Zbyt blisko śmierci

52 3 0
                                    

- Ile można chodzić po tym lesie? - Szepnęła Queenie. - To już tyle godzin, a telefony nie działają, robi się coraz jaśniej...

- No i tym lepiej. Sama słyszałaś, że nie chcą mnie bez Maree i Maree beze mnie, póki jestem w ukryciu, nic mi nie grozi.

- Ale upał! - Queenie ledwo szła. - Przydałoby się tu jakieś...

W tym momencie Madelaine przerwała jej i krzyknęła:

- Jezioro!

Pobiegła bliżej i zanurzyła ręce, następnie opłukała twarz. W tym samym momencie coś chwyciło ją za nogę i wciągnęło do wody.

- O kurwa! - Queenie podbiegła bliżej i następnie wskoczyła do wody, w ostatniej chwili ocaliła kobietę, która prawie utonęła, wyszła z nią z wody. Położyła się na ziemi i oddychała głęboko, Cordelia podbiegła bliżej.

- Co to było? - Zdenerwowała się. - To oni?

- Pewnie tak... - Powiedziała Queenie. - Na pewno wiedzą, gdzie jesteśmy...

- Musi być jakieś rozwiązanie. - Powiedziała Madelaine.

Poczuły jak coś mokrego na nie kapie, podniosły głowy do góry i zobaczyły martwego Noah, który wisiał wysoko na drzewie. Martwy. Jego ciało było mokre i ściekała z niego woda.

- Noah... - Madelaine nie dowierzała. - Zabili go!

Zaczęła panikować.

- Nie tylko jego. - Zdenerwowała się Maree. - Rusz się, musimy rozprawić się z tymi potworami...

W tym momencie zza drzewa wyszła znajoma im postać klauna, Twisty szedł w ich stronę pewnym krokiem, wszystkie trzy cofnęły się, jednak on się zatrzymał i wyjął ze starej, szarej torby kręgle. Zaczął je układać, Queenie dostrzegła, że w torbie widnieje nóż, nie czekała więc na nic i uderzyła z całej siły siebie prosto w brzuch, klaun zgiął się w pół a ona kopnęła go z całej siły a ten wpadł do wody, zacisnęła dłonie na swojej szyi aż zauważyła, że już nie żyje.

- Jestem w szoku... - Maree nie dowierzała. - To działo się tak szybko, jak ty to...

- Jestem żywą lalką voodoo, sprawiam ból innym moim ciałem. - Czarownica uśmiechnęła się.

- Jesteś genialna. - Powiedziała Madelaine. - Fantastyczna!

- Wiem, wiem... - Zaśmiała się. - Uciekajmy stąd, ten frajer może ożyć i nas powybijać.

Wyjęła z torebki nóż i ścisnęła mocno w dłoni, następnie wbiła go w szyję.

- Dla pewnośći, że nie żyje.

Ruszyły na przód szukając śladów po reszcie, w miejscu ogniska już ich nie było. Cordelia bała się, że może być za późno, kiedy nagle dostrzegły starszą kobietę, która nazwała się Jatka, obok stało jej dwóch strażników z kuszami, do drzewa była przywiązana Monique, Jatka zadawała jej pytania.

- Gdzie jest ta czarownica? - Krzyknęła. - Wiesz jakie grozi mi niebezpieczeństwo?

- Jesteś zjawą! - Krzyknęła Monique. - Przecież cię nie zabije...

- Nasz wódz obdarował nas czymś więcej, głupia dziewucho. Jesteśmy prawdziwymi, żywymi istotami, jak inaczej mielibyśmy się bronić?

- One i tak was złapią i zniszczą. - Powiedziała dziewczyna.

- Jedna jest złapana, została druga, ta gruba i cała opiekunka...

- Gruba? - Prychnęła Queenie. - Ty suko, zaraz się przekonasz!

Niestety, ich moce coraz bardziej słabły i nie udało się jej nic ździałać, ukrywały się i ciągle podsłuchiwały.

- Czyli są żywi... Świnia i klaun załatwieni. Zostali?

- Ten gość z maską z ludzkiej skóry, jatka i jej służba i zakonnica.

- Jak ich załatwimy, zmierzymy się z demonem. - Powiedziała Cordelia. - Wezwiemy Myrtle i radę.

- Teraz trzeba się zająć nimi. - Madelaine wskazała na strażników i jatkę, nadal stali obok Monique. - Ja ich powstrzymam, wybiegne na przód a wy zabierzecie im kusze i ich zastrzelicie...

- Możesz zginąć... - Powiedziała Cordelia.

- Nie ja jedna. - Powiedziała i wybiegła zza drzewa w stronę jeziora.

- Hej, łapcie mnie!

Dwóch strażników pobiegło w jej stronę, kiedy kobiety podłożyli im nogi, Cordelia usiadła mu na plecach i zaczęła uderzać łokciem w głowę, następnie w plecy i kark, chwyciła kamień i obezwładniła go, Queenie kopnęła w plecy a następnie uderzyła w głowę kuszą, oboje stracili przytomność, kiedy Jatka rzuciła się do biegu w ich strone, Monique zaczęła krzyczeć, że ktoś jest za nimi. Przerażająca zakonnica trzymała w ręce siekierę, Madelaine schowała się za drzewami, Queenie napięła kuszę i wycelowała w stronę zakonnicy, a Cordelia w stronę Jatki.

- Jesteś żałosna... - Powiedziała Jatka. - Nie jesteś prawdziwą czarownicą, jesteś Sabriną.

Zaśmiała się a Cordelia rzuciła się na nią, kobieta przesunęła się a ona upadła na ziemię, podniosła tasak i była gotowa zaatakować, jednak Queenie nie dawała za wygraną, wyrwała go jej a kuszę rzuciła daleko za zakonnicę, Jatka wykorzystała moment i uciekła do lasu, Cordelia nie chciała dać za wygraną i pobiegła za nią, jednak ją zgubiła. Starucha była szybsza. Kiedy wróciła, dostrzegła, że Queenie stoi z tasakiem na przeciwko zakonnicy, szybko rozwiązała Monique, i kiedy biegły w ich stronę, jeden ze strażników chwycił Delię za nogę, co spawiło, że przewróciła się, podniósł się i udało mu się ją schwytać. Queenie skoncentrowała się i udało jej się użyć resztek mocy, wbiła tasak w dłoń i zakonnica zaczęła krwawić, opuszczając siekierę, Queenie zrobiła zamach i wbiła jej tasak prosto w głowę, ta padła martwa. Strażnik zdołał już  schwytać i związać Cordelie i Monique, drugiemu udało się w jakiś sposób uciec. Nagle się odezwał.

- Idziesz ze mną.

- Nie ma opcji. - Queenie trzymała w ręce tasak i była gotowa do ataku.

- Rusz się bo zastrzelę cię teraz, gruba suko...

- O ty skurwysynu. Dobranoc!

Zamachnęła się i rzuciła tasakiem w jego stronę, on jednak zdążył się uchylić i nie zauważyła, że stała za nim Madelaine. Ostrze wbiło jej się w serce i upadła martwa na ziemię. Wykorzystując chwilę szoku Queenie, strażnik chwycił kuszę i wymierzył w stronę czarownicy, wskazał jej miejsce obok Delii i Monique. Stanął przed nimi i wpatrywał się w głąb lasu, drugi strażnik gdzieś uciekł. Zostało dwóch strażników, Jatka i krwawa twarz.

- Co teraz? - Szepnęła Cordelia.

- Jesteśmy w dupie... - Odpowiedziała Queenie. - Załatwiłaś staruchę?

- Nie, uciekła i schowała się gdzieś w lesie... 

- Zostało ich czterech... - Wywróciła oczami. - Cordelia, skup się i nawiąż kontakt z Madison.

- Mam lepszy plan. - Powiedziała Monique.

- Jaki? - Zdziwiła się Cordelia.

Nagle dziewczyna głośno zaczęła krzyczeć.

- POMOCY! TUTAJ!

- Możesz sobie krzyczeć... - Strażnik się odwrócił. - Już nie ma żadnej czarownicy oprócz tej tępej blondyny, która was ocali. Prędzej da mi się przelecieć na tej ziemi niż was ocalić. Wasz los jest przesądzony. Zginiecie.

- Może i jest sukowatą zdzirą, ale pomóc potrafi. Uważaj, dupku, bo będziesz następny. - Cordelia nabrała pewności siebie i plunęła mu w twarz.

- Madison nas ocali. - Powiedziała Monique.

Strażnik wyjął stary pistolet i przystawił go do skroni Cordelii.

American Horror Story: OrphanageWhere stories live. Discover now