Rozdział czternasty

377 47 36
                                    

Trzy tygodnie później...

Gdyby ktoś zapytał mnie kiedyś, jak wiele mogło zmienić się w moim dość statecznym życiu, powiedziałabym, że niewiele. Gdyby ktoś zapytał mnie o to teraz, powiedziałabym, że wszystko. Bo czasem wystarczyła jedna chwila, jeden telefon w środku nocy i życie człowieka pod pewnymi względami zmieniało się na zawsze. Miałam wystarczająco dużo czasu, by zorientować się, że zmiana mojego, zaczęła się wtedy, gdy wyjechałam do Stanów.

Pierwsza chemia Coraline powoli dobiegała końca, sukcesywnie stawiając siostrę na nogi. Ilekroć myślałam, że przed terapią kobieta straci motywację do walki, ona pokazała mi, że wciąż jest tą twardą babką. Cora nie czekała, aż straci wszystkie włosy, kazała się ogolić i nawet spodobał jej się nowy wygląd, chociaż i tak zamówiła przez Internet kilka przeraźliwie drogich peruk. Ciągle snuła opowieści o tym, jak to w przyszłości będzie eksperymentowała z fryzurami i kolorami włosów.

Czasami Coraline była wyczerpana – lekarz prosił mnie, bym nie siedziała u siostry za długo, bo bywały momenty, w których zmęczenie brało nad nią górę. Coraline bywała kapryśna, chwilami trochę zgorzkniała, ale później wszystko wracało do normy i znów się uśmiechała.

Ja i Kyle odwiedzaliśmy ją na zmianę, czasem razem, i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że wszystko naprawdę zaczynało się układać. Bałam się wrócić do Włoch, zostawiając tutaj niezałatwione sprawy, ale doznałam ulgi. Kyle obiecał mi, że będzie zajmował się Corą, a ja obiecałam, że przylecę, kiedy będę miała możliwość.

Mój urlop kończył się za tydzień, a wylot miałam już za kilka dni. Czas przeleciał, jak z bicza strzelił. Ostatnie tygodnie należały właściwie do dość zapracowanych – dużo rysowałam, prowadziłam jedną wideokonferencję z szefostwem, bo musiałam poprawić kilka rysunków i nawet pomogłam Kyle'owi z fotografiami.

Chłopak chyba chciał rozpocząć karierę fotografa, a ja trzymałam za niego kciuki. Kilka tygodni temu, kiedy między nami zapanowała trochę dziwna atmosfera, myślałam, że już nigdy tego nie naprawimy. Zdałam sobie sprawę, że zależało mi na tym, by nasze kontakty przetrwały. Przez ten czas zwyczajnie się do niego przywiązałam i w jakiś sposób wydawałam mu się potrzebna. Czasami widywałam go, jak siedział w salonie z kamienną miną albo załzawionymi oczami, ale zawsze się do mnie uśmiechał.

Bywało, że Kyle zachowywał się względem mnie trochę dziwnie, dłużej zawieszał na mnie wzrok, patrzył mi prosto w oczy i nie bał się mnie dotknąć. Ale zauważyłam to tylko dlatego, że sama tak robiłam. Czasem chciałam go nawet przytulić, ale nie wiedziałam, czy powinnam była.

Chłopak nadal nie powiedział mi wszystkiego o swojej przeszłości, wiedziałam o tym, ale nigdy na niego nie naciskałam. Nawet wtedy, gdy upiliśmy się podczas oglądania komedii w salonie. W tamtym momencie myślałam raczej o jego ustach, bo często mnie rozpraszały. On cały bywał dla mnie rozproszeniem i czasem miałam tego dość.

Czasem wydawało mi się, że zmieniło się coś jeszcze...

KYLE

Cory od czasu do czasu łypał na mnie okiem, nalewając kolejnego szota jakiemuś klientowi. Bywało, że nawet posłał mi jakiś uśmiech, ale zajmował się głównie pracą, bo tego wieczoru wiele osób przyszło do baru. Ktoś odprawiał urodziny, ktoś przyszedł zaszaleć, a ktoś schlać się do upadłego. Ja przyszedłem tam, by porozmawiać z chłopakami. Wybrałem kiepską miejscówkę, bo głośna muzyka trochę nam przeszkadzała, ale chciałem, by lejący się alkohol rozwiązał mi język. I tak się stało, co sprawiło, że tylko Cory nie był na mnie zły.

Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now