Chcę Cię Tylko Kochać.

By Voo_Doo

111K 6.4K 123

On: Poczułem przepiękny zapach. Podążyłem za nim. Weszłem przez wielkie drewniane drzwi prowadzące do gabinet... More

1
2
3
4
5
6.
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
19
KSIĘGA DRUGA
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16. Rozdział dodatkowy
17. Rozdział dodatkowy
Pierwotne Plany + ciekawostki

18

2.3K 139 4
By Voo_Doo

Max
Znów spoglądam na zegarek. Ten chuj się spóźnia. Ale kiedy trzeba było mu dupe uratować to pierwszy był. Ja pierdole.
Gdy w końcu z godzinnym opuźnieniem wsiada do mojego samochodu, posyłam mu wściekłe spojrzenie.
-Coś źle zrobiłem?- pyta z głupim uśmieszkiem
-Nie, kurwa. Wszystko jest ok.- przeczesuję włosy palcami -Potrzebuje twojej pomocy, Diego.-
-W czym?-
-Wiesz kto to Luis Devilles?- spoglądam na niego kątem oka
-Tak...- mówi ostrożnie
-Dostałeś od niego zaproszenie na przyjęcie?- nie odpowiada -Widzisz? To świetnie się składa, bo na tym przyjęciu będzie osoba, której przekażesz wiadomość.-
-Łoł, łoł, łoł. Nie mam zamiaru nikomu grozić.- pidniósł ręce w geście obronnym
-Raczej kogoś ochronisz.- usmiechnąłem się do niego

***

-Wiesz co masz robić?- pytam Diega
-Mam wejść na to przyjęcie i znaleźć tą laske o której mówisz. Później mam ją zabrać w jakieś bezpieczne miejsce. Mam czas do 20:00. Wiem nie jestem dzieckiem od kilku stuleci.-
-No i bardzo dobrze.- poprawiam kurtke
-Ale nie wiem po co ci oni.- wskazuje na grupe wilkołaków za mną, uzbrojonych po zęby
-Powiedzmy, że rozkręcimy tą impreze.-
-Jasne...- porusza się niespokojnie
-Diego, spokojnie. Zrobisz co ci kazałem, a wyjdziesz z tego cało.-
-Mam nadzieje.- spogląda na mnie znacząco
-Możesz już ruszać. Chyba wszystko omówilismy.- odwrócił się, aby odejść -A i jeszcze jedno.- spojrzał na mnie -Dotknij ją w niewłaściwy sposób, a powiesze cię za te twoje wampirystyczne jaja na drzewie.-
Skiną mi głową i ruszył przed siebie.
-Skąd masz pewność...- Kaspian dotkną mojego ramienia stając koło mnie -że nas nie wystawi?-
-Ma wobec mnie dług, który trudno spłacić. A ja mu obiecałem, że po tej akcji już się nie spotkamy.-
-Masz jakiś plan?-
-Jasne. Chcesz go usłyszeć?-
-Przydało by się...-
-To chodź do chłopaków.-
-Skąd masz pewność, że to ona?- spojrzałem na brunetkę
-Wie za dużo o Tygrysku i ma coś, co ją tego weryfikuje.-

Cassandra
-Nie wierzysz mi?- Karol patrzy na mnie z rozbawieniem
-No... Nie za bardzo.- spogląda na mnie z ukosa
-A założysz się?- gryzie kawałek jabłka
-Ok. Jak ja wygram to... zrobisz mi przysługę, kiedy cię poproszę.- spoglądam na niego
-Jaką.- marszczy brwi
-Nie wiem. Myślę jakiś czas w przyszłość. Ale uwierz mi. Będę cię prosiła o coś na miare twoich możliwości.-
-Ok. A jak ja wygram?- wzruszam ramionami -Dostanę buziaka.- uśmiecha się
-Ok.-
-Od ciebie, w usta.- porusza brwiami
Już otwieram usta aby zapreczyć.
-I tak wygram, więc proszę bardzo.-
-Jesteś strasznie pewna siebie.- stwierdza ściskając moją rękę na znak przypieczętowania zakładu
-Cóż...- podnoszę kielich z krwią do ust -Jeszcze nigdy nie przegrałam żadnego zakładu.-
-Więc to będzie twój pierwszy raz.- póścił do mnie oko
-Nie sądzę.- poprawiłam suknie
-Wybierz moją ofiarę.-
Rozejrzałam się po zgromadzonych. Z niektórymi skrzyżowałam spojrzenia. Jak na moje oko, Luis zaprosił zbyt wielu gości.
-On.-
Podążył za moim spojrzeniem. Wysoki barczysty mężczyzna, z zaciśniętymi ustami, ciemnymi oczami, które patrolowały całą salę. Ubrany na czarno emanował od siebie naturalną aurą ,,Jeśli chcesz zobaczyć następny wschód słońca: nie podchodź". Karol spojrzał na mnie jak by zobczył ducha z piłą łańcuchową idącego w naszą stronę.
-Oszalałaś?-
-Nie mówiłeś, że to ma być kobieta, więc... ruszaj ogierze.- uśmiechnęłam się jak psychopata
-Grasz nie fair.- nachylił się do mnie
-Czego się spodziewałeś po mistrzyni zakładów?- założyłam ręce na piersi i uniosłam brew
-Ucziwości?- pyta sarkastycznie -Wątpie, że on jest gejem...-
Unoszę brwi.
-No to ona.-
Tym razem padło na blondynkę, o delikatnej twarzy i miękkim spojrzeniu. Ubrana w długą suknie koloru pudrowego różu, która delikatnie ją opinała. Prezętowała się delikatnie, ale dostojnie.
-Ok.- Karol się uśmiechną
Ruszył z wysoko podniesioną głową. Nie wiesz w co się pakujesz. Podszedł do kobiety i zaczął z nią rozmawiać czarująco się uśmiechając. Nie minęło jednak zbyt wiele czasu, gdy przez twarz blondynki przemkną grymas wściekłości, wstrętu i obrzydzenia. Już zamachała się ręką by trafić w policzek Karola.
-Dzień dobry.- rzekłam, po tym jak podbiegłam do nich w wampirzym tępie
Kobieta opuściła rękę uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
-Dzień dobry, moja droga. Choć o tej porze raczej powinnam powiedzieć Dobry wieczór.-
-Rzeczywiście. Miło panią ponownie widzieć.-
-Ciebie też. Ile to już?-
-Dwa stulecia, proszę pani.-
-Ach tak. Cóż, nie wiedziałam, że od tego czasu będziesz prowadzała się z takimi prostakami.- spojrzała a niego z odrazą
-Karol jest bardziej wirafinowany niż się zdaje po pierwszej rozmowie.- uśmiechnęłam się
-Możesz mieć rację. Wtakim razie pewnie się nie obrazi, gdy pozwolę sobie ciebie porwać.-
-Nie mam nic przeciwko.- skłonił się lekko
-Wybornie. Nie miałabyś ochoty wyjść na świerze powietrze?-
-Z miłą chęcią.- ruszyłyśmy do wyjścia
-Oh Cenobio, nawet nie wiesz jak mi cię brakowało.-
-Nawzajem, pani Evo.-
-Nadal pamiętam, jaka byłaś zagubiona, gdy trafiłaś do domu Luisa.-
-Tak, też to pamiętam.-
-Od początku wiedziałam, że różnisz się od innych wampirzyc. Nadal się różnisz.-
Spojrzałam na nią z dziwieniem.
-Doprawdy?-
-Oczywiście. Jesteś bardzo delikatna z wyglądu, ale drzemie w tobie wielka siła, pomimo tego, że jesteś wampirem, nadal brzydzi cię zabijanie dla zabawy, lub porzywienia, ufasz, że wszystko się w koncu dobrze skończy, a co najwarzniejsze, kochasz wszystko co się rusza.-
-Nie sądzi pani, że to wady?- skrzywiłam się
-Nie moja droga. Jesteś najbardziej ludzka z naszego gatunku. To są zalety. Jesteś bez skazy, Cenobio.-
-Nie, nie jestem.-
-Ależ jesteś. Zaufaj mi. Ja wiem wszystko.-
-Nie wątpie w to, lecz jestem przekonana, że wielu by dało za moją śmierć, a to nie jest oznaka idealnej kobiety.-
-Cóż mylisz się. Od zazdrości jest niedaleka droga do nienawiści.-
-Co przez to chce pani powiedzieć?-
-Że... czujesz to?- przystanęła
Wilkołaki. Dokładnie poczułam ten zapach sierści i lasu. Co gorsza, poczułam także zapach mokrego dębu.
Nie byłbyś taki głupi, by tu przychodzić.
Z zaułka z 8 metrów od nas wyszły ciemne postacie. W rękach AK-14 z kulami zapewne z płynem nasączonym ultra fioletem. Twarzy nie widziaiam, ale z zapachu mogam stwierdzić, że to wilkołaki. Gdy ujrzeli nasze drobne sylwetki wymierzyli w nas broń stając.
Nie, nie proszę cię Boże, niech to będzie wilkołacza pielgrzymka.
~W ślepym zaułku z bronią palną i białą. To naprawde sensowne. Będą przekonywać do wiary bezdomnych i zboczeńców. Może też bezdomnych zboczeńców.~
Oj zamknij się.
Na przód wypchną się przez mur wilkołaków, mężczyzna o charakterystycznym zapachu mokrego dębu.
-Opóście broń idioci.- warknął
Ruszył w naszą stronę.
Boże, czemu ty mnie tak karasz?
Ruszyłam mu na przeciw.
-Cenobio?- zignorowałam cichy głos pani Evy
Jeszcze trzy metry.
Dwa metry.
Metr.
Głowa Maxa przekręciła się na bok pod wpływem mojej ręki, a odgłos uderzenia rozprzestrzenił się w powietrzu.
-Co ty sobie wyobrażasz!?-patrzył na mnie zdezorientowany- Po co tu przychodzisz? Żeby dokonać masowego mordu na mojej rodzinie!? Jesteś głupi czy jak!?-
Złapałam go za koszule i pociągnęłam do siebie. Brutalnie złączyłam nasze usta.
Boże, jak mi tego brakowało.
Oplótł mnie swoimi silnymi ramionami przyciskając do swojego ciała. Znów słyszałam jego bicie serca, ciepło jego ciała, zapach jego skóry. Stopniowo nasz pocałunek robił się coraz delikatniejszy. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie. Wtuliłam się w jego szyję.
-Kocham cię.-
-Ja ciebie też, Tygrysku.- pocałował mnie we włosy -Tęskniłem za tobą.-
-Czemu przyszedłeś?-
-Nie mogę bez ciebie żyć. Mówiem ci to już kiedyś.-
-Cenobio?- głos pani Evy zmusił mnie do odsunięcia się od Maxa -Możesz mi wytłumaczyć co tu się dzieje?-
-Ufa mi pani?-
-Oczywiście. Przecież to ja cię wychowywałam.-
-Więc niech pani nam pomoże.- spojrzałam na nią błagalnie
-W czym?- z przerażeniem uświadomiłam sobie do kogo należy ten głos -W ucieczce do tego dzikusa?-
Po sekundzie, w której zdążyłam opanować swoje emocje, spojrzałam w oczy Luisa, które wyrażały tylko pogardę.
Max warknął. A ja miałam już dosyć.Dosyć tego, że Luis traktuje mnie jak księżniczkę zamkniętą w wieży, że nie mogę kochać, że nie mogę ufać, że nie mogę być wolna. Więc... więc jeśli dzisiaj zginę, to przynajmniej ze świadomością że walczyłam o szczęście.
-Nie Luisie. Wręcz przeciwnie: W ucieczce OD tego dzikusa.-
Dopiero po chwili zorientował się, że go obraziłam.
-Jak śmiesz...-
-Nie Luisie. Jak TY śmiesz wtrącać się w sprawy dorosłych.- zacisnął usta
-Pożałujesz...-
-Czego? Że cię wtedy spotkałam w lesie? Żałuję od samego początku. Perspektywa bycia rozszarpaną przez dzikie zwierzęta oszalałe z żądzy krwi stała się jeszcze bardziej kusząca.-
-Ja dałem ci życie.-
-Ale trzymałeś je dla siebie. Zapłaciłam za nie zbyt wysokął cenę.-
-Jesteś moją córką...-
-Nie. Byłam twoją córką. Jeszcze ZANIM zabiłeś Emily i moich rodziców.-
spojrzał na mnie zdezorientowany -Myślałeś, że się nie dowiem? Za bardzo ich znam, żeby nie wiedzieć, że szukaliby mnie. Gdy poszłam do naszej posiadłości, wiesz co mi służba powiedziała? ,,Zostali rozszarpani przez dzikie zwierzęta." Rozszarpani! Ale... zapłacisz mi za to. Najwyższą cenę. Te reto a un duelo. Mi libertad está en juego. Su-mi muerte. Wyzywam cię na pojedynek. Moją stawką jest wolność. Twoją-moja śmierć.-
-Co?- Max złapał mnie za rękę -Oszalałaś?-
Luis zaśmiał się jadowicie. Spojrzał mi w oczy.
-Seleccionar las armas y prepararse para una variedad muerte.- (Wybierz broń i przugotuj się na śmierć.)
-Walka na miecze, w formie bojowej.-
-Jesteś za słaba, by przyjąć formę bojową.-
Uśmiechnęłam się triumfalnie.

Napawałam się widokiem jego zdziwionej twarzy. Otrząsną się jednak szybko. Wkleił ponownie swój egoistyczny uśmiech.
-Daję ci czas na przygotowanie się.- machnął ręką, jakby chciał odgonić natarczywą muchę
-Możesz mi powiedzieć, coś ty właśnie zrobiła?- Max patrzył na mnie wściekły
-To, co już dawno powinnam.- przeczesałam palcami włosy
-Chcesz zginąć? Po co ja w ogóle tu po ciebie przychodziłem?-
To zabolało bardziej niż powinno.
No nie wiem... bo mnie kochasz? Bo mieliśmy stworzyć szczęśliwe małżeństwo? Nie? Tak tylko zgaduje...
-Cenobio.- pani Eva położyła mi rękę na ramieniu
-Tak?- ledwie powiedziałam przez sparaliżowane usta patrząc nadal w oczy Maxa
-Musisz wezwać swojego przewodnika.-
-Słucham.- odwróciłam się w jej stronę -Ah... no tak.-
-W twoim słowniku nie powinno się znajdować słowo ,,no". To jest bardzo nie estetyczne.- pogroziła mi palcem
-Przepraszam.-
Zrobiłam głeboki wdech i zamknęłam oczy. Rozgrzałam mięśnie szyi.
Skup się. Wsłuchaj się w swoją duszę. Skup się. Patrz jego oczami.
Powietrze przeszył ryk.
-Bardzo dobrze Cenobio.- szept pani Evy mnie uspokoił -Patrz jego oczami.-
Kolejny wdech i powolny wydech.
Dach. Stoję na dachu. Ryczę. Zaczynam biec. Przeskakuje z jednego szarego dachu na drugi. Jestem już niedaleko. Kolejny szary beton kwadratowego dachu, taki sam jak poprzedni. Kolejny, kolejny, kolejny i tu muszę zeskoczyć. Miękko ląduję na moich łapach. Widzę przerażone twarze wilkołaków. Widzę Panią Evę uśmiechającą się miło. Widzę siebie stojącą z zamkniętymi oczami. Podchodzę do swojego ciała. Max łapie mnie za ramiona i odsuwa. Pani Eva go karci, a ja się uśmiecham. Podchodzę do mojego ciała i trącam nosem twarz.
Mója świadomość wraca do mojego ciała. Cofam się pod jego wpływem. Przed oczami mam wielki pysk białego tygrysa.

Uśmiecham się i kładę rękę na jego łbie.
-Witaj Iris. Dawno się nie widzieliśmy.-
Odpowiada mi takim mrukiem (nie wiem jak się nazywa).
Iris przewyższa mnie o głowę. Jest bardzo duży.
-Pomożesz mi, prawda?- staje koło mnie ocierając się o moje ramię
-Co to jest?- pyta z przerażeniem Max
Przełknęłam gorycz, która została po jego ostatnich słowach.
-To jest Iris, mój przewodnik.- wplotłam rękę w jego białą, miękką sierść
-Czyli?-
-Cząstka mojej duszy umjeszczona w zwierzęciu. Pojawia się, gdy go potrzebuję, lub gdy mam powarzne kłopoty.-
-To dla czego się nie pojawił, gdy odchodziłaś?-
-Bo wtedy chciałam to zrobić.-
Zapadła między nami cisza.
-Cenobio...- głos pani Evy wybawił mnie z tej niezręcznej sytuacji -Masz miecz?-
-Tak.-
-Tylko pamiętaj.- złapał mnie za policzki -Tak jak cię uczyłam.-
-Rozumiem pani Evo.- powiedziałam przez zmiażdżoną twarz
Odetchnęła. Zamknęła oczy i mnie przytuliła.
-Nie zawiedź mnie.-
-Postaram się.-odwzajemniłam uścisk -Czemu pani mi pomaga?-
Odsunęła się ode mnie i położyła mi rękę na ramieniu
-Si morimos esa noche-morimos juntos.- (Jeżeli mamy tej nocy zginąć-zginiemy razem)- Nie pamiętasz tej przysięgi?-
-Pamiętam.-
Położyła mi rękę na policzku.
-Jesteś dla mnie jak córka, której nie dane było mi mieć.- w jej oczach stanęły łzy
Kilka razy poroniła. Nawet bycie wampirem nie zawsze pomaga w rozmnażaniu.
-Dziękuję pani. To wiele dla mnie znaczy.-
-Wieże że zwyciężysz moja droga.-
Amulet który miałam na szyi, pozwalał zmaterializować broń, jaka w tej chwili była potrzebna, także po chwili w mojej dłoni był lśniący, czerwony miecz.
-Coż... Mój ojciec zwykł mówić.- podniosłam miecz na wysokość twarzy, aby zobaczyć, czy odpowiednio jest wywarzony i czy odpowiednio czysty -Jeśli zginąć, to tylko z mieczem w ręce, bądź uśmiechem na ustach.-
-Miecz już masz.- zauwarzyła pani Eva
-Ale ginąć nie mam zamiaru.-
Uśmiechnęłam się psychopatycznie do Luisa, który już stał w swojej bojowej formie...

Z mieczem w ręku i swoim gigantycznym przewodnikiem u stóp.

Kto by się spodziewał? Zdradziecki wąż.

Continue Reading

You'll Also Like

128K 7.9K 13
Wilkołaki i ludzie od wieków prowadzili wojnę - nikt już nawet nie pamięta, co ją spowodowało. Straty dla ludzkiego społeczeństwa są bardzo wielkie...
120K 3.3K 27
Lily ma 16 lat i chodzi do pierwszej klasy liceum. Jest upartą, nigdy nie poddającą się introwertyczką, a w domu ma prawdziwe piekło. Jest normalną...
390K 18.9K 35
Emily miała wszystko czego potrzebowała : dom,kochających rodziców ,przyjaciół itp. Lecz po ceremonii przemiany zmieniło się wszystko...
363K 15.2K 33
Byłam zwykłą dziewczyną, jak każda inna. No właśnie. Byłam. Wystarczył jeden dzień, aby całe moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nik...