24.

75 5 4
                                    

Kraków

Dzień ślubu Grzymka i Bogny zbliżał się wielkimi krokami. Jagna, między swoimi obowiązkami, została wciągnięta przez pannę młodą w przygotowania. Dała się nawet namówić na nową sukienkę, specjalnie na tą okazję. Cały harmider, który panował w związku ze ślubem jej najlepszego przyjaciela, zmusił Jagnę do kolejnych przemyśleń na temat jej przyszłości. Andrzej jeszcze nie wrócił, ojciec też nie poruszał tego tematu. Bała się, że w pewnym momencie przyjdzie do niej i oznajmi, że małżeństwo z Janem jest nieuniknione i nie ma zamiaru oddać jej swojej posady. Gdy nachodziły ją te myśli, biegła prędko na wybieg do Erstera i siedziała z nim długi, długi czas. Ogierek, coraz większy, kładł się na ziemi i chował głowę w jej nogach, cierpliwie wysłuchując żalów swojej pani. Była bardzo wdzięczna królowi za nagrodę.

- Król cię szanuje - skomentował Maciej, gdy mu o tym powiedziała - Można nawet powiedzieć, że ci go podarował.

Ta myśl zakiełkowała w jej głowie pomysł, by wykupić Erstera i zajeździć go na własną rękę. Było to bardzo ryzykowne, ale Jagna chciała w końcu poczuć się jak pełnoprawny koniuszy i pokazać ojcu, że nadaje się do tej pracy.

Gdy przesiadywała u ogierka, by uspokoić głowę, jej myśli mimowolnie płynęły w stronę pewnego rodzaju ojca chrzestnego rudzielca - Wilhelma. Ciągle myślała o nim i jego prezencie. Tak naprawdę o wszystkich chwilach, które spędziła w jego towarzystwie. O jego głosie. O brązowych oczach. O kręconych włosach. O dużych, ciepłych dłoniach. Dłoniach na jej ciele. Ustach na ustach. Pomieszanych oddechach. Gorących oddechach, który powodował na jej ciele gęsią skórkę. Delikatnym, a zarazem pożądliwym dotyku. Łaskoczącym trzewia szepcie. Miękkim głosie... Naprawdę miała nadzieję, że jeszcze się spotkają. Śniła o nim. Zawsze potem budziła się z rumieńcami i motylkami w żołądku. Czekała na niego, wciąż czekała. Tak jak ją poprosił.

***

Kilka dni później

Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, ciągle znajdując jakieś mankamenty swojego wyglądu. To pognieciona spódnica, to fałdy na gorsecie, odstający kosmyk, brud na pończosze... Za chwilę musieli wychodzić, a ona ani trochę nie czuła się gotowa. Sukienka miała prosty krój - sięgała prawie do ziemi, rękawy lekko zasłaniały przeguby. Krawędzie na spodzie, rękawkach i dekolcie ozdobiono srebrnymi tasiemkami. Wiązanie z przodu sięgało do pasa, ale zaciągnęła je tak, że nie uwydatniało nic. Na nogi nasunęła pończochy, a na stopy wzzuła najwygodniejsze buty, jakie miała. Część włosów spięła z tyłu, a na szyi zawiesiła najpiękniejszą ozdobę, jaką miała w swoich rzeczach - prezent od Wilhelma.

- Gotowa?

Do izby wszedł Maciej i przystanął w progu, lustrując wzrokiem córkę. Wziął drżący wdech na jej widok. Serce mu się ścisnęło. Tak bardzo przypominała teraz Annę. Zamknął cicho drzwi i zbliżył się do niej. Jagna dalej była skupiona na wygładzaniu materiału i poprawianiu niedoskonałości.

- Ślicznie wyglądasz - powiedział.

- Spójrz tu - pokazała marszczenie w talii - Nie chce się wyprostować - sarknęła.

Uporczywie starała się poprawić sukienkę, ale ta ciągle się wygniatała. Maciej wywrócił oczami i podszedł do niej.

- Pokaż.

Rudowłosa odwróciła się do niego przodem. Koniuszy zilustrował wzrokiem strój córki i zajął się wiązaniami z przodu. Poprawił sznureczek, wiążąc go tak, że spod spodu delikatnie wyłaniało się białe giezło. Chciał, by wyglądała pięknie, ale bez przesady. Karczma będzie pełna ludzi. Pijanych ludzi. Nie miał zamiaru mordować wzorkiem, bądź pięściami, mężczyzn, którzy łakomym wzorkiem będą pożerać dekolt jego córki.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now