Cóż, trudno sobie wyobrazić, że jeszcze trzydzieści lat temu wszystko było normalne. Pracujący w dziale muzycznym Samuel starał się uwierzyć w to, że wcale nie czuje nic do pracującej razem z nim Susie, a mały, uśmiechnięty diabełek istniejący tylko w czarno-białej kreskówce nie chciał przyznać się do tego, że dwa razy wyższy od niego anioł zamieszał mu w jego rogatej głowie. Jednak teraz dużo się pozmieniało. Joemu zawsze nie pasowało coś zarówno w narysowanej przez Henrego postaci Alice Angel, jak i w podkładającej jej głos aktorce. Susie uwielbiała śpiewać piosenki do czarno-białego show dla dzieci, czuła, jakby kreskówkowa rogata anielica była częścią jej samej. Bendy nigdy nie prosił się o danie mu życia. Może nie byłoby jeszcze aż tak źle, gdyby nie fakt, że nie miał zbyt dużo do powiedzenia, głównie sterowany przez kreatora. Sammy zawsze bał się rozmyślać zbyt dużo nad niektórymi sprawami, by nie uwierzyć czasami w błędny, wykreowany przez samego siebie obraz świata. Czemu więc w końcu na to pozwolił? Alice chciała być po prostu znowu piękna, nie ważne, za jaką cenę. A Henry po prostu starał się przeżyć. "Drogi Henry, Czuję jakby wieczność minęła odkąd wspólnie pracowaliśmy nad kreskówkami. Trzydzieści lat naprawdę szybko umknęło, nieprawdaż? Jeżeli znów będziesz w mieście to koniecznie wpadnij do starego warsztatu. Jest tutaj coś, co muszę Ci pokazać. Twój najlepszy przyjaciel Joey Drew