Rozdział 50

21 2 0
                                    


Rosemary szła gęsto zazielenioną w drzewa i krzewy parkową alejką, skubiąc skórki przy paznokciach w oczekiwaniu na spotkanie, które napawało ją niepewnością, może nawet zakrawającą o lęk. Poczuła nieprzyjemny, piekący ból, gdy jedna z naderwanych skórek zaczęła krwawić, więc pospiesznie przytknęła zranione miejsce do ust, by zatamować krwawienie. Niewielkie kropelki deszczu spadały z gałęzi na chodnik i ławki, raz po raz uderzając ją w ramię czy czubek głowy. Niebo rozchmurzyło się jednak po ulewie dając nadzieję na jasne słońce, które wysuszy usłane kałużami chodniki. Zmierzała w kierunku skromnej altanki z ciemnego drewna usytuowanej w centrum parku. Miała oczywiście nadzieję, że ta nie będzie zajęta. Niezależnie od wieku lubiano tam przesiadywać, lecz dopiero co miniona ulewa nie zwiastowało tłumów. Umówiła się tam na spotkanie z Niall'em. Chciała mu podziękować, a przede wszystkim porozmawiać i dowiedzieć się, jak całą sytuację zniósł Louis. Czy znienawidził ją niezaprzeczalnie i nieodwołalnie do końca życia, czy tez może szybko otrząsnął się z tego, że wybrała jego najlepszego przyjaciela. Dojrzawszy puste wnętrze altanki, Rosemary po raz ostatni strząsnęła krople deszczu z parasolki i złożyła ją. Usiadła na suchej, chłodnej ławce czując nieprzyjemne mrowienie w palcach i ucisk w żołądku. Była dłużniczką Niall'a. Wiedziała, że źle postąpiła, a on mógł myśleć o niej, co tylko mu się żywnie podoba.

-Darcy! – usłyszała głośne wołanie i odwróciwszy głowę dostrzegła pędzącego przed siebie, a więc w jej stronę czarno-białego Border Collie w szkarłatnej obroży – Cześć Rose! – chwilę później dostrzegła, że właścicielem psa jest Niall, po czym przypomniała sobie, że kiedyś wspominał o ulubionym psie ze schroniska, którym uwielbia się zajmować.

-Cześć – odparła niepewnie, ale od razu rozluźniła się widząc przyjacielski wyraz twarzy blondyna. Na jego komendę Darcy zatrzymał się i zaczekał, aż Horan dotrzyma mu kroku. Gdy to się stało, pies ruszył wolnym truchtem przebierając lekko mokrymi i ubłoconymi łapami. Zwierzak trzymał się od niej na dystans, jednak nie przejawiał żadnej zauważalnej wrogości. Niall kilkoma susami pokonał schodki i wszedł do altanki, a pies zajął miejsce u jego nóg, po czym położył się z cichym westchnięciem – Nie zmokliście? – spróbowała zagaić rozmowę, tym, samym odwlekając ten moment, którego najbardziej się lękała.

-Wyszliśmy, kiedy przestawało padać, więc niezbyt – blondyn przeczesał dłonią lekko wilgotne włosy – Londyńska pogoda – parsknął, co niezwykle rozbawiło Rosemary, jednak ze względów czysto profilaktycznych postanowiła jedynie się uśmiechnąć.

-Niall...- zaczęła, a chłopak właśnie głaszczący psa podniósł głowę z pytającym wyrazem na ustach – Dziękuję ci za wszystko. Nawet nie wiesz, jak wdzięczna jestem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Potrzebowałam tego czasu, żeby wybrać, a ty mi go zapewniłeś.

-Sądzisz, że w takim razie czas pomógł dokonać dobrego wyboru? – spytał przyjmując poważny, ale niezbyt srogi ton. To naturalne, że martwił się o swoich przyjaciół.

-Taką mam nadzieję – położyła dłoń w miejscu, gdzie znajdowało się jej serce – ono mi tak podpowiada – wyraz twarzy blondyna zelżał – Jak trzyma się Lou? – przełknęła ślinę właściwie niepewna, czy po tym wszystkim może mieć czelność o to pytać. Naprawdę chciała to wiedzieć, i nic na świecie nie zmieniłoby tego, jak ważny przez ten krótki okres czasu stał się dla niej Louis.

-Raczej z tego wyjdzie – rzucił lekko Niall, co poniekąd ją uspokoiło – Z początku chodził trochę struty, jednak teraz odzyskuje dawne podejście. Znasz Louis'a. Nie pozwoli, by coś wprawiało go w przygnębienie zbyt długo. Taki już jest. Czasem wszystkich to wkurza, jednak w tej sytuacji to ogromna zaleta.

A milion little pieces | 1DWhere stories live. Discover now