Rozdział 44

14.1K 896 250
                                    

Kiedy odzyskuję przytomność, znajduję się w kompletnie innym miejscu niż ostatnio.

Muszę chwilę pomrugać, by wyostrzyć wzrok, ale szybko zauważam, że nie jestem już w swoim pokoju. Leżę w szpitalnym łóżku, przykryta białą kołdrą i podpięta pod kroplówkę. Ból dociera do mnie po chwili, ale jest tępy, słabszy niż zapamiętałam ostatnio. Rozglądam się po sali, po czym przechylam głowę w lewo i na fotelu obok łóżka dostrzegam śpiącego, znajomego chłopaka.

Poruszam się niespokojnie na jego widok. Śpi z głową opartą o fotel, włosy ma ułożone w kompletnym nieładzie, a jego twarz jest blada. Mimo że śpi, wygląda na zmęczonego. Cienie pod jego oczami są wyraźniejsze niż ostatnio, a ciemne ubrania podkreślają jego jasną cerę. Przełykam ciężko ślinę, choć nie wiem, czy powinnam go budzić. Co on tutaj w ogóle robi i jak się tutaj znalazłam?

Do mojej świadomości wracają obrazy z przeszłości. Migają mi przed oczami i nie chcą się skończyć. Nie wiem, gdzie jestem, co się stało, jak tu dotarłam i ile czasu tu jestem. Brak odpowiedzi na jakiekolwiek pytania sprawia, że w moim wnętrzu jedynie rośnie destrukcyjna panika. Próbuję się poruszyć, ale wywołuje to kolejną falę bólu i oczy znowu zachodzą mi łzami.

Kiedy stałam się tak strasznie słaba?

Gdybym stała teraz przed lustrem, pewnie nie byłabym w stanie spojrzeć sobie w oczy. Biorę wdech i przypominam sobie, że żyję. Odzyskam kontrolę. Przetrwam to.

Z każdą myślą coraz bardziej mam ochotę zacisnąć szczękę, ale wiem, że spowoduje to tylko dodatkowy ból.

– Obudziłaś się. – Moją lawinę myśli przerywa znajomy, przejęty głos. Spoglądam na Remo, który w ułamku sekundy zrywa się z miejsca, pokonuje dzielącą nas odległość i nachyla się. Chce mnie dotknąć, ale w jego oczach pojawia się wahanie. W końcu niezwykle delikatnie muska palcami mój policzek, a z moich ust ucieka drżące westchnienie. – Pójdę po lekarza, zaczekaj tutaj.

– A gdzie miałabym iść? – chrypię, słysząc polecenie. Uśmiech na moment pojawia się na jego twarzy, ale natychmiast znika, kiedy lustruje mnie wzrokiem. – Zostań – proszę go.

– Muszę powiadomić lekarza, że się obudziłaś. Zaraz wrócę – obiecuje, a ja niechętnie pozwalam, żeby się odsunął. Patrzę, jak szybkim krokiem wychodzi z sali i zostaję sama. Orientuję się, że nie ma tutaj moich rodziców. Nikt nie wchodzi, kiedy Remo na moment znika. Biorę wdech. Mam tak wiele pytań, ale muszę czekać na chłopaka, żeby cokolwiek się dowiedzieć.

Po chwili do środka zagląda lekarz, który przeprowadza ze mną krótką rozmowę i upewnia się, że niczego mi nie brakuje. Informuje mnie o moich obrażeniach, w tym o potłuczonych żebrach i wstrząśnieniu mózgu, przez które straciłam przytomność. Ani słowem nie wspomina, że to wina mojego ojca, dlatego zastanawiam się, naprawdę usilnie się zastanawiam, jak tutaj trafiłam.

Mężczyzna w końcu zostawia nas samych, a Remo siada tuż obok mnie i delikatnie ujmuje moją dłoń.

– Jak tutaj trafiłam? – pytam wciąż zachrypniętym głosem i z pragnieniem spoglądam na szklankę z wodą, która stoi na szafce obok. Chłopak szybko orientuje się, że chce mi się pić, więc natychmiast się podnosi i podaję mi szklankę z małą słomką. Upijam kilka łyków i wzdycham z ulgą. – Dziękuję – szepczę i ponownie kładę głowę na poduszce.

– Twoja matka cię tutaj przywiozła – wyjaśnia cicho, a w jego głosie pojawia się jakaś mroczna nuta. Znów ujmuje moją dłoń i przesuwa palcami po jej wierzchu. Pod wpływem jego dotyku zaczynam się rozluźniać. – Powiedziała lekarzom, że znalazła cię przed domem i nim straciłaś przytomność, przekazałaś jej, że ktoś cię pobił, kiedy wracałaś. Policja już się tym zajęła, podobno szukają świadków i sprawcy – dodaje, ale w tym samym momencie spogląda mi w oczy. – To nieprawda. – Bardziej stwierdza niż pyta, a ja nie jestem w stanie zaprzeczyć. Odwracam od niego wzrok i wbijam go w widok za oknem. Na dworze świeci słońce, jest już pewnie cieplej niż ostatnio. Do balu wiosennego został niespełna miesiąc.

– Lucy – upomina mnie. – Wiesz, że możesz powiedzieć mi prawdę.

Zaciskam na moment powieki i znowu na niego spoglądam. Przechodzi mnie dreszcz, wyrywam dłoń z jego uścisku i w pamięci ponownie odtwarzam moje ostatnie starcie z ojcem.

– Mój ojciec... – zaczynam po dłuższej chwili ciszy, ale od razu urywam. Kręcę delikatnie głową. Nie chcę o tym rozmawiać. Wystarczy, że zaczęłam, a Remo już zaciska szczęki i nieruchomieje, intensywnie się we mnie wpatrując. Mija chwila, nim zaczyna kontrolować własny gniew. Bierze wdech, po czym ponownie się nade mną nachyla.

– Już nigdy cię nie dotknie – zapewnia mnie pełnym emocji głosem. – Nie pozwolę na to, Lucy. Nie wrócisz tam – mówi z przekonaniem, a ja patrzę na niego i nie wiem, czy powinnam mu wierzyć. Przecież tak bardzo zależało mi na ucieczce od tego koszmaru, a w odpowiedzi co tak naprawdę dostałam? Kolejną porcję siniaków i ran?

– Lucy – mówi po chwili, kiedy nie odpowiadam. – Zamieszkasz u mnie, tak jak proponowałem ci ostatnio. Poradzimy sobie. Możesz zgłosić tę sprawę na policję, wiesz? To może się zakończyć. Zadbam o to.

Kręcę delikatnie głową. Takie zapewnienia nie robią na mnie wrażenia. Zbyt wiele razy się rozczarowałam. Może to we mnie jest problem. Może to ja powinnam z tego wszystkiego zrezygnować. W końcu się zamknąć i do końca szkoły być posłuszną, idealną córką, jakiej pragnęli moi rodzice. Może w ten sposób byłoby prościej.

Ale Remo nie poprzestaje na swojej obietnicy. Kiedy kilka dni później w końcu dostaję wypis ze szpitala, zabiera mnie do swojego rodzinnego domu. Tłumaczy mi, że w ten sposób będzie łatwiej. Będzie mógł zaopiekować się swoją mamą, bratem i mną. Razem z Brooke i Deanem przyjeżdżają do mojego domu i zabierają z niego moje ubrania i książki, które są potrzebne do szkoły. Wiedzą, co stało się naprawdę, a z opowieści Brooke dowiaduję się, że chłopacy byli gotowi rzucić się na mojego ojca z pięściami. Nie było go jednak w domu.

Moja matka nawet nie mogła się sprzeciwić. Domyśliła się, że już o wszystkim wiedzą. Łatwiej było jej milczeć – w końcu tylko w ten sposób miasto nie dowiedziałoby się o tym, co działo się w naszym domu.

Dzień za dniem mijał mi w zastraszającym tempie. Dochodziłam do siebie, obrażenia powoli znikały, a Remo i reszta naszej paczki cały czas przy mnie czuwali. Brooke przychodziła codziennie, aby opowiedzieć mi, co działo się w szkole i pomóc mi w zaległościach. Laura gotowała dla nas wszystkich obiady, a Dean cały czas powtarzał, że kiedy tylko w pełni wyzdrowieję, zabierze mnie na siłownię i pokaże mi kilka chwytów przydatnych do samoobrony. Tak się na to nakręcił, że wieczorami oglądał przy mnie filmiki z treningami, abym lepiej przyswoiła wiedzę.

Matka Remo, kiedy tylko mnie zobaczyła, wzięła mnie w ramiona i mocno mnie uściskała. Również była słaba przez swój stan zdrowia, ale mimo to, kiedy mnie przytuliła... Coś we mnie pękło. Nie musiałyśmy rozmawiać. Porozumiewałyśmy się bez słów, bo ona kiedyś przeżyła to samo.

Czas mijał, rany się goiły, a ja choć raz poczułam, że do kogoś należę. Nie wierzyłam już w dobre zakończenie tej historii, ale przynajmniej jeszcze przez moment... Nie byłam całkowicie sama.

#elitaNA 

Wielkimi krokami zbliżamy się do ostatniego rozdziału i epilogu, ale spokojnie, później czeka nas jeszcze drugi tom. Rozdział 45 wpadnie o 19:00 w środę, a epilog o 20:00 tego samego dnia <3


ElitaWhere stories live. Discover now