Rozdział trzynasty

388 48 10
                                    

KYLE

Dwanaście lat wcześniej...

Wpadłem do domu z prędkością światła, odcinając się od deszczu, który lał się strumieniami. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na swoje przemoknięte ubrania. Spodnie i koszulka lepiły się do mojego ciała, a buciory wciąż ciążyły mi na nogach. Skończyłem lekcje trochę później i całą drogę musiałem iść pieszo, bo nie zdążyłem na autobus, a po drodze złapała mnie konkretna ulewa. Czym prędzej ściągnąłem przemoczone ciuchy, zwinąłem je w kulkę i pomknąłem do łazienki. Tam wycisnąłem z nich nadmiar wody i wrzuciłem je do suszarki.

W swoim pokoju przebrałem się w jakieś dresy i w końcu usiadłem na łóżku, kładąc równie mokry plecak na podłodze. Powoli wyciągałem z niego książki, a potem kanapki, które kupiłem na szkolnej stołówce. Wiedziałem, że obiad będzie dopiero wtedy, gdy Alex wróci do domu, bo rodzice chcieli, by jadała ciepłe posiłki, ale ja często byłem głodny, więc kupiłem sobie coś do przekąszenia. I tak nie wiedziałem, czy później starczy dla mnie jedzenia. Rodzice mnie nie głodzili, ale jedno im było, co jadłem i kiedy to robiłem, chyba że oskarżali mnie o kradzież żywności z lodówki.

Wyjąłem kanapkę z opakowania i, otwierając jednocześnie zeszyt ćwiczeń, w którym miałem zadanie domowe, zacząłem jeść. Nie miałem pojęcia, ile tak siedziałem, kiedy w końcu usłyszałem krzyki z dołu. Nie miałem pojęcia, że rodzice byli w domu, a nie słyszałem, by wchodzili. Czasami pracowali w swoim gabinecie. Właściwie wolałem, kiedy tam siedzieli. Gdy byli w salonie, patrzyli na mnie, kiedy wracałem do domu. Wiedziałem, o czym wtedy myśleli. Że lepiej byłoby, gdybym w ogóle nie zwracał. Ale ja to robiłem.

Domyśliłem się, że to ja byłem powodem ich krzyków. Pewnie zostawiłem na dole jakieś mokre ślady, chociaż starałem się tego nie zrobić. Nie chciałem zostawić tam bałaganu, bo wiedziałem, jak to mogło się skończyć. Często wolałem samodzielnie sprzątać calutki dom, tylko po to, by rodzice nie mieli się do niczego przyczepić. Momentami traktowali mnie jak swojego sprzątacza, ale kiedy spełniałem ich wymagania, nie krzyczeli na mnie. Nie lubiłem, gdy to robili.

Zbiegłem na dół z mopem, przygotowany, by po sobie posprzątać. Pewnie miałem przyjąć baty, ale było mi wszystko jedno. Kiedy jednak zszedłem na parter, przy drzwiach nie zauważyłem rodziców. Wiedziałem, że najpierw lepiej było dostać od nich ochrzan, więc udałem się do salonu. To, co tam zobaczyłem, wstrząsnęło mną.

Matka siedziała na wykładzinie, zanosząc się płaczem. W ręce kurczowo trzymała telefon, wyglądając tak, jakby zaraz miała rzucić nim o ścianę. Ojciec łapał się za głowę i klął głośno. Stałem w progu, przez moment pojąc się odezwać.

– Mamo?

Wzrok rodziców spoczął na mnie. Nauczyłem się, że zawsze powinienem był patrzeć na oczy, one wyrażały najwięcej uczuć. A tym razem dostrzegłem w nich złość. Przestraszyłem się. Nie zdążyłem nawet zareagować, bo ojciec nagle ruszył w moim kierunku z wyciągniętymi rękoma.

Myślałem, że chciał mnie przytulić. Nigdy tego nie zrobił, ale zawsze miałem jakąś nadzieję. Zbyt późno zorientowałem się, że nie takie były jego zamiary. Upuściłem mopa, którym mogłem się bronić, gdy dłonie ojca zacisnęły się na moim gardle, odcinając mi dopływ tlenu. Uniósł mnie tak, że wisiałem nad ziemią. Złapałem go za ramiona, próbowałem okładać go pięściami, ale nie miałem wystarczająco dużo siły. Zacząłem słabnąć, walcząc o ostatni oddech. Wszystko przed oczami robiło mi się czarne, łzy zaczęły ściekać mi po policzkach.

I w końcu dotarło do mnie, że nie ma sensu, by walczyć. Jeśli ojciec chciał mnie zabić, mógł to zrobić. Po drugiej stronie na pewno czekało mnie coś przyjemniejszego. Sam wstrzymałem oddech, nie próbując już się szarpać.

– Chcesz iść do więzienia?! – Usłyszałem jeszcze krzyk mamy, a wtedy uścisk zelżał.

Upadłem na dywan, robiąc wielki oddech. Zacząłem się krztusić, bolały mnie płuca i szyja.

– To wszystko twoja wina, gówniarzu! – zawołał ojciec.

– Uspokój się, trzeba do niej pojechać! – krzyknęła mama.

Drzwi trzasnęły za nimi, ale ja dalej leżałem na podłodze. Minęło może pięć minut, może pięć godzin, ale świat wreszcie przestał wirować, a ja znów oddychałem. Spróbowałem się podnieść, jednak ciągle czułem ból. Dlaczego ojciec nie dokończył tego, co zamierzał zrobić? O kim mówiła matka? Dokąd i do kogo mieli jechać?

Zauważyłem jej telefon, którego w pośpiechu pewnie zapomniała. Podszedłem do niego z wolna, a potem odblokowałem go, sprawdzając ostatnie połączenia. Dzwoniła Nora, przyjaciółka mojej siostry. Dość wolnymi ruchami poczłapałem do kuchni, gdzie leżały samoprzylepne kartki, przepisałem jej numer na jedną z nich, a potem odłożyłem telefon na miejsce. Oddychanie wciąż przychodziło mi z trudem, ale strach zelżał. Zastanawiałem się, czy ojciec wróci, by dokończyć to, co zaczął.

Nora lubiła mnie tak samo, jak Alex. Cała jej rodzina mnie lubiła, jej mama zawsze mówiła, że jestem strasznie chudy i dawała mi obiad, a młodszy brat Nory, z którym chodziłem do szkoły, w podstawówce przynosił mi różne rzeczy.

Wybrałem numer dziewczyny, a ona odebrała po którymś sygnale.

– Nora? – upewniłem się. – Tutaj Ryler!

– Mały... – Miała słaby głos, chyba płakała.

– Dlaczego dzwoniłaś do moich rodziców? Gdzie oni poszli? – pytałem szybko i nieskładnie, wciąż trzęsąc się z bólu.

– Och, mały... Alex miała wypadek, twoi rodzice pojechali do szpitala – odpowiedziała, a potem zaczęła łkać.

– Co? – wykrzyknąłem, gwałtownie siadając, co sprawiło mi większy ból. – Co się stało? Ona nie żyje?!

– Nie wiem, ja nic nie wiem, Ryle... Módl się za nią, wszystko będzie dobrze. – Nora rozłączyła się, zostawiając mnie samego w pustym domu.

Rodzice nie wrócili na noc. Kolejnego dnia też ich nie było. Pomyślałem, że mnie zostawili i nawet się z tego cieszyłem. Ale potem wrócili i nic już nie było takie same.

Obecnie...

Obudziłem się zlany potem i cały we łzach. Kiedyś każdej nocy śniły mi się koszmary, teraz wróciły. Zawsze jednak wyglądały podobnie. Nocne mary pokazywały mi moment, w którym prawie umarłem, a w którym moja siostra zapadła w śpiączkę. Ciągle czułem ten ból. Do dziś czułem, że się dusiłem. Próbowałem ustabilizować oddech, ale płacz mi nie pomagał.

Nie potrafiłem pozbyć się twarzy tych wszystkich ludzi sprzed oczu. Nora odwróciła się od nas, gdy stan Alex przestał się poprawiać i wykryto u niej śmierć mózgu. Przeszła żałobę z własną rodziną i od tamtego grudniowego dnia, w którym odłączyłem siostrę od aparatury, więcej jej nie widziałem. Zapadła się pod ziemię.

Czasami żałowałem, że tamtego dnia ojciec nie ścisnąłem mojego gardła trochę mocniej. Pragnąłem umrzeć, bo śmierć była spokojniejsza. Przynosiła ukojenie. Znienawidziłem rodziców za to, że nie potrafili ze mną skończyć. Ani wtedy, ani kilka lat później, strzelając do mnie z pistoletu.

Nigdy nie powiedziałem Amice o tym, że ojciec chciał mnie udusić. Nigdy nie powiedziałem o tym, że ojciec faktycznie wystrzelił, a jego kula minęła moją głowę o kilka centymetrów. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałem. Nie mówiłem też o tym, że sam chciałem się powiesić i że prawie mi się to udało.

Leżałem w łóżku, okryty kołdrą i własnymi łzami. Myliłem się. Do dziś nie pogodziłem się z przeszłością.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał! Wspomnienia Kyle'a zawsze mnie bolą, ech. Zapraszam do zostawiania w komentarzach swoich przemyśleń! 

Gradient [rewritten]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz