7

1.6K 141 0
                                    

Max nadal patrzył się w jego stronę nienawistnym spojrzeniem. Ja się starałam nie tracić twarzy miłej pani domu. Ron przeciągną się napinając mięśnie. Na twarzy Sary widniał złośliwy uśmieszek.
-No więc...- zaczął Ron -Ty jesteś Cenobia?-
-Tak.- odpowiedział Max
Mężczyzna podszedł do mnie.
-Jestem Ron.- podał mi rękę uśmiechając się zabujczo, to znaczy dla innych kobiet byłoby to zabujcze, ale ja miałam nieodparte wrażenie, że prubóje naśladować Maxa
Max mnie po prostu nie mógł mnie bliżej przysunąć. Jego biodro wciskało się w moje biodro.
-Cześć.- podałam mu rękę
Zapadła cisza. Powietrze było przeładowane wściekłością Maxa.
-Co tu robicie?- zapytał, nawet nie próbując ukryć irytacji
Nie zabardzo wiedziałam o co tu chodzi, i czułam się nieswojo.
-Przyjechaliśmy w odwiedziny do starego przyjaciela.- odpowiedziała Sara
-Ta.- zakpił, ale zignorowała to
-Pomyśleliśmy, że może czujesz się samotny, ale kiedy dojechaliśmy, dowiedzieliśmy się, że jesteś zarenczony i masz dziecko w drodze. Gratuluję.-
Nie wiem dla czego, ale po prostu jej nie lubiłam. To jest takie dziwne, że po pierwszym słowie danej osoby, wiesz że będziesz musiała ją tylko tolerować.
-Dzięki. Wszystko w porządku. Nie musieliście przyjeżdżać.-
-Cóż... ale chcieliśmy.- powiedziała
-No ale my nie, więc już idźcie.-
-Max.- szepnęłam -Niech zostaną chociaż na obiad.- poprosiłam zadzierając głowę do góry, żeby na niego spojrzeć
Patrzył się przez dłuższą chwilę w moje oczy, po czym westchną i spojrza na nich.
-Tylko do obiadu.- powiedział
Sara zaklaskała w dłonie.
-Idealnie.- uśmiechnęła się

***Po obiedzie***

-Już możecie iść.- zaczął Max, gdy Sara i Ron wzieli ostatni kęs
-Jasne, tylko chcę z tobą jeszcze zamienić słówko.- cały czas się uśmiechała
-Nie.- odpowiedział
-Daj mi 5 minut. To bardzo ważne.- błagała go wzrokiem
-Nie.-
-Co ci szkodzi?-
-Jeżeli, to takie ważne, to idź.- powiedziałam -Pięć minut to nie tak długo. Przecież nie zabiera mi ciebie na całe życie, nie?-
Poruszył się nie spokojnie.
-No dobra.- powiedział niepewnie
Wstali i wyszli. Zostałam sama z Ronem.
-Więc...- zaczął -Jesteś wampirem?-
-Tak.-
-W naszej watasze nie za bardzo za nimi przepadamy, ale ty jesteś inna.-
-Dzięki?- nie byłam pewna co odpowiedzieć -Tak w ogóle to z kąd przyjechaliście?-
-Z USA.-
-To dość daleko.-
-Widoki z mojego okna są zabujcze.- powiedział -Musisz kiedyś mnie odwiedzić.-
-Jasne.-
-Może nawet chcesz teraz pojechać?-
-Nie. Jestem w ostatnim miesiącu. W każdej chwili mogę urodzić, a wolałabym tutaj.-
-Rozumiem.- odpowiedział kładąc rękę na mojej dłoni
Od razu ją cofnęłam. Spojrzałam na niego nie ufnie.
-Sprzątne naczynia.- wstałam i pozbierałam talerz
-Może ci pomóc?-
-To nie jest konieczne.- powiedziałam
Wyszłam z jadalni i poszłam do kuchni. Włożyłam brudne naczynia do zmywarki i się wróciłam. Pomyliłam jednak drzwi i nim się zorientowałam stałam w drzwiach salonu. To co tam zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. Jedyne czego teraz chciałam to umrzeć.
Max całował się z Sarą.
Czułam jak moje serce się pali i rozpada na kawałki.
Byłam tak smutna, wściekła i obojętna jednocześnie, że sama nie rozumiałam swoich uczuć.
Mój muzg zaczął topnieć.
Nagle Max ją odepchnął.
-Nie kocham cię rozumiesz!? Czy twój mały mużdżek tego nie pojmuje, że kocham Cenobie!?- krzyczał
Na poczatku miałam wrażenie, że mówi to do mnie, ale kiedy wypowiedział moje imię, moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło.
Nagle, ni ztąd ni zowąt poczułam silny ból. Złapałam się za brzuch, nachylając się i krzyknęłam. Złapałam się za futrunę drzwi i upadłam na kolana. Ból był obezwładniający. Nie mogłam wstać ani się ruszyć. Nadal krzyczałam. To tak bardzo bolało. Czułam, że Max klęczy przy mnie, stara się coś zrobić, mówi do mnie, ale nic nie słuszałam. Moje krzyki bólu zagłuszały wszystko, co mogłoby wydawać jakikolwiek dźwięk.
-Ron. Przydaj się do cholery i idź uruchom samochód!- krzyknął Max
Wziął mnie na ręce.
-Postaraj się nie krzyczeć, Tygrysku.- szepną mi bezpośrednio do ucha
Tłumiłam krzyki w sobie. Teraz tylko stękałam i jęczałam z bólu. Od czasu tylko mimowolny krzyk wydobywał się z moich ust.
Wsiedliśmy do samochodu. Siedziałam na tylnym siedzeniu na kolanach Maxa. Zaciskałam zęby i powieki. Wtuliłam się w Maxa, który aktualnie rozmawiał przez telefon.
-Nie wiem!... Kurwa tak po prostu zaczęła krzyczeć!... Nie wiem!...- popatrzył na mnie -Co cię boli?- spytał ciężko oddychając
-Brzuch.- wycedziłam
-Brzuch. ... Co kurwa!? ... Jak ja mam być spokojny!? ... Po prostu, kurwa, przygotuj to łóżko!- i się rozłączył -Już nie daleko, wytrzymaj.- szepnął mi do ucha -Przepraszam.- jego głos się załamał, ale chyba nikt prócz mnie tego nie usłyszał
Ron nadal za kółkiem próbował manewrować na drodze. Sara wyglądała jakby robia to setki razy. W prawdzie do domu watahy (gdzie przy okazji był szpital) było nie daleko, ale Max raczej niebiegłby tam z ciężarną kobietą na rękach. Zatrzymaliśmy się i Max wysiadł razem ze mną. Weszliśmy do środka. Było tam kilka wilkołaków. Wszyscy powychodzili z pomieszczeń i przyglądali się nam. Dwóch biegło za nami otwierając drzwi, żeby Max mógł przejść. A my schodziliśmy schodami coraz niżej i niżej.
Do mojego nosa doszedł metaliczny zapach róży.
-Max.- powiedziałam cicho -Czuje moją krew.- wtuliłam się w niego jeszcze bardziej
-To nic takiego.-szepnął -Jesteśmy nie daleko. Wytrzymaj.-
Posłuchałam go. Cały czas walczyłam z obezwładniającą sennością. Ciemność mnie wołała po imieniu, gosem mojej biologicznej mamy. Cicho, jakby sie bała, że się nie zgodze. Ale ja z nią walczyłam. Nie chciałam zasypiać. Wiedziałam, że jeżeli to zrobie, to już się nie obudzę. Nie pozwalałam, by mnie pochłonęła. Chciałam zostać z Maxem.
Poczułam, że zanurzam się w białej pościeli. Powoli, jak w chmurce. Nie miałam nawet siły by czuć ból. Było tylko odrętwienie. Nic poza tym. Ledwo utrzywywałam uchylone powieki. Patrzyłam się tylko na Maxa, który stał jak oniemiały, gdy doktor mnie badał. Chciałam zapamiętać każdy szczegół jego ciała, sposób w jaki się poruszał i mimikę jego twarzy, bo bałam się że mogę go już więcej nie zobaczyć. Jego oczy wyrażały przerażenie. Musiałam się na prawdę skupić, żeby wyciągnąć rękę w jego stronę. On wytedy otrząsną się jak po uderzeniu. Po chwili uświadomiłam sobie, że to Derek go uderzył. Wskazał na mnie i krzyczał coś do Maxa. On po chwili podszedł do mnie i upadł na kolana. Złapał mnie za ręke i patrzył mi się w oczy.
-Jestem tu.- wyszeptał, słyszałam tylko jego głos. Nic po za tym, tylko melodyjny głos Maxa -Wszystko będzie dobrze, tylko wytrzymaj. Nie zostawiaj mnie samego.-
Nie czułam nic prócz dłoni Maxa. Wszystko było tak nierealne, że miałam wrażenie, że to tylko sen. Jeden koszmar.
Doktor nim potrzasną i coś do niego powiedział, ale ja słyszałam tylko Maxa.
-Tak wcześnie?- zapyta przerażony
Spojrzał na mnie i starał się uśmiechąć.
-Posłuchaj mnie. Musisz coś dla mnie zrobić. Tylko dla mnie.- szeptał -Zacznij przeć, dobrze, Tygrysku? Zaraz zobaczysz naszego synka. Tylko zacznij przeć. Będe przy tobie. Dasz radę kochanie?-
Dam? Nie miałam pojęcie. Ale chciałam to zrobić dla niego. Chciałam żeby był szczśliwy.
Spróbowałam się rozluźnić.
-Spróbuję.- wyszeptałam, bo nie miałam siły głośniej tego powiedzieć
-Będę cały czas przy tobie. Zaufaj mi.-
Spróbowałam zebrać siły. Otępienie ustąpiło miejsca bólowi. Ignorowałam go jednak. Znów odzyskałam słuch.
-Jesteś gotowa?- zapytał lekarz -Na trzy. Raz, dwa, trzy.-
Zaczęłam przeć. Po bólu jaki to wywołało zorientowałam się, że chyba było za późno na znieczulenie, więc mi go nie podano. Czułam się jak za pierwszym razem, z taką różnicą, że ojciec mojego dziecka był obok mnie, trzymając mnie szczelnie za ręke i szepcząc, że to się zaraz skończy, a nie stał w drugim końcu pomieszczenia i nie patrzył na mnie zimnym wzrokiem.
Czułam jak siła przepływa z dłoni Maxa, do mojego ciała, sprawiając, że coraz mocniej parłam. Minęłam cała wieczność, zanim usłyszałam płacz. Ten cały dzień był okropny. Tylko ta chwila była czysta jak łza. Ta piękna chwila, w której usłyszałam płacz i ujrzałam twarz mojego synka, którego kobieta ubrana na biało właśnie wynosiła z pomieszczenia.
-Dalej.- krzykną lekarz -Przyj.-
Nie rozumiałam dla czego. Przecież już urodziłam mojego synka. A może mi się to po prostu wydawało? Byłam wyczerpana. Mogło mi się coś uroić. Od nowa zaczłam te katusze. To było potworne. Pamiętam tylk ból. Ciągły ból, a potem ulga i płacz dziecka.
-Udało ci się.- Max się ucieszył -Boże, Tygrysku. Udało ci się. Mamy bliźniaki.-
Złapał mnia za policzki i pocałował. Uśmiechnęłam się.
-Bliźniaki?- ledwo wyszeptałam
-Tak, Kochanie. Tak się cieszę. Biźniaki.- cały czas się uśmiechał
-To... to dobrze.-
Nie mogłam dalej walczyć z tą sennością. To było już ponad moje siły. Chciałam tylko już zasnąć. Odpocząć.
-Co się dzieje?- zapytał
-Jestem zmęczona. Tak bardzo zmęczona.-
-Co? Nie zasypiaj!- krzyknął
-Max, wszystko jest dobrze.- odezwał się lekarz -Niech odpocznie.-
-Bliźniaki.- wyszeptałam i się uśmiechnęłam, potem pamiętam tylko ciemność

Chcę Cię Tylko Kochać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz