Nieidealna ✔

gold_wind

492K 48.4K 17.6K

Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęl... Еще

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
EPILOG
BONUS
Od Autorki

Rozdział XXXVI

5.8K 657 146
gold_wind

W poniedziałek wróciłam do pokoju zmęczona. A powodem mojego zmęczenia był Szron, który nie dość, że pytał mnie ze wzorów przez połowę zajęć, to jeszcze zadał materiał uzupełniający, który musiałam wypełniać pod jego czujnym spojrzeniem. Po lekcjach. Zbytnio się nie przejmował moją obecnością i oglądał przeterminowane horrory, uśmiechając się przy nich pod nosem (o ile mi się nie przywidziało). Samo przebywania z nim tak długo, w jednym pomieszczeniu, w ramach kary, za Bóg wie jakie przewinienia, nie należało do przyjemnych doświadczeń. Gdy zatrzymywałam wzrok na jego filmach, to kamienował mnie upiornym spojrzeniem, fukał i groził kolejnym nawałem materiału. Dlatego było bardzo, bardzo późno, gdy skończyłam i udało mi się zawlec do internatu.

Jak tylko weszłam do pokoju, nadepnęłam na kopertę. Cofnęłam się na korytarz i rozejrzałam, ale nigdzie nie zobaczyłam magicznego sprzętu, którym Kacper je podrzucał. Weszłam z powrotem, zamknęłam za sobą drzwi i sięgnęłam po nią.

„O 18:00 przy szopie"

Okej. Wiedziałam, gdzie to jest. Nadeszła pora wyjaśnień. Spojrzałam na zegarek, było już grubo po osiemnastej, więc schowałam kopertę do kieszeni kurtki i wyszłam.

– No jesteś.

– Wiktor? Ja właśnie...

– Właśnie?

– Szłam się przewietrzyć.

Zmrużył podejrzliwie oczy, krzyżując ramiona na torsie i podszedł bliżej, zatrzymując zaledwie parę centymetrów ode mnie. Poczułam jak serce mi przyspiesza. Cholerka. Wyrobiłam sobie odruch Pawłowa na jego bliskość?

– Chodź do nas na chwilę – powiedział tylko i popchnął mnie w stronę schodów.

Odrobinę zdezorientowana, ale i zaciekawiona, poszłam o własnych siłach, oglądając się za siebie i unosząc pytająco brwi. Wiktor pokręcił głową.

– Za chwilę – powiedział.

Nie wiedziałam do czego konkretnie się to odnosiło, ale „za chwilę" miałam się o tym przekonać. Olek siedział przy komputerze, ale gdy weszliśmy, obrócił się na krześle i skinął głową na przywitanie. Gdy tylko drzwi się zamknęły, zeskoczył z zajmowanego miejsca i wskazał mi łóżko, jako wyraz swojej niezmiernej gościnności.

– O co chodzi? – zapytałam, zajmując przynależne mi miejsce.

– Właściwie to o dwie sprawy – zaczął Olek, zerkając na mnie i podejmując spacer po pokoju. – Więc po kolei. Pierwsza z nich bezpośrednio dotyczy ciebie. Szukałem danych dotyczących tego genetyka... klinika, w której zostałaś zaprojektowana już nie istnieje. Zamknięto ją jakieś dziesięć lat temu, gdy sprawa z Inshi zaczęła się robić niebezpiecznym, a na eksperymenty z nimi związane nakładano kary. Wybuchła głośna afera, bo ta klinika miała powiązania z projektem. Obarczono ją wysoką grzywną, a większość kadry pozbawiono prawa do wykonywania zawodu. Splajtowała. Co do twojego genetyka... – zawiesił głos. – Został pozbawiony praw do wykonywania zawodu wcześniej... trzy lata po twoim narodzeniu, więc możliwe, że miało to jakiś związek... Choć to tylko takie przypuszczenie. Nie wiem co działo się z nim potem, ale dwa lata później... zmarł.

Zmarł. Umarł? Nie żyje...? Mój mózg potrzebował chwili, by przetworzyć tę informację. Poczułam delikatną falę smutku zalewającą moją duszę, cichą i spokojną. Zupełnie jakby skrawek moich wspomnień, mojej przeszłości został mi odebrany. Liczyłam się z taką opcją, ale w głębi duszy wciąż miałam nadzieję na jego poznanie. A teraz to niemożliwe... nie w tym życiu.

Olek przyglądał mi się ostrożnie, jakby obawiał się, że się rozpłaczę. Wiktor też zrobił strapioną minę. Przesadzali. Odrobinę. W końcu to facet, którego nawet nie znałam. A ci mieli odruchy, jakbym chcieli mnie wspierać po stracie kogoś bliskiego. A może tak bardzo się nie mylili? Cząstka mnie coś straciła. Bezpowrotnie.

– Udało mi się znaleźć miejsce, gdzie go pochowano – dodał Olek. – W Radziszowie, to miejscowość niedaleko Krakowa...

– Wiem, gdzie to jest – powiedziałam.

– ...choć nie wiem, w której części cmentarza.

Przez chwilę milczałam, mierząc się z tym faktem. Faktem, że już nigdy go nie poznam, nie nakrzyczę, nie wygarnę, nie zapytam dlaczego... nie podziękuję... Drgnęła, bo nigdy wcześniej nie miałam takich myśli, a jednak, również to chciałam zrobić. Nie byłam normalną dziewczyną, normalność została mi odebrana, ale czy ona była czymś dobrym? Będąc inna, dokładnie taka jaka zostałam stworzona, byłam po prostu sobą. I zadziwiając samą siebie zauważyłam, że zaczęło mi to odpowiadać.

– Dzięki – powiedziałam po chwili.

Olek z Wiktorem spojrzeli na siebie.

– Że dowiedziałeś się tego wszystkiego dla mnie – dokończyłam i spróbowałam się uśmiechnąć.

Olek przez chwilę wydawał się zmieszany, ale w końcu zdawkowo skinął głową i spojrzał na mnie niepewnie.

– To była ta pierwsza sprawa, ale jest jeszcze jedna... – powiedział.

Wskoczył na łóżko naprzeciw mnie i pochylił się do przodu, opierając łokcie na udach. W ogóle nie widziałam w nim dziecinności i niefrasobliwości, którą charakteryzują się jego rówieśnicy, lecz pełną powagę.

– Sprawa z tymi łowcami talentów śmierdzi... – zaczął.

Zamrugałam oczami. Podchodziłam do tego sceptycznie. I co oni mają z tymi zapachami?

– Dziś był wyjazd jednego z kół naukowych, a po powrocie wśród nich zabrakło jednego z uczniów.

Zmarszczyłam brwi.

– Skąd o tym wiesz?

– Obejrzeliśmy nagrania z monitoringu. Wciąż mamy do nich dostęp – w odpowiedzi wyręczył go Wiktor.

Geniusz skinął na potwierdzenie. To w sumie dawało niezłe pole manewru. Przez głowę przebiegła mi myśl, że Wiktor może mnie obserwować, bo ostatnio zawsze zjawiał się znienacka tuż obok. Ale zaraz przepędziłam ją, zostawiając takie rozmyślania na później.

– To może nic nie znaczyć... – zawahałam się. – Mogli go zaprosić na jakieś szkolenie, mógł pojechać do domu, albo się rozchorować... no nie wiem, ale czemu od razu podejrzewacie, że to ma jakiś związek z łowcami?

– Oni też jechali na ten wyjazd i z niego nie wrócili.

Westchnęłam. No wiem. Łowcy talentów nie mieli zbyt przyjemniej aparycji, ale żeby od razu ich podejrzewać o... o nie wiem? Porwanie? Nie, nie, nie. Zbyt wcześnie na takie wnioski. Zbyt wcześnie. Choć ta dwójka wydawała się święcie przekonana o słuszności swoich przypuszczeń, ja wolałam podejść do tego sceptycznie.

– To co chcecie z tym zrobić? – zapytałam.

– Nie pakować się w ich łapy – powiedział Wiktor, który od dłuższego czasu siedział przy biurku, odwrócony w naszą stronę. – Powinnaś wycofać się z zawodów.

Wycofać? Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, a gdy nieustępliwy wyraz twarzy Wiktora nie uległ zmianie, poczułam wzbierającą pod skórą złość.

– Więc o to chodzi? Nie podoba ci się, że jadę na zawody i wykorzystujesz pierwszy lepszy powód, by mi tego zabronić? Przecież na zawodach będzie masa ludzi, trenerzy, uczniowie... co może się stać wśród takich tłumów? Czy chodzi tylko o to, żebym nie jechała, skoro ty postanowiłeś nie jechać?

Tętno mi podskoczyło. Nie rozumiałam tego dziwnego zakazu, jeden uczeń nie wrócił z konkursu, co praktycznie mogła spowodować każda okoliczność, a ci robili z tego wielką aferę. W dodatku ofiarą tej afery miałam być ja.

Wiktor wbił we mnie stalowe spojrzenie i czekał, aż przestanę mówić.

– Uspokój się. Nie o to – powiedział. – Ale ci ludzie mogą pracować dla LOGiNu, wyjazd poza szkołę jest dla nich idealną okazją do działania. Nie mamy tej pewności, że nic się nie stanie, nie wiemy, czy nie wstrzykną ci czegoś w trakcie... Oszukiwali już mądrzejszych od ciebie – parsknął.

Nie skomentowałam tego drobnego przytyku. Cholera! Przecież bym zauważyła, gdyby podeszli do mnie z jakąś strzykawą... Choć z drugiej strony nawet Wiktor zdołał mi wbić środek uspokajający. Skoro jemu się to udało, to czemu im ma się nie udać? No tak, ale wtedy byłam sama, na ciemnym, pustym korytarzu, a tam będzie masa ludzi.

– Myślisz, że LOGiN tak bezkarnie działa w szkole i nikt by z tym nic nie zrobił?

– Nic nie robią, bo o nich nie wiedzą...

– A wy wiecie? – zapytałam sceptycznie.

Wiktor nie wyglądał na zadowolonego z braku mojej współpracy.

– Oni są sprytni – powiedział. – My jesteśmy wyczuleni na ich działanie, a szkoła nie. Ale nie porwą, ot tak, po prostu kogoś z nas. Zatuszują to szkoleniami, wyjazdami badawczymi, konferencjami naukowymi... a co dalej się będzie działo? Jak myślisz? Zamkną cię w szklanej klatce i upozorują zaginięcie. Albo nafaszerują narkotykami i sama zgodzisz się z nimi współpracować. Więcej. Będziesz szaleńczo chciała z nimi współpracować, by dali ci kolejną działkę.

Poirytowana zacisnęłam dłonie, ściskając materac, na którym siedziałam. Naprawdę zależało mi na zawodach i nie chciałam ze strachu, przed właściwie nie wiadomo czym, z nich rezygnować. Jednak zarówno Wiktor jak i Olek wydawali się zdeterminowani, by mnie od tego pomysłu odwieść.

Musiałam zaatakować z innej strony.

– A nie uważacie, że to idealna okazja, by się im dokładniej przyjrzeć?

Wiktor się nastroszył, a Olek napiął, ale w przeciwieństwie do tego pierwszego wydawał się zainteresowany moim pytaniem.

– Jedyny sposób na radzenie sobie z przeciwnikiem, to poznanie jego słabych i mocnych punktów – ciągnęłam dalej. – Skoro LOGiN posuwa się tak daleko, że wkracza na teren szkoły i działa otwarcie, no, a przynajmniej zauważalnie, to idealna okazja do obserwacji. Tylko w takich okolicznościach mogą popełnić błąd bądź się z czymś zdradzić, a ja będę na miejscu, by się temu przyjrzeć.

Nie wyglądali na przekonanych, a przynajmniej Wiktor tak nie wyglądał. Skrzyżował ramiona na piersi i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy lustrował mnie spojrzeniem.

– A jeśli cię wybiorą, jako tę „wyjątkowo uzdolnioną" uczennicę?

Nastroszyłam się.

– Jestem wyjątkowo uzdolniona – burknęłam. – Ale spokojnie, jakoś się wykręcę. Nie pojadę. Udam chorobę, albo powiem, że mam sprawy rodzinne i nie mogę jechać. Coś wymyślę. – Wzruszyłam ramionami.

– To „coś" mi się nie podoba.

Skrzywiłam się i dałam sobie spokój z próbą zmiany jego nastawienia. Na szczęście Olek wyraźnie zainteresował się moim podejściem, przechylił lekko głowę i przyglądał się z namysłem.

– To nie jest głupi pomysł – powiedział powoli.

Rzuciłam okiem w stronę Wiktora, z niemożliwym do powstrzymania poczuciem tryumfu. Mocniej zacisnął szczękę i wyglądał jakby rozważał na kogo pierwsze z nas się rzucić. Ale ostatecznie tylko się napiął.

– Ale musisz pamiętać, że ci ludzie są sprytni – zastrzegł Olek. – Miejmy nadzieję, że nic się nie stanie, ale dla pewności zabierz ze sobą bransoletę, tylko ją dobrze ukryj. Gdyby coś się stało, to cię znajdziemy.

Bransoletę?

– W sensie tą rządową? To oni mnie znajdą – poprawiłam go, marszcząc brwi.

Jego usta rozciągnęły się w łobuzerskim uśmiechu.

– My również. Dopniemy do ich nasz nadajnik.

– Nie lepiej wziąć ten wasz... sam?

Pokręcił głową.

– Nie. Z dwóch powodów. Po pierwsze jedziesz tam oficjalnie, więc musisz zabrać ze sobą bransoletę, by nikt nie zaczął świrować. A po drugie bransoleta jest zaopatrzona w urządzenia rozpraszające, które uniemożliwiają wykrycie nadajnika przez inne zabezpieczenia. A na zawodach będą sprawdzać, czy nie macie rzeczy niezgodnych z regulaminem. Taki najprostszy nadajnik zostałby wykryty. Bransoleta nie.

Pokiwałam głową. Potrafiłam to zrozumieć, choć miałam szczerą nadzieję, że nie będą musieli mnie szukać przy pomocy nadajnika. W końcu to zawody sportowe... będzie masa ludzi. Masa, masa ludzi i...

– Ja pojadę – powiedział po chwili Wiktor.

Spojrzałam na niego osłupiała.

– Nie możesz! Powiedziałeś trenerowi, że przecież nie możesz!

Wiem, że to samolubne z mojej strony, ale jakoś nie miałam ochoty oddawać przynależnego mi miejsca.

– To mu powiem, że jednak mogę. Sytuacja się zmieniła.

Poirytowana skrzyżowałam ramiona na piersi i wpatrzyłam w podłogę. Więc on mógł narażać się na niebezpieczeństwo ze strony LOGiNu, a ja nie? On mógł robić co chce, a ja nie? Od kiedy w naszej relacji pojawiła się taka bezprawna dyktatura?!

Usłyszałam jak Olek wzdycha zrezygnowany.

– Jak dzieci... – powiedział cicho, z rezygnacją. – Pojedziecie oboje. Ale jedno z was musi zostać widzem, bo każda szkoła ma limit wystawianych zawodników i na was dwoje trener przeznaczył jedno miejsce.

Powiódł po nas wzrokiem, ale trwałam w swojej pozie niewzruszona, choć wiedziałam, że to ja jestem tą stroną, która powinnam odpuścić. Trener w pierwszym rzucie wybrał jego, a ja byłam tylko zamiennikiem, więc jeśli mamy tam jechać oboje, to ja musiałam zrezygnować. To było dla mnie oczywiste, ale cząstka wciąż się buntowała. Chwila przeciągała się, gdy jak dwa rozzłoszczone sępy, lustrowaliśmy się spojrzeniem. Jeden sęp spokojny i wyczekujący, a drugi coraz bardziej rozdrażniony. Tym drugim nieszczęśnikiem byłam ja.

– Ida? – zapytał cicho Wiktor.

Sapnęłam zrezygnowana.

– No dobra, dobra. Będę widzem – potwierdziłam poirytowana.

Продолжить чтение

Вам также понравится

Zdejmij kaptur Vquiet

Детектив / Триллер

1.2M 106K 104
Drużyna Kaptura to kompletnie pokręcona paczka dziwaków, którzy robią to, czego robić nie powinni. Baletnica, piromanka i sadysta? Z tego nie wynikni...
95.7K 6.8K 21
Dwudziestosześcioletni Louis Tomlinson pracuje w londyńskim przedszkolu, którego dyrektorką jest Ruth Payne, jako wychowawca sześciolatków. Zakochany...
Zawsze Razem [LadyNoir] natalkaofficjalnie

Короткий рассказ

3.4K 204 31
Marinette, uczennica Paryskiego Liceum i bohaterka Paryża próbuje wyznać Adrienowi swoje uczucia jednak zawsze kiedy ma mu powiedzieć że go kocha to...
Wyzwanie: Psychiatryk Pikachu

Короткий рассказ

16.7K 972 20
Czy zastanawiałeś/zastanawiałaś się jak to jest trafić do psychiatryka? Ty zdrowy człowiek w takim miejscu? Przecież to nie dorzeczne! Taa... Szkoda...