Rozdział dwunasty

409 48 25
                                    

Długo siedziałam przed podręcznym kalendarzem, licząc, ile byłam już w Stanach. Data mojego wylotu zaznaczona była wyraźnym iksem i, chociaż jeszcze trochę do niej zostało, nieuchronnie się zbliżała. Choćbym nie wiem, jak bardzo chciała przedłużyć ten urlop, nie mogłam tego zrobić. Byłam potrzebna w firmie, bo wiedziałam, że teraz zacznie się nagonka. Wydanie książki planowano na za dwa miesiące, ale potrzebowaliśmy trochę czasu na poprawki i tak dalej. Sklejaliśmy tekst w częściach, chociaż ja właściwie nie znałam się na tym całym łamaniu i tak dalej – ja tylko rysowałam. Szefostwo zgodziło się dać mi naprawdę długi urlop, na którym miałam jednak pracować, ale nie mogłam dłużej tego ciągnąć.

Wiedziałam, że zostawienie siostry i Ameryki przyjdzie mi ciężko. Wprawdzie ciągle byłam tylko w Janesville i nie widziałam właściwie żadnego ciekawego miasta, to doskonale wiedziałam, że spełnienie moich marzeń mogłam mieć na wyciągnięcie ręki, gdybym tylko zdecydowała się to zrobić. Nie byłam jednak swoją siostrą i pozostawienie dotychczasowego życia za sobą na ten moment wydawało mi się nierealne.

Miałam jednak nadzieję, że pewnego dnia, kiedy Cora wyzdrowieje, znów tutaj przylecę i razem z nią zwiedzę kilka ciekawych miejsc. Może nawet Kyle mógłby się z nami zabrać? Nigdy nie opowiadał mi o żadnych swoich wycieczkach.

Ale jeśli o nim mowa... Nie potrafiłam wyrzucić z głowy jego spojrzenia, kiedy wczoraj patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie pocałować. Jego usta po raz pierwszy wydały mi się tak miękkie, że chciałam ich dotknąć. Pod wpływem chwili straciłam na moment rozum i, gdyby mnie pocałował, wcale bym nie narzekała. On tego jednak nie zrobił, a podniósł się i przeprosił mnie, wybiegając z sypialni. Czar prysł w tym samym momencie i nie wiedziałam, za co on mnie przepraszał.

Nie zrobił nic złego. Pocałunki w gruncie rzeczy nie były niczym złym i może... Może z jednej strony nie chciałam wdawać się w żadne letnie romanse, tym bardziej z Kyle'em, ale nie przyłożyłabym mu w twarz, tylko odwzajemniłabym jego pocałunek.

Kiedy wyszedł, może faktycznie byłam na niego trochę zła. Albo raczej nie zła, a zawiedziona. Przecież jeszcze niedawno przyszła do niego jakaś dziewczyna, kto wie, co mógł z nią robić? I niedługo później przychodził do mnie i chciał mnie pocałować? Poczułam ukłucie w sercu. Tak samo postępował ze mną Marc, nim dowiedziałam się prawdy. Bawił się mną jak jakąś zabawką. Wykorzystywał mnie. Pieprzył tę swoją dziunię, a potem przychodził do mnie i całował mnie, jak gdyby nic się nie stało. Nie miał za grosz sumienia.

Z Kyle'em nic mnie nie łączyło, ale uczucie pozostawało takie same. Bycie tą drugą łamało serce, nieważne, czy chłopak był moim dobrym znajomym czy kimkolwiek innym. Nikt nie chciał być pocieszeniem, maskotką, do której można było się przytulić, kiedy ktoś inny nie chciał dać nam tego, co chcieliśmy. I nawet jeśli byłabym w stanie pocałować Kyle'a, byłoby mi przykro, że wcześniej tymi samymi ustami dotykał kogoś innego. To było ohydne.

Nie widziałam chłopaka od wczorajszego incydentu i chociaż było już popołudnie, a ja siedziałam w kuchni, w miejscu, z którego widziałam korytarz i schody, nie zauważyłam, by przechodził. Oknem pewnie też nie wyszedł, a ja wiedziałam, że był na górze, bo od czasu do czasu słyszałam grającą muzykę.

Westchnęłam głośno, a potem jęknęłam przeciągle, zakrywając sobie rękami uszy i zamykając oczy. Trwałam tak przez chwilę, nim nie poczułam na ramieniu czyjś dotyk. Gwałtownie drgnęłam, otwierając oczy. Karen wpatrywała się we mnie z uśmiechem na ustach.

– Coś się stało? – zapytała, powoli podchodząc do blatu. Miała na sobie fartuch i chyba zabierała się za robienie lunchu. – Wyglądasz na zmartwioną.

Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now