41.

60 4 10
                                    

Monachium

Nie miała zbyt wielu rzeczy do zrobienia. Mogła zostać w domu i haftować, ale emocje po poprzednim dniu wciąż nie opadły i bała się pokłutych palców. Na przejażdżkę też nie mogła się wybrać. Wolała nie ryzykować kolejnego upadku. Na zamek też nie miała ochoty iść. Ale nic innego jej nie pozostało.

Minęła bramę, już z mniejszym strachem i przecięła dziedziniec. Znów czuła uważne spojrzenia i słyszała szepty, ale gdy tylko usłyszała rżenie konia, straciła nimi zainteresowanie. Dobiegało wyraźnie z drugiego placu. Od razu przyspieszyła kroku, byleby zobaczyć, co się dzieje. Minęła bramę i dostrzegła dwójkę mężczyzn z karym koniem. Wiercił się, ale ilekroć stawiał cztery nogi na gruncie, zmieniał pozycję. Kulawy... Na pewno... Ruszyła pewnie w ich stronę, w duchu wyklinając dobór sukni.

- Co się dzieje? - zapytała, stając przy jednym z nich.

Ten obejrzał się na nią i nie ukrył zdziwienia jej widokiem. Początkowo nie zareagował, tylko skupił się na swoim towarzyszu, który usilnie próbował uspokoić konia. Ten jednak ani myślał stać w miejscu.

- Coś go boli, nie widzisz, panie? - wskazała na zwierzę dłonią.

- Co ma go boleć? Udaje, żeby nie pracować - odezwał się w końcu, machając lekceważąco dłonią.

- Ja sprawdzę.

Mężczyzna wybałuszył oczy i aż zwrócił się w jej stronę.

- Ten koń zabije cię jednym machnięciem kopyta. Wróć do siebie i zajmij się haftem.

Jagna zacisnęła pięści i szczękę.

- Spróbuję - uniosła podbródek.

Mężczyzna uniósł brew.

- Karl! - zawołał na swojego towarzysza - Ta panienka chciałaby obejrzeć tego konia.

Karl zastygł, patrząc w szoku na rudowłosą. Koń też musiał być zaskoczony, bo uspokoił się na moment. Jagna wykorzystała ten moment i podeszła do zwierzęcia, uprzednio się z nim witając. Nie musiała się zbytnio wysilać, żeby dostrzec, że wyraźnie odciąża lewą tylną nogę. Tam zaraz się skierowała. Zerkając na niego przez ramię, poprosiła, by ją podał. Nie był zbyt chętny, początkowo wyrzucił ją w tył, ale Jagna zdołała ją przytrzymać i w końcu zajrzała na spód kopyta. Od razu rzuciła jej się w oczy wyciekająca ropa i przegnita rana pod podkową.

- On kuleje - oznajmiła - Ma przebite kopyto.

Mężczyzna wymienił się spojrzeniami z Karlem. Chłopak wzruszył ramionami, ale nie mogło ujść uwadze, że zainteresowały go jej słowa. Niemiec podszedł do Jagny i również obejrzał kopyto. Wytrzeszczył oczy na widok paskudnej rany.

- Coś dostało się pod podkowę i przebiło kopyto. Nie zwróciliście na to uwagi i rana zaczęła ropnieć.

- To... Niemożliwe.

- A jednak. Macie tu gdzieś kowala? Musi zdjąć podkowę.

- Mamy cęgi. Zdołam ją zdjąć.

- To idź - poleciła twardo - Nie traćmy czasu.

Niemiec prędko pobiegł do stajni. Koń niecierpliwie machnął nogą, ale Maciejówna nie pozwoliła mu jej wyrwać.

- Jeszcze chwilka, kochany - powiedziała do niego łagodnie.

Po chwili wrócił mężczyzna z cęgami i wyjął podkowę. Kamień, który uszkodził kopyto, wypadł razem z nią. Oboje skrzywili się na widok uszkodzeń, jakich narobił.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz