Zmierzch || bxb (trwa rewrite)

By inuttie

158K 10.2K 1.4K

Dotychczasowe życie, jakie wiodłem, skąpane było w ciemnych barwach. W odcieniach szarości blaknących wspomni... More

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Epilog
Comeback✔️

Rozdział 1

11.2K 507 87
By inuttie

Przypominam, że historia książki jest pisana od podstaw i zostanie całkowicie zmieniona.
W 2021 (konkretnego miesiąca jeszcze nie jestem w stanie podać) dodane będą nowe rozdziały, także szykujcie się do ponownego przeczytania ❤️ ~ Edit 01.01.2021

Jadąc z mamą na lotnisko, szeroko otworzyliśmy okna samochodu. W Phoenix były dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy bezchmurnym niebie. Miałem na sobie ubraną białą koszulkę z lekko prześwitującego materiału z czarnym napisem, włożoną specjalnie z okazji wyjazdu. Do samolotu zamierzałem wziąć kurtkę. Celem mojej podróży było miasteczko Forks położone na północno-zachodnim krańcu stanu Waszyngton. Pada tam częściej niż w jakimkolwiek innym miejscu w Stanach i jest to jedyna rzecz, która wyróżnia tę mieścinę... To właśnie przed tymi posępnymi i deszczowymi chmurami uciekła moja mama, gdy miałem naliczonych już kilka lat. Ona uciekła, ale ja... ja musiałem spędzać w Forks równe cztery tygodnie KAŻDEGO lata. Jako czternastolatek, zbuntowałem się i od trzech lat jeździłem z tatą co roku na dwutygodniowe wakacje do Kalifornii. Mimo to zgodziłem się tam wrócić, sam skazałem się na wygnanie... Byłem przerażony... Nienawidziłem tego miejsca... Za to Phoenix uwielbiałem, kochałem je za słońce i upał, za bijącą od tego miasta żywotność oraz za jego tępo, z jakim się rozwijało.

- Bealu - odezwała się mama w hali odlotów - Pamiętaj, że nie musisz tego robić - powiedziała to po raz setny... i pewnie jeszcze nie ostatni.

Spojrzałem w oczy mojej mamy i poczułem narastającą panikę. Jak mogłem zostawić samą tak nieobliczalną i nieprzytomną osobę? Poradzi sobie beze mnie...? Oczywiście, miała teraz Phila, rachunki będą w takim razie płacone w terminie, lodówka i bak będą pełne... a jeśli się gdzieś zgubi, będzie miała do kogo zadzwonić, ale mimo to...

- Ja naprawdę chcę jechać - skłamałem. Nigdy nie byłem uzdolnionym kłamcą...

- Pozdrów ode mnie Charliego

- Nie zapomnę

- Niedługo się zobaczymy - powiedziała z przekonaniem w głosie - Możesz wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń, a zaraz się pojawię - miałem świadomość, że ta obietnica sporo ją kosztuje.

- Nic się nie martw. Będzie fajnie. Kocham cię mamo

Przytuliła mnie mocno do siebie i trzymała tak przez długą chwile, a potem wsiadłem do samolotu i już jej nie zobaczyłem. Czekały mnie cztery godziny lotu z Phoenix do Seattle, potem godzina w awionetce do Port Angeles i wreszcie godzina jazdy z lotniska do Forks. Nie bałem się latania... tylko tej godziny w aucie sam na sam z moim tatą Charliem. Do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Najwyraźniej naprawdę się cieszył, że miałem z nim po raz pierwszy zamieszkać niemal na stałe. Zapisał mnie już do liceum i obiecał pomóc w kupnie auta. Mimo to byłem pewny, że będziemy nieco skrępowani. Żadne z nas nie należało do ludzi gadatliwych, a i tak nie wiedziałbym za bardzo, o czym tu opowiadać. Zdawałem sobie sprawę, że moja decyzja go zaskoczyła - podobnie jak mama, nigdy nie ukrywałem niechęci do Forks. Gdy wylądowałem w Port Angeles, padał deszcz, ale nie wziąłem tego za złą wróżbę. Było to po prostu nieuniknione. Pożegnałem się ze słońcem już kilka godzin wcześniej. Charlie przyjechał po mnie radiowozem czego się spodziewałem. Tata jest komendantem policji w Forks. To właśnie dlatego, mimo poważnego braku funduszy, chciałem jak najszybciej sprawić sobie samochód - żeby nie wożono mnie po okolicy w aucie z syreną na dachu... Gdy schodziłem niezdarnie po schodach na płytę lotniska, przytrzymał mnie odruchowo, jednocześnie jakby ściskając na powitanie jedną ręką.

- Jak dobrze cię widzieć, Bel. Nie zmieniłeś się zbytnio. Co słychać u Renée?

- U mamy wszystko w porządku. Też się cieszę, że cię widzę, tato - nie wolno mi było mówić do niego po imieniu.

Miałem kilka toreb, bo większość moich ubrań nie pasowała do klimatu stanu Waszyngton. Wprawdzie znaleźliśmy z mamą trochę groszy na powiększenie mojej zimowej garderoby, ale i tak było tego niewiele.

- Znalazłem dobre auto, jak dla ciebie, naprawdę tanie - oznajmił Charlie po zapięciu pasów.

- Jaka to marka? - nie spodobało mi się to ,,jak dla ciebie''.

- Chevrolet. Właściwie to pick-up

- Gdzie go znalazłeś?

- Pamiętasz Billy'ego Blacka z La Push? - La Push to malutki rezerwat Indian nad samym morzem.

- Nie

- Jeździliśmy razem na ryby - podpowiedział Charlie. To by wyjaśniało, dlaczego go nie pamiętam. Jestem prawdziwym mistrzem w wymazywaniu z pamięci bolesnych i niepotrzebnych wspomnień.

- Jeździ teraz na wózku inwalidzkim, więc nie może już prowadzić. Obiecał, że sprzeda mi go tanio

- Jaki to rocznik? - Sądząc po jego minie, miał nadzieję, że nie zadam tego pytania.

- No cóż, Billy nieźle się napracował przy silniku, teraz jest prawie jak nowy - chyba nie wierzył, że poddam się tak łatwo...

- W którym roku kupił auto?

- Bodajże w 1984

- I to rok produkcji?

- Hm, nie sądzę, że pochodzi z wczesnych lat sześćdziesiątych albo późnych pięćdziesiątych - przyznał zawstydzony - ale spokojnie! Bryka pracuje bez zarzutu. Teraz już takich nie robią. - bryka? Hm... Może nie będzie tak źle. Przynajmniej nie muszę już szukać ksywki dla samochodu.

- Tanio, czyli ile? - tu nie mogę iść na kompromis.

- Widzisz skarbie już go kupiłem.. Jako prezent powitalny... - Bomba. Auto za darmo.

- Och... Naprawdę nie musiałeś. Byłem gotowy sam za to zapłacić

- To nic takiego. Chcę żebyś był szczęśliwy - Mówiąc to tata patrzył się na drogę. Zawsze wstydził się mówić o swoich uczuciach. Odziedziczyłem to po nim, więc i ja odwróciłem głowę.

- ...Bardzo dziękuje - A co do bycia szczęśliwym w Forks, po co wspominać, że żadne auto tu nic nie pomoże. To po prostu nierealne.. Ale tata nie musiało tym wiedzieć.

- Ech... no... nie ma za co - wymamrotał Charlie

Wpatrywaliśmy się w drogę w milczeniu. Okolica była naprawdę piękna. Wszystko tonęło w zieleni: drzewa, ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. A nawet powietrze wydawało się zielone w świetle sączącym się przez baldachim z igieł drzew. W końcu zajechaliśmy na miejsce. Charlie nadal mieszkał w niewielkim domu z dwiema sypialniami, kupionym jeszcze z mamą tuż po ślubie. Przed domem, który od lat wyglądał tak samo stał nowy - jak dla mnie - samochód. Miał wyblakły czerwony lakier, zaokrąglone zderzaki i staromodną szoferkę.

- Tato jest mega! Dzięki!

- Cieszę się, że ci się podoba

Wszystkie bagaże wnieśliśmy za pierwszym razem. Dostałem sypialnię wychodzącą na zachód, na podjazd przed domem, tą samą co każdego lata. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany - wszystko co wywoływało wspomnienia... Jedyne co Charlie zmienił kiedykolwiek w tym pokoju to łóżko i biurko kiedy osiągnąłem wiek szkolny... Brak nadopiekuńczości to jedna z najlepszych jego cech. Zostawił mnie samego, żebym się mógł rozpakować. Nareszcie mogłem przestać się uśmiechać. Przez chwilę wpatrywałem się w deszcz będący za oknem i rozmyślałem o pierwszym dniu w nowej szkole... Do miejscowego gimnazjum i liceum razem wziętych, chodziło może trochę powyżej stu paru uczniów. Podczas gdy w Phoenix tylko mój rocznik liczył siedemset osób... W dodatku wszystkie te dzieciaki z Forks dorastały razem - Ba! Nawet ich dziadkowie znali się od dzieciństwa! Miałem stać się wytykanym palcami dziwadłem z wielkiego miasta...jej! . . .Gdybym jeszcze wyglądał jak przystało na chłopaka z gorącego południa, gdybym był opalonym, wysportowanym blondynem, który gra w drużynie jednego z klubów sportowych, może wtedy wyróżniałbym się czymś ... Ale nic z tego. Mój wygląd nie mógł mi pomóc. Chociaż w Phoenix zawsze świeciło słońce moja skóra przypomina odcień kości słoniowej, jestem szczupły więc wszyscy wiedzą, że żaden ze mnie sportowiec. Do sportów brakowało mi po prostu koordynacji ruchowej, dlatego każde wyjście na boisko kończyło się upokorzeniem i obrażeniami, z którymi ulegli także inni zawodnicy z mojej winy. Gdy skończyłem układać ubrania w komodzie, poszedłem się umyć po podróży. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, doszedłem do wniosku, że nie ma co się oszukiwać. Nie chodziło tylko o wygląd. Skoro nie znalazłem sobie miejsca w szkole z trzema tysiącami uczniów to czy mogę mieć nadzieję, że w Forks sobie poradzę? Nawiązywanie kontaktu z rówieśnikami przychodziło mi z trudem. Tak naprawdę nawiązywanie kontaktu z kimkolwiek przychodziło mi z trudem... Nawet mama, która była mi najbliższą osoba nie potrafiła się przebić przez moją skorupę. Czasami zastanawiam się, czy naprawdę odbieram w ten sam sposób co inni.

Może mam coś z głową?

Mniejsza o przyczynę, liczy się efekt. A jutro miał być dopiero początek...

Continue Reading

You'll Also Like

62.4K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
16.1K 1.6K 20
„Niewielkie, lśniące płatki wirowały na wietrze, na ziemi zdążyła powstać cienka warstwa puchu. Wargi rozciągnął mu bezwiedny uśmiech - błonia niknęł...
7.7K 657 12
Koszmary z przeszłości powracają, znów nawiedzając Harry'ego. W momencie kiedy Harry ułożył spokojne życie, wiodąc je z Draconem Malfoy'em, jego prze...
1.9K 102 8
Merlin niezwykle oddany Arturowi przyjaciel, trudna przeprawa w poznawaniu swoich emocji. I rozeznawanie się w kiełkujących powoli uczuciach. Prze...