51. (18+)

101 4 15
                                    

Kraków

Zostawił Jagnę pod opieką Machny i z samego rana poszedł na zamek, by porozmawiać z teściem. Posłał spotkanego sługę, by zawiadomił Macieja o mężczyźnie, który chciałby zamienić z nim parę słów. Koniuszy bynajmniej nie spodziewał się zięcia, ale też nie podejrzewał, w jakim tonie będzie odbywała się rozmowa.

- Witaj, Wilhelmie - przywitał go, wycierając ręce o szmatkę - Co cię do mnie sprowadza?

- Jagna wróciła wczoraj z płaczem - zaczął, niby to niezobowiązująco - Jeśli dobrze pamiętam, widziała się z panem. Wie pan coś na ten temat? - zbliżył się kilka kroków.

Maciej uniósł odrobinę głowę.

- Sugerujesz mi coś?

- Bynajmniej. Myślałem, że mój ojciec jest okropny, ale najwidoczniej się pomyliłem.

Czuł jak kotłowała się w nim wściekłość i tylko cudem jeszcze nie rzucił się na rozmówcę.

- Zważ, co mówisz i do kogo.

- Zważam. Jednak nie mogę przejść obojętnie obok płaczącej żony. I nie ważne, czy tym, kto ją zranił będzie mały dzieciak, papież czy jej własny ojciec. Musi ponieść konsekwencje.

- Pobijesz mnie za to? - uniósł brew.

Wilhelm pamiętał jak przy rozmowie o ślubie obawiał się Macieja. Teraz czuł się na równi.

- Nie. Chcę tylko, żeby pan wiedział, że tęskniła za panem. Za Krakowem. Za swoimi obowiązkami. Nie mówiła mi tego, ale widziałem to w jej oczach. Na początku nie miała lekko. I nadal walczy o swoje. Chciałem, żeby tutaj od tego wszystkiego odpoczęła, spotkała się z rodziną i przyjaciółmi. Żeby spędziła miło czas. Tymczasem spotkało ją tutaj jeszcze większe rozczarowanie, niż w Monachium.

- Co to znaczy, że walczy o swoje? - wtrącił się - Obiecałeś, że o nią zadbasz.

- I dbam. Najlepiej jak potrafię. Ale nie odwracaj teraz kota ogonem, panie. Zawiodła się na panu. I ja również.

- Życie nie zawsze toczy się tak jak byśmy tego chcieli.

- Zatem czemu Jagna ma być za to karana?

- Nikt jej nie karze. Nie miałem też zamiaru jej o tym mówić. Sama się dowiedziała.

- W ogóle nie przypomina pan tego człowieka, którego prosiłem o jej rękę.

Maciej wypuścił sfrustrowany powietrze i podszedł do Wilhelma.

- Możesz mnie obwiniać. Doceń jednak, że pozwoliłem córce iść za głosem serca. Twój ojciec nie jest dla ciebie taki łaskawy.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając zdezorientowanego Wilhelma samego.

***

Gdy obudziła się przed południem, okazało się, że Wilhelma nie było. Machna wyjaśniła, że musiał wyjść coś załatwić, ale niedługo wróci. Zastanawiało ją, co takiego jej mąż dzień po przyjeździe mógł mieć do załatwienia w Krakowie, ale myśli błądziły w zupełnie innym świecie - wokół ojca. Żeby je wygonić, postanowiła wybrać się na spacer po mieście.

Spotykała po drodze znajome osoby, nawiązywała krótką rozmowę, ale robiła to wyłącznie z grzeczności. Nie tryskała energią ani chęciami do wesołych pogawędek o tym jak jej się w życiu powodzi. Zbywała znajomych kiepskimi wymówkami i znikała w tłumie. Zatrzymała się akurat przy jednym z kramów, gdy zobaczył ją ktoś, kogo najmniej się tutaj spodziewała.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now