Plan

62 3 0
                                    

Queenie próbowała zatrzymać Cordelie, która biegła na przód. Krzyk jej matki nie pozwolił na bezsensowne stanie w miejscu i zastanawianie się, co dalej, przemierzała las tak szybko jak mogła i nagle wpadła na kogoś, i upadła na ziemię, Queenie nie powtórzyła tego błędu i zatrzymała się obserwując kto spowodował wypadek... Cordelia cofnęła się, ponieważ ten ktoś nie odpowiadał na ich pytania, kobieta jednak uspokoiła się, gdy usłyszała spokojny głos Fiony.

- Nie bój się, Delia. Przeżyjemy to razem.

- Mama? - Cordelia wstała i podchodząc bliżej zorientowała się, że to nie jej mama, mimo okropnej ciemności czarownica czuła mroczną energię, kilka sekund i wyczuła, że to jeden z potworów tajemniczego kultu, które nasłał Dandy Mott. Cordelia pierwszy raz w życiu była tak bardzo przerażona, postanowiła nie dać po sobie poznać, że wie prawdę.

- Mamo... - Zaśmiała się. - Jak im uciekłaś?

- Dobrze wiesz, że nie jestem twoją matką. Ona już dawno usmażyła się na stosie! - Ostatnie słowo nie było wykrzyczane głosem Fiony, tylko głośnym i niskim demonicznym głosem, który przeraził obie czarownice.

- Nie... - Queenie złapała Cordelie, która po chwili odzyskała siły. Tajemnicza postać zniknęła, a ona rzuciła się do biegu, nie zwracając uwagi na Queenie, która została z tyłu. Kiedy dostrzegła ogień i znajomą grupę osób i była już dosłownie kilkanaście metrów od nich, poczuła ogromny ból w ciele i wydawało jej się, że o coś uderzyła. Upadła na ziemi i próbowała dostać się na drugą stronę niewidzialnej bariery, jednak na nic. Z każdym ruchem sprawiało jej to ból, a ona bez efektu próbowała się tam dostać. Dlaczego od razu nie chcieli z nimi skończyć? Dostrzegła Maree, Madison oraz kilka dzieciaków z sierocińca, reszty nie było. Skupiła się i próbowała nawiązać kontakt telepatyczny z matką, nie udało jej się to i kobieta poddała się, Queenie podeszła bliżej i usiadła na ziemi obok Cordelii.

- Fiona żyje. - Powiedziała Queenie. - Sama wiesz, jaka to silna czarownica. Myślisz, że dałaby się spalić na jakimś grillu?

- Tak myślisz? - Pociągnęła nosem i wytarła łzy. - Nie mamy pewności...

- A ja jestem pewna, że żyje. Mimo tego, jak bardzo miałyście poszargane relacje, ona by cię nie zostawiła. Nie teraz.

- Co mamy zrobić? Gdzie jest reszta? - Wskazała na krąg potworów, których również ubyło.

Nagle Cordelia a za chwilę Queenie usłyszały dziwne stękanie i odgłos przypominający mlaskanie.

- Kto tu jest? - Krzyknęła Cordelia.

Skupiła się najlepiej jak mogła i nie wiedziała, jak to zrobiła, lecz nagle zapaliła ogień który wędrował nad jej głową. Queenie zdenerwowała się, że potwory ich zauważą, jednak póki co były bezpieczne. Wstały i rozejrzały się, jednak nikogo nie widziały, popatrzyły ponownie przed siebie i zauważyły jak jakaś kulejąca postać idzie w ich stronę, Queenie zauważyła, że jest to opiekunka z sierocińca z miasta, wiedziała jednak, że to kolejna sztuczka i zaraz mogą zostać zaatakowane. Przeszła więc do czynów. Zamachnęła się i uderzyła samą siebie prosto w twarz, myśląc o osobie przed nią, kobieta upadła na ziemię i stęknęła, następnie Queenie chwyciła ostry patyk i wbiła go w swoją dłoń, kobieta krzyknęła z bólu i w tym momencie Cordelia wyczuła, że to nie jest demon ani potwór, tylko prawdziwa kobieta... Podbiegła bliżej i przewróciła ją na plecy, następnie poklepała lekko po twarzy, kobieta obudziła się.

- Co tutaj robisz? - Zapytała Queenie. - Gdybyś się nie skradała to byś nie dostała tak konkretnie...

- Uwolnili mnie, tego w białych włosach i kilka innych osób, mimo to, ten las jest bez ucieczki... Nie uda się nam uciec...

- Jak to uwolnili? - Zdziwiła się Cordelia. - Dlaczego?

- Zatrzymali tę młodą blondynkę, twoją matkę, Maree, Maddie i resztę dzieciaków. Zamordowali cztery osoby...

- Czyli moja matka żyje?

- Oni jej nie zabiją. Trzymają osoby ważne dla ciebie i Maree... Mówili, że po waszej śmierci las spłonie a jakiś Dandy w końcu będzie wyzwolony.

- Mam nadzieję, że nie... Nie pozwolę na to. - Cordelia zastanawiała się. - Musimy cię opatrzeć...

Chwyciła dłoń kobiety, która nie krwawiła zbyt poważnie, wiedziała, że nic jej nie będzie.

- Nie da się wyjść z tego lasu? - Zapytała. - Próbowaliście wszystkiego?

- No proste, że nie... Mówiła to. Niestety, ale jesteśmy w pułapce. - Powiedziała zdenerwowana Queenie. - Trzeba z nimi walczyć albo zginiemy.

Cordelia popatrzyła na

- Albo jest ta bariera albo cofa nas do tej wielkiej polany na środku... - Powiedziała uciskając dłoń. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam, demony, jakieś zjawy i magia. Czy ja śnię?

- To wszystko jest prawdą. - Sprostowała Cordelia.

American Horror Story: OrphanageWhere stories live. Discover now