28 luty 1978
Wracaliśmy z Elijah z polowania. Byliśmy wcześniej też u Paige, naszej chrześnicy. Trafiła w bardzo dobre ręce. Jej rodzice są bardzo mili. Kiedy się dowiedzieli, kim jesteśmy dla małej, to od razu pozwolili się z nią spotykać nawet 3 razy w tygodniu. Obejmował mnie ramieniem i chichotaliśmy z pewnej sytuacji, co Prue nam powiedziała.
- O nie, nasze dzieci nie będą się tak nazywać. Tort może być, ale nie zgadza się na Ronalda i Emily? - zaśmiałam się.
- A to niby czemu? To bardzo oryginalne imiona. Musisz sama to przyznać. - odparł również ze śmiechem Elijah. - A już zwłaszcza Ronald. Brzmi tak bajecznie i magicznie. Czyżby ciocia nie wierzyła w magię imion
- Nie, bo wierzę w inną magię a nie bajeczki - odparłam zgodnie z prawdą.
W połowie drogi poczuliśmy, że ktoś nas obserwuje. Wymieniliśmy między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Przyspieszyliśmy kroku i rozglądaliśmy się uważnie. Po 3 minutach byliśmy przy naszej chatce i wtedy ich zobaczyłam. Przyszło rodzeństwo Jelenia oprócz Kol'a. Cicho westchnęłam i podeszłam do nich.
- Witajcie. Co was do mnie sprowadza po 300 latach nieobecności? - spytałam obojętnie chowając ręce do kieszeni spodni.
- Przyszliśmy ciebie odwiedzić i przeprosić za to, że ciebie zostawiliśmy nie zostawiając żadnej wiadomości dla ciebie. Po prostu... Wybacz nam, proszę - powiedziała Frey'a. - Na swoje usprawiedliwienie powiem, że szukałam ciebie 40 lat.
- Ja szukałem wraz z Bekhą 30 lat. - dodał Finn.
- Przynieśliśmy też wino na przeprosiny. - rzekła Bekha wyciągając alkohol z torby.
Spojrzałam zamyślona na Elijah, on na mnie. Po chwili wzruszył ramionami.
- A to wino chociaż dobre? - spytałam otwierając drzwi - Zapraszam.
Bekha szczęśliwa się do mnie przytuliła i weszła do środka. Jej rodzeństwo też się do mnie przytuliło i weszliśmy do środka. Jeleń wyciągnął kieliszki, Finn otworzył wino i zaczęliśmy powoli rozmawiać jak za dawnych lat. Oczywiście Bekha interesowała się sukienkami ze wszystkich wieków, Frey'a książkami o tematyce magicznej. Siedziałam z chłopakami przy stole i rozmawialiśmy na różne tematy.
- To trochę niesprawiedliwe, że opiekowałaś się tylko kobietami z tego rodu. Przecież też są mężczyźni i też mogą być czarodziejami - powiedział oburzony Finn.
- Też byli mężczyźni, ale bardzo mało. Szkoda, bo jaki jedyni słuchali za pierwszym razem moich rad i szybciej nauczyli się kontrolować moc - odparłam upijając duży łyk wina.
- Dobra, koniec tego gadania, pokazuj ten jej podpis - zażądała Bekha odwieszając ostrożnie jedną moją suknię.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ściągnęłam bransoletki i czerwoną chustę okazując jej ładny i staranny podpis "Melinda Warren". Finn dotknął jej i syknął biorąc dłoń.
- To jednak werbena. - odparł.
- Faktycznie ci się poszczęściło, kochanie - powiedział Nik wznosząc z uznaniem kielich.
Elijah chrząknął ostrzegawczo. Zaczyna być zazdrosny. Upiłam łyk i nagle coś dziwnie serce mnie zabolało,że się skuliłam i chwyciłam za pierś.
- Dobrze się czujesz? - spytał przerażony Elijah.
- Nie wiem. Serce mnie zabolało, jakbym kogoś bardzo bliskiego straciła - przyznałam.
Nagle zobaczyłam coś strasznego w kącie chatki. Zobaczyłam ducha Patty. Uśmiechała się do mnie i powiedziała.
- Do zobaczenia, Venico. Siostro i najlepsza przyjaciółko.
Po tych słowach zniknęła.
- Patty. Tylko nie to. - szepnęłam przerażona.
Szybko wybiegłam z chatki i pognałam tam, gdzie nogi i serce mnie prowadziło. Czułam, że sama tam nie była, tylko z jedną z córek. To na pewno była Prue. Czułam to. Słyszałam zapłakany głos Prue i głosy policjantów jak rozmawia z właścicielką campingu. Po 3 minutach byłam w Camp Skylark. Było tu dużo policjantów i karetka. Szybko odnalazłam Prue i podeszłam do niej. Zauważyła mnie i podbiegła płacząc.
- Ciociu, mamę coś zaatakowało. Chyba woda - wyłkała przytulając się do mnie.
- Ci, skarbie. Wszystko będzie dobrze. Już nie płacz - szepnęłam całując ją w policzek. - Zostań tutaj z wujkiem Elijah, dobrze, za chwilę przyjdę.
Kiwnęła głową i rzuciła się w ramiona Jelenia. Była tutaj też reszta gości. Podeszłam do policjanta, który kończył rozmawiać z właścicielką.
- Przepraszam, ale jestem kuzynką Patricii Halliwell. Co się stało? - spytałam przejęta.
- Cóż, właścicielka widziała jak przybiegła do niej córka tej kobiety. Mówiła coś, że woda ją zaatakowała i udusiła. Wiadomo, że dzieci mają bardzo bujną wyobraźnię. Podejrzewamy, że wpadła do wody i utonęła. - wyjaśnił policjant - Skąd się tu pani wzięła? Nie widziałem panią tu wcześniej?
- Szybko biegam - skłamałam - Byłam z nią bardzo związana i poczułam, że jest coś nie tak. Mam bardzo dobrze rozwinięty instynkt.
- Niestety, sprawdził się tym razem - przyznał współczującym tonem - Proszę się pożegnać z kuzynką - dodał wskazując na most.
Tam pielęgniarze pakowali jej ciało do worka. Podeszłam ta powoli i na drżących nogach. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam ją. Cała sina na twarzy. Nic nie czułam. Ani krwi, ani bicia serca. Istna cisza. Kucnęłam obok niej i głaskałam po mokrych włosach.
- Tak mi przykro, Patricio. Obiecuję, że zaopiekuję się dziewczynkami najlepiej jak tylko umiem. I to wszystkimi. Masz moje słowo - szepnęłam płacząc.
Pocałowałam ją w zimne czoło i wstałam w klęczek Freya delikatnie mnie objęła i poprowadziła do reszty.
Po 4 godzinach Penny przyszła do mojego domku odebrać małą. Też była załamana i bardzo płakała. Przyszła sama. Dzieci zostawiła z Victorem. Popatrzyła na mnie smutno i mocno przytuliła. Obie płakałyśmy, a Prue siedziała cichutko na ławce ze spuszczoną główką. Po 10 minutach się ogarnęłyśmy i poszły do domu. Weszłam do chatki i usiadłam załamana przy stole. Reszta siedziała cicho.
- To była moja najlepsza podopieczna. Zawsze chętnie słuchała moich opowieści z dawnych lat, moich zasad dotyczących jej mocy. Kiedy byłam smutna wiedziała jak mnie pocieszyć i na odwrót. Cieszyła się, ze zaakceptowałam jej związek z Vicotrem, a ona, że jestem z tobą - rzekłam zerkając na Elijah.- Ona była dla mnie więcej niż przyjaciółką. Była siostrą i to najlepszą - dokończyłam łamiącym się głosem.
Jeleń mnie przytulił i pocałował w czubek głowy. Freya cicho westchnęła i wzniosła kieliszek i powiedziała.
- Za Patricię.
Wznieśliśmy toast. Obiecuję ci, Patty, że dziewczynki będą bezpieczne ze mną i nic im się nie stanie. Masz moje słowo. A twój sekret i Sama wyjdzie w odpowiednim momencie.