Rozdział 37

18.6K 896 425
                                    

Zostaję w mieszkaniu Remo na całą noc i ponownie budzę się w jego łóżku z samego rana. O tym, co działo się między nami kilka godzin wcześniej po rozmowie chyba nie chcę myśleć, jednak, kiedy wchodzę do kuchni w jego czarnej koszulce, moje policzki oblewają się gorącym rumieńcem. Remo opiera się o kuchenną wyspę w szarych dresach, nagą klatką piersiową i z kubkiem w ręku. Kiedy przypominam sobie, w jaki sposób jego mięśnie napinały się wczoraj, speszona odwracam wzrok, a on lekko się uśmiecha. Ma zmierzwione włosy i przygląda mi się tak intensywnie, że nie potrafię go ignorować.

         – Wyspałaś się? – pyta, jakby nigdy nic i bierze łyk kawy. Biorę wdech i ostrożnie do niego podchodzę.

         – Muszę wrócić do domu – przyznaję cicho, nie odpowiadając na jego pytanie. – Może w jakiś sposób... może w jakiś sposób uda odzyskać mi się te pieniądze. Poza tym nie mogę spędzać tutaj czasu non stop i ukrywać się przed rodzicami, i zabójcą. Mam szkołę – przypominam i przygryzam nerwowo wargę, spoglądając na zegarek. – Właśnie zaczęła się biologia – mamroczę, gdy wskazówka zegara przesuwa się na ósmą piętnaście.

         W odpowiedzi chłopak sięga po moją dłoń i przykłada ją do swojego policzka. Nim wstałam, zdążył zgolić kilkudniowy zarost i jego skóra na policzku jest przyjemnie gładka. Patrzy mi głęboko w oczy, po czym muska ustami każdy mój palec, a mnie przechodzi przyjemny dreszcz. W klatce piersiowej czuję ciepło, które jedynie nabiera na sile.

         – Możesz zostać tutaj, ile tylko chcesz – mówi. Nie zakazuje mi wyjść. Dobrze wie, że nie zatrzyma mnie tutaj siłą, ale cień, który przemyka przez jego twarz, podpowiada mi, że nie ma ochoty, bym wychodziła. A już szczególnie, żebym wróciła do domu rodzinnego.

         – Wiem. – Uśmiecham się delikatnie. – Dziękuję.

         Odsuwam dłoń i przez moment jeszcze na niego patrzę, niepewna, co powinnam zrobić. Remo spodziewa się po mnie jakiegoś ruchu, ale chyba nie takiego, jaki wykonuję, gdy sięgam po kubek z jego kawą i go sobie przywłaszczam. Biorę spory łyk, patrząc mu bezczelnie prosto w oczy, na co cmoka trzy razy językiem z udawaną dezaprobatą.

         – Wystarczy poprosić, Lucy – komentuje i lekko unosi brew, gdy biorę łyk po raz kolejny. – Jak to możliwe, że wydajesz się taka niewinna, a ukrywa się w tobie istny demon? – pyta, oczywiście tylko się drocząc, a ja zasłaniam połowę twarzy kubkiem, by ukryć uśmiech, który rozkwita na moich wargach.

         Jest po prostu... normalnie. Przyjemnie spokojnie, tak, jakby od teraz każdy poranek miał w ten sposób wyglądać. A przecież oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że spokój nigdy nie może trwać wiecznie.

         Szczególnie w naszym przypadku.

         – Właśnie dlatego tak bardzo mnie lubisz – przypominam mu, a Remo już otwiera usta, by mnie poprawić. Zamiera jednak i po chwili zmusza się do kolejnego uśmiechu.

         – Z grzeczności nie będę wyprowadzać cię z błędu. A teraz oddaj to. – Odbiera mi kubek, podchodząc od tyłu. Niespodziewanie druga jego dłoń ląduje na moim biodrze i chłopak przyciąga mnie do siebie gwałtownie, tak, że z mojego gardła ucieka cichy pisk. Jestem teraz uwięziona między wyspą kuchenną, a chłopakiem, który nachyla się i gorącym powietrzem dmucha prosto we fragment mojej szyi. Kurczowo zaciskam palce na kubku i parskam. – Oddawaj – powtarza rozkaz, a ja kulę się. Jego palce przesuwają się prosto na mój brzuch i przebiegają po moich żebrach, sprawiając, że nie mogę powstrzymać kolejnego parsknięcia.

         – Już! – kapituluję, odkładając kubek na blat i ze śmiechem próbuję się uwolnić. – Już oddałam! Zostaw! – wołam z rozbawieniem, gdy nagle odwraca mnie w swoją stronę. Patrzę na niego z uśmiechem, a w tym samym momencie spogląda na moje wargi i wygłodniale się w nie wpija. Zarzucam mu ręce na kark i wypuszczam pełne zadowolenia westchnienie, gdy obejmuje mnie i przyciska do blatu. Jego usta smakują kawą i znów... wolnością. Uwielbiam to. Uwielbiam to, że przy nim problemy nie mają żadnego znaczenia. Spędzając z nim czas, po prostu odgradzam się od rzeczywistości. To wtedy wokół mnie istnieje bezpieczna przystań, do której zawsze mogę wrócić.

ElitaWhere stories live. Discover now