Rozdział piętnasty

345 50 20
                                    

KYLE

Dni mijały mi zbyt szybko. Termin wylotu Ami zbliżał się zbyt szybko, a ja zbyt mocno się do niej przywiązywałem. Z każdą chwilą coraz trudniej było mi patrzeć na nią i nie czuć czegoś na kształt bólu i strachu.

Bałem się, że znów zostanę sam. Coraline za jakiś czas mogła wrócić do domu, ale ona nie była swoją siostrą. Nie chciałem, by to wszystko się skończyło. Może to były wielkie słowa, ale czułem, że dziewczyna jakoś mnie dopełniała. Odpowiadała na moje zaczepki, więcej o sobie opowiadała, pokazywała mi rzeczy, których nie znałem.

Dzisiejszego wieczora dziewczyna przygotowała pożegnalną kolację, a potem podziękowała każdemu za pomoc i wsparcie, a także gościnę i wspaniałe przyjęcie. Jarvis obiecał, że następnym razem bardzo chętnie zafunduje jej samochodową wycieczkę po mieście, a Karen rozpłakała się. Ja trzymałem się na uboczu, bo nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

Chciałem jednak gdzieś ją zabrać. Poprosić ją, by poszła ze mną na spacer. Nie miałem pojęcia, czy powiem jej o tym, co czułem, ale jednak chciałem dać jej jakieś wskazówki. Chciałem, by się tego spodziewała, wysnuła wnioski.

– Kyle, możemy się przejść? – Amica stanęła w drzwiach.

O to samo chciałem ją zapytać. Skinąłem głową, narzuciłem na siebie kurtkę i otworzyłem przed nią drzwi. Dziewczyna szybko włożyła buty, a potem dołączyła do mnie. Skierowaliśmy się w stronę lasku, do którego kiedyś z nią poszedłem.

Niebo nad Janesville było już czarne, ale gwiazdy iskrzyły tak mocno, że wydawało się trochę jaśniejsze. Świerszcze wygrywały swoje melodie, a wiatr szumiał lekko.

– Jest tysiąc powodów, dla których się tutaj wyciągnęłam – zaczęła nagle dziewczyna. – Po pierwsze, chciałam ci podziękować za wszystko, co zrobiłeś. Byłam tutaj kompletnie sama, a ty wyciągnąłeś ku mnie dłoń i jakoś oswoiłeś mnie z przyjazdem. No i dziękuję ci za zaufanie i otworzenie się przede mną. Poza tym dałeś mi mnóstwo świetnych rad i naprawdę jestem za to wdzięczna. Dziękuję ci, że byłeś.

– Mówisz o mnie w czasie przeszłym – szepnąłem, czując, że mój głos trochę drgał.

– Przepraszam, ja...

– Nie przepraszaj. – Zbyłem ją gestem ręki.

– Mam nadzieję, że to nie oznacza końca naszej krótkiej przyjaźni.

– Naprawdę myślisz, że chciałbym to kończyć? – Mój głos był trochę zbyt oschły. Zatrzymaliśmy się. – Nie dałbym rady.

Chociaż stąpaliśmy praktycznie na ślepo, widziałem dziewczynę dokładnie. Stała tuż przede mną, a jej oczy świeciły, jak dwie lampki.

– Jak to nie dasz rady?

– Nie jest tak łatwo otworzyć się przed kimś, wyznać mu swoją mroczną przeszłość, a potem zapomnieć. Tym bardziej nie, jeśli coś dla mnie znaczysz.

– Co? – Chyba się uśmiechnęła.

– Nie wiem... Ja nie wiem. Wiele, Ami.

Nasze oddechy nagle stały się urywane. Ale jeśli miałem ją pocałować, to nie tam. Zamiast tego po prostu objąłem ją z całych sił. Ukryła twarz w mojej kurtce, zarzucając mi ramiona na szyję.

– Będę tęsknić, Ryler...

AMICA

Nie wiedziałam, jak czułam się z tym, że następnego ranka wracałam do domu. Od mojej oficjalnej pożegnalnej kolacji minął kolejny dzień, a jutro w południe miałam samolot do Włoch. Dziś rano ostatni raz widziałam się z Coraline, życząc jej wszystkiego dobrego. Obiecywałam jej wiele i wiedziałam, że dotrzymam obietnic.

Myślałam, że dzisiejszy dzień spędzę na siedzeniu przed telewizorem, ale Kyle wpadł nagle do domu, oznajmiając, że ma dla mnie niespodziankę i zabiera mnie do swoich przyjaciół. Na początku nie chciało mi się iść do klubu, ale wypadało pożegnać się z jego znajomymi.

Chłopaki zjawiali się po kolei, a Cory serwował kolejne drinki. Nie mogłam obudzić się rano z kacem, bo przecież czekała mnie wielogodzinna podróż samolotem dom Włoch. Ten wieczór postanowiłam mimo wszystko jednak spędzić w miłej atmosferze.

Miłej i trochę niezręcznej z uwagi na Kyle'a. Odkąd wczoraj wieczorem udaliśmy się na spacer, nie potrafiłam już wyprzeć jego twarzy i głosu ze swoich myśli. Ciągle słyszałam jego słowa i widziałam jego niebieskie oczy, które świeciły w mroku. Z ledwością puściłam go, kiedy przestał mnie obejmować. Nie potrafiłam go zostawić.

– Szkoda, że już wyjeżdżasz – rzucił w końcu Billie, uśmiechając się do mnie serdecznie.

– Nawet dobrze cię nie poznaliśmy. Nie zapomnij o nas, okej? – dodał Cory.

Zaśmiałam się lekko, obiecując im, że tego nie zrobię. Nie wyobrażałam sobie, by zapomnieć o czymkolwiek, co stało się w Stanach. Chciałam zabrać to wszystko ze sobą do Włoch i pamiętać o najdrobniejszych szczegółach.

Impreza powoli dobiegała dla nas końca, chciałam tylko dopić drinka i wracać, bo Kyle także przypominał mi, że było już trochę późno.

– Co powiesz na ostatni taniec w Ameryce? – zapytał nagle blondyn, a ja ochoczo skinęłam głową.

Przechyliłam kieliszek, a kiedy go opróżniłam, położyłam go z powrotem na blacie i złapałam Kyle'a za rękę. Chłopak splótł nasze palce, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy tylko wyszliśmy na parkiet, piosenka się zmieniła. Nadal była klubowa, ale trochę wolniejsza, więc zarzuciłam mu ramiona na szyję, przybliżając się do niego.

Czułam zapach jego perfum i przyśpieszone bicie jego serca.

– Och, Ami – westchnął, dotykając mojej talii.

– Przepraszam, Kyle... – wyszeptałam tylko, domyślając się, jaki był powód jego zachowania.

– Za co?

– Za to, że złamię ci serce...

Odsunął się ode mnie na niewielką odległość i zerknął mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się do niego.

– Jesteśmy kwita, ja złamię twoje.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Wiecie, że opowiadanie w oryginale miało aż 23 rozdziały? Aż, bo to zaraz się kończy xD 


Gradient [rewritten]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें