Rozdział 43

15.3K 924 289
                                    

Wracam do domu i jeszcze w ubraniu kładę się do łóżka. Zasypiam od razu po zamknięciu oczu, nie przejmując się przykrywaniem kołdrą. Jestem na tyle zmęczona, że w ciągu dwóch godzin snu nic mi się nie śni. Przebudzam się dopiero, kiedy na schodach prowadzących na piętro rozlegają się głośne, ciężkie kroki.

         Podrywam głowę z poduszki, gdy drzwi od mojego pokoju gwałtownie się otwierają. Oddech mi przyspiesza i spoglądam na swojego ojca szeroko otwartymi oczami. Patrzy prosto na mnie. Jego palce zaciskają się na klamce drzwi, ale nieruchomieje tylko na kilka sekund. Lustruje mnie wzrokiem, jakby w zamyśleniu. W tym czasie ja podnoszę się z miejsca i wstaję, przygotowana na atak z jego strony.

         – Kiedy zamierzałaś się tym pochwalić, co? – pyta nagle cichym, zachrypniętym głosem i robi krok w moją stronę. Biorę ostrożny wdech.

         – O czym? – pytam szeptem i utrzymuję dzielącą nas odległość. Przyszedł w sprawie Remo?

         – Nie udawaj głupiej – ostrzega mnie i zaciska zęby. Mam mętlik w głowie. Nie wiem, o czym się dowiedział. O narkotykach? O mojej ostatniej kłótni z matką? – Wiesz, co powiedział mi wczoraj policjant, który był na bankiecie?

         Tętno mi przyspiesza, gdy rusza w moją stronę. Mam ochotę zamknąć oczy i wmówić sobie, że to tylko koszmar w mojej głowie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.

         Uderzam plecami o ścianę i moja droga ucieczki na tym się kończy. Mój ojciec ma pełne pole do popisu. Przełykam ciężko ślinę.

         – Nie zbliżaj się – mówię szorstko. Moje słowa wyraźnie go bawią, bo przez moment na jego twarzy pojawia się uśmiech. Pokonuje dzielącą nas odległość i łapie mój podbródek, bym spojrzała mu prosto w oczy. Próbuję się wyrwać, ale jest silniejszy.

         – Powiedział, że moja cholerna córka wybywa co weekend do innych miast i bierze udział w pierdolonych, nielegalnych wyścigach – warczy, a jego palce mocniej zaciskają się na mojej szczęce. Blednę, wpatrując się w jego wypełnione furią oczy. – I nawet nie próbuj mnie okłamywać – dodaje, gdy rozchylam usta, by się odezwać.

         – Zostaw mnie – mówię, próbując go od siebie odepchnąć. Jest jednak nieugięty, twardo utrzymuje się na nogach i szarpnięciem przyciąga mnie do siebie. Czuję na policzku jego ciepły oddech.

         – Zgotuję ci takie piekło, Lucy – szepcze prosto do mojego ucha. – Takie piekło, że może w końcu przestaniesz zachowywać się jak ostatnia szmata.

         I uderza mnie otwartą dłonią prosto w twarz, a piekący ból rozprowadza się po całym moim policzku. Zaciskam usta i wyrywam się, ale przyciska mnie do ściany i łapie za gardło.

         – Ile można się starać, żebyś zachowywała się odpowiednio, skoro za każdym razem dzieje się to samo? – pyta ostrym głosem. Wbijam paznokcie w jego dłonie, chwytając łapczywie powietrze, które próbuje mi odciąć. Zaczynamy się szamotać. W moich żyłach płynie adrenalina i czysta desperacja do ucieczki. Tylko dzięki niej odnajduję siłę, by próbować się uwolnić. Próbuję uderzyć go w krocze, żeby mnie puścił, ale szybko przewiduje moje ruchy. Jednym szarpnięciem pociąga mnie do przodu i rzuca prosto na ziemię. Nie krzyczę, kiedy moje kolana zderzają się z twardą nawierzchnią, ale w tym samym momencie kopie mnie prosto w brzuch. Powietrze ucieka mi z płuc, oczy zachodzą mi łzami i podnoszę się na drżących ramionach. Jak najdalej od niego, myślę, podnosząc się powoli z podłogi. Jak najdalej od niego, powtarzam, ale mężczyzna nie zamierza mi na to pozwolić.

         Łapie mnie za włosy, podciąga i pięścią trafia w mój nos. Zachłystuję się powietrzem i krwią, która wypełnia moje usta i ciurkiem zaczyna spływać po mojej brodzie. Mój ojciec na tym nie poprzestaje. Podciąga mnie, a ja syczę z bólu i dalej się szarpię, tylko po to, by uderzył mnie po raz kolejny. Zginam się wpół, gdy przed moimi oczami robi się ciemno i jasno jednocześnie. Szczęka pali mnie żywym ogniem i muszę przełknąć krew, by wziąć kolejny oddech.

         – Puszczaj – chrypię, wyrywając się. – Puszczaj – powtarzam.

         Jestem tak cholernie żałosna.

         Nie mogę się uwolnić i ta myśl boli jeszcze bardziej niż pięść wbita prosto w mój brzuch. Zagryzam usta, by nie krzyczeć z bólu, choć łzy już spływają po moich policzkach. Mężczyzna ciska mnie na ziemię, a mi o wiele więcej czasu zajmuje się pozbieranie się z niej. Wykorzystuje to i kopie mnie w brzuch, po chwili w plecy. Drapię paznokciami podłogę, z mojego gardła wyrywa się szloch i kulę się, żeby choć odrobinę obronić się przed ciosami. Na moim ojcu nie robi to żadnego wrażenia. Okłada mnie raz za razem, aż spomiędzy moich ust wyrywa się krzyk, krew i łzy zalewają mi twarz, a ból ogarnia całe moje ciało. Pali mnie każda komórka, tak mocno, że nie jestem w stanie się poruszyć.

         Kiedy po raz kolejny uderza mnie w głowę, tracę przytomność.

***

Budzę się w poskromionym w ciemności pokoju. Wraz z pierwszym, świadomym oddechem całe moje ciało płonie w sprzeciwie. Otwieram jedno oko, bo drugie jest zbyt spuchnięte, bym mogła cokolwiek przez nie dojrzeć. Próbuję przełknąć ślinę, ale w gardle czuję jedynie smak krwi. Delikatnie poruszam dłonią, by zorientować się, gdzie dokładnie jestem.

         Nadal leżę na ziemi, która jest brudna od mojej własnej krwi.

         Jedno kiwnięcie palcem sprawia, że moje oczy znowu wypełniają się łzami. Staram się poruszyć, podnieść, zrobić cokolwiek zamiast leżenia na podłodze, ale nie mogę. Z każdym kolejnym ruchem ból staje się coraz gorszy. Nawet zwinięcie się w kłębek wydaje się niemożliwe. Mogę jedynie... Leżeć, płakać, czekać na... Na co tak właściwie? Na koniec tej męki?

         W domu panuje całkowita cisza. Kiedy obracam się na plecy, obraz rozmazuje mi się przed oczami i muszę zagryźć usta, by nie wydać się głośnym krzykiem. Nie mogę wstać. Nie wiem, czy coś mam złamane, czy pęknięte, czy tylko potłuczone. Nie wiem, która jest godzina, jaki mamy dzień, ile minęło od mojej konfrontacji z ojcem. Leżę całkowicie nieruchomo i wbijam wzrok w ciemność.

         Czy moja siostra w ten sam sposób czekała na śmierć? Czy towarzyszył jej tak wielki ból, którego nie potrafiła znieść? O czym wtedy myślała? Bała się? A może była przygotowana?

         Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale jedno wiem na pewno. W tym momencie jesteśmy do siebie podobne bardziej niż bym tego chciała. Może wręcz identyczne.

         I może skończymy w ten sam sposób.

#elitaNA

ElitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz