Rozdział 36

36 4 1
                                    

Harry rozejrzał się po wnętrzu domu, które wyglądało jak z okładki magazynu. Zupełnie nie żartował. Wszystkie elementy wystroju dobrane były z dbałością o najmniejsze szczegóły. Dotknął stojącej na parapecie doniczki z lawendą, po czym ostrożnie odsunął dłoń jakby w strachu, że coś zepsuje. Drgnął usłyszawszy dochodzące z góry dźwięki, które określiłby jako co najmniej niepokojące. Wśród spadających na ziemie przedmiotów, rozrzucanych ubrań i siarczystych przekleństw usłyszał muzykę post-rock, która zapewne miała zagłuszyć Rosemary, jednak w tym celu nie powinna wybierać czegoś, co nie ma słów, podczas gdy sama zainteresowana ma ich do wyrzucenia zbyt wiele. Po chwili muzyka raptownie ucichła, a Harry zaczął zastanawiać się, czy może nie powinien pójść na górę i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Co jeśli poślizgnęła się na starej skarpetce i właśnie leży ze złamanym kręgosłupem? Potrząsnął głową. Wchodzenie na górę wciąż wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem zranienia przez dziewczynę, która nie radzi sobie z zawartością własnej szafy. Właściwie nie wiedział, o co ta cała farsa, jeśli po chwili i tak zbiegła z włosami związanymi nie w koczek, a w kucyk i w jednej z identycznych, białych koszul, które i tak później musiała zakrywać czarnym, służbowym fartuchem. Jedyną innowacją były czarne, wytłaczane we wzory rurki. Poza tym wszystko inne pozostawało bez zmian.

-Przepraszam - powiedziała odrzucając z ramienia nisko zawiązany kucyk - nie mogłam znaleźć koszuli, a od kilku dni nie sprzątałam...Cholera, przecież teraz uzna cię za brudaskę, co ty robisz?

-Nie ma sprawy - Harry odchrząknął drapiąc się po głowie - Jesteś gotowa? Spojrzał na zegarek, po czym otworzył przed nią drzwi mieszkania. Przytaknąwszy w odpowiedzi na jego pytanie zbiegła po prowadzących do szeregowca schodkach zamykając wcześniej drzwi.

-Długo już pracujesz w tej kawiarni? - Harry próbował zagaić rozmowę mając wrażenie, że Rosemary jest dość daleka od zauważenia jego obecności pomimo całego wysiłku, jaki tego dnia włożył, by się z nią zobaczyć.

-Odkąd skończyłam szkołę - zastanowiła się patrząc w niebo - niedługo będzie rok. Wiesz Styles, szybko ten czas leci. Szybciej niż myślałam - spojrzała na niego mrużąc oczy - a wiesz, czego boje się najbardziej? - wyraz jego twarzy przerodził się z zainteresowanego w pytający - Tego, że pewnego dnia obudzę się jako trzydziestolatka i nic nie osiągnę.

-Dlaczego tak uważasz? - spytał poprawiając przerzuconą przez ramię marynarkę. Jeszcze niedawno była w stanie spiorunować go za sam fakt, że przyszedł do jej mieszkania, teraz opowiadała mu o swoich lękach. Widocznie była bardziej wyjątkowa nić mógł sobie wyobrażać. Ciekawe, czy Louis również zdawał sobie z tego sprawę.

-Zrezygnowałam ze studiów, żeby nie stać się częścią tej chorej machiny pracy jak moi znajomi, a jednak, jeśli już zarobię wyznaczoną sumę kasy, co zrobię? Rzucę pracę? A co jeśli będzie za późno na studia? Chciałabym śpiewać, ale czy uda mi się to osiągnąć? Kurczę, Harry. Życie jest pełne tylu niewiadomych i czasem, gdy zdamy sobie sprawę, że nie mamy planu, to po prostu... przytłacza nas bardziej niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Wiesz, czego boje się najbardziej? Tego, że nie mam planu. Boje się, że pewnego dnia pomyślę, że zmarnowałam życie robiąc coś, co jest bez sensu.

-Hej - zatrzymawszy się na ulicy złapał ją za ramiona - każdy chce zostawić po sobie coś, po czym inni go zapamiętają - nawet nie zdał sobie sprawy, kiedy ich zwyczajny spacer do oddalonej zaledwie o kilka kilometrów kawiarni przerodził się w sesję terapeutyczną o filozoficznym zabarwieniu - Ale bez ryzyka nie ma zabawy, nie? - zaśmiała się - Tak długo jak wierzysz, że robisz coś w jakimś celu, nic nie jest bez sensu. Chcesz coś osiągnąć? Bierz to, zapieraj się rękami i nogami, ale zrób wszystko, by to było twoje. Ja poszedłem do X-Factora - uśmiechnął się głupkowato.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz