Krąg Dusz

137 7 2
                                    

Maree zapaliła siedem świec i wszyscy usiedli w kole, chwytając się mocno za ręce. Cordelia zgasiła światło i jedynym źródłem oświetlenia były świece. Nikt się nie odzywał, panowała napięta atmosfera. Nagle Madison zaczęła się śmiać. Queenie szturchnęła ją, co zdenerwowało młodą czarownicę.

- Nie bij mnie, grubasko! - Krzyknęła. - Wypierdalaj ode mnie...

- Spokój! - Krzyknęła Cordelia. - Wytrzymajcie jedną godzinę bez kłótni.

- Ale... - Skarżyła się Madison, jednak Cordelia jej przerwała.

- Jedną godzinę.

- Okej... - Wywróciła oczami.

Cordelia zamknęła oczy i skupiła się, zaczynając mówić.

- Sally, czy to ty?

W pomieszczeniu można było poczuć zimny podmuch wiatru. Queenie i Madison wiedziały, co to oznacza. Duch lub demon był tam z nimi. Cordelia kontynuowała.

- Jeżeli to ty, daj jakiś znak. - Szepnęła.

Po kilku sekundach zgasły wszystkie świece. Maree zaczęła panikować, jednak po chwili Cordelia włączyła światło. To, co zobaczyli przeraziło nawet Madison. Na wielkiej ścianie pojawił się napis wykonany krwią.

NIE JESTEM SALLY.

Madison wstała i przyjrzała się temu.

- Krew jak nic... - Zaczęła. - Spadam.

- Nigdzie nie idziesz! - Zatrzymała ją Cordelia. - Jeżeli wydarzy się coś złego, twoje wsparcie jest niezbędne.

- Nie widzisz, co tutaj się dzieje? - Zdenerwowała się Madison. - Fakt, jesteś czarownicą ale wątpię, że poradzisz sobie z czymś takim. Nie zapominaj, że nie jesteś wielebną i myślę, że jedyna czarownica jaka mogłaby nam tu pomóc to właśnie ona.

- Nie mam zamiaru mieszać w to Fionę. Poradzę sobie sama. - Cordelia podniosła głos.

- Rób co chcesz, ale jeszcze jedna taka chora akcja i zwijam się.

Cordelia uspokoiła wszystkich dookoła. Maree poczuła ulgę, jednak nadal martwiła się, że komuś coś się może stać. Poprawiła włosy i chwyciła za ręce Billie'go i Queenie. Cordelia zgasiła światło i kontynuowała rozmowę.

- Pozwalam ci przemówić przez jednego z nas. Po seansie opuść duszę.

- Co? - Zdziwiła się Maree. - Pozwalasz mu nas opętać? 

- Nie, po prostu przemówi kim jest, to nie jest groźne.

W tym momencie Billie zaczął się trząść. Nagle przemówił przerażającym głosem:

- Co chcesz wiedzieć?

- Czego od nas chcesz? - Krzyknęła Maree.

- Zemsty na tobie i na Cordelii. - Odpowiedział.

- Na nas? - Zdziwiła się Cordelia. - Co ci zrobiłyśmy?

- Nie wy, ale wasze przodkinie i przodek. Bett, Dott i Jimmy... Są winni.

- Winni? - Zdenerwowała się Maree. - To oni byli ofiarami ataków. Nazywali ich dziwolągami...

- A jednak to oni mnie zamordowali i tutaj uwięzili. Twoi idealni dziadkowie!

- Nie wierzę... Chcesz nas sprowokować. - Powiedziała Maree.

- Udowodnij. - Szepnęła Cordelia.

Nagle wszyscy zamknęli oczy i pogrążyli się w głębokim śnie. Mieli wizję. Zobaczyli jak bliźniaczki syjamskie, Bett i Dott, chłopak krab i ciemnoskóra kobieta obserwują z zafascynowaniem młodego, przystojnego mężczyznę, który się topił w przezroczystej skrzyni. Chwilę później pojawiła się starsza kobieta, która płaciła przewoźnikom, którzy załadowali skrzynię do samolotu wraz z resztą rekwizytów z cyrku Elsy Mars, myśleli, że to rekwizyt. Następnie rzeczy zostały umieszczone pod piwnicą i utknęły tam do 1995 roku, kiedy wprowadziła się tam rodzina. Wszyscy jednak zginęli w tajemniczych okolicznościach. Dom został wystawiony na aukcję, a skrzynia nadal jest ukryta tuż pod nimi. Nagle wszyscy się obudzili.
Maree była w szoku, tak samo jak Cordelia.

- Dlaczego oni to zrobili? - Zapytała Maree. - Jaki mieli powód?

- Byli zazdrośni o to, jaki byłem piękny i silny. A oni? Dziwolągi... Byli frikami.

- Nadal nie zdradziłeś imienia... - Zdenerwowała się Madison. - Ile można?

- Nazywam się Dandy Mott.

American Horror Story: OrphanageWhere stories live. Discover now