystkich znajdujących się tu ludzi.

– Pomyślę nad tym, ale na razie jeszcze nikogo nie zabijajmy. Poza tym dziękuję ci, że jeszcze do tej pory nie zrobiłeś mu krzywdy. Wiem, że pewnie nie za bardzo odpowiada ci jego towarzystwo, ale doceniam to, że go tolerujesz – powiedziałam, całując go w policzek. Jego kąciki ust uniosły się lekko ku górze, co dodało mu - jeśli to było w ogóle możliwe – jeszcze więcej uroku.

– To, że jestem dla niego miły, nie znaczy, że nie chciałbym mu przywalić w mordę – fuknął, jednocześnie wywołując u mnie śmiech. – No co?!

– Czy ty przypadkiem nie jesteś o niego zazdrosny? – zapytałam z uśmiechem.

– Pomyślmy. Chłopak, w którym byłaś totalnie zakochana, z którym masz wspólną przeszłość, który prawdopodobnie nadal coś do ciebie czuje i, który wygląda zdecydowanie lepiej, niż go sobie wyobrażałem, jest tutaj. I co najlepsze mieszka z moją dziewczyną pod jednym dachem! Więc tak. Jestem kurewsko zazdrosny – skwitował. Zatrzymałam się, zmuszając do tego również Louisa. Zarzuciłam mu ręce na szyję, dzięki czemu skutecznie zwróciłam jego uwagę na mnie. Przygryzłam wargę, chwilę przypatrując się Louisowi, jednak w końcu postanowiłam się odezwać.

Light || Louis TomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz