Between worlds / Newt ( W TRA...

Bởi Eff_infinty

171K 9.2K 3.8K

Nora. Z pozoru zwyczajna dziewczyna, ale nie jest taka. Zostaje wysłana do tajemniczej Strefy, w której jak s... Xem Thêm

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Epilog
~ BOHATEROWIE ~

Rozdział 1

12.1K 479 407
Bởi Eff_infinty

Na jedną krótką chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Dzienne światło, którego brakowało mi przez dobrych bitych parę godzin, zaczęło ranić moje oczy, które z kolei pragnęły ciemności.

Gdzie jestem? Jak się tu dostałam? Teraz miałam kompletną pustkę w głowie. Nie pamiętałam nic. Usłyszałam mnóstwo głosów. Rozmazany obraz ukazywał wiele sylwetek stojących nade mną. Moje płuca sprawnie walczyły o każdy oddech, a kiedy mój wzrok znacznie się wyostrzył, byłam w stanie zobaczyć nieznajomych. Stało nade mną około czterdziestu chłopców. Wyglądali na mniej więcej szesnaście, osiemnaście lat. Patrzyłam, ale nikt nie wydawał mi się znajomy, a ja bałam się, że w każdej chwili mogą mi zrobić krzywdę. Jakiś chłopak o miodowych włosach wskoczył do pudła, w którym obecnie się znajdowałam i pochylając się nade mną, wlepił we mnie swoje zielone gały.

- Jest przytomna. - Wymamrotał, prostując się i oznajmiając to pozostałym.

- Pomóż mi ją wyciągnąć, Jake.

Dwóch chłopców powoli mnie podniosło, a potem poczułam, jak kładą mnie na czymś miękkim. W jednej chwili obok mnie pojawiło się kółko. Kątem oka zobaczyłam jakieś noże leżące niedaleko ode mnie, zanim tłum zakrył mi widok. Mimo słabego samopoczucia i mdłości zerwałam się w jednej chwili na nogi. Mój gest chyba wszystkich zaskoczył, bo odskoczyli jak oparzeni. Pobiegłam w stronę broni i chwilę potem trzymałam ją już w dłoni, wymachując nią na wszelkie możliwe strony.

- Zostawcie mnie! - Warknęłam, mając nadzieję, że moje ostrzeżenie pomoże. Niestety nie pomogło. Paru chłopaków podeszło o parę kroków bliżej, na co ja znów zamachnęłam się tym, co z jakiegoś powodu wiedziałam, że nazywa się nożem.

- Co tu się dzieje? - Usłyszałam kolejny głos, wychodzący zza tłumu.

- Przepuście mnie. - Drugi nieznany mi głos, warknął na zebranych.

Z tłumu wyłoniło się trzech chłopców. Wyglądali na siedemnaście lat. Jeden z nich był dobrze zbudowanym i umięśnionym Azjatą o czarnych włosach. Drugi miał również czarne włosy, ale typowo wyglądał inaczej. Był blady, lekko przerażony.

- No i kogo, purwa, to pudło tym razem przywiało?

Ostatni z nich okazał się  blondynem. Wysoki, szczupły, średnio umięśniony. Miał na sobie białą bluzkę. Włosy koloru miodowego, blond i truskawkowego na raz. Ciemne oczy i surowy wyraz twarzy. Mimo tego rysy miał łagodne.

- Niezła ta laska.

- Tak, ale szkoda, że ze zjaranym rozumem.

-Ja pikolę, a taka ładna!

- Cicho, do purwy nędzy! - Blondyn krzyknął, uciszając tłum. Spojrzał hardo na mnie, jakby oceniając czy jestem człowiekiem, czy nie. Zrobił parę kroków naprzód.

- Odejdź! - Krzyknęłam, a koniec sztyletu przeszył powietrze z głuchym świstem.

- Może ja spróbuję. - Ciemnowłosy chłopak postawił krok w moją stronę, wyciągając do mnie ręce i lekko odpychając kolegę do tyłu. 

- Ode... - Zaczęłam, ale on szybko mi przerwał.

- Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy. Nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy.

Popatrzyłam na niego nieufnie. Nie wyglądał na takiego, co by mi miał coś zrobić, więc lekko opuściłam nóż, ale nie do końca, gotowa się obronić.

- Spokojnie, mam na imię Thomas. Jestem Thomas. - Pozwoliłam mu znacznie się zbliżyć. - Wezmę to, dobrze? - Ręką dotknął ostrza.

Puściłam nóż, a on odetchnął, chyba z ulgą.

- Dobrze. - Zaczął. - Powiesz mi, jak masz na imię? Pamiętasz, jak się nazywasz?

- Tak. Mam na imię Nora.

- Dobrze, Noro. Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Powtórzył swoje ostatnie słowa, jakby chciał tym sprawić, bym w nie uwierzyła.

- A oni? - Zapytałam, kierując swój wzrok na pozostałych zebranych.

- Oni też nie. Nikt cię tutaj nie skrzywdzi. Spokojnie. - Ujął moją dłoń i mocno ją ścisnął, a po chwili ją puścił.

- Gdzie jestem? - Zapytałam łamliwym głosem.

- To Strefa. My jesteśmy Streferami. - Chłopak wskazał na chłopców.

- Czemu tu jestem? Nie chcę tu być!

- Uwierz mi ślicznotko, nikt z nas się o to nie prosił. - Azjata zwrócił się do mnie, krzyżując ręce.

- Zawrzyj twarzostan, Minho! - Jakiś chłopak z tyłu krzyknął na niego, na co ten się tylko uśmiechnął pod nosem.

- Lepiej uważaj, smrodasie. - Odpowiedział, nawet się przy tym nie odwracając. - Bo twoje dupsko za chwilę może zniknąć w Urwisku.

Chłopak tylko prychnął, odwrócił się i pomaszerował przed siebie nie obdarzając nikogo spojrzeniem. 

- Jake! - Chłopak, który wcześniej przedstawił mi się jako Thomas, krzyknął na chłopca, który uprzednio wyciągnął mnie wraz ze swoim kolegą.

- Co jest, Tom?

- Pomóż jej. - Thomas wskazał na mnie, jednak gdy blondyn chciał mnie dotknąć, mocno się spięłam i cofnęłam.

- Nie...

- Spokojnie. - Thomas położył mi rękę na ramieniu. - Jake to Plaster. Pomoże ci. Masz mnóstwo ran. Opatrzy cię. Możesz mu zaufać. - Lekko się uśmiechnął.

Spojrzałam na niego i pozwoliłam mu się dotknąć. Zobaczyłam, że ciemnowłosy odchodzi w stronę Azjaty i blondyna.

- Gdzie idziesz? - Spytałam, mając nadzieję na to, że pójdzie ze mną.

- Zaufaj mi. Idź z Jakiem. Przyjdę za niedługo do ciebie.

Skinęłam głową i wolnym krokiem zaczęłam iść za blond chłopakiem.

- Poradzisz sobie? - Zapytał, gdy parę razy potknęłam się o kamyk.

- Tak. - Burknęłam.

- Jestem Jake, a to Alex. - Kiwnął głową na chłopaka o miodowych, lekko rudawych włosach idącego obok niego. - A ty?

- Nora.

- Ładnie. - Skomentował.

Wcześniej nie zauważyłam tego wszystkiego, co mnie otaczało. Teraz dopiero spostrzegłam otoczenie. Znajdowałam się na jakimś polu. Dosyć dużym. Całość miała kształt kwadratu, a z każdej strony otaczały ją wielkie mury. W niektórych miejscach miały wielkie szczeliny, zupełnie tak, jakby powoli zaczęły się kruszyć. Na wschodniej ścianie znajdowała się jedna wielka szczelina. Prosta i z pewnością niewykruszona. Kamienne wrota ukazywały w środku ścieżkę, która na końcu kończyła się rozgałęzieniem. Ze ścian zwisały pnącza i gruby bluszcz. Wszystko przypominało labirynt. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że labirynt, choć po raz kolejny  nie byłam w stanie przypomnieć sobie szczegółów. Przed wejściem był kamienny dziedziniec. Parę kroków od niego umiejscowiona była wielka siatka. Od niej ciągnęła się łąka. Zielona trawa, kwiatki. Trochę dalej stała wielka chata. Rozbudowana na jakieś trzysta stóp. Dwupiętrowa, z kamienia. Przypominała drewniany dom, ale jednak kamienny. Okna brudne. Zaraz obok stała malutka chatka, zrobiona z drewna i gałązek. Po drugiej stronie dokładnie naprzeciw, był mały las, a tuż przed nim zagroda i kolejna chatka. W kącie kamienny budynek z wielkimi metalowymi drzwiami. Zamiast klamki był mały panel, na wpisanie hasła.  

Spojrzałam w górę. Niebo było intensywnie  niebieskie, a po nim płynęło leniwie parę chmurek. Mrugnęłam i spostrzegłam, że właśnie doszliśmy do kamiennego budynku.

- Chodź. Opatrzę cię. - Jake zaczął wchodzić po schodach. W środku było zimno. Drewniane schody skrzypiały pod wpływem nacisku. Na górze było mnóstwo pokoi. Niekończący się korytarz. Weszłam za nim do pierwszego lepszego.

- Usiądź. - Rozkazał. Posłusznie wypełniłam polecenie.

Na chwilę wyszedł z pokoju, a potem wrócił ze srebrną tacą. Wziął małą gąbkę i wylał na nią ze szklanej buteleczki trochę płynu. Przyłożył ją do jednej z moich licznych ran i delikatnie potarł.

- Auć! - Syknęłam niezadowolona.

- Nie ruszaj się. Skąd ty w ogóle masz tyle tych ran?

- Nie wiem. Chyba oprócz mnie w środku było dużo ostrych rzeczy. - Odparłam poważnie. - Mogę cię o coś zapytać?

- No? - Odparł wciąż skupiony na wykonywaniu swojej pracy, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

- Kim oni byli?

- Masz na myśli ...

- No wiesz, tych chłopców obok Thomasa.

- Aaa, o tych ci chodzi. To był Minho i Newt.

- Newt? Ten blondyn?

- Tak. Ten blondyn.

- Czemu jest taki zły?

Chłopak popatrzył na mnie i odetchnął.

- Skończone. Połóż się.

- Ale ...

Wyszedł, zamykając drzwi. Spojrzałam na łóżko i pościel. Weszłam pod kołdrę i chwilę później zażyłam słodkiego snu mając nadzieję, że gdy się obudzę, wszystko okaże się głupim snem na jawie.



***


Obudziłam się i szybko zbiegłam po schodach. Pragnęłam, by to wszystko się skończyło, ale wcale tak nie było. Wszystko, co zdarzyło się wcześniej, było prawdą. Lekka mgiełka wieczoru już zaczynała owijać się wokół nowego dla mnie miejsca. Wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Jedni pielęgnowali grządki, inni zbierali owoce i warzywa. Dlaczego oni to robią? W jaki sposób oni tu funkcjonują? Nie mogłam uwierzyć, że przybyłam tu zaledwie parę godzin temu. Przeszłam przez dziedziniec i szybko skierowałam się w stronę długiej budki, obok której były stoliki i krzesła. Przy niej właśnie stał Thomas, ale nie był tam sam. Rozmawiał z tym chłopakiem. Jak mu tam było? Newt?

- O, Świeżuch się przebudził. - Newt spojrzał na mnie, sprawiając, że machinalnie Thomas zrobił to samo.

- Nora. I jak się czujesz? - Gestem dłoni zaprosił mnie do siebie. Podeszłam, wciąż czując się lekko zdezorientowana.

- Dobrze. - Burknęłam. Na rękach i nogach miałam dużo plastrów.

- Widzę, że Plaster dobrze się spisał. - Uśmiechnął się lekko. - Pewnie jesteś głodna?

Na wiadomość o jedzeniu, mój żołądek zrobił gwałtowne salto. Rzeczywiście. Poczułam skurcz. Byłam strasznie głodna. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

- Ej, Patelniak! - Newt zawołał, a po chwili pojawił się przy ladzie ciemnoskóry młodzieniec. Był wysoki i wyglądał na najstarszego tutaj. - Przygotuj dodatkową porcję! Mamy jeszcze jedną gębę do wykarmienia!

Spojrzałam na niego zimno. Ja? Gębę? To, że straciłam część pamięci, nie znaczy, że może mnie obrażać! Za kogo on się ma? Momentalnie poczułam do niego wielką niechęć, która aż odpychała. Postanowiłam jednak ominąć ten temat, nie mając siły na głośną prośbę o szacunek.

- Jak mnie nazwałeś? Świeżuchem?

Chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie usłyszał.

- Świeżuch? Tak mówimy na kogoś nowego w Strefie. - Thomas wyjaśnił mi szybko. - Albo Njubi. - Dodał.

- Njubi? - Zapytałam, sądząc, że ja coś źle usłyszałam.

- Tak.

Usłyszałam dzwonek. To Patelniak trzymał i dzwonił nim. Nie minęła nawet minuta, a obok " kuchni " jak to później nazwał Thomas, ustawiła się już dosyć długa kolejka. Wszyscy pchali się jeden na drugiego, jakby nie jedli przez parę dni i był to ich pierwszy posiłek.

- Masz. - Usłyszałam obok ucha. Thomas trzymał dwa talerze, podając mi jeden. Nie zauważyłam nawet kiedy zabrał te talerze. 

- Thomas. Mogę z tobą porozmawiać? - Zapytałam, mając nadzieję na dowiedzenie się czegoś więcej.

- Jasne. - Kiwnął głową. - Ale tutaj będzie ciężko, przy tej bandzie sztamaków. Jest za głośno.

"Sztamak". Kolejne słowo, które zakodowałam w głowie, ale nie znałam jego znaczenia.Podążyłam za Thomasem, który kierował się pod pobliskie drzewo. Usiadłam obok niego, wygodnie opierając się o pień. Co to za miejsce? I ten ich język...

- Jedz. - Ciemnowłosy pogonił mnie, gdy od dłuższego czasu wpadłam w trans, zastanawiając się nad możliwymi odpowiedziami na moje pytania.

Spojrzałam na talerz. Marnie to wszystko wyglądało. Jabłko, sok w plastikowym kubku, parę marchewek i kanapka. Co to? Ja mam się tym najeść? Niby nie pamiętam, co wcześniej jadłam, ale czułam, że mój głód jest większy, a to, co tutaj mam nie ugasi tego pragnienia. Najpierw zabrałam się za kanapkę, a potem popiłam sokiem. Zjadłam marchewki i jabłko, ale mój brzuch nadal domagał się czegoś do przekąszenia.

- Jezu, ale jestem głodna. Umrę, jeśli jeszcze czegoś nie zjem. - Burknęłam.

- Trzymaj. - Thomas podał mi jabłko. Uniosłam brwi. - No masz, ja go nie chcę, a znam to uczucie. Też taki byłem, gdy tu trafiłem. 

Spojrzałam na niego, po czym porwałam jabłko i szybko się w nie wgryzłam. Było cudownie słodkie. Słodsze niż moje.

- Ty też taki byłeś? - Zapytałam z pełną buzią, kompletnie nie myśląc o manierach.

- Kiedy tutaj trafiłem? Tak.

- A kiedy to było? - Zaintrygowana możliwością poznania odpowiedzi na dręczące mnie pytania, nie mogłam usiedzieć na miejscu.

- To było jakieś pięć miesięcy temu. Od tej pory nie mieliśmy nikogo nowego, a tu nagle dzisiaj zjawiasz się ty.

- I niby dlaczego to takie dziwne?

- Bo zanim ja tu trafiłem, nowi przybywali równo co miesiąc. Myśleliśmy, że już nikt do nas nie dotrze. Poza tym, rozejrzyj się. Jesteś jedyną dziewczyną tutaj. 

Poszłam za jego radą i przejechałam wzrokiem po Strefie. Uświadomiłam sobie dopiero teraz, że Thomas ma rację. Wszędzie, gdzie tylko sięgał mój wzrok, widziałam samych chłopców. Zarumieniłam się lekko, kiedy trafiła do mnie myśl, że jestem otoczona przez samych mężczyzn. 

- Aha. - Bąknęłam tylko nie wiedząc, co innego odpowiedzieć. Ciemność już prawie wszystko pochłonęła. Gdzieś w oddali zobaczyłam Newta. Jego twarz nie zmieniła się zbytnio, ale kiedy jego spojrzenie spoczęło na mnie, wyraz na jego buzi bardziej spoważniał.  - On chyba mnie nie lubi. - Oznajmiłam, nie spuszczając z niego wzroku.

- Kto? Newt? - Zdziwiony  Thomas zapytał, podążając za obiektem moich obserwacji. 

- No tak.

- A jednak miałem rację. Jesteś taka jak ja. - Chłopak uśmiechnął się tylko leciutko.

- Co masz na myśli? - Zmarszczyłam brwi.

- Też na początku myślałem, że nikt mnie nie lubi, ale szybko okazało się, że jest to nieprawdą. Wiesz, tu sytuacja jest zupełnie inna, bo Newt zmienił się diametralnie. Gdybyś wcześniej tutaj była, wiedziałabyś, że wcale nie był taki oschły, jak się wydaje.

- A jaki był wcześniej?

- Inny. Jako jedyny był dla mnie miły. Oczywiście czasami nie był zbyt dostępny, ale tylko wtedy, gdy się denerwował. Teraz, wszystko jest inaczej. Cztery miesiące temu, byliśmy niemal pewni, że znaleźliśmy wyjście z Labiryntu, ale okazało się zmyłką. W Labiryncie jest niebezpiecznie, dlatego nigdy, przenigdy nie wolno ci do niego wchodzić.

- Dlaczego? 

- Już ci wyjaśniam. Pamiętasz tego ciemnowłosego chłopaka?

- No chyba pamiętam. - Odparłam, nie bardzo i nie zgodnie z prawdą.

- To Minho. Jest Zwiadowcą. Jest przywódcą Zwiadowców, a ja jestem jednym z nich. Zwiadowcy wchodzą co rano do Labiryntu i szukają wyjścia, ale on jest duży i dlatego nie łatwo jest znaleźć z niego wyjście. My  jesteśmy tak wyszkoleni, że pamiętamy doskonale drogę, którą przebyliśmy i szybko potrafimy się po nim poruszać, bez gubienia się. Widzisz te wrota? One się zamykają. Zamykają się co noc, a sam Labirynt, zmienia się.

- Zamykają się?- Zapytałam, a w duchu chciało mi się śmiać. Jak wrota mogą się zamykać? To przecież jest niemożliwe. 

- Tak. To nas chroni przed potworami, które się w nim znajdują. - Thomas jednak odpowiadał na każde pytanie poważnym tonem, co wskazywało na to, że nie żartował.

- Potworami? - Przerażona zerwałam się na nogi, ale on tylko pociągnął mnie w dół, zmuszając do dalszego słuchania strasznej prawdy o tym miejscu.

- Kiedyś nazywaliśmy je Bóldożercami. Teraz są to Dozorcy. Potwory okropne, ale nie tylko one tam są. W każdym razie. Nie znaleźliśmy prawdziwego wyjścia, a wielu z nas zginęło. Zginął Gally, który był i tak okropny, zginął Chuck, który był super fajnym dzieciakiem i zginął Alby. Alby był przywódcą. Po jego śmierci, dowodzenie przejął Newt. Nie jest mu łatwo, bo nadal rozpacza. Od tego czasu stał się zimny i obojętny na wszystko. Nawet ja nie jestem w stanie do niego dotrzeć. Wiesz, Strefa zawaliła mu się na głowę, to wielka odpowiedzialność. Mieszkamy tutaj i nadal szukamy cholernego wyjścia. Nie raz byłem w takiej sytuacji, że mało co nie sklumpałem się w portki.

- Sklump, co?

- Nieważne. - Uśmiechnął się lekko zbywając moje pytanie. - No, i tak już dużo ci powiedziałem. Wszystkie informacje, jakie teraz dostałaś, ja dowiadywałem się przez chyba dobry tydzień, więc nie narzekaj.

Ale jak wrota mogą się zamykać? Po raz kolejny przeszło mi to  pytanie przez myśl, ale w ostateczności postanowiłam go nie zadawać.

- Gdzie ten smrodas? - Thomas spojrzał na zegarek cyfrowy, który miał na ręce. Przez głowę mi nawet nie przeszło, by zadać pytanie, skąd mają żywność, zegarek, prąd. Teraz musiałam sama wszystko i na spokojnie poukładać sobie w głowie.

- Kto?

- Minho. - Powoli zaczął iść w stronę wrót. - Powinien już wracać. Już powinien tu być. Dwie minuty i wrota zaczną się zamykać.

- A co się stanie, jak się zamkną? - Dobra, powiedzmy, że te kamienie mogłyby się przesuwać, co i tak wiem, że jest rzeczą niemożliwą, ale gdyby, to co wtedy? Moje myśli robiły sobie ze mnie żarty.

- On tam zostanie, a uwierz mi, nie chcesz wiedzieć, jakie atrakcje tam czyhają.

Nie odezwałam się słowem. Szłam za nim jak cień. Doszliśmy do wrót.

- Purwa! Minuta! Gdzie ten cholerny krótas się podziewa?!

Zobaczyłam kątem oka chłopaka, który właśnie wyłonił się zza zakrętu korytarza. Po chwili usłyszałam huk i to, co nigdy by mi przez głowę nie przeszło, stało się prawdą. One się przesuwały. Stałam jak sparaliżowana, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.  

- Minho, szybciej! - Thomas krzyknął, gdy w końcu go zobaczył.

Jeszcze chwila i się zamkną. Trach! Azjata w samej chwili zdążył wybiec i przejść przez siatkę.

- Stary! Przestań to robić! To już trzeci raz w tym tygodniu! - Thomas wydarł się na niego, gdy ten łapczywie chwytał w płuca powietrze. Po chwili zaśmiał się.

- Wylaksuj, stary. - Poklepał go po ramieniu. - Przecież już raz przeżyłem noc z tymi paskudztwami.

Thomas wyraźnie się ożywił, widząc entuzjazm kolegi.

- O, Njubi! - Zawołał, patrząc na mnie, a po chwili znów przeniósł wzrok na Thomasa. - Coś mnie ominęło?

- Jak na razie tylko kolacja.




Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

6.8K 486 30
„- Napiszmy własną historię - słowa wymykają się z jej ust dość cicho, by pochłonęła je gwieździsta noc. - Inną niż Romeo i Julia. Taką, w której oby...
21.6K 1.8K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
239K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
24.9K 1.2K 39
Co jeśli Newt nie umarł by w ostatnim mieście, lecz cudem przeżył z pomocą nieznajomej dziewczyny? Czy zaufa tajemniczej wybawicielce i zdoła powróci...