4

1.6K 135 0
                                    

Spałam. Snił mi się koszmar:
Dom jest pusty. Przemierzam powoli korytarz, szukając kogokolwiek.
-Max?- mój głos roznosi się echem po domu
Słyszę śmiech. Otwieram drzwi pokoju, z którego dochodzi dźwięk. Max siedzi w fotelu. Podnosi na mnie wzrok znad książki i się uśmiecha.
-Cześć Tygrysku.- pada z jego ust
Podbiegam do niego. Siadam mu na kolanach i przytulam się do niego.
-Bałam się, że cię już nie zobaczę.- wyznaje
-Wiesz, że cię nigdy nie opuszczę.- szepcze
-Wiem.- odpowiadam -Co czytasz?- pytam po chwili
-Coś tam mi wpadło w rękę.-
Chwytam za książkę, a on ją puszcza. Na brzegu kartki zostaje krwawy odcisk jego palców.
-Max?- mój głos drży z przerażenia
Żadnej odpowiedzi. Podnoszę wrok na jego twarz. Oczy otwarte w niemym przerażeniu. Z ust strużkiem wypływa szkatłatna krew.
-Max?- powtóżyłam niczym swoje własne echo -Max!- brzmiało to ja rozkaz, coś w stylu ,,Nie umieraj, ty idioto! Nie zostawiaj mnie samej!"
Żadnej odpiowiedzo z jego strony. Tylko złowieszczy śmiech Leona niósł się echem po pustych korytarzach domu, aby dostać się do moich uszu i wwiercić się w mózg.

Obudziłam się zrywając się z łóżka. Serce mi waliło niewyobrażalnie szybko. Rozejrzałam się po pokoju. Maxa nie było. Wstałam z łóżka i ruszyłam na korytaż. Gdy zamknęłam za sobą drzwi Max właśnie wchodził po schodach.
-O wstałaś.- wyglądał na zakłopotanego
-Tak.- przetarłam oczy ruszając w jego stronę
-Coś się stało?- spytał lekko zaniepokojony widząc moją smutną minę
-Yhm.- wyznaje przytulając się do niego
-Co się dzieje?- głaszcze mnie po włosach
-Miałam koszmar. Śniło mi się, że Leon cię zabił.- przycisnęłam go bliżej siebie
Spiął się. Obiął mnie delikatnie ramionami.
-Chodźmy do pokoju. Nie chcę byś o tym myślała.-
-Nie mam ochoty. Chodźmy na spacer.- poprosiłam
-Wybacz, ale teraz nie mogę.- rzekł z żalem w głosie
-Szkoda.- powiedziałam -Pójdę pod prysznic, a później do ogrodu. Dołącz do mnie, kiedy będziesz mógł.-
-Oczywiście.-
Wróciłam do pokoju i wzięłam długi ciepły prysznic. Weszłam do pokoju i się przebrałam. Wybrałam jakąś zwiewną sukienkę, bo na zewnątrz było gorąco. W sumie jestem wampirzycą, ale chcę miec trochę normalności w swoim życiu. Coś, co by mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie jestem całkiem inna.
Wyszłam na korytarz. Poczułam znajomy zapach.
-Wiem, że się tam chowasz Kaspian. Nie wiem co razem z Maxem, Derekiem, Erykiem i Jasperem (czwarty brat Maxa) kombinujecie, ale mam nadzieję, że nie dostanę od tego nerwicy.- i ruszyłam schodami jak gdyby nigdy nic na parter
Weszłam do ogrodu na tyłach domu. Niedaleko basenu. Usiadłam na ławeczce po turecku i odchyliłam głowę. Pozwoliłam by wiatr delikatnie łaskotał moją skórę. Wsłuchwałam się w cichy świergot ptaków i piękną woń kwiatów. Po prostu raj na ziemi. Jak w filmach, brakowało tylko spokojnej muzyki w tle. Było mi tak bardzo przyjemnie, że kompletnie się zatraciłam w tym magicznym świecie. Nie wiem dla czego, ale nagle zebrało mi się na wspomnienia.
Byłam wtedy mała. Miałam z 5 lat i byłam jeszcze człowiekiem. Pamiętam jak razem z tatą jeździłam konno, a on mi pokazywał i opowiadał różne rzeczy. Pewnego dnia gdy jechaliśmy blisko jeziora, spytałam się go:
-Tato. Co to jest?-
-To ważka.- odpowiedział, lecz nie z takim entuzjazmem jak zawsze
-Coś się stało?- spytałam natychmiast
-Jesteś bardzo spostrzegawcza. Zupełnie jak mama.- uśmiechną się -Chodzi o to, że tatuś znów się żeni.- powiedział
Spojrzał na mnie z niepokojem.
-To fajnie.- odpowiedziałam
-Nie jesteś zła?-
-Nie. Jeżeli dzięki tej kobiecie jesteś szczęśliwy, ja też powinnam.- skrzywił się -Opowiesz mi o niej?-
-Ma na imię Elizabeth i pochodzi z...-
-Nie o to mi chodzi. Jest miła? Ma dzieci? Lubi zajmować się ogrodem? Gotuje pyszne obiadki?-
-Jest nawet miła. Ma jednego syna...-
-Będe miała braciszka!?- przerwałam mu piskiem
-Tak. Starszego o dwa lata.-
-To nie ma znaczenie. Ważne, żeby lubił przyrodę. Bo lubi?-
-Nie wiem. Musisz go sama zapytać.-
-Tak! Zaprośmy ich dzisiaj na kolacje. Proszęęę.-
-Ostrożniej, bo zaraz spadniesz z konia.-
-Proszę tatusiu!-
-Przyjadą jutro. Dobrze.-
-Tak! Założę tą ładną niebieską sukieneczkę. I pomogę pani Lunie w robieniu jedzenia. Dziękuję tatusiu.-
-Nie ma za co.-

-Kiedy przyjadą?-
-Już nie długo.-
-Ta sukienka mnie drapie.-
-Poczekaj jeszcze chwilę.- spojrzał na mnie lekko niespokojnie
-Spokojnie tatusiu. Będę grzeczna, jak mnie prosiłeś.- uśmiechnęłam się
-Wiem.- położył mi rękę na ramieniu
Po chwili usłyszeliśmy stukot kopyt a naszym oczom ukazała się karoca.
-To oni?-
-Tak.-
Karoca się zatrzymała. Pan w czarnym ubraniu otworzył drzwi i pomógł wysiąść niskiej kobiecie, o blond włosach niebieskich oczach i surowej minie. Wyglądała pięknie, pomimo tego, że patrzyła na wszystko nieprzyjemnie.
-Elizabeth.- tata się skłonił, co po nim powtórzyłam
-Witaj, Leonie.-
Zza jej sukni wyszedł chłopak. Wyższy ode mnie o 5 centymetrów. Miał błękitne oczy jak mama, i to wszystko z podobieństw.
-To moja córka, Cenobia.- przeniosła na mnie swój zimny wzrok
Uśmiechnęłam się do niej. Ona tylko się skrzywiła.
-Wejdźmy do środka.- zaproponował
-Ozywiście.- odpowiedziała wzięła go pod rękę i ruszyli do środka
Ja z tym chopakiem również. W pewnej odległości od nich.
-Jak masz na imię?- szepnęłam
-Ja? Yy... Jerremy.- zaczerwienił się
-Ładne imię.- uśmiechnęłam się
-Naprawdę?-
-Tak.-
On też się do mnie uśmiechną. Weszliśmy do dużej jadalni. Zasiedliśmy do stołu. Stłumiłam grymas, gdy Elizabeth siadła na miejscu mamy. Zaczeliśmy jeść. W milczeniu.
-Jak ci smakuje, moja droga?- usłyszałam głos taty -Cenobia pomagała mojej kucharce. Bardzo się cieszyła na wasz przyjazd. Robiła wszystko, aby pomagać.-
Uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy Elizabeth na mnie spojrzała.
-Za ostre. Nie lubie ostrych potraw.- i zamilkła
Spóściłam głowę. Dokończyłam posiłek nie czując już smaku potrawy. Po skończonym obiedzie tata z panią Elizabeth wyszli z jadalni, każąc mi oprowadzić Jerremi'ego.
-Co najpierw chcesz zobaczyć?- spytałam
-Ogrody. Lubię kwiaty.- zarumienił się
-Naprawdę? Ja także. Choć ci pokoże którym się zajmuję.-
Ruszyłam biegiem przez korytarz. Słyszałam że biegł za mną.
-Poczekaj.- usłyszałam
-Ah... przepraszam.- stanęłam -Czasem się zapominam.-
-Nic się nie stało.- ruszyliśmy przed siebie
-Twoja mama jest na prawdę piękna.- powiedziałam
-Słucham? Ah... Tak.-
-Wygląda zupełnie inaczej, niż moja mama.-
-Tak? A gdzie jest twoja mama?-
-Tatuś mówi, że ma teraz skrzydła i jest w niebie. Mówi, że rozmawia z Bogiem i opowiada Mu o mnie. Jest bardzo miła.-
-Ah... Przepraszam.-
-Nie masz za co. Przynajmniej już jej nie boli. Od kąd paniętam była chora. Bardzo cierpiała.-
-Nie musisz mówic, jeżeli nie chcesz.-
-Nie. Wolałabym nie mówić. Już jesteśmy nie daleko.-
Wyszliśmy do ogrodów.
-Piękny.-
-Wiem. Moja mama się nim opiekowała. Chodź tędy. Poprowadziłam go do najdalszego zakątka ogrodu. Było pełne kwiatów zwłaszcza róż i hortensji.
-Jest piękny.- powiedział
-Dziękuję. Mama mi pomaga. Zawsze jak tu przychodzę, wydaje mi się, że siedzi pod drzewem i na mnie patrzy. Jak chcesz możemy się nim opiekować razem.-
-Z miłą chcęcią. Dziękuję.-

-Co robisz?- usłyszałam głos Maxa
-Myślę, wspominam.-
-Chodź wspominać w domu, bo ktoś jeszcze mi cię porwie.-
Otworzyłam oczy. Było ciemno. Noc. Słychać było świerszcze.
-Chyba się trochę zasiedziałam.- rzekłam
-Troszeczkę.-
-Chodźmy spać.-
-Jak sobie życzysz.-

Chcę Cię Tylko Kochać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz