Rozdział 37

1K 82 12
                                    


W moim brzuchu zrodziło się dziwne uczucie, kiedy samolot z dużą prędkością sunął po pasach, po czym wzbił się w powietrze i stopniowo jego wysokość się zwiększała. Mój wzrok momentalnie powędrował za szybę, gdzie z zafascynowaniem oglądałam rozciągające się widoki. Podziwiałam każdy detal, wszystkie najmniejsze szczegóły. Chciałam zapamiętać wszystko.

Poczułam delikatny dotyk, dlatego odwróciłam głowę w stronę Amy, która siedziała obok mnie. Zauważyłam, że trochę zbladła, co mnie zmartwiło. Przyjrzałam jej się uważniej, po czym postanowiłam się odezwać:

– Wszystko w porządku? – zapytałam cicho. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową. Nabrała głęboko powietrza do płuc, po czym ze świstem je wypuściła.

– Tak, wszystko jest okej. Chyba po prostu mam lęk wysokości, którego do tej pory nie odkryłam – odpowiedziała spokojnie. Zamknęła oczy, opierając głowę o oparcie fotela. Wzięłam do ręki butelkę wody, która leżała obok mnie i podałam jej ją, aby mogła się napić. Podziękowała cicho, biorąc małego łyka napoju.

– Mam nadzieję, że nie zemdlejesz mi tutaj, bo wtedy naprawdę zacznę panikować – powiedziałam, aby chociaż trochę rozluźnić atmosferę. Dziewczyna zaśmiała się cicho, kręcąc prawie niezauważalnie głową. – Swoją drogą... jakim cudem Louisowi udało się ciebie tu ściągnąć? – zdałam pytanie, które zastanawiało mnie od momentu, w którym zobaczyłam Amy na lotnisku. To wydawało mi się takie nierealne i zarazem fantastyczne. Dzień wcześniej naprawdę obawiałam się zostawiać tutaj Amy, ponieważ nigdy nie rozstawałyśmy się na tak długo. Bądź co bądź, nie mieszkałam już razem z nią, jednak w razie jakichś problemów, w każdej chwili mogłyśmy się spotkać. Na szczęście ten mały problem miałam już z głowy, ponieważ Amy była tu ze mną.

– Szczerze? Nie mam pojęcia. – Przepraszająco wzruszyła ramionami. – Sama nadal jestem tym zaskoczona. Kilka dni temu przyszedł do mnie i tak po prostu oznajmił, żebym powoli zaczęła się pakować, ponieważ jadę z wami do Los Angeles – powiedziała z uśmiechem, który odwzajemniłam. Postanowiłam zapytać samego Louisa, który dokonał tego wielkiego czynu.

Kiedy w samolocie rozbrzmiał komunikat oznajmiający, że można już rozpiąć pasy, odwróciłam się na siedzeniu, opierając ręce na oparciu fotela. Miejsce za nami zajmował Tony oraz Louis, którzy zawzięcie o czymś ze sobą rozmawiali. Kiedy zauważyli, że się im przyglądam, momentalnie zamilkli, skupiając całą swoją uwagą na mnie.

– Nie przeszkadzam? Bo jeśli tak, to mogę zapytać później – oznajmiłam, na co oni pokręcili przecząco głowami, dając tym samym znak, abym mówiła. – Chciałam się jedynie dowiedzieć, jakim cudem udało ci się namówić dyrektorkę, żeby pozwoliła lecieć Amy razem z nami.

Louis nie odpowiedział od razu, tylko przez chwilę uśmiechał się pod nosem. Przyglądał się mi z uwagą, prawdopodobnie zastanawiając się, czy zdradzić mi swoją "tajemnicę".

Kiedy ponagliłam go ruchem ręki, w końcu łaskawie postanowił odpowiedzieć.

– Uznajmy, że to dzięki mojemu urokowi osobistemu i dużej zdolności przekonywania – powiedział, wywołując śmiech u Tony'ego.

– No i może jeszcze dzięki twojej ogromnej skromności? – zapytał rozbawiony, przez co zachichotałam cicho. - Poza tym... ty i urok osobisty? Stary! Mój pies, którego swoją drogą nie mam, ma więcej uroku osobistego od ciebie! – dodał, przez co dostał od Louisa kuksańca w bok. Usłyszałam, jak Amy śmieje się cicho obok mnie, dzięki czemu mój dobry humor jeszcze bardziej się zwiększył.

Light || Louis TomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz