Rozdział 42

40 3 2
                                    

Niall Horan tkwił w niezachwianym przekonaniu, że do tej pory przeżył wiele nietypowych, zahaczających o niemożliwe dni, a jednak cały jego światopogląd runął niczym domek z kart w momencie, gdy goniąc owiniętą plastrem bekonu piłkę, Darcy wykonał coś na kształt potrójnego salta na oczach Patricii i całej reszty opiekującego się psami zespołu schroniska, w którym blondyn odbywał wolontariat. Pies spoglądał dość nieobecnymi, brązowymi ślepiami na przyglądających mu się ni to z obawą, ni z zachwytem pracowników placówki, którym niewiele brakowało, by zbierać szczękę z podłogi, a jego mina świadczyła o tym, że najwyraźniej absolutnie i niezaprzeczalnie nie miał pomysłu, co dziwnego było w jego wyczynie. A zapewne nie miałby, gdyby ktoś z zebranych mógł potwierdzić, że psi umysł jest w stanie wykonać tak skomplikowane procesy myślowe. Blondyn jako jedyny widząc występ swojego ulubionego pupila zaczął klaskać, po czym podbiegł do Darcy'ego, który już dawno rozprawił się z plastrem bekonu. Nikomu wcześniej nie przyszłoby do głowy, że dzień zabaw z podopiecznymi schroniska na świeżym powietrzu może zaowocować w tak zakrawające o dobry film komediowy niespodzianki.

-Niall? - spytała Patricia zakładając za ucho kosmyk włosów i przyjmując wyraz twarzy świadczący o skupieniu tak ogromnym, że zmarszczki na jej czole przypominały wskaźnik sygnału wifi - Czy ty dałeś temu psu narkotyki?

-Zapewniam cię, że z punktu widzenia prawa byłoby to absolutnie nielegalne - Niall wciągnął ze świstem powietrze - i nigdy nie posunąłbym się do czegoś takiego. Mimo wszystko, Darcy jest psem pasterskim, które generalnie nie należą do najnormalniejszych...

-Dobra - kobieta uniosła dłonie w geście świadczącym, że się poddaje - nie chcę tego słuchać. Zaprowadź Darcy'ego do boksu, a ja postaram się uwierzyć, że każdy przeciętnej inteligencji Border Collie potrafi wykonać potrójne salto.

-A może właśnie jest... - chciał dokończyć słowami niebywale inteligentny, jednak zdał sobie sprawę, że mowa tu o psie, który odskakuje szczekając donośnie przestraszony za każdym razem, kiedy puści bąka, zupełnie jakby zastanawiał się, skąd właściwie pochodzi ten dziwny dźwięk i czy przypadkiem ktoś obok niego nie zdetonował bomby - nieważne - stwierdził Niall pokręciwszy głową i zgodnie z poleceniem przełożonej odprowadził psa do boksu. Darcy, umościwszy się na posłaniu w statki kosmiczne wydał z siebie bliżej nieokreślony, przypominający szwankującą kosiarkę dźwięk, i przeciągnął się po chwili zasypiając. Blondyn westchnął kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym oznajmił innym wolontariuszom, że będzie już szedł do domu. Pożegnali go uściskami, miłymi słowami i wszystkimi tymi słodkościami, od których przeciętny, normalnie funkcjonujący facet dostałby ataku torsji.

Jednak nie on. Niall Horan był przez ludzi lubiany, i sam też ludzi lubił, o ile dawali mu do tego jakiekolwiek, nawet szczątkowe, fragmentaryczne powody. Należał do osób pogodnych, cieszących się z życia i traktujących każdy dzień, jakby ten był ostatni. Nie oznaczało to oczywiście, że co rano po wzięciu prysznica przywdziewał koszulkę YOLO w funkcji kamizelki kuloodpornej i skakał z budynku, w żadnym wypadku. Jego korzystanie z życia ograniczało się do robienia rzeczy, na które miał ochotę, a unikanie tych, na które ochoty nie miał, częstym mówieniu ludziom, że właściwie nie są tacy źli i całkiem ich lubi oraz spaniu do późna, przez co zazwyczaj wszędzie się spóźniał ściągając na siebie tym samym gniew współlokatorów i menadżerów. Istniały jednak sytuacje, kiedy przezwyciężał wrodzone, trochę nazbyt często pozostawione bez nadzoru lenistwo i wstawał z łóżka skoro świt. Związane to było głownie z dyżurami, jakie pełnił w schronisku, bo każdy, kto przybył tam chociaż raz wiedział doskonale, że z Patricią się nie zadziera, jeśli chce się znów zobaczyć to miejsce, albo przynajmniej wyjść z niego w jednym kawałku. Blondyn nasunął na nos okulary przeciwsłoneczne i włożył ręce do kieszeni skórzanej kurtki. Miał do załatwienia tego dnia jeszcze jedną sprawę. Choć usposobieniem przypominał potulnego baranka i prędzej wypiłby słoik oleju po frytkach z Mcdonald's niż sprawił komuś przykrość celowo i z premedytacją, bywały też chwile, kiedy zbierał się w sobie i odrzucając otoczkę tego miłego wygłaszał swoje zdanie. Na początku oczywiście absolutnie nikt nie brał go na poważnie, więc blondyn musiał uzbroić się w cierpliwość i odbyć lata praktyki w wyrażaniu negatywnych osądów, zanim ktokolwiek pomyślał, że może on mówić serio. A jednak ów słoneczny poranek, zaliczał się do dni, kiedy na jego barkach spoczywał niekoniecznie miły obowiązek. Przekroczył próg kawiarni zsuwając z nosa okulary. Dostrzegła go ciemnoskóra baristka z dredami i imieniem Christina wypisanym na plakietce, po czym wywróciwszy oczami zawołała jedną ze swoich krzątających się na zapleczu współpracownic.

A milion little pieces | 1DWhere stories live. Discover now