Rozdział ósmy

452 48 22
                                    

KYLE

Zacząłem się denerwować, kiedy dziewczyna nadal nie przychodziła. Minęło półtorej godziny, odkąd wyszła do ogrodu, by porozmawiać z rodzicami. Nie widziałem jej przez okno, więc zacząłem zastanawiać się, czy poszła przejść się po ogrodzie. Teren, który należał do jej siostry, rozciągał się naprawdę daleko i był ogromny. Nie wiedziałem, ile hektarów miało to miejsce, ale czasem dziwiłem się, dlaczego Coraline trzymała tę ziemię, chociaż nic z nią nie robiła.

Chciałem, żeby Amica przyszła do mnie, bo uznałem, że to odpowiedni czas, by powiedzieć jej o tym, kim byłem. Ona dzięki mnie rozmawiała ze swoimi rodzicami, a ja... Ja musiałem zmierzyć się z przeszłością po raz kolejny. Wiedziałem, że nie będzie mi łatwo. Może mogłem to ukrywać, ale była taka jedna sprawa, która wymagała mojej krwi. Nim Coraline trafiła do szpitala, rozmawiała ze mną na temat tego, co się stało. Tak naprawdę miałem pojęcie, że ktoś do niej przyjedzie, ale nie sądziłem, że będzie to jej siostra.

Coraline od lat była dla mnie jak matka. Kiedy się tutaj pojawiłem, wcale nie uśmiechało jej się, że jej mąż, a mój wujek, przygarnął mnie pod swój dach. Miałem już osiemnaście lat, ale... Nagle zostałem z niczym, miałem tylko trochę pieniędzy, dzięki którym tutaj przyjechałem. Chociaż sprawiałem właścicielom willi problemy, zawsze traktowali mnie ulgowo, a Coraline z czasem zaczęła zachowywać się jak moja matka. Dzięki niej poszedłem na studia, to ona opłaciła moją naukę i pomogła mi znaleźć pierwszą pracę, którą niestety niedawno straciłem.

Zrobiła dla mnie wiele dobrego i nawet po rozwodzie z moim wujem, pozwoliła mi tutaj zostać, a później przepisała mi coś w spadku. Czułem, że powinienem powiedzieć Amice prawdę właśnie ze względu na to, co zrobiła jej siostra. Kiedy napisałem do Coraline po przylocie Ami, powiedziała, że ta decyzja należy tylko do mnie. A ja już ją podjąłem.

Miałem jednak wrażenie, że Amica zapomniała o mojej prośbie, a ja nie byłem pewien, czy dam radę wstać i pójść do niej. Wtem jednak rozległo się pukanie i drzwi otworzyły się, chociaż nie powiedziałem ani słowa.

– Chciałeś o czymś porozmawiać? – zapytała, zamykając je za sobą.

– Jak rozmowa z rodzicami?

Dziewczyna usiadła na skraju mojego materaca i splotła ze sobą dłonie. Widziałem tylko profil jej twarzy, ale byłem pewien, że się uśmiechała.

– Rodzice myśleli, że stracą mnie tak, jak Coraline – powiedziała w końcu. – Ale to jedna, wielka bzdura, bo nigdy nie stracą mnie i nigdy nie stracili Cory. Powiedzieli, że są dumni z mojej decyzji i cieszą się, że zachowałam się lepiej od nich. Żałowali tylko, że nie mogą tutaj przylecieć.

– Dlaczego nie mogą?

– Oboje chorują, są na lekach i mają się dobrze, ale poza tym są już starsi i źle znoszą podróże. – Dziewczyna westchnęła cicho. – Więc, o czym chciałeś pogadać?

– Nikt nie powiedział ci, kim jestem i skąd się tutaj wziąłem, a wiem, że się nad tym zastanawiasz. Wiem też, że nie do końca mi ufasz.

– Cóż, Coraline nigdy o tobie nie wspominała – przyznała szczerze. – Miałam wiele teorii.

– Jakich? – Uśmiechnąłem się.

– Że jesteście razem, że byłeś w więzieniu albo miałeś jakiś wypadek.

Zaśmiałem się pod nosem, co trochę zdezorientowało dziewczynę.

– Pierwsze dwie opcje odpadają. Dlaczego pomyślałaś, że miałem wypadek? – dążyłem.

Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now