3

1.7K 135 3
                                    

-Nie wiedziałem że tak się czujesz.- wyszeptał Max w moje włosy -Przepraszam, że nie zwracałem uwagi na twoje potrzeby.- przycisną mnie do siebie jeszcze bardziej
-Nie to ja przepraszam. Nie powinnam tego mówić. Prawdą jest, że to ja nie zwracałam uwagi na twoje potrzeby.-
-Ja nic od ciebie nie chcę.-
-Powinniśmy chyba więcej rozmawiać na takie tematy.- pociągnęłam nosem
-Ale to kiedy indziej. Musisz coś zjeść.-
-Nie zaczynaj znowu.-
-Nie odpuszczę. Za bardzo cię kocham, żeby nie poświęcać się dla ciebie.-
-Ja się nie poświęcam, więc ty też nie musisz.-
-Poświęcasz. Wyprowadziłaś się od Viktora, choć wiedziałaś, że może ci grozić niebezpieczeństwo. Walczyłaś za nasze szczęście z Luisem. Nosisz nasze dziecko.-
-Kocham cię, Max.- wtuliłam się bardziej w jego nagi tors
-Ja ciebie też, Tygrysku.- jego słowa były bardzo pocieszające -Ale i tak nie odpuszcze.-
~No weź się ogarnij. Przecież nic mu nie zrobisz.~
-No... dobrze.- odpuściłam odsuwając się od niego
Mój brzuch znów się odezwał.
-To my wyjdziemy. Ruszaj się Krystian.- Emily wypchnęła go za drzwi
-Więc...- Max spojrzał na mnie i rozciągną usta w uśmiechu
-Więc jesteś głupi, a ja jeszcze bardziej.- wzruszył ramionami, a ja westchnęłam -Odchyl głowę.-
Zrobił co kazałam. Oparłam się o jego tors i stanęłam na palcach. Zawahałam się tuż przy jego szyi. Wgryzłam się w niego. Starałam się pić powoli, choć jego krew była taka pyszna. Czułam jak wszechświat eksploduje w moich ustach i płynie bezpośrednio do mojego mózgu. Czułam jak odlatuje do innego świata. Ja i ten boski smak. Lecz coś mnie sprowadzało na ziemie. Dzwięk głosu, który delikatnie pieścił moje uszy.
-Nie śpiesz się.- powoli, jak ciepła woda spływał do mojego gardła i mieszał się ze smakiem nektaru bogów i razem z nim płyną do mózgu -Pij Tygrysku. Moja najdroższa. Powoli. Jestem przy tobie. Zawsze będę. Weź ile potrzebujesz. Możesz wziąć wszystko.-
Zamrugałam kilka razy. Zrozumiałam, że wzięłam już wystarczająco. Z trudem i niechęcią wyjełam kły z jego szyi. Zlizałam krew, która spływała z dwuch ran na jego skórze. Chciałam jeszcze, ale wiedziałam, że nie powinnam. Odsunęłam się od niego, by nie rzucić się na niego i nie wyszarpać mu szyi.
-Przepraszam.- szepnęłam
-Chodź tu.- rozłożł ramiona
-Nie. Nie mogę.- podrapałam się po karku
Nadal czułam smak jego krwi w gardle i słyszałam jej szum w żyłach Maxa. Nadal czułam jej kuszący zapach. I wystarczyły trzy kroki, by znów poczuć tą błogość. Tylko trzy malutkie kroki, a znów odlece. Tylko trzy kroki, a zabije Maxa i wysse jego krew.
Podziękiuję.

Wolnym krokiem wlokłam się do kuchni. Starałam się nie zasnąć po dodze, choć jest już ranek, a ja spałam całe 12 godzin. Weszłam do obszernego pomieszczenia i usiadłam na blacie kuchennym. Oparłam łokcie o kolana, położyłam w dłoniach głowę i przyrzekłam sobie, że za pięć minut wstanę i zrobie coś na śniadanie, tylkoże... te pięć minut przeciągnęło się w godzinę.
-Czemu mi uciekłaś?- spojrzłam na ziewającego Maxa i aż sama ziewnęłam
-Chciałam coś zrobić do jedzenia.- wyznałam przecierając oczy
-I jak ci idzie?- podszedł do mnie i dał mi buziaka na przywitanie
-Powiem kiedy ruszy.-
Uśmiechnął się. Położył ręce po moich obu stronach na blacie i schował głowę w moją szyję. Oparłam się na nim i westchnęłam. Staliśmy... stał tak jakiś czas w niczym niezmąconej ciszy.
-I tak w końcu będziemy musieli coś zjeść.- powiedział
-Ciiiiiiiicho.- skarciłam go -Nie psuj chwili.- obiełam go
-Jasne.- wymamrotał
-Znowu kopie. Chyba mnie nie lubi.- skrzywiłam się
-Mam mu zwrócić uwagę?-
-Yhm.-
Odsuną się i nachylił do mojego brzucha.
-Chłopie... nie przesadzaj. Nie wolno ci bić kobiet, a zwłaszcz twojej mamy. To twoja żywicielka, a moja Księżniczka. Wreszcie pójdziesz na karnego jeża i się skończy.-
Popatrztł na mnie i uśmiechną się w zabawny sposób.
-Ah... dziecko.- westchną -Kiedy ty stąd wyjdziesz? Znudziło mi się to czekanie. Nie mam w co ręce i inne części ciała włożyć.- zachichotałam -Byś się ogarną i wylazł w końcu. Mama chyba ma już dość. Żerujesz na niej mały darmozjadzie. Ukradłeś mi robote.- zaśmiałam się -Jeszcze tylko półtorej miesiąca i się policzymy.- pogroził mu palcem uśmechając się
-Grozisz dziecku?-
-Nie...- uśmiechną się do mnie
Zetchnęłam z nim czoła.
-Spać mi się chce.- wyszeptałam
-Znowu?- jękną na co się uśmiechnęłam
-Ciesz się. Jeszcze będziesz mnie miał dość.-
-Nigdy.- złożył szybki pocałunek na moich ustach
Wziął mnie na ręce.
-Sama pójde.- uśmiechnęłam się nerwowo
-Nie.- odpowiedział stanowczo
Próbowałam ukryć zdziwienie. Zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Obiął mnie ramionami przyciskając do siebie.
-Wszystko w porządku?- spytałam
-Oczywiście.-
-Nie wydaje mi się. Dziwnie się zachowujesz.- spojrzałam na niego
-To nic ważnego.- westchnął
-Max?- odchyliłam się patrząc na niego zła
-Niech twoja piękna główka się tym nie zajmuje.- uśmiechną się całując mnie w czoło -To jest drobiazg. Sam się tym zajme.-
-Ale...-
-Nie masz nic do gadania na ten temat, więc zamknij te swoje piękne oczka i idź spać.- uśmiechał się lekko, ale i tak wiedziałam, że nie odpuści
-Dobra, ale jak coś spieprzysz, to nie będzie moja wina.- ułożyłam się wygodniej
-Nie martw się.- szepną mi do ucha a jego głos znikał w mojej podświadomości
-Yhm...- wymruczałam
-Dobranoc.-
-Yhm...-

Obudziłam się, gdyż usłyszałam niepokojący dźwięk. Zerwałam się do siadu. Huk dochodzący z pomieszczenia obok roznosił się echem po korytarzu. Gdy wstawałam Max wpadł do pokoju.
-Czemu nie śpisz?- zapytał, głupio się uśmiechając
-Zgadnij. Co tam się dzieje?- ruszyłam w jego strone
-Nic.- odpowiedział
-Ta... jasne...-
-Mówiłem żebyś się tym nie martwiła.-
-Ale się martwie.- zostałam przez niego zatrzymana, gdy chciałam wyjść
-Ale nie musisz.-
Zacisnęłam zęby i wargi patrząc zła w jego oczy.
-Co ty kręcisz?- spytałam po chwili
-Nic jak na razie godnego twojej uwagi.-
-Max...- mój ton wyrażał groźbę
-Tygrysku...- przegrzeźniał mnie
-Maxymilianie Maxymie Alen.- tupnęłam nogą
-Cenobio Mercedesie Pelarez.- powtórzył moją czynność
-Jak śmiesz mnie okłamy... czy to krew!?- krzyknęłam patrząc na spływającą szkarłatną ciecz ze skroni
Dotkną tego miejsca i spojrzał na palce ubrudzoną krwią.
-To nic.- wzruszył ramionami
-Nic? Ty krwawisz.- złapałam go za rękę i poprowadziłam do łazienki
-Nic mi się nie stało.- zapewniał
-Ale zaraz ci się stanie.- zagroziłam sadzając go na brzegu wanny i wyciągając apteczkę z szafki
-Doceniam to, że się martwisz, ale to tylko małe...- sykną, kiedy zaczynałam mu przemywać rane wodą utlenioną
-Powinieneś się cieszyć, że to tylko małe rozcięcie.- warknęłam
-Jesteś zła?- zapytał patrząc na mnie tymi oczami małego dziecka
-Tak.- odpowiedziałam przyklejając plaster
-Czemu?- zapytał
-Hmm... pomyślmy. Bo nie chcesz mi powiedzieć w jakim celu narażasz swoje zdrowie? To taka idiotyczna propozycja.- spojrzałam mu w oczy
-Nie martw się, o tym nie mogę ci powiedzieć.- wstał i mnie obiął
-Spadaj.- próbowałam wrócić do pokoju, ale on za mocno mnie trzymał
-Nie bądź nie grzeczna.-
-Póść mnie.-zignorowałam jego sowa
-Jeżeli mi wybaczysz, to może...-
-Pószczaj, niewdzięczny mężczyzno.- szarpnęłam się
-Grzeczniej, naiwna niewiasto.- przycisnął mnie bardziej do siebie
-Max, nie zaczynaj.-
-Powiedz to.- szepnął mi do ucha -Powiedz teraz.- przebiegł mnie dreszcz
Spojrzałam nieśmiało w jego oczy i uśmiechnęłam się lekko. Wsunęłam dłonie na jego kark. Złączyłam nasze usta w długim pocałunku.
-Max.- szepnęłam przy jego ustach
-Tak?- jego głos zadrżał z podniecenia
-Nici z seksu przez pół roku.-
Gdy on stał osłupiały ja wyszłam z łazienki i otuliłam się ciepłą kołdrą. Zanim jednak zasnęłam usłyszałam szept Maxa przy moim uchu:
-Jeszcze się przekonamy.- i pocałował mnie w skroń

Chcę Cię Tylko Kochać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz