Rozdział 35

17.9K 1K 661
                                    

Mamy dzisiaj małe święto, ponieważ moja czwarta papierowa książka ma swoją premierę. Trochę więcej o tym rozpisuję się na Instagramie i Twitterze, gdzie oczywiście was zapraszam. Przy okazji ten rozdział jest z perspektywy Remo. Miłego czytania i koniecznie podzielcie się później wrażeniami <3

Remo

Kiedy wjeżdżam na ulicę, na której mieszka Lucy, czujnie się rozglądam. Czuję, jak mocno serce bije mi w klatce piersiowej. Nie wiem, czego się spodziewać, ale po jej głosie podejrzewam, że jest źle.

W końcu nigdy wcześniej do mnie nie dzwoniła. A już na pewno nie wtedy, kiedy płakała.

Moje ramiona się napinają, gdy przypominam sobie jej głos. Zaciskam boleśnie mocno zęby i marszczę brwi, bo nigdzie jej nie dostrzegam. Dopiero po kilku długich sekundach wjeżdżam w kolejną ulicę i zauważam ją na skrzyżowaniu.

Wiatr szarpie jej długimi, jasnymi włosami, gdy nerwowo rozgląda się na boki, jakby bała się, że ktoś ją zaatakuje. Na widok mojego samochodu bierze drżący wdech, a ja gwałtownie wyhamowuję tuż przed nią. Wysiadam, nim jest w stanie wejść do środka i ruszam w jej stronę.

– Co się stało? – pytam napiętym głosem i ujmuję jej twarz w swoje dłonie. Oczy wypełniają jej się łzami, a usta drżą jej tak bardzo, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Kciukami delikatnie przesuwam po jej skórze i ocieram kolejne słone krople, które po nich spływają. Jest w rozsypce.

Moja Lucy jest w kompletnej rozsypce.

– Lucy – powtarzam powoli i łagodnie jej imię. Patrzę jej prosto w oczy, szukając w nich odpowiedzi, ale znajduję w nich tylko... Ból. Bezkresny i głęboki ból, który sprawia, że wszystko w moim wnętrzu szaleje. – Co się stało? – pytam raz jeszcze. Jeśli ktoś miał czelność ją tknąć, jeśli tylko ktoś ją skrzywdził...

– Zabierz mnie stąd – wykrztusza łamiącym się głosem i zaciska w pięść kawałek mojej kurtki. – Proszę – szepcze. Unoszę wzrok ponad nią i rozglądam się, by upewnić się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją skrzywdzić. W końcu znowu wracam do niej spojrzeniem i bez zastanowienia ją obejmuję. Moja dłoń zaciska się na jej talii, przez co doskonale czuję, jak drży. Próbuje to zamaskować i nawet zaciska zęby, by znowu nie wybuchnąć płaczem, ale dostrzegam wszystko, co stara się ukryć. Nim zaprowadzam ją do samochodu, przyciągam ją do siebie, a ona chętnie wtula policzek w mój tors i sama się do mnie przytula. Obejmuję ją pewnie ramionami i chowam w nich, gotowy ukryć ją przed całym światem, jeśli byłaby taka potrzeba. Jednocześnie moje mięśnie się napinają, bo wiem, że jeśli w pobliżu jest człowieku, który jakkolwiek jej zagrażał lub zagraża... Rozpierdolę go na kawałki.

Po kilku sekundach Lucy niezdarnie się ode mnie odsuwa i ze wstydem ociera łzy. Ucieka ode mnie wzrokiem i robi wszystko, bym nie patrzył na jej zaczerwienioną twarz, a to rozwala mnie jeszcze bardziej, bo przecież nie jestem tu po to, żeby o cokolwiek ją osądzać. Chcę jej pomóc. Chcę... zapewnić ją, że już nie jest sama.

I więcej nie musi być.

– Chodź – polecam, łapiąc ją delikatnie za łokieć. Pociąga nosem i rusza do samochodu, a kiedy otwieram przed nią drzwi, z ulgą wchodzi do środka. Zamykam je i obchodzę auto, by zająć miejsce po drugiej stronie. Lucy drżącymi dłońmi zapina pas i chowa ręce pomiędzy kolanami. Wyjeżdżam z osiedla, a im dalej znajdujemy się od jej domu, tym spokojniejsze zaczyna brać oddechy. Zerkam na nią co chwilę, ale znowu mi umyka, jakby nie chciała pokazywać wszystkich swoich słabości. Myśl, która pojawia się w mojej głowie, sprawia, że czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.

ElitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz