Maree nie dała po sobie poznać tego, że jest śmiertelnie przerażona. Bała się, że jakieś nieczyste siły chcą skrzywidzić ją i wzystkich dookoła. Przytuliła w ciemnościch Monique, która płakała. Dziewczyna nigdy niczego tak się nie bała. Josh kliknął włącznik i światło się włączyło.
- To był duch! - Pisnęła dziewczyna. - Był duży i miał czerwone oczy. Patrzył na nas.
- Monique... Przyznaj się. Oglądałaś dzisiaj horrory?
- Nie, ja... - Tłumaczyła się dziewczyna, jednak na marne. - Kim on jest tak w ogóle?
Postanowiła zmienić temat i odwrócić od siebie uwagę.
- To Billie. Znajomy Maddie, zamieszka z nami kilka dni. A teraz wróćmy do rozmowy... Wiesz, że nie możesz oglądać horrorów bo dostaniesz ataków paniki! Ile ty masz lat?
- Ale Maree, ja tylko... - Kobieta jednak jej przerwała. Była wściekła, jednak wiedziała, że to może być prawda, jednak znała tę dziewczynę i wiedziała, że już kilka razy chciała zwrócić na siebie uwagę w ten sposób. Musiała pokazać, że jest silna i ma wszystko pod kontrolą. Nie mogła jednak wyjaśnić nagłego zamknięcia drzwi i zgaszenia światła.
- Nie chcę tutaj spać... - Monique zeszła z łóżka. - Coś ściągnęło mi kołdrę z łóżka. Tutaj straszy.
- Możesz spać ze mną. - Odpowiedziała jej opiekunka. - A teraz chłopaki, do siebie.
Wyszli natychmiast z pokoju i poszli do siebie, a Billie podszedł do dziewczyn.
- Słuchaj, Monique. Jestem pewien, że da się to jakoś wyjaśnić... Nie masz się czego bać. Duchy nie istnieją.
Dziewczyna przytuliła się do Maree. Ona położyła głowę na jej głowie i powtórzyła.
- Tak. Duchy nie istnieją.
Rano
Maree wstała i posprzątała porozrzucane strzępy jakiejś książki, które pojawiły się w kuchni, nawet nie spojrzała,, co na nich jest, wrzuciła je do kosza i udała się do lodówki. Zamknęła ją jednak szybko i spojrzała na zegarek, była ósma, za pół godziny zbiórka. Kobieta ponownie otworzyła lodówkę i wyjęła na blat kuchenny kilka kartonów mleka, które wlała do dużego garnka i podgrzała. Wyszła z kuchni i udała się do salonu, gdzie spał Billie. Usiadła w fotelu i patrzyła na niego. Zastanawiała się, kim on może być i co tutaj robi, ale wydawało jej się, że jest dobrym człowiekiem, więc chciała mu pomóc. Niesoodziewanie usłyszała muzykę dochodzącą z pokoju obok. Zdziwiła się, więc wstała i udała się tam, po chwili odkryła, że muzyka dobiega z pokoju, który jest zamknięty i nikt nigdy do niego nie wchodził, bo nie było jak. Nie było klucza i nie potrafiła wyważyć drzwi, jednak nie miała potrzeby wzywać specjalistów, którzy by się tym zajęli, ponieważ w domu było dużo wolnych pokoi na dole i na górze. Ciekawiło ją jednak, dlaczego słychać stmadąd muzykę... Może jakieś dziecko tam weszło? Może wraz z resztą nastolatków znalazło jakieś przejście? Pozostało jedno pytanie, które Maree uważała za najbardziej prawdopodobne. A co jeżeli to co działo się wczoraj w nocy wróciło?
Przyłożyła ucho do drzwi i zaczęła słuchać. Była to stara muzyka, która kojarzyła jej się z taką, którą puszczali na gramofonach w horrorach. Wsłuchała się uważnie i nagle coś uderzyło od wewnętrznej strony. Kobieta odskoczyła i upadła na ziemię. A wielkie lustro wiszące na przeciwko tajemniczych drzwi prawie spadło. Oparła głowę o ziemię i sprawdziła, czy ktoś stoi po drugiej stronie. Jedyne, co widziała przez wąską szparę to drewniane nogi jakiejś starej komody, nikogo więcej, ale pokój był dłuższy, więc nie miała całego zasięgu w swoim wzroku. Puknęła w drzwi. Czekała na odpowiedź z wytężonym słuchem i przyglądała się dokładnie, jednak nic się nie działo. Wstała i otrzepała spodnie i bluzkę z kurzu. Odwróciła się, i zamarła, widząc w lustrze, że drzwi są otwarte na oścież. Obróciła się, jednak były zamknięte. Przetarła oczy i spojrzała w lustro ponownie. Pokój był otwarty. Na przeciwko drzwi stała drewniana komoda na której stał gramofon. Maree odwróciła się jeszcze raz, jednak pokój nadal był zamknięty. Spojrzała znów w lustro i dostrzegła, że jakiś cień przebiegł przez pokój.
- Kim jesteś? - Zapytała spokojnie jednak nadal bardzo się bała. - Czego od nas chcesz.
Drzwi do pokoju zamknęły się z hukiem. Kobieta odwróciła się. Drzwi były otwarte... Jednak zanim przekroczyła próg, jakaś siła uniosła ją w powietrzu i rzuciła do tyłu, Naree wpadła na lustro, które pękło i wbiło jej się w kilku miejscach po tym jak upadła. Kobieta zaczęła krzyczeć o pomoc:
- Billie! - Krzyknęła podnosząc się. - Billie! Pomóż mi!
Chłopak usłyszał to i obudził się. Szybko przybiegł na korytarz i zobaczył Maree leżącą na ziemi. Miała
zakrwawione ręce i plecy. Nie czuła dużego bólu przez uderzenie czy wbite szkło ale poczuła jak coś chwyciła ją za szyję. Chłopak do niej podbiegł i pomógł jej się podnieść.
- Możesz chodzić? Co się stało?
- Chciałam wejść do pokoju... Usłyszałam muzykę dochodzącą z wewnątrz ale jest on zamknięty odkąd tu jesteśmy i dłużej. Zobaczyłam w lustrze, że drzwi otworzyły się... Kiedy obracałam się były zamknięte, nagle otworzyły się i chciałam tam wejść, jednak coś złapało mnie za szyję i uderzyło mną o lustro... Boże.
- O czym ty mówisz? - Billie był zdziwiony. - Sugerujesz, że to duchy?
- Tak, sugeruję, że to jakaś nadprzyrodzona siła... Jednak nadal mam jakieś wątpliwości. Nigdy wcześniej się to nie działo.
- I co z tym zrobimy? - Zapytał.
- Narazie nic... Może to był podmuch wiatru? - Łudziła się, że tak było.
- Podmuch wiatru, który złapał cię za szyję i rzucił o ścianę? Wątpię...
- Wszystko było w porządku, to dzieje się tak szybko... Muszę ich chronić. - Zaczęła panikować i płakać.
- Spokojnie. - Zaczął Billie i nagle zmarszczył nos, bo wyczuł dziwny zapach. - Czujesz?
- O nie, to mleko! - Kobieta pobiegła do kuchni. Zgasiła palnik i zauważyła, że jest spalone. - Co ja wam teraz dam na śniadanie?
- Coś wymyślimy... - Powiedział i otworzył lodówkę. - Może zrobimy kanapki? - Zaproponował.
- Zdążymy? - Zapytała.
- Ja zdążę. - Odpowiedział i spojrzał na rozpiskę wywieszoną na lodówce. - Mamy jeszcze godzinę do śniadania, gdzie trzymacie apteczkę? Musimy cię opatrzeć.
- Przecież to kilka szkiełek, dam sobie radę. Pomogę ci przy śniadaniu.
W tym momencie do domu weszła Maddie, udała się do kuchni, była zdezorientowana.
- Co się stało z lustrem?
Podeszła bliżej i złapała się za głowę.
- Co ci się stało?
- Zaraz ci opowiem. - Odpowiedziała kobieta i wzięła ją pod rękę. - Chodźmy po apteczkę, Billie przygotuje śniadanie.
Usiadły w salonie, Maree ściągnęła koszulkę, a Maddie wyciągnęła drobinki szkieł z ciała kobiety, następnie nasączyła waciki wodą utlenioną, wyczyściła rany na rękach i plecach i przykleiła plastry.
- A teraz powiesz mi co się stało? - Była zdenerwowana. - Chyba nie będziesz tego przede mną ukrywać?
- Oczywiście, że nie. - Odpowiedziała Maree. - Zamknięty pokój się otworzył... Chciałam do niego wejść i jakaś siła rzuciła mną do tyłu. Uderzyłam w lustro i upadłam...
- Boże. Czyli duchy w tym domu jednak istnieją. Co teraz zrobimy? - Maddie od zawsze bała się zjawisk paranormalnych i nie lubiła kontaktów z nimi. Uwielbiała natomiast horroru jednak nie chciała przeżyć żadnego w prawdziwym życiu. Teraz nie chciała, by coś stało się jej i jej przyjaciółce, oraz wszystkim podopiecznym. Kochała każdego z osobna...
- Jeżeli do jutra się to nie uspokoi, wezwę Cordelię. Nie ma innej opcji. - Maree była już zdecydowana. - Co o tym myślisz?
- No tak! - Dziewczynę olśniło. - Przecież masz kuzynkę czarownicę... Jak myślisz, czy ona nam z tym pomoże? Wyczuje, co to jest?
- Myślę, że tak. - Maree nie miała żadnych wątpliwości. Jej kuzynka posiadała magiczne zdolności i była pewna, że to musi się udać. Miała jednak nadzieję, że nic już się nie wydarzy i nie będzie musiała nikogo prosić o pomoc. Jednak grubo się myliła.
- Czyli mówisz, że ten pokój był otwarty? - Maddie była zaintrygowana, lecz wciąż przestraszona. - Jak wyglądał?
- Ciemne, brudne ściany i drewniana komoda z gramofonem, który wydawał przerażające dźwięki. Muzyka jakby z...
W tym momencie muzyka znów się włączyła. Kobieta usiadła bliżej Maddie.
- Jakby z horroru... - Dokończyła Maddie.
Chwilę później obie usłyszały przeraźliwy wrzask Billie'go.