Wieś niedaleko Monachium
Przewrócił się na drugi bok, wyszukując swojej małżonki. Jednak zamiast natrafić na jej ciepłe ciało, czuł pustą pościel. Chłodną. Otworzył sennie oczy i utwierdził się w przekonaniu, że Jagna już nie spała. Podniósł się i rozejrzał po sypialni - był sam. Nawet na święta nie da sobie odetchnąć... Odrzucił kołdrę i koc, wstał, narzucił na ramiona futro i wyszedł. Na korytarzu od razu uderzył go zapach czegoś smacznego. Zawędrował do kuchni i przystanął w progu, widząc, kto tam się krząta. Oparł się barkiem o framugę.
Jagna pichciła coś zawzięcie, mamrocząc do siebie pod nosem. Wciąż miała na sobie nocny strój, jednak w pasie przewiązała sobie fartuszek, który dostała od Hanki. Rude pukle związała w niedbały kok, żeby jej nie przeszkadzały. W powietrzu unosił się słodki zapach miodu i czegoś jeszcze. Zaciągnął się nim z lubością, ciesząc oczy pięknym widokiem. Wszedł do kuchni, gdzie po przeciwnej stronie od pieca, szafek i innych mebli wisiało pranie. Odgłos kroków wyrwał rudowłosą z amoku i wtedy dostrzegła obecność męża. Podszedł do niej i, obejmując w pasie, ucałował w głowę.
- Co takiego gotujesz?
- Placki - oznajmiła z dumą - Greta mnie nauczyła. Właśnie miałam cię budzić.
- Pachną cudownie - szepnął, zamierzając odciągnąć ją od gotowania.
Zaczął muskać jej szyję ustami, ale skutecznie uciekała od pieszczot.
- Wytrzymaj do jutra - poprosiła - Jest jeszcze Adwent.
- To tylko jeden dzień...
- Właśnie - odwróciła się do niego przodem - Pomożesz mi poroznosić kołacze dla mieszkańców. Jeden dzień minie jak mrugnięcie okiem - uśmiechnęła się do niego.
- Kołacze? - zmarszczył czoło.
- Coś słodkiego na święta od pani Wilhelmowej.
- Czy ja też dostanę od niej coś słodkiego? - szepnął, zbliżając do niej twarz.
- Jak zasłużysz...
Nie zdołała się uchronić od pocałunku. Pozwoliła jednak tylko na jeden.
- Idź już usiąść. Zaraz podam śniadanie.
***
Nie pozwolił jej ciągnąć sanek z pakunkami. Oprócz kołaczy, Jagna podarowała każdej rodzinie zestaw słomianych ozdób do powieszenia na iglastym drzewku, które ozdabiało każdy świąteczny dom. Polubiła tę tradycję. U nich, w głównej izbie, drzewko już stało i czekało na ozdoby. Jagna chciała je ustroić w Wigilię.
Śnieg skrzypiał pod ich stopami, gdy zmierzali do ostatnich domostw. Maciejówna uparła się, że koniecznie chce zajrzeć do konia, któremu przy poprzedniej wizycie pomogła. Wieść o dobrych panach, którzy rozdawali prezenty na święta, zdążyła się rozejść i rzeczony mężczyzna powitał ich już od progu. Weszli na moment do środka. Jagnie serce się ściskało, gdy widziała, w jakich warunkach muszą żyć i to przy srogiej zimie.
- Jak się miewa wasz koń? - zapytała, nie mogąc już wytrzymać z ciekawości.
- Ah, wspaniale! Twoje zioła, pani, bardzo pomogły. Teraz nawet z większą werwą pracuje.
- Mogę go zobaczyć?
Mężczyzna zaraz zaprowadził Jagnę do stajni, gdzie stał ogier. Wilhelm został w środku, w towarzystwie żony gospodarza i trójki dzieci.
- Cudowną macie małżonkę, panie Wilhelmie - powiedziała z uśmiechem - Dobra z niej kobieta.
- Bardzo dobra - pokiwał głową, lekko się uśmiechając.
![](https://img.wattpad.com/cover/333440187-288-k790754.jpg)
CZYTASZ
Córka Koniuszego
Historical Fiction🐴 I tom przygód Jagny Maciejówny 🐴 - Puść ją - powiedział, widząc jak jego małżonka się męczy - Przecież w stajni jest grzeczna. - Ale to nie dom. Jeszcze, nie daj Bóg, gdzieś mi ucieknie albo wstydu narobi. - Nie narobi - zapewnił, wyciągając d...