Rozdział 1

458 17 2
                                    

 Rose strąciła ręką z szafki nocnej wygrywający niezmiernie irytującą melodyjkę telefon. Komórka spadła na podłogę, z głuchym trzaskiem uderzając o drewniany, sosnowy parkiet. Usłyszawszy to, dziewczyna stoczyła się z łóżka owinięta w kołdrę, przypominając ogromny kokon. Gdy w końcu udało jej się uciszyć nieznośne urządzenie, rozkopała okrywającą ją grubą warstwę pierzyny i usiadła po turecku pocierając zaspane oczy dłońmi. Mruczała coś pod nosem zupełnie niezrozumiale, czując przyjemne słońce, padające na nią przez okno o uniesionych w górę,  czarnych roletach. Zadziwiające, jak szybko po deszczu może nastąpić bezchmurne niebo, przeszło jej przez myśl, gdy tylko otworzyła zlepione niczym klejem powieki. Ziewnąwszy przeciągle wstała i przeczesała dłońmi długie, fioletowe włosy. Tego dnia ich kolor kojarzył jej się z suszoną lawendą. Z ulgą odnotowała, że jeszcze nie były tłuste. Po chwili zerwała się na równe nogi i potrząsnęła energicznie głową. Koniec tego, pomyślała i podszedłszy do zabudowanej ściany otworzyła szafę, z której wypadła sterta wymiętych i przesiąkniętych zapachem cynamonowego odświeżacza ciuchów. Odruchowo zakasłała. Nienawidziła, gdy jej matka paliła w domu kadzidła, czy narażała innych członków rodziny na kontakt z czymś o tak intensywnym zapachu. Złapała w ręce białą koszulę i czarne rurki, a z szuflady wyjęła parę skarpetek w paski. Pomyślała wtedy, że kiedyś w końcu będzie musiała zrobić w swojej szafie porządek. Kiedyś, powtórzył głos we wnętrzu jej głowy. Rosemary wypadła z pokoju niczym burza, ruszyła nieprzytomnym krokiem do łazienki i ochlapała twarz zimną wodą. Powolnym ruchem nałożyła pastę na szczoteczkę, a drugą ręką złapała za grzebień i zaczęła rozczesywać włosy. Pewnie znowu się spóźni.

Zapinając ostatni guzik białej koszuli poprawiła srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie małej, wysadzanej diamencikami gwiazdki i związała włosy w koński ogon. Zbiegając po schodach czuła, jak długie, falowane kosmyki smagają ją po łopatkach.  Dom był całkowicie pusty. Jej matka wyszła do pracy, a młodszy brat od pół godziny był w szkole. Patrząc na zawieszony w pomalowanej na jasno kuchni zegar, zdała sobie sprawę, że jej zmiana w kawiarni zaczynała się dopiero za godzinę i miała jeszcze dużo czasu do wyjścia. Minęła rząd białych szafek na tle mlecznej boazerii. Na wysokiej lodówce wisiała jakaś kartka, jednak początkowo zupełnie nie zauważyła jej obecności. Na stole zostawiłam ci kanapki, rozpoznała pochyłe pismo należące do jej mamy, po czym mimowolnie przeniosła wzrok na drewniany stół. Na widok jedzenia poczuła głośne burczenie w brzuchu. Obiecała sobie, że zje śniadanie, ale jeszcze nie teraz. Wyjąwszy z szafki nad blatem swój ulubiony kubek, postawiła na kuchence zdobiony, staromodny czajnik w celu zagotowania wody na kawę. Jej matka kochała takie bibeloty i kiedy dziewczyna wielokrotnie sugerowała przerzucenie się na dużo wygodniejszy i bardziej nowoczesny czajnik elektryczny, ta stanowczo protestowała. Rose zrozumiała, że w tej kwestii jej matka prawdopodobnie nigdy nie ustąpi. Cała kuchnia była jednym wielkim wyrazem jej dekoratorskich zapędów. Zdobione talerze na ścianach, słoiczki z ziołami na parapecie i świeczki na stole – czasem czuła się jak w sklepie meblowym zamiast zwyczajnej, użytkowej kuchni. Dziewczyna usiadła przy stoliku patrząc w okno, za którym nie dostrzegła żywej duszy. Ulica, na której mieszkała w jednym z pomalowanych na pastelowe kolory szeregowców, była tego ranka wyjątkowo spokojna. Z zamyślenia wyrwał ją głośny świst czajnika, który przeszył ciszę poranka niczym idealnie wyprofilowane ostrze. Wstała leniwie się przeciągając i zalała wrzątkiem rozpuszczalną kawę, dodając do niej dwie łyżeczki cukru i znaczną ilość mleka. Napój przybrał jasnobeżowy, ciepły odcień. Po kuchni rozniósł się jego przyjemny zapach, co natychmiast pobudziło do pracy szare komórki dziewczyny. Postawiła kubek na jednej ze specjalnie przeznaczonych do tego podstawek w bladoróżowe kwiatki i odkryła talerz, na którym znajdowało się jej potencjalne śniadanie. Uśmiechnęła się widząc kanapki z sałatą, jajkiem i żółtym serem. Rose poczuła, jak jej pusty żołądek powoli wypełnia smaczne jedzenie, które zaraz potem popiła ciepłą kawą.  Ogarnęło ją przyjemne uczucie najedzenia. Wróciła po schodach na górę do swojego pokoju i spakowała się w białą, szmacianą torbę z napisem „I'm divergent and you can't control me". Wrzuciła do niej chusteczki, portfel i słuchawki. Do tylnej kieszeni spodni włożyła telefon. W przedpokoju wsunęła na nogi wygodne botki na lekkim obcasie i owinęła się szczelnie puchatym szalikiem. Płaszczyk o skórzanych rękawach zapięła pod samą szyję. Wiedziała, że świecące za oknem słońce wcale nie stanowiło gwarancji dodatniej temperatury. Przekręciła w palcach klucz, a gdy otworzyła drzwi wejściowe, owionęło ją chłodne powietrze.  Zamknęła za sobą drzwi i włożywszy słuchawki do uszu, poszła w górę pustą ulicą.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz