Rozdział szesnasty

340 45 21
                                    

KYLE

Jej samolot odlatywał o dwunastej piętnaście. Ciągle spoglądałem na zegarek, odliczając czas. Myślałem o niej więcej, niż powinienem był, a wczorajsza pożegnalna impreza dała mi wiele do myślenia. Ta nasza dziwna rozmowa podczas tańca... Wtedy uwierzyłem, że też nie byłem jej obojętny. A mówiąc o tym, że jesteśmy kwita, w pewnym sensie dawałem jej do zrozumienia, że wiem. Mogłem się mylić, mogłem być w błędzie, ale ona już dzisiaj wyjeżdżała i nie miałem więcej czasu.

Kiedy przyleciała do USA, nie spodziewałem się, by mogła znaczyć dla mnie cokolwiek. Była po prostu siostrą kobiety, u której mieszkałem. Nie wierzyłem w przeznaczenie, ale może właśnie ona nim była? Może nie bez powodu ją poznałem, zaufałem jej i powiedziałem jej o sobie? Może oboje mieliśmy spotkać się w tym jednym miejscu i jakoś wzajemnie sobie pomóc. Nie miałem pojęcia, jak to działało.

Nie spałem całą noc, myśląc tylko o tym, że kiedy dziewczyna wyjedzie, faktycznie będę miał złamane serce. Znałem ją jakiś czas i to wszystko było dla mnie nowe, nie mogłem powiedzieć, że ją kochałem, całym sobą i tak dalej, ale... Czułem się przy niej inaczej i wierzyłem, że dziewczyna była warta tego, by całkowicie się w niej zakochać.

Próbowałem znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji, siedząc w kuchni i skubiąc kawałek chleba. Nie miałem apetytu, nie byłem nawet senny. Mój umysł działał na najwyższych obrotach, a kiedy nagle Amica weszła do pomieszczenia, zarzucając włosami, poczułem, jak serce podeszło mi do gardła.

– Pogadamy o wczoraj? – zapytała niepewnie, przystępując z nogi na nogę.

– A co możemy jeszcze dodać? – Odłożyłem chleb na talerz i odsunąłem go od siebie. – Powiedziałem już wszystko.

Broda Ami drgnęła, a ona spuściła głowę, pozwalając, by jej włosy opadły na jej twarz. Rozłożyłem ramiona, prosząc, by podeszła bliżej. Wtuliła się we mnie, a ja zamknąłem ją w uścisku. I kiedy myślałem o tym, że już nie miałem więcej czuć jej dotyku i zapachu, skręcało mnie. Potrzebowałem jej do tego, by po prostu żyć.

– Odwiozę cię na lotnisko.

– Nie musisz, Jarvis miał mnie zawieźć. – Próbowała się wymigać.

– Ale bardzo chcę. A jeśli ty nie chcesz się spóźnić, to leć się przygotować. Zabiorę twoje walizki, co ty na to?

Skinęła głową, a potem odkleiła się ode mnie i nakleiła na usta uśmiech. Próbowałem dostrzec w jej oczach cokolwiek, co przekonałoby mnie do wyznania jej prawdy, ale wydawała się tak obojętna.

AMICA

Na miękkich nogach kierowałam się z Kyle'em do odpowiedniego terminalu. W ręce ściskałam kartę pokładową i paszport. Blondyn szedł obok mnie i delikatnie ściskał moją dłoń, drugą ciągnąc moją walizkę. Z każdą sekundą bałam się coraz bardziej. Kiedyś to na lotnisku we Włoszech byłam przerażona i to było całkiem zrozumiałe. Teraz jednak wracałam do domu i wszystkiego, co tam miałam. Dlaczego tak bardzo się stresowałam?

Chciałam myśleć, że to nie Kyle był tego powodem. Chciałam myśleć, że po moim wylocie z Coraline nadal wszystko będzie dobrze i za jakiś czas stanie na nogi. Chciałam też wierzyć, że po tych wszystkich wydarzeniach siostra i rodzice wreszcie się pogodzą. Musieliśmy walczyć o rodzinę.

Obraz rozmazywał mi się przed oczami, a gardło ciągle mnie piekło. Widziałam ogromny ekran, oznajmiający, że mój lot odlatywał za godzinę. Kolejka do odprawy bagażu była nieduża, tak samo jak ta druga przez bramki. Nadanie walizki poszło szybko i sprawnie, ale to oznaczało, że muszę pożegnać Kyle'a i udać się na halę lotów.

Musiałam się pożegnać. Już wczoraj dziękowałam mu za wszystko, co zrobił, ale miałam wrażenie, że to nie wystarczało. Kiedy zarzuciłam mu ramiona na szyję, złapał mnie tak mocno, że miejsce jego dotyku aż zabolało. Mijali nas ci wszyscy ludzie, a ja marzyłam tylko o tym, by się nie rozpłakać.

Co mnie do niego przyciągało? Poza tymi oczami, niebieskimi, zaszklonymi oczami, które wyrażały wdzięczność i obawę? Poza głosem, który czasem łamał się aż zbyt mocno? Nie był facetem moich marzeń. Nie był Rafaelem i pewnie bliżej było mu do Marca. Ale mimo to pociągał mnie do siebie swoim wyglądem, swoim charakterem i nawet brudną przeszłością.

Zrozumiałam, że to, co leżało gdzieś za nami, nie musiało być barierą. Mroczna przeszłość wcale nie oznaczała, że życie zawsze miało być usłane niepowodzeniami. I miałam nadzieję, że chłopak był gotów to zrozumieć. Zasługiwał na szczęście.

– Nie zapamiętuj mnie takiej zapłakanej – poprosiłam, wycierając łzy o rękaw.

– Nie zapomnę żadnego momentu – odparł, uśmiechając się.

– Czuję się, jak nastolatka z tych wszystkich głupawych książek o miłości.

– Nie jesteśmy w książce, Ami. I nie każda książka o miłości jest głupia.

– Czytałeś kiedyś jakąś? – zaśmiałam się.

– Nie, ale chyba przeżywam jedną z nich – odpowiedział. – Nie zapomnę tego, co zrobiłaś i zawsze będę ci wdzięczny. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.

– Co planujesz?

Chłopak spojrzał gdzieś za mnie, ale potem wlepił we mnie przezroczyste spojrzenie. Myślałam, że odpowie na moje pytanie, ale zamiast tego on złączył nasze usta. I po raz pierwszy od kilku tygodni wreszcie poznałam ich smak. Był taki, jak to sobie wyobrażałam, a może nawet lepszy, nawet, jeśli łączył się ze słonymi łzami, które spływały po mojej twarzy.

– Planuję znaleźć jakieś wyjście – szepnął, odrywając się ode mnie. – Musisz już iść, uważaj na siebie.

– Jeśli je znajdziesz, odezwiesz się? – Uśmiechnęłam się tylko, dotykając jego policzka.

– Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy i... Razem je znajdziemy.

Skinęłam głową, a potem odeszłam, machając do niego. Nie odwróciłam się już więcej, bo całą moją twarz okryły łzy. Rozpłakałam się na dobre, czując, że może moje złamane serce mogło być jednak naprawione przez tego samego chłopaka.

Ufałam mu. 

A/n: Mam nadzieję, że ostatni rozdział wam się spodobał! Przed nami jeszcze epilog, podziękowania i BONUSOWY ROZDZIAŁ, który pojawił się także w oryginale! Dziękuję, że ze mną byliście! 


Gradient [rewritten]Where stories live. Discover now