Rozdział szósty

533 47 61
                                    

Czułam się niewyspana, głównie dlatego, że niedawno zadzwoniła do mnie Aurora, przekazując mi wiele nowych wieści. We Włoszech pracowałyśmy w jednej firmie, choć na innych stanowiskach, miałyśmy wspólnych znajomych, a mój szef, który zdecydował się dać mi urlop na tak długi okres czasu, miał zawiadamiać Aro o ewentualnych zmianach projektu, by ta mogła się ze mną skontaktować.

Naprawdę cieszyłam się, że nie musiałam rzucać swojej pracy. Nie mogłam wyobrazić sobie, co by to było, gdyby po powrocie do Włoch nic na mnie nie czekało. Wyjazd do Ameryki wiązał się z wielkimi zmianami, a nie do wszystkich jeszcze przywykłam.

Aurora dzwoniła do mnie prosto z pracy, chcąc powiedzieć mi o rozmowie, którą odbyła tego samego ranka. Chodziło o mojego byłego chłopaka, Marca, który wypytywał przyjaciółkę o to, kiedy wrócę do pracy. Nie mógł się ze mną skontaktować, bo zablokowałam jego numer, ale wcale nie żałowałam, że to zrobiłam. Denerwował mnie tylko fakt, że on ciągle drążył i drążył, nie mogąc dać mi odejść w spokoju. Nie przejęłabym się specjalnie, wiedząc, że Marc zagadywał Aurorę o moją osobę, ale to zaszło już zbyt daleko. Marc przyszedł do firmy, w której pracowałam i nękał Aro, chociaż jeszcze kilka tygodni temu wyraźnie powiedziałam mu, że wszystko skończone.

Ja i Marc... Kiedyś na pewno się kochaliśmy. Nie wiem, czy była to wielka miłość, ale czuliśmy coś do siebie i czasem myślałam, że on może być tym jedynym. Mimo wszystko nasz związek nie trwał tak długo, kiedy przypadkiem zobaczyłam w jego telefonie esemesy od jego drugiej dziewczyny. Przypadkiem, ponieważ kiedy ten był zajęty robieniem dla nas kolacji, przyszła do niego wiadomość, oczywiście wyświetlając się na ekranie. Całkiem automatycznie zerknęłam w jej kierunku i cieszyłam się z tego, że to zrobiłam. Byłam dumna z siebie, że przesunęłam palcem po wyświetlaczu i przeczytałam pozostałe wiadomości od niejakiej Isabelli. O dziwo wcale nie byłam załamana, po prostu wyrzuciłam go z domu, nie szczędząc sobie słów.

Minęło trochę czasu, odkąd zerwałam z tym nieszczęsnym dupkiem, ale wyglądało na to, że on nie dawał za wygraną. Czego ode mnie oczekiwał? Że przyjmę go z otwartymi ramionami i znowu będziemy kochać się na kuchennym blacie? Nie! Zostawił po sobie bolącą mnie szramę na sercu; bolało, bo mimo wszystko zdążyłam się do niego przyzwyczaić, zdążyłam pokochać, jak wodził swoimi dłońmi po moim ciele i śmiał się, kiedy z nim żartowałam. Ale nie tęskniłam za nim. Nie mogłam tęsknić za kimś, kto nie był mi wierny. Pół roku temu zastanawiałam się jeszcze, co takiego miała Is, czego nie miałam ja, ale przestałam o tym myśleć i ruszyłam dalej.

A teraz on wracał. Nie miał czego szukać, oddałam mu wszystkie jego rzeczy, odebrałam swoje i pięknie trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Doskonale wiedział, że nie dostanie ode mnie drugiej szansy i miałam nadzieję, że znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że wcale nie zamierzałam się rozmyślić.

Ale do zdenerwowania, które spowodował Marc, dochodziła jeszcze sprawa z jutrzejszą operacją mojej siostry. Nic tak nie wkurzało człowieka jak moment, kiedy wstawało się z samego ranka i odczytywało wiadomość o decyzji lekarzy. Myślałyśmy, że operacja nastąpi za około dwa tygodnie, ale wszystko musiało zostać przeprowadzone o wiele szybciej. Musiałam więc udać się do szpitala.

Odsunęłam od ust kubek z herbatą, a potem jeszcze raz przyjrzałam się drugiej wiadomości, wyświetlanej na ekranie telefonu.

Coraline: Proszę, przyprowadź ze sobą Kyle'a.

Westchnęłam, opierając sobie brodę na dłoni. Jak na złość Kyle'a nie było w domu od samego rana, nie miałam jego numeru telefonu i czekałam na niego, by z nim porozmawiać. Musiałam udać się do szpitala z samego rana i naprawdę nie chciałam, by Kyle poszedł tam skacowany, bo poprzedniego wieczoru znowu zabalował. Był już wieczór, ciepła herbata powoli mnie usypiała, a delikatne światło, dochodzące z maleńkiej lampki, sprawiało, że wpadałam w senny nastrój. Emocje, nagromadzone już od samego rana, zaczynały mnie opuszczać, więc zmęczenie coraz mocniej mi doskwierało. Nie mogłam czekać na Kyle'a całą wieczność, więc w końcu dopiłam swoją herbatę, a później zgasiłam lampkę, szykując się do pójścia na górę.

Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now