1994, Los Angeles
Maree i jej siostra Ally, siedziały na dachu ogromnego budynku w centrum Los Angeles. Maree patrzyła w dół, marząc, by wyjechać jak najdalej i zacząć nowe życie. Ally paliła papierosa. Uśmiechnęła się do niej i gasząc go powiedziała.
- Maree... - Odgarnęła swoje brązowe, długie włosy. - Wkrótce się wyniesiemy...
- Ja nadal nie wierzę w to, co ona zrobiła. Dlaczego popełniła samobójstwo? - Od kilku dni dziewczyna wciąż płakała, była zamana po stracie siostry. Ally podeszła bliżej i popatrzyła na nią.
- Nie możemy cofnąć czasu. Sally sama wybrała taki los, nic nie poradzimy na taką sytuację. I nie możemy też przychodzić cały czas na ten cholerny dach, pracownicy się dowiedzą i zawiadomią Policje...
- Okej. - Rzuciła Maree, wycierając łzy. - Skoro tak, to chodźmy...
Przesunęła blond warkocza na lewą stronę i udała się za siostrą. Kiedy wyszły z Hotelu, Maree czuła się odrobinę lepiej. Zdjęła czarną katanę i przewiązała ją na pasie. Ally zaczęła rozmowę.
- Kiedy wyjeżdżasz? - Widać było, że kobieta chce żeby siostra w końcu zaczęła normalne życie, jednak nie chciała, by ta zostawiła Bena. - Jutro, tak?
- Jeszcze dziś. Załatwiłam pracę na jutro rano. - Powiedziała. - Muszę to zrobić, Ally. Bez Bena.
- Ale on by ci pomógł, dogadujecie się tak świetnie. Jesteście idealni...
- Jeżeli jesteśmy sobie pisani, to się znajdziemy. - Odpowiedziała Maree. - On ma tutaj rodzinę, pracę, dom... Nie mogłabym na to pozwolić.
- Ty też masz tutaj rodzinę. - Powiedziała Ally. - Masz mnie, masz Bee, masz Audrey.
- Billie Dean Howard? - Prychnęła dziewczyna. - Nie przapadam za nią. To snobistyczna, samolubna suka... Bawi się w te laleczki vodoo i tabliczki nie wiedząc, że coś na siebie ściągnie.
- Ona ma dar... - Odpowiedziała Ally. - Sama wiesz, że...
- Dar? - Przerwała jej Maree. - Nie uwierzę. Jedyne kuzynki, które kocham to Cordelia i Audrey. Nie wiem, co z Audrey... Nie pisałyśmy dawno, ale chyba nadal mieszka w Nowym Jorku...
- Kontaktowałaś się z Cordelią? - Zapytała.
- Tak. - Odpowiedziała. - Ona i ciocia Fiona cieszą się na to spotkanie...
- Jesteś pewna, że chcesz wyjechać? - Upewniała się siostra. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, pomimo, że chcę, żebyś ochłonęła i żyła samodzielnie.
- Podjęłam decyzję, Allyson. Mam samolot za trzy godziny... Wyjeżdżam z Los Angeles i zaczynam w Nowym Orleanie.
- W porządku. - Powiedziała. - Ale obiecaj, że nie przerwiemy kontaktu. - Powiedziała. - Maree i Allyson McKenna muszą być razem, nawet gdy dzielą je kilometry.
- Chyba Maree Haynes i Allyson Putney...
- Tak, zmienimy to przeklęte nazwisko. Raz na zawsze...
- A co z rodzicami? - Zapytała Maree. - Będą się martwić?
- Matka ćpa do takiego stopnia, że nie może się podnieść, a ojciec cały czas śpi przez alkohol. Niestety, ale sądzę, że nie zauważą... A jeżeli tak, to będą się martwić o brak pieniędzy od ciebie. - Powiedziała z gniewem. - Jesteś dla nich taka dobra...
- A ty i Mark? - Uśmiechnęła się. - Kiedy wakacje w Turcji?
- Za tydzień. Mam nadzieję, że będą udane. - Odwzajemniła uśmiech.
- Zasługujesz na odpoczynek. - Powiedziała siostra.
- Dziękuję... - Ally spojrzała na logo restauracji i spojrzała na Maree. - Co ty na kolację przed podróżą?
- Pewnie... - Powiedziała. - Chodźmy.
Objęły się i weszły do restauracji.
W tym momencie Maree obudziła się w swoim łóżku, równo o północy. Była przerażona snem. Zgadzał się z sytuacją, która miała miejsce tyle lat temu. Przypomniała sobie dokładnie Hotel Cortez oraz chwile spędzone z Ally przed odejściem z Los Angeles. Nagle poczuła ogromny ból głowy. Wiedziała, że sen i ból musi być jakimś znakiem. Kobieta zeskoczyła z łóżka i wzięła telefon, który leżał na szafce obok drzwi pokoju. Usiadła na łóżku i wybrała numer do swojej siostry, ona jednak nie odbierała. Zdenerwowała się i zaczęła panikować. Wiedziała, że kobieta ma napady lęków i paniki, które mogą doprowadzić ją nawet do śmierci. Allyson miała kolourofobie od 1997 roku, Maree przez ostatnie okropne wydarzenia nie zadzwoniła do siostry, odkąd dom w lesie wybuchnął minęło dziewięć dni. Dziewięć dni spokoju przerwał sygnał od Allyson. Strach przed duchami i demonami był niczym przy strachu o swoją siostrę, którą kochała nad życie. Zaklęła w duchu i ponownie zadzwoniła. Tym razem usłyszała głos swojej siostry.
- Coś się stało? - Zapytała, była zaspana. - Halo?
- Hej, Allyson. - Powiedziała Maree, bardzo się cieszyła. - Wszystko okej?
- A dlaczego miałoby nie być okej, Maree? - Zapytała. - Znowu te sny?
- Tak. Przepraszam, że budzę cię w środku nocy... Po prostu się o ciebie martwię.
W tym momencie Maree usłyszała w słuchawce przeraźliwy krzyk. Była przerażona i krzyczała do słuchawki.
- Allyson?! - Zdenerwowała się. - Ally!
Po sekundzie w słuchawce usłyszała.
- Nie mogę, nie mogę, nie mogę...
Po chwili połączenie się zakończyło. Kobieta nie odbierała telefonu, Maree była pewna, że coś się stało. Zadzwoniła na Policję.
- Tak, potrzebna Policja w Minchigan, na ulicy Gold Street 33, dom 66. Proszę was. Moja siostra jest prawdopodobnie sama... - Płakała do słuchawki. - Nie mogę jej stracić.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. - Powiedział Policjant. - Co się stało?
- Zadwoniłam do niej, ponieważ miałam przeczucie, bardzo złe przeczucie. Zadzwoniłam i obudziłam ją, rozmawiałyśmy normalnie, kiedy usłyszałam jak krzyczy do telefonu. Boję się, że to jakieś żarty osób z sąsiedztwa. Allyson cierpii na Kolourofobie...
- Strach przed klaunami? - Zapytał spokojnie Policjant.
- Tak. Ma także trypofobię, jednak wątpię, że to wina dziur. To na pewno klaun. Obawiam się, że mógł coś jej zrobić...
- Policja jest już blisko, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Powiedział Policjant. - Zadzwonimy, kiedy dowiemy się o całej sytuacji. Proszę spać spokojnie.
Kobieta oburzyła się.
- Co za dupek! - Krzyknęła ze złości.
Kobieta ubrała się pospiesznie i wyjęła z szafki brązową, skórzaną torebkę. Włożyła do niej dokumenty, portfel i kopertę z pieniędzmi. Wychodząc z pokoju, sprawdziła w internecie najbliższy lot do Minchigan. Był za godzinę, a do lotniska nie było daleko więc jeszcze dzisiejszego ranka kobieta spotka się z siostrą. Weszła do pokoju Maddie, zapaliła światło i szturchnęła ją. Dziewczyna obudziła się, nie wiedząc, co się dzieje. Widząc Maree, rozbudziła się i zapytała.
- Co jest?
- Jadę do Allyson. - Powiedziała. - Zajmij się dziećmi, Billie ci pomoże... Wrócę do jutra na sto procent.
- Coś nie tak z Ally? - Wystraszyła się Maddie. - Coś jej się stało?
- Miała prawdopodobnie atak paniki. Pewnie zobaczyła jakiegoś klauna. Obawiam się, że to gówniarze z sąsiedztwa. Nic jednak nie wiadomo.
Maree wstała i powiedziała.
- Trzymajcie się.
Zamknęła za sobą cicho drzwi i wyszła z domu.
YOU ARE READING
American Horror Story: Orphanage
ספרות חובביםMaree (Sarah Paulson) oraz Maddie (Billie Lourd) prowadzą sierociniec znajdujący się w środku lasu w Nowym Orleanie. Wszystko zmienia się wtedy, gdy Maree znajduje w lesie chłopaka, który nie pamięta kim jest ani co robi w tej okolicy. Odkąd chłopak...