Tu.
Składam ręce na znak miłości.
Już nie pragnę krzyczeć.
Nie widzę szarych ludzi.
Zatrzymuję czas.
I odpuszczam sobie grzechy,
których nie okadzam dymem.
Twoim dymem.
Ironii i cierpkiego
sarkazmu,
od którego kipią
twoje słowa.
Prężę mięśnie,
kiedy za mną stoisz.
Jakim prawem wdarłeś się
w moją harmonię?
Jakim nadal
jesteś na moim
sumieniu?
Przecież odpuściłam
sobie grzechy.
(14.10.2016)
{Bardzo proszę o komentarz pod tym wierszem. Chciałabym zobaczyć jak zinterpretowaliście go podług Siebie. Pozdrawiam bardzo :)}