Rozdział 30

70 6 1
                                    

Po wyjątkowo dłużących się, średnio przyjemnych i pełnych sarkastycznych uwag pana Foster'a zajęciach, Nadine odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie znalazła się przed gmachem uczelni. Wiosna zawitała do Londynu pełną parą. Wszyscy na dobre zapomnieli o płaszczach, czapkach i szalikach. Sama Nadine z tęsknotą odwiesiła do szafy swoją skórzaną kurtkę, tego dnia ubrana jedynie w czarny, luźny t-shirt i dziurawe spodnie. Dziurawe znaczy tutaj kupione z dziurami, nie stare i zniszczone. Minęła ją cała banda uczelnianych hipsterów, kilku studentów prawa z paradoksalnie, niepoprawnie kwadratowymi teczkami, przypominającymi torbę listonosza, a nawet drogę przebiegł jej ogromny kot, za którym goniła właścicielka głośno nawołując zwierzaka imieniem Angus. Właściwie bez większego problemu kocur mógłby uchodzić za niezbyt dużego rysia lub szkockiego żbika. Dziewczyna przyglądała się tej scenie z prawdziwym rozbawieniem, jednak pędzący chodnikiem Angus nie potrzebował dużo czasu, by zniknąć jej z oczu razem z goniącą go i krzyczącą właścicielką, która dostała już wyraźnej zadyszki. Ten dzień byłby zbyt zwyczajny, gdyby teraz, od tak założyła słuchawki i poszła do domu. Cały potencjał, jaki posiadało to urocze, wiosenne popołudnie byłby się całkowicie zmarnował, a przecież już od rana wiedziała, że coś się zdarzy. Coś niecodziennego, począwszy od przeciekającej szklanki, przez ganiającą motyle Izzy, po niesamowite korki na ulicach z powodu kolejnego marszu równości. Przed budynkiem uczelni czekał na nią William w czarnych spodniach i koszulce w kolorze deszczowego lasu. Miał na niej wyjątkowo nietypowy, wykonany kiedyś przez nią nadruk przedstawiający Edwarda z Fullmetal Alchemist, ich ulubionego anime. Wielokrotnie zastanawiała się, jakim cudem ta koszulka wciąż jest na niego dobra. Czarnowłosy machał energicznie w stronę dziewczyny, co przyciągnęło uwagę nie tylko jej, ale i wszystkich naokoło. Nader poważni studenci wymieniali się na ten widok pełnymi zażenowania spojrzeniami, inni przyglądali się z zaciekawieniem czekając na rozwój sytuacji. Zbyt pogrążeni w kontemplacji własnych bród i kolorowych ciuchów z lumpeksów Hipsterzy kroczyli dumnie w niemal hipnotycznym transie, więc nawet gdyby w ziemię uderzyła asteroida, nie skłoniłoby ich to do zwrócenia uwagi na otoczenie. Nadine jednak roześmiała się tylko, po czym podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Chłopak odwzajemnił uścisk.

-Hej, gdzie twoje auto marzeń? – zażartowała z samochodu, który ten niespodziewanie dostał od ojca. Mało tego, Will wyjątkowo nie go lubił. Samochodu, nie ojca rzecz jasna, choć i z tym bywało różnie. W odpowiedzi dał jej kuksańca w bok.

-Zostało po drugiej stronie tęczy – odpowiedział miękkim głosem, po czym dużą dłonią potargał jej misternie ułożoną czuprynę, na co prychnęła kilkukrotnie jak rozzłoszczona kotka – a twoja miotła czarownico? – zmarszczyła nos.

-Odbij ode mnie – oboje się roześmiali, po czym złapawszy William'a za rękę, Nadine ruszyła z nim wzdłuż budynku uczelni, wybrukowanym jasną kostką chodnikiem – jeśli o mnie chodzi to spoko, możemy iść na piechotę.

-A więc, ma pani jakieś plany na dzisiaj? – spytał przyjmując ton niczym u angielskiego milorda – Czy też zda się panienka na mnie? – obdarzyła go badawczym spojrzeniem. Znała ten błysk w jego oku. Niewątpliwie coś kombinował. Nic się nie zmienił pod tym względem.

-Zależy, co mi panicz zaproponuje – powiedziała uśmiechając się tajemniczo, po czym uniosła wymownie brwi. Niewiele brakowało jej, żeby się roześmiać, jednak William był wręcz śmiertelnie poważny.

-Otóż chcę panią zabrać w pani ulubione miejsce – odrzekł czarująco, a dziewczynie na myśl przyszła od razu scena z Czekolady, w której Juliette Binoche podając każdemu z klientów czekoladkę mówiła: twoja ulubiona.

-A skąd panicz wie, jakie miejsce jest moim ulubionym? – zachichotała będąc coraz bardziej ciekawą jego niejasnego, ale nader pasjonującego planu.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz