Rozdział 25

15.4K 942 867
                                    

Wy jesteście aktywni, ja wrzucam w tym tygodniu jeszcze 2 lub 3 rozdziały. Deal?

Miłego czytania <3

***

– Nie – sprzeciwiam się od razu. Nie odrywam oczu od Remo, który powoli unosi głowę. Tętno mi przyspiesza i czuję, jak serce obija się o żebra. Przełykam ciężko ślinę, choć zasycha mi w gardle i w końcu piorunuję wzrokiem Marcusa. – On nie musi ci niczego udowadniać.

– Jest jeszcze nieświadoma tego, jakie panują tutaj zasady, prawda? – pyta Remo, kompletnie mnie ignorując. W przypływie odwagi robię krok w jego stronę.

– On nie będzie walczył – ucinam twardo.

– Lucy. – Marszczę brwi i przenoszę spojrzenie na Remo, który wygląda, jakby podjął już decyzję. Zaciskam zęby i po raz kolejny się sprzeciwiam. Nic sobie jednak z tego nie robi. Obraca się w moją stronę i spogląda mi prosto w oczy. – Zostaniesz tutaj – decyduje, a ja powoli zadzieram podbródek.

– Będziesz się naparzał jak jakiś idiota tylko po to, żeby... – urywam. – Co ty tak właściwie chcesz udowodnić? Przecież ty nawet...

– Lucy – przerywa mi cicho, ale dobitnie.

– Proszę cię – mówię nagląco. – Po prostu stąd wyjdźmy.

Spogląda na mnie tak, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że nawet jeśli wyjdziemy, mój los i tak zostanie przypieczętowany.

– Poradzę sobie – cedzę przez zęby i oglądam się na Marcusa. – Zawsze sobie radzę – dodaję.

– I właśnie dlatego tym razem nie zostaniesz z tym sama. – Zaciskam zęby, gdy odpowiada, patrząc mi prosto w oczy. Posyłam mu błagalne spojrzenie, ale kompletnie je ignoruje. Zamiast tego sięga dłońmi do karku i odpina swój srebrny łańcuszek. – Przypilnuj go, kiedy będę zajęty – mówi, sięga po moją rękę i przewiązuje łańcuszek dwa razy wokół mojego nadgarstka. W końcu go zapina i poprawia zawieszkę w kształcie krzyżyka, by była na środku. Przechodzi mnie dreszcz, gdy muska palcami moją skórę. Jeszcze raz spogląda mi w oczy, po czym wymija mnie i razem z Marcusem rusza w nieznanym mi kierunku. Już chcę za nimi pójść, gdy powstrzymuje mnie barman.

– Nie wpuszczą cię tam, gdy będzie przygotowywał się do walki – mówi, wycierając kufel piwa. – Jeszcze nie udowodnił, że do niego należysz.

Że do niego należysz.

Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy koduję te kilka słów.

– Ja do niego nie... – urywam, bo na ringu rozlega się ryk. Odwracam się i spoglądam na mężczyznę, który nieprzytomny uderza o ziemię. Walka dobiega końca.

Biorę wdech i czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Barman chyba dostrzega, że się stresuję, bo nalewa do kieliszka czystej wódki i przesuwa szkło po blacie.

– Na koszt firmy. Może choć trochę się rozluźnisz – mówi i delikatnie się uśmiecha. Patrzę na niego, po czym z wahaniem sięgam po kieliszek. Wypijam zawartość na raz, a ciesz pali mi gardło. Kiwam mu głową w podziękowaniu, choć nie czuję ulgi. Znowu obracam się w stronę ringu i zamieram, ponieważ Remo właśnie na niego wchodzi.

Świat wokół mnie na moment zamiera. Wszystko wokół mnie cichnie, gdy chłopak zatrzymuje się w rogu i odszukuje mnie wzrokiem wśród tłumu ludzi. Nie zdradza się mimiką twarzy, ale oboje patrzymy na siebie ułamek sekundy za długo. W końcu odrywa ode mnie spojrzenie i skupia się na przeciwniku, który również wchodzi na ring.

ElitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz