Gradient [rewritten]

By unluckyphilosopher

10.2K 985 649

W życiu każdego człowieka przychodzą gorsze i lepsze chwile. Nikt nie jest z tytanu, ludzkie życie jest kruch... More

PROLOG
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
EPILOG
Podziękowania
BONUS
ZWIASTUN

Rozdział dziesiąty

483 51 52
By unluckyphilosopher

Z westchnieniem odstawiłam pusty talerz do zmywarki. Karen już zmyła się z kuchni, zostawiając mnie samą, więc ja także postanowiłam wrócić do siebie. Walczyłam z ochotą położenia się i przespania całego dnia, ale musiałam znów zabrać się za projekt. Do końca tygodnia powinnam skończyć aktualny rozdział książki, którą ilustrowałam, a potem mogłam wysłać wszystko do wydawnictwa. Nieczęsto proszono mnie o korekty, ale czasem musiałam szkicować wszystko od nowa. Bywały też momenty, gdy moje projekty nie zostały w ogóle przepuszczone do druku, a to było jak porażka.

Sięgnęłam do szafki nad zlewem, by wyjąć szklankę. Akurat w tej samej chwili usłyszałam ciche pogwizdywanie, więc odwróciłam się przez ramię. Kyle wszedł do kuchni z lekkim uśmiechem na ustach, podrzucając w dłoniach coś okrągłego.

– Jak się masz? – zapytał od razu, stając tuż obok mnie. Dopiero wtedy zauważyłam, że trzymał w rękach tunel, który chwilę później włożył sprawnie do ucha. – Przez spanie na szpitalnym krześle boli mnie tyłek.

– Miejmy nadzieję, że niczego sobie nie złamałeś – odparłam żartobliwie, nalewając sobie jeszcze trochę kawy.

– Nie, a ty?

Odsunęłam się w ostatniej chwili, kiedy jego dłoń już zamierzała mnie dotknąć. Syknęłam jego imię, a on zaśmiał się serdecznie.

– Nie martw się, nie będę cię molestować.

– Śmieszne.

Podeszłam do okna, by trochę je uchylić i wpuścić do kuchni świeże powietrze. Słońce świeciło, wzbijając się coraz wyżej, a na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Zapowiadała się pogoda na idealny spacer. Zerknęłam na termometr, przywieszony do okna, ale nie potrafiłam przeliczyć, ile stopni było, nie znałam się na amerykańskich jednostkach.

– Wybierzemy się dokądś? – Chłopak włączył ekspres, który zaczął lekko charczeć.

– Mam pracę...

– Weź pracę ze sobą – rzucił, wzruszając ramionami. – Znam fajne dojście nad jezioro, może złapiesz jakąś inspirację, hm?

– Nie wolisz zająć się swoimi sprawami?

– Zajmuję się, dlatego właśnie chcę cię dokądś wyrwać. Nie mówiłem ci, ale czasem robię zdjęcia – dorzucił, zmierzając ku wyjaśnieniu. – Odkąd straciłem robotę przez to cholerne przegrupowanie, musiałem się czymś zająć, więc wymyśliłem sobie fotografię.

– Szukałeś gdzieś zatrudnienia?

– Tak, ciągle coś przeglądam. Na zimę pewnie coś sobie znajdę. Ale wracając, chcę porobić trochę fotek, więc możesz zabrać ze sobą swoje cztery litery.

– Mówił ci ktoś, że strasznie... – Już chciałam dodać „uciążliwy", ale wtedy w głowie zaświeciła mi się lampka. Nie powinnam była tego mówić. – Pójdę z tobą, ale jeśli ilustracja pójdzie potem do poprawy, zwalę to na ciebie.

– Przyjmę to na klatę, Ami – obiecał i mrugnął do mnie. – Idź się ogarnąć.

Westchnęłam i w końcu udałam się na górę, by spakować ze sobą materiały. Nie wiedziałam, kiedy wrócimy, więc do małego plecaka wpakowałam czytnik e-booków, na którym miałam aktualnie ilustrowaną książkę w wersji roboczej, notatnik i kilka ołówków. Zgarnęłam jeszcze telefon i przebrałam się.

Ciągle wracałam pamięcią do poprzedniego wieczoru i nocy. Kiedy wróciliśmy ze szpitala, wzięłam tabletkę przeciwbólową i poszłam spać. Dziś raczej nie miałam w planach wracać do Coraline, bo uznałam, że naprawdę powinna odpocząć.

Nie licząc tego, co się z nią działo, dzień minął mi całkiem nieźle. Przyjaciele Kyle'a faktycznie byli całkiem fajni i miło się z nimi gadało. Każdy z nich zainteresował mnie czymś innym. A poza tym cieszyłam się, że poznałam prawdziwe imię Kyle'a. Nie spodziewałam się, że kiedyś nazywał się zupełnie inaczej. Wiedziałam, że wziął nazwisko wuja, ale nie przyszłoby mi na myśl, że mógł nazywać się Ryler. To imię z naszym akcentem brzmiało na języku naprawdę przyjemnie, ale to nowe bardziej mi się podobało.

Znów zeszłam na dół, a potem zawołałam chłopaka. Krzyknął, bym wzięła jego kluczyki i poszła do samochodu. Z wieszaczka wzięłam te oznaczone marką auta i wyszłam. Kiedy w końcu wsiadłam do środka, przyjrzałam się lepiej wnętrzu. Pierwszy raz widziałam automatyczną skrzynię biegów i silnik, który włączał się na guzik. Technologia bez dwóch zdań.

Kyle wreszcie usiadł na miejscu kierowcy, kładąc na tylne siedzenie lnianą torbę. Oboje wyglądaliśmy jak prawdziwi turyści – ubrani w krótkie spodenki, luźne koszulki i trampki.

– Masz jakiś pomysł na zdjęcia? – zapytałam, kiedy w końcu wyjechaliśmy na drogę.

Chłopak uśmiechnął się, a potem skinął głową.

KYLE

Drogę nad jezioro pokonaliśmy już pieszo. Stanąłem najbliżej, jak się dało, ale pozostałe trzy mile i tak przeszliśmy, rozglądając się po lesie. Było naprawdę ciepło, na szczęście ciągle szliśmy w cieniu. Zastanawiałem się, które z nas jako pierwsze się zatrzyma, chcąc zrobić sobie małą przerwę, ale byliśmy całkiem mocnymi zawodnikami.

Dziś rano prosiłem Karen, by przyszykowała dla mnie wodę i kanapki, bo i tak chciałem wybrać się na sesję, a więc taszczyłem ze sobą dość ciężką torbę, w której miałem też aparat. Miałem ochotę przystanąć i się napić, ale w końcu z daleka ujrzałem taflę wody.

Wybrałem miejsce, w którym nie było ludzi – po drugiej stronie jeziora widziałem dzieciaki, które się kąpały, ja chciałem mieć jednak trochę spokoju. Znaleźliśmy idealne miejsce, by przysiąść, w cieniu dużego drzewa. Nie lubiłem upałów, naprawdę. Przez większość życia mieszkałem w chłodnej Norwegii i przywyknąłem do tamtego klimatu. Mieliśmy ciepłe dni, ale chyba nie aż tak.

Ściągnąłem koszulkę, a potem uklęknąłem na niej. Wyjąłem z torby aparat i przerzuciłem pasek przez głowę. Amica w międzyczasie podeszła do piaszczystego brzegu i rozejrzała się. Cóż, byliśmy nad najzwyklejszym w świecie jeziorem, ale ostatnio polubiłem fotografowanie słońca, które odbijało się od wody.

Wypatrując okazję, cyknąłem Ami fotkę. Dziewczyna odwróciła się, a potem spojrzała na mnie spode łba.

– Nie rób mi zdjęć – rzuciła tylko.

Ale ja chciałem zrobić jej kilka z zaskoczenia. Była ładną dziewczyną i całkiem nieźle wychodziła na zdjęciach, więc chciałem to wykorzystać. A poza tym polubiłem denerwowanie jej do tego stopnia, że postanowiłem po raz kolejny wcisnąć przycisk migawki i zrobić jej zdjęcie.

– Kyle!

– Nie piekl się, złość piękności szkodzi. Poproszę o szczery uśmiech.

–Kyle, proszę... Miałam pracować, a nie pozować do twoich zdjęć.

Przewróciłem oczami. Amica przyjrzała mi się z wolna, co wywołało mój uśmiech. Odwróciłem głowę, ukrywając swój wyraz twarzy.

– Zróbmy sobie jedno zdjęcie – zaproponowała nagle. – Ale razem.

Kiwnąłem głową, a potem wyciągnąłem z kieszeni telefon, włączając aparat. Przełączyłem urządzenie na przednią kamerkę i podszedłem do dziewczyny, unosząc wyzywająco brwi.

– Liczę, że później dostanę kopię, Kyle.

– Oczywiście!

Uśmiechnęliśmy się do aparatu, czekając, aż zdjęcie pojawi się na ekranie. Musiałem przykucnąć, bo byłem od niej sporo wyższy, ale kiedy fotka się udała, zerknąłem na nią. Różniliśmy się praktycznie wszystkim, choć wygląd najbardziej rzucał się w oczy. Poczułem na ramieniu jej oddech, kiedy przybliżyła się, by zobaczyć efekt.

Przełknąłem ślinę.

~*~

Alexandra była typową siostrą. Z jednej strony nadopiekuńczą w stosunku do smarkacza, którym kiedyś byłem, a z drugiej wredną jedzą, którą chciałoby się zamknąć w pokoju i nie wypuszczać przez miesiąc. Brunetka potrafiła zajść za skórę i sprawić, że chciałem walić głową w ścianę, ale i tak ją kochałem. Czasami zastanawiałem się, czy dostrzegała sposób, w jaki moi rodzice się ze mną obchodzili. Czy zauważała, że nie interesowali się tym, co wyczyniałem? Czy zauważała, że nigdy nie interesowali się moją edukacją i znajomymi? Czy wiedziała, że nigdy o mnie nie pytali i nigdy nie zabierali mnie ze sobą na żadne wyjazdy? Zdarzały się momenty, w których dzielnie wstawiała się za mnie, gdy zrobiłem jakąś głupotę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby tego nie zrobiła, dostałbym ogromne baty, jej natomiast pogrożono tylko palcem.

Ale czy ona kiedykolwiek porozmawiała z rodzicami na mój temat? A może uznała to za normalne albo postanowiła nie zmieniać stanu rzeczy? Nigdy nie wierzyłem, że mogłaby być dla mnie taką egoistką, miała dobre serce.

Alex nigdy się za nic nie dostało. Gdyby dłużej o tym pomyśleć, nieważne, co takiego by zrobiła – czy przyniosłaby do domu dzieciaka, czy nie zdała klasy – rodzice zawsze staraliby się jej pomóc i jakoś naprawić sytuację. Nie byłbym zdziwiony, gdyby w wymienionych przypadkach znaleźli jej najlepszą klinikę albo przekupili dyrektora. Ja zawsze byłem tylko cieniem, choć usilnie starałem się zwrócić ich uwagę. Uczyłem się świetnie – nie poskutkowało. Uczyłem się naprawdę kiepsko – sam prawie zawaliłem klasę, a oni się nie przejęli. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo odrzucony się czułem, jak bardzo pusty byłem. W ciągu tych lat stałem się skorupą.

Czy to nie matka powinna zawsze bronić swojego dziecka? Czy to nie ojciec powinien prowadzić te poważne rozmowy? I owszem, robili tak, ale nie ze mną. Pamiętałem momenty, w których siedziałem w salonie razem z rodzicami, gdy nagle zjawiała się Alex i rozmowa toczyła się tak, jakby nigdy nic. Jedną z nich dobrze zapamiętałem.

– Jesteś jakaś smutna, coś się stało? – zapytali rodzice.

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu zapomniałam pieniędzy na kino i musiałam wrócić do domu – odpowiedziała, a potem usiadła na podłodze obok mnie.

Wtedy wypatrzyłem swoją okazję, by się odezwać. Sam rzadko zaczynałem rozmowę, bo wiedziałem, że i tak odpowiedziałoby mi echo.

– Mamo, moja wychowawczyni przypomina, że do jutra muszę zapłacić za wycieczkę klasową – przypomniałem.

– Ryler, zamknij się wreszcie i daj siostrze mówić! – wrzasnął ojciec, uderzając dłonią o blat sołu.

Nigdy nie pojechałem na żadną wycieczkę, nigdy nie byłem na żadnych zawodach i wyjściu klasowym. Wszędzie tam, gdzie potrzebny był ich podpis, nie było mnie. Kiedyś znajomi pytali mnie, dlaczego nigdy nigdzie z nimi nie jeżdżę, a ja skłamałem, mówiąc, że zwyczajnie mi się nie chce. Dopiero w liceum, kiedy zacząłem nagminnie podrabiać podpisy starych, zacząłem żyć tak, jak inni.

Pamiętałem także dzień, w którym przyszedłem do szkoły z podbitym okiem. Tata w życiu nie podniósł na mnie ręki, ale pewnego razu tak się zezłościł, że mi przyłożył. Nie pamiętałem, o co wtedy poszło. Pamiętałem jedynie moment, gdy rodzice patrzyli na mnie z odrazą. I nadal czułem ból na policzku.

Coś mokrego znalazło się nagle na mojej klatce piersiowej, więc podniosłem się gwałtownie. Amica natychmiast złapała mnie mokrą dłonią za ramię.

– Hej, spokojnie, to tylko ja – powiedziała uspokajającym głosem. – Chyba miałeś jakiś zły sen.

Potarłem oczy. Naprawdę zasnąłem? Westchnąłem, a potem rozejrzałem się wokół. Było już popołudnie, a cień, w którym siedzieliśmy, zaczął się przesuwać. Spojrzałem na Ami. Zatkało mnie, kiedy zobaczyłem, że siedziała obok w samym staniku i szortach.

– Jezu – syknęła, a potem szybko włożyła koszulkę. Zaśmiałem się. – No co? Przysnąłeś, a ja chciałam się trochę wygrzać.

Czasem wydawało mi się, że zbyt dużo czasu z nią spędzałem, bo kiedy znalazła się tak blisko albo siedziała przy mnie ledwo ubrana, czułem, że zasychało mi w gardle. Świerzbiły mnie ręce, chciałem jej dotknąć, ale podświadomość podpowiadała mi, bym tego nie robił.

Przez jej jasną koszulkę nadal widziałem zarys jej stanika.

– To jak, zbieramy się, prawda? – Wstałem, a potem odszedłem na kilka kroków, próbując się otrząsnąć.

AMICA

Nie chciałam go budzić i zmuszać do wyznań. Odkąd powiedział mi o swojej rodzinie, wiedziałam, że było mu ciężko. Każdy z nas śnił koszmary, a dzisiaj po południu, kiedy po całkiem niezłej sesji zdjęciowej i rozmowie Kyle położył się w cieniu drzewa, on przyszedł do niego. Nie byłam pewna czy chłopak faktycznie spał, bo wyglądał na kogoś, kto był na sennej jawie. Kyle zaczął mówić przez sen, rzucał się, a jego głos zaczął robić się coraz bardziej ochrypły. Wtedy właśnie zdecydowałam, że muszę to przerwać.

Nie powiedziałam mu, że mówił przez sen i wydawało mi się, że zrobiłam dobrze. Nie chciałam, by zrobiło mu się przykro, czy coś w tym stylu. Kyle i tak przestał być już tak pogodny, a droga do domu upłynęła w całkowitej ciszy.

Siedziałam na swoim łóżku z telefonem, podczas gdy chłopak zamknął się na górze i pracował. Nie widziałam go od kilku godzin, a kilka razy zdarzyło mi się zejść do kuchni. Byłam nawet w ogrodzie, bo chciałam trochę odetchnąć.

Podczas wypadu nad jezioro, gdy Kyle był zajęty fotografowaniem, ja rysowałam. Pieczołowicie sunęłam ołówkiem po kartce, robiąc szkice. Wolałam rysować na tablecie, bo do tego przywykłam, ale tradycyjne sposoby zawsze były mile widziane. Po powrocie do domu użyłam skanera, który Coraline miała w biurze i poprawiłam wszystko w programie komputerowym. Rysunek czekał teraz na pokolorowanie.

Komórka zawibrowała nagle. Wyłączyłam dźwięk na czas pracy, bo nie chciałam się odrywać. Wiedziałam, że wtedy szkicowałabym jeszcze dłużej. Teraz jednak zerknęłam na ekran, bo, jak się okazało, dostałam wiadomość od Aurory.

Aurora: Jak się masz, Ami? Długo się nie odzywasz, mam się martwić?

Ja: Długo by opowiadać, Aro. Nic się nie stało, ale mieliśmy sytuację kryzysową. Która jest u was godzina?

Aurora: Pierwsza trzydzieści, niedługo idę spać, ktoś musi pracować.

Ja: Brzmisz, jakbyś nie wiedziała, że ja też pracuję. Niedługo prześlę wam kolejne projekty.

Aurora: To się dobrze składa, bo w firmie jest teraz zamieszanie i jeśli wydawcy dostaną nowe grafiki, uspokoją się.

Ja: Do dwóch dni wszystko powinno być skończone. Hej, Marc dał już spokój?

Aurora: Po tym, jak ostatnim razem przylazł do firmy i mu nagadałam – tak, nie widziałam go. Nie wiem tylko, jak długo będziesz mieć z nim spokój. Ten facet stracił rozum.

Ja: Straci coś jeszcze, jeśli w końcu nie zostawi mnie w spokoju.

Aurora: Chętnie ci pomogę, zalazł mi za skórę. Kochana, oczy mi się zamykają. Obiecaj, że niedługo się odezwiesz, okej?

Ja: Obiecuję! Dobranoc!

Odłożyłam komórkę, a potem położyłam się na wznak.

~*~

Kolejny rześki poranek sprawiał, że chciało mi się żyć. Otworzyłam wszystkie okna w pokoju Coraline, poszłam także do biura i zrobiłam mały przeciąg, by piętro się wywietrzyło. Chciałam powiedzieć, że to będzie dobry dzień, ale wolałam nie zapeszać. Najpierw musiałam zajrzeć do Cory i dowiedzieć się, jak się czuje. Musiałam też porozmawiać z lekarzem o chemioterapii, bo skoro teraz mieli ją przeprowadzić, chciałam znać konkretny termin. Wiedziałam, że za niecałe cztery tygodnie muszę wrócić do Włoch. Nie mogłam przedłużać urlopu i przeszło mi nawet przez myśl, by go skrócić, skoro w firmie panowała taka napięta atmosfera. Musiałam wrócić do obowiązków.

Zeszłam na dół w swoich cienkich dresach. W kuchni nikogo nie było, słyszałam za to grający telewizor, więc ktoś siedział sobie w salonie. Korzystając z okazji, że nikt mnie nie wyręcza, a ja mogę zrobić sobie lekkie śniadanie, przygotowałam płatki z mlekiem. W końcu wzięłam swój posiłek i wyszłam z pomieszczenia.

W salonie siedział Kyle. Pochylał się nad stołem, chyba nawet nie oglądając serialu, który akurat leciał. Usiadłam obok, wciskając sobie łyżkę płatków do ust. Chłopak odwrócił się z bladym uśmiechem, a ja zastygłam. Prawą dłonią przykładał sobie worek z lodem do skroni, a lewa strona jego twarzy siniała.

– I tak jestem przystojny, prawda? – zapytał, zbijając mnie z tropu.

– Powiesz, co zrobiłeś, czy lepiej, żebym nie wiedziała? – Oparłam się o poduchy.

– Walczyłem z mafią – odparł, ale w końcu prychnął, dając za wygraną. – Wyszedłem w nocy z pokoju i jakoś tak spadło mi się ze schodów. – Zmienił rękę, w której trzymał lód. – Ale przyznaj, jestem przystojny, prawda?

Zaśmiałam się, dalej jedząc płatki. Zmierzyłam go ostentacyjnie wzrokiem, a ten uniósł brwi, oczekując mojej odpowiedzi. Jego zbielałe blond włosy pokrywał coraz mocniejszy odrost, a szczękę zdobił lekki zarost. Kyle był szczupły, więc na jego pociągłej twarzy dobrze odznaczały się kości policzkowe. Kiedy tak mu się przyglądałam, zauważyłam, że jego dolna żuchwa jest lekko wysunięta, więc prawdopodobnie miał przodozgryz. Jego piegi wyraźnie przebijały się przez siną plamę na bladym policzku.

– Wiem, że nie potrafisz tego przyznać, ale patrzysz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zjeść – zażartował, za co dostał ode mnie z łokcia.

– A może aż mnie zamurowało, że uważasz się za przystojnego?

– Facetów też powinno się komplementować – stwierdził. – Ja na przykład mogę ci powiedzieć, że masz niezły tyłek. A po wczorajszym mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że masz fajne cycki.

– Jezu, Kyle – jęknęłam, a on parsknął śmiech.

– Aż tak ci się podobam?

Miałam ochotę wylać mu mleko na głowę, ale zaśmiałam się wraz z nim. Jego humoru widocznie nie potrafił znokautować także ten guz na jego głowie. A może to przez niego coś mu się tam pomieszało?

– Pokażesz mi, jak wyszły zdjęcia? – zapytałam, a on skinął głową.

– Trochę je obrobię i jutro mogę ci je pokazać.

– Mam nadzieję, że nie będziesz mi nic poprawiać.

– Nie no, tobie? Gdzieżby. – Mrugnął, a potem sięgnął po pilot, przełączając program.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! Zapraszam do komentowania! Wiecie, że zostało nam naprawdę niewiele do końca? :D

Continue Reading

You'll Also Like

5.1K 539 27
Mathilde, moja Mathilde. Czy jesteś gotowa na przejście przez nasze życie jeszcze raz?
26.1K 1.1K 20
DRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobi...
66K 6.3K 35
Byli szczęśliwi. Pan i Pani Horan. Niall, Megan i Amy. Ale ktoś stanął na ich drodze zaledwie po siedmiu miesiącach szczęścia ich rodziny. Jednak nie...
300 77 38
Wiersze i opowieści dla moich przyjaciół rozproszonych po całej Polsce i dla tych którzy zawsze są blisko mnie. Mam nadzieję, że stworzę dla was nie...