Zemsta

99 8 1
                                    

Billie obudził się z ogromnym bólem głowy. Minęła zaledwie godzina odkąd go porwano, a kolczatka wbiła się w jego ciało naprawdę mocno. Nie pamiętał, dlaczego tu jest i co tutaj robi, ale się bał. Mogło zdarzyć się wszystko... Nagle z pokoju obok wyszła ona, starsza kobieta o długich, siwych włosach. Uśmiechnęła się do niego. Billie chciał krzyczeć, ale jego usta były zaklejone taśmą, rozglądnął się dookoła, jednak nie wiedział, czy ma jak i czym się bronić. Kobieta podeszła bliżej i popatrzyła na niego.

- Szkoda takiej ładnej buźki... - Dotknęła jego policzka. - Ale niestety. Bywa.

Chłopak przeraził się jeszcze bardziej. Jakie ona ma zamiary?

- Nie szamotaj się złotko bo kolczatka wbije się głębiej. - Zaśmiała się. - Uważaj.

Próbował pozbyć się taśmy, ruszając mięśniami twarzy jednak na nic. Miał tylko nadzieję, że jest blisko i go odnajdą. Szarpał się, jednak to sprawiało mu coraz większy ból. Kobieta wyjęła z szafki starą szmatę i nasączyła ją w jakiejś cieczy, następnie przyłożyła mu ją do twarzy. Poczuł ogromny odór i po chwili stracił przytomność, podniosła płachtę z podłogi i go przykryła a następnie wyszła z domu. Tym razem jednak zamknęła go na klucz, który schowała do torebki, w której znajdował się jeszcze mały nóż
myśliwski, siekierka i gaz pieprzowy. Zarzuciła ją przez ramię i poszła lasem w stronę domu, chciała zaatakować i przynieść tutaj kolejną osobę. Pomimo, że wyglądała licho to była bardzo silna i uniosła spokojnie Billie'go. Z resztą nie będzie żadnego problemu... Idąc przez las natknęła się niespodziewanie na Fione i dwójke dzieciaków z sierocińca, rozdzielili się na grupy i szukali zaginionego chłopaka. Czarownica podeszła do starszej kobiety.

- Witam panią, mam pytanie... - Uśmiechnęła się. - Nie widziała pani mężczyzny w tym lesie? Miał jasne włosy i zielone oczy. Zaginął ok. Godzinę temu...

- Niestety... - Uśmiechnęła się. - Ale może zbłądził i jest niedaleko, na przykład przed moim domem, na werandzie...

- Pani Fiono... - Odezwała się wysoka blondynka, Josie. - Proszę jej nie ufać, ta kobieta jest psychiczna... Słyszałam, że zamordowała dzieci, które kiedyś mieszkały w naszym. domu.

- Josie... Nie można tak mówić. Nie znamy jej... - Zezłościła się Fiona.
W tym momencie przypomniała sobie jednak, że Cordelia i Madison ostrzegały resztę przed starszą, uzbrojoną kobietą, postanowiła się wycofać, tymbardziej, że demon osłabiał ich moce coraz bardziej.

Staruszka zaśmiała się w głos ukazując starą, sztuczną szczękę.

- Tak, słyszałam takie plotki, ale jestem niegroźna... Czy ja wyglądam na kogoś, kto mógłby was skrzywdzić?

Josh, brunet stojący obok Josie i Fiony zauważył jak na starym materiale z torebki prześwituje nóż. Wiedział, że nie wróży to nic dobrego i że plotki mogą być prawdą.

- Skoro pani go nie widziała, to nie przeszkadzamy. - Powiedział spokojnie. - Idziemy?

Fiona poparła jego pomysł.

- Tak. - Uśmiechnęła się. - Miło było panią poznać.

Jednak kiedy szli na przód, zostawiając ją w tyle kobieta powiedziała.

- Wątpię, że go znajdziecie. W tym lesie żaden zaginiony nie powraca. Uważajcie.

Fiona zdenerwowała się, nie lubiła kiedy ktoś jej groził. Cofnęła się i podeszła do staruszki. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne i spojrzała głęboko w jej szare oczy.

- Nie wiem, kim jesteś i co tutaj robisz, ale jeżeli to ty stoisz za jego zaginięciem to cię zniszczę. Nie wiesz, na co mnie stać...

Ta jej jednak przerwała.

- Do czego może być zdolna taka paniusia z miasta? - Zaśmiała się głośno. - Uderzysz mnie torebeczką?

- Jeżeli zbliżysz się jeszcze raz do Cordelii i Madison, do mnie lub do reszty to następną zaginioną w tym lesie będziesz ty.

Kobieta jednak nie poczuła strachu. Popatrzyła na nią z zaciekawieniem, Fiona ubrała jednak okulary i pewna siebie, powiedziała.

- Idziemy, dzieci...

American Horror Story: OrphanageWhere stories live. Discover now