NA ZAWSZE WDZIĘCZNY ⸺ r...

By xzauroczenie

26.9K 2.3K 1K

❝ Kocham go, Syriusz. Właśnie dlatego teraz tu stoję i staram się przekazać ci to, czego on nie potrafił ❞ 𝐑... More

CAST
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

382 48 26
By xzauroczenie

                 xxxii.❝Będziesz tego żałować❝.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

GABINET DYREKTORA NIE JEST MIEJSCEM, w którym czuję się komfortowo. Nie, żebym nie lubiła Dumbledore'a - nawet spoko z niego dziadek. Kwestia w tym, że z każdą moją wizytą pogarsza się moja nadzieja na normalne życie, bez konieczności naginania wszelkich możliwych zasad w imię kochania kogo chcę i bycia bezpieczną.

Chociaż te drugie nie jest dla mnie priorytetowe. Ale byłoby miło.

Fakt, aktualnie ja i Regulus przeżywamy malutki kryzys, związany z tym, że chyba za mocno się martwię. Próbowaliśmy o tym rozmawiać już dwa razy i za każdym razem temat kończy się na tym, że rozmowa przeradza się w kłótnie, a kłótnia przeradza się w coś, o czym wolałbym nigdy nie wspominać moim rodzicom.

Nigdy nie sądziłam, że zgodzę się na to, aby Regulus rozbierał mnie na biurku. Dalej mi wstyd, jak o tym myślę.

Drżącymi dłońmi chwytam za kubek z ciepłą herbatą, wpatrując się w dyrektora intensywnie. Starzec wygląda jakby co najmniej rozmyślał o obiedzie, nie o mojej przyszłości.

— Nigdy ci tego nie powiedziałem, Adelaide, lecz cieszę się, że przyszłaś do mnie z tym problemem. Wyciągnięcie ręki po pomoc nie jest proste, tym bardziej w sytuacji takiej jak twoja.

Biorę łyk napoju dając sobie tym samym dłuższy czas na odpowiedź. Dumbledore głaszcze się chudą, pomarszczoną dłonią po długiej, siwej brodzie dalej nie spuszczając ze mnie wzroku.

— Jest pan naszą jedyną nadzieją, panie profesorze — odpowiadam cichym tonem, odkładając ozdobny kubek na blat. — Doskonale wie pan, że otoczenie Regulusa by mnie nie zaakceptowało. Ponadto jesteśmy tylko dwójką nastolatków, zasługujemy na choćby ochłap w miarę normalnego życia.

— Wręcz przeciwnie — odpowiada mi od razu mężczyzna, a ja marszczę brwi. O czym on wygaduje? — Przeprowadziłem mini śledztwo korzystając ze swoich źródeł i dowiedziałem się, że przez Ślizgonów jesteś postrzegana niemalże pozytywnie. A to wszystko zasługa pana Snape'a... no i twojego brata.

Wzdycham. Dyrektor wpatruje się we mnie zaciekawiony, jakby czekając na to co mu powiem. Kompletnie zignorował drugą część mojej wypowiedzi.

— Mój brat, przyjaciel i chłopak są Śmierciożercami, dobrze pan o tym wie. Starają się jak mogą, abym nie była uznawana wśród ich kręgów za zdrajcę krwi i nie musiała pluć na każdego mugolaka obok jakiego przejdę na korytarzu, aby udowodnić, że tak nie jest. Moje poglądy dalej są niezmienne.

Dosadnie stwierdzam i dopijam moją zieloną herbatę. Próbuję usiedzieć w miejscu ale coraz trudniej przychodzi
mi kontrolować ruch moich nóg, które co chwilę się poruszają przez wysokie natężenie stresu.

— Trudno było przeoczyć ten fakt jako dyrektor — mówi starzec, opierając swoje przedramiona na biurku. Jego jasnoniebieska szata wygląda drożej niż wszystko co mam w swojej szafie, a moi rodzice wcale nie szczędzili mi nigdy pieniędzy. — Doprowadza mnie to jednak do pewnego podziwu, Adelaide. To niespotykane, aby młody, niedoświadczony umysł stawiał opór tak, powiedzmy, zachęcającej ideologii mając ją ciągle blisko siebie i lojalnie stał przy swoim systemie wartości.

Unoszę brwi i splatam swoje dłonie ze sobą, opierając je o moje kolano. Jeszcze chwila i zaczęłabym machać nimi na prawo i lewo, byleby cokolwiek z nimi robić.

— Nie sądzę aby było to coś wyjątkowego, profesorze.

Dumbledore uśmiecha się lekko. Spuszczam na chwilę wzrok na podłogę.

Naprawdę tak nie uważam. Im dłużej żyję tym bardziej dostrzegam, że większość zwolenników Voldemorta nie wierzy w jego chorą ideologię.

Skoro oni nie przesiąkli nią do cna, jak mogłabym zrobić to ja?

— Ależ jest. Dlatego mam pewien pomysł, który nie do końca może ci się spodobać. Jest on jednakże czymś niezbędnym do zgładzenia Czarnego Pana.

Z zaciekawieniem wpatruję się w starszego mężczyznę, zastanawiając się co to może oznaczać. Obawy napierają na mnie z każdej możliwej strony. Wszystkie najgorsze pomysły przelatują mi przez głowę.

Zaraz się popłaczę.

— Otóż, zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to takie rozwiązanie jakiego mogłaś oczekiwać, w każdym razie nie mamy innego wyjścia. My - cały Zakon Feniksa, pilnie potrzebujemy zaufanych szpiegów w naszych szeregach. Nikt nie nada się do tej roli lepiej niż dwóch oddanych popleczników Sama-Wiesz-Kogo i żona jednego z nich.

Żona? Że ja? Słucham?

O czym on wygaduje? Może naprawdę oszalał? Pogięło go do reszty?

Ja, idiotka, która potrafi się przewrócić o powietrze, miałabym zostać szpiegiem? MIAŁABYM SZPIEGOWAĆ NAJPOTĘŻNIEJSZEGO CZARODZIEJA W KRAJU, JAK NIE NA ŚWIECIE?

Słabo mi.

— Zakon Feniksa to organizacja stworzona do walki z Czarnym Panem i będę zaszczycony jeśli przyjmiecie moją ofertę i do nas dołączycie. Jesteście dla mnie, dla nas, bardzo cenni.

Mrugam parę razy, starając się w ten sposób sprawdzić czy aby nie śpię. Może to tylko głupi żarcik. Dosypali mu coś do tych dropsów, nie ma co.

Zresztą;

Gideon Prewett zginął na jednej z misji Zakonu. Oddał swoje życie w imię walki z tym obrzydliwym potworem, który mimo tego dalej rośnie w siłę.

I Dumbledore myśli, że tak po prostu zgodzę się podzielić jego los? Umrzeć, najprawdopodobniej w cierpieniach, gdy Voldemort przegrzebie moją głowę i dowie się o tym, że jestem szpiegiem?

— Oczywiście nie musisz się martwić o to, że zostaniesz zmuszona do przyjęcia Mrocznego Znaku. Wystarczy, że w miarę możliwości jak najprędzej po ukończeniu szkoły wyjdziesz za pana Blacka. Jako żona dziedzica rodu będziesz mogła żyć bez aktywnego uczestniczenia w tym wszystkim.

Zaciskam zęby starając się nie wybuchnąć płaczem. Teraz już serio, ledwo się trzymam.

To nie tak miało być. Dumbledore miał wymyślić super, ekstra, świetny plan, dzięki któremu ja i Regulus będziemy mogli żyć z dala od tego całego cholerstwa.

Moja naiwność karmiła się tym absurdem przez ostatnie miesiące. Podtrzymywał mnie on na duchu, pozwalał wstawać każdego ranka z łóżka.

Bańka złudzeń pękła na moich oczach i nie zostało po niej kompletnie nic.

Opieram trzęsące się dłonie o blat biurka, starając się nie stracić przytomności tu i teraz.

— Severus oczywiście też jest mile widziany. Wiem, że dużo dla ciebie znaczy i przez ostatni czas dowiadywałem się czy jest on godzien zaufania. Przekonała mnie opinia panny Evans, jestem pewien, że ją znasz.

Evans. Lily Evans. Czasem wypada mi z głowy fakt, że pogodziła się z Severusem.

Boli mnie to, że dyrektor nie wspomina nawet o Aegonie. Jakby był już zepsuty do szpiku kości. Dyrektor spisał go na straty w momencie, w którym dowiedział się o morderstwie tej dziewczyny.

To nie tak, że nie rozumiem. Wręcz przeciwnie.

Ale dalej nie potrafię pojąć dlaczego Dumbledore mi o tym nie powiedział. Dlaczego nie wyrzucił go ze szkoły, pozwolił mu się dalej uczyć i żyć normalnie. Zezwolił na to, aby nie poniósł żadnych konsekwencji swojego obrzydliwego czynu.

Dyrektor wiedział, że mój brat popiera Czarnego Pana i przez ten cały czas nie powiadomił ani mnie, ani moich rodziców, ani nikogo kto zasługiwał na to, aby dowiedzieć się o tym jak najwcześniej. Milczał w tak ważnej sprawie.

— Profesorze, jestem pewna, że Regulus się na to nie zgodzi — odpowiadam, starając się odbiec na ten moment od mojego własnego zdania. — Za wszelką cenę chce mnie chronić i nie pozwoli na to, abym znalazła się w centrum tego wszystkiego. Severus również.

— Porozmawiam z nimi o tym. To naprawdę bardzo ważne, dzięki tym informacjom będziemy mogli uratować życie tysiącom mugoli. Ponadto życie nas wszystkich również jest zagrożone, musimy działać.

Tysiące mugoli przeżyje, jeśli wyrzeknę się niemal wszystkiego w co wierzyłam do tej pory i czego się trzymałam.

Toczę ze sobą wewnętrzną walkę. To sytuacja bez wyjścia.

Czy chcę aby tak wyglądała reszta mojego życia?

— Profesorze, potrzebuję czasu.

Mówię, nie chcąc decydować o mojej przyszłości teraz, w tym momencie.

Cholera, nie skończyłam nawet jeszcze siedemnastu lat. Nie jestem gotowa na to wszystko. Szczerze mówiąc, nie jestem gotowa na nic co czeka mnie w przyszłości.

— Naturalnie. Przyjdź do mnie kiedy tylko podejmiecie jakąś decyzję.

Przytakuję i już mam zamiar podnieść się z fotela, lecz dyrektor chwyta za moją dłoń. Zastygam w bezruchu, rzucając mu pełne pytań spojrzenie. Co to ma oznaczać?

— Dostrzegam w tobie młodego siebie, Adelaide. Miałem w sobie tyle samo wątpliwości co ty. Wiedziałem jednak, że muszę poświęcić moje dobro dla dobra większości, nie zważając na żadne konsekwencje.

Wyrywam rękę z uścisku starca jak oparzona i od razu zrywam się z fotela. Nie chcę dłużej tu być i słuchać tego, jak moje własne życie jest nieistotne w obliczu ogółu.

— D-do zobaczenia, profesorze.

Dukam, a następnie jak najszybciej wynoszę się z gabinetu dyrektora. To wszystko mnie przerasta. Jest mi niedobrze.

Nie wiem czy jestem w stanie poświęcić wszystko co mam w imię idei.

Wiem jednakże, że jestem w stanie to zrobić dla Regulusa.

•••

Wpatruję się w uśmiechniętą Padme, która od czasu gdy udało im się z Syriuszem pogodzić wręcz promienieje. Jej oczy błyszczą szczerym blaskiem, a twarz jaśnieje za każdym razem kiedy tylko Black chwyta ją za dłoń, a robi to tak często, jakby co najmniej potrzebował tego do przetrwania.

Urocza jest z nich para. Wiedziałam że mają się ku sobie już od dawna, ale mówiąc szczerze nie sądziłam, że w końcu się zejdą. Łapa nigdy nie był typem romantyka, flirtował z wieloma osobami i nigdy nie miał nikogo na poważnie.

A tu proszę. Szok i niedowierzanie, Syriusz Black lata za Padme Zabini jak najwierniejszy sługa.

Oprócz tego, zauważyłam też coś dziwnego. Podczas odrabiania lekcji i nauki do OWUTEMów razem z Lunatykiem w Wielkiej Sali, nie był on tak skupiony na materiale jak zazwyczaj. Powiedziałabym nawet, że wcale.

Jego wzrok ciągle zjeżdżał na stół Ślizgonów i chyba nawet wiem kogo tam szukał.

Nie jestem głupia. Pewna blondynka od dłuższego czasu przejęła obowiązek opiekowania się niemal tylko Remusem i tylko idiota z moją wiedzą nie połączyłby faktów.

Mój mały Luniaczek dorasta... i podoba mu się dziewczyna.

Parę razy próbowałam podjąć temat, ale chłopak się peszył i udawał, że kompletnie nie rozumie o co mi chodzi. Więc przestałam. Na ten moment.

Idąc po pustym korytarzu poprawiam skórzaną, ciemną torbę na moim ramieniu, gdyż zdążyła się ona mocno w nie wbić. Będzie kolejny siniak, ekstra.

Jakbyśmy nie mogli zostawiać książek w salach. Byłoby prościej i mój kręgosłup by na tym nie cierpiał.

— Oh, panna Fauntleroy — zaczepia mnie męski głos, a ja od razu odwracam się do jego źródła. Franklin Weston zmierza w moją stronę z rękami włożonymi w kieszenie swoich garniturowych spodni i wygląda, jakby co najmniej się nudził. — Dobrze, że cię spotkałem. Horacy prosił, abym przekazał ci zaproszenie na następne spotkanie Klubu Ślimaka.

Przytakuję na słowa profesora, ale w głowie mam tylko jedno - chcę już stąd iść. Mężczyzna wygląda jednak jakby dopiero się rozkręcał.

— Spotkanie odbędzie się w następną sobotę, zaproszeni są również absolwenci, w tym ja. Mam nadzieję, że się spotkamy.

Dreszcze obrzydzenia przechodzą po moim karku, a obiad niemal cofa się ponownie do przełyku. Uśmiecham się jednak delikatnie i przytakuję głową, aby nie sprawiać podejrzeń.

— Byłoby genialnie, profesorze.

— Sprawdziłem waszą pracę z panem Averym, dokonałaś sporego progresu, Adelaide. Mam szczerą nadzieję, że to chociaż trochę dzięki mnie.

Nauczyciel robi krok w moją stronę, a ja w narastającym stresie uśmiecham się jeszcze szerzej.

Nie zdążam wydukać odpowiedzi, a ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Niemal podskakuję pod obcym dotykiem, ale w porę zauważam znajome, zielone tęczówki wpatrzone we mnie z charakterystyczną troską.

Pierdolony książę na białym koniu.

— Profesorze, proszę mi wybaczyć ale muszę porwać Fauntleroy na czas nieokreślony. Jako prefekci musimy stawić się u dyrektora.

Przesadnie miły głos Regulusa wybrzmiewa na korytarzu, a nauczyciel przytakuje nieznacznie głową, prostując się z powagą. Mężczyzna skanuje chłopaka spojrzeniem pełnym wątpliwości i podejrzeń, a następnie zmienia swój wyraz twarzy gdy tylko przenosi spojrzenie na mnie.

Nagle znów widzę miłego, sympatycznego profesora Westona.

— Widzimy się później, panno Fauntleroy.

Przytakuję i odwracam się w stronę Ślizgona, a ten w zatrważająco szybkim tempie pokonuje schody i następne korytarze. Nie przypominam sobie, żeby tak wyglądała droga do gabinetu Dumbledore'a. Cwaniak.

— Mówisz, że to tylko plotki?

Zaczyna chłopak, wciągając nas do pierwszej lepszej sali. Wzdycham bezsilnie i zakładam ręce na piersi. No wiedziałam, że tak to się skończy.

— Dobrze, ja też to widzę, zadowolony? Ale co innego mam zrobić?

— Jasno zakomunikować mu granice pomiędzy nauczycielem a uczniem?

Prycham, przystępując z nogi na nogę. Dobre mi sobie.

Znalazł się wujek dobra rada od siedmiu boleści.

— A myślisz, że co robię?

Byłoby genialnie, profesorze — papuguje mnie Ślizgon, a ja mam ochotę trzepnąć go w ten pusty łeb. — Może następnym razem zaprosi cię na kawę, a nie na spotkanie Klubu Ślimaka?

— Przestań być zazdrosny, Regulus! Nie, kiedy naprawdę nie masz powodu — mówię, hardo podchodząc bliżej do widocznie zdenerwowanego Blacka. — Czy ty serio myślisz, że robiłabym słodkie oczka do nauczyciela w tym samym momencie w którym stawiam na szali całą swoją przyszłość tylko po to żeby z tobą być, durniu?

Wykrzykując to, przeoczyłam jeden, dosyć istotny fakt - otóż, Regulus nie wie jeszcze o mojej rozmowie z Dumbledorem. Jak się spodziewam, sam jeszcze z nim nie rozmawiał, bo dziś został wezwany do niego Severus.

Brawo, Adelaide. Nagroda za wyjątkową błyskotliwość jest twoja.

Wzdycham, wpatrując się lekko speszona w zdziwione spojrzenie chłopaka. Na moment zapada głucha cisza, którą jednak dosyć szybko przerywam, nie chcąc ciągnąć tego momentu dłużej.

— Byłam u Dumbledore'a. Rozmawiałam z nim o naszej przyszłości, próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie.

— Byłaś gdzie? Rozmawiałaś o czym? Z kim?

Mam ochotę skulić się pod dominującym spojrzeniem Regulusa, ale dalej twardo stoję wpatrując się w jego twarz pełną pytań. Kosztuję mnie to więcej niż kiedykolwiek bym podejrzewała.

— Zrobiłam to dla naszego dobra. Przecież wiesz, że to jedyna osoba, która może nam pomóc.

Ślizgon siada na najbliższej ławce i przeciera dłońmi zmęczoną twarz, wzdychając rozpaczliwie. Przez chwilę żałuję, że poszłam do tego cholernego gabinetu ponownie.

Nie będę mu wspominać o tym, że początki naszych rozmów z dyrektorem miały miejsce już jakiś czas temu. Kolejny kryzys w związku to ostatnie na co mam teraz ochotę.

Niepewnie podchodzę i siadam obok. Nie dotykam go, pozostawiam pomiędzy nami przestrzeń.

— Dumbledore zaproponował nam i Severusowi wstąpienie do Zakonu Feniksa. Jako szpiedzy. Głównie tobie i Sevowi, tak właściwie ja miałabym być tylko dodatkiem w postaci twojej żony. Według dyrektora obrączka miałaby zapewnić mi bezpieczeństwo.

— Gdyby tak było, nie gimnastykowałbym się z tym, aby nas ukrywać — fuka ciemnowłosy spoglądając na mnie ze zmęczeniem w oczach. — Jako żona Śmierciożercy musiałabyś urwać albo ukrywać wszelkie kontakty ze swoimi przyjaciółmi, którzy nie wpisują się w piękny obrazek ideologiczny Czarnego Pana. I bezpieczeństwo to ostatnie słowo jakim nazwałbym twoje położenie. Mój jeden błąd zabiłby nie tylko mnie, ale ciebie również.

Łzy nachodzą do moich oczu i nawet nie staram się ich powstrzymywać przed wypłynięciem na moje policzki. Pociągam nosem, a długie palce Regulusa splatają się z moimi.

Nie potrafię trzymać tego w sobie. Kolejny raz słyszę, że ja i Regulus nie mamy wspólnej przyszłości.

Nie chce się z tym godzić. Zasługuję na życie z kimś, kogo kocham.

— Nie płacz, ma starlette — druga, wolna dłoń Blacka okrywa mój mokry policzek, a jej palce ocierają moje słone łzy. Mglisty obraz nie pozwala mi widzieć go dokładnie. — Chciałbym móc nazwać cię moją żoną, lecz nie za cenę twojego bezpieczeństwa. Nie pozwolę ci żyć w taki sposób, stracić swojej niewinności w imię niczego.

— W imię czegoś, Reg — szlocham, jednocześnie chwytając za jego szczupły nadgarstek. Nawet ledwo widząc dostrzegam jego zatroskane spojrzenie, nie ma w nim już śladu po wcześniejszej zazdrości. — Kocham cię. Chce żyć z tobą nawet jeśli będę musiała znosić to wszystko czym przez lata się brzydziłam. Nie możesz mi tego zabronić.

Czuję jak usta Ślizgona delikatnie przyciskają się do mojego czoła zostawiając na nim czuły pocałunek. Wpadam w jego ramiona jak szmaciana, wiotka lalka, niemal bezwładnie opierając swoją głowę na jego piersi. Bezsilność to jedyne co teraz odczuwam.

Długie ramiona oplatają moje ciało i głaszczą kojąco moje plecy.

— Nie zasługuję na ciebie — wyrzuca szeptem chłopak, a ja wtulam się w niego mocniej, zaciskając swoją dłoń na jego koszuli. Nie mam już siły się z nim sprzeczać. — Addie, powinnaś skończyć szkołę, zostać magomedykiem i zamieszkać w jakimś małym, uroczym miasteczku. Może na uczelni poznasz przystojnego uzdrowiciela? Będziecie mieć gromadkę uroczych dzieci i tego śmiesznego psa, którego ciągle pokazujesz mi w gazetach. Zapomnisz o mnie, kochanie, i będziesz wdzięczna, że nie poszłaś za mną w paszczę lwa.

— To dziwna postawa jak na kogoś, kto przed chwilą robił mi scenę zazdrości — odpowiadam kąśliwe i ledwo, ale widzę jak Reg przewraca oczami. Mój głos brzmi jakbym przez co najmniej ostatni tydzień chodziła przeziębiona. — I serio, myślisz, że mnie tym zniechęcisz?

Pytam i zadzieram głowę do góry, aby móc dokładniej spoglądać na jego twarz. Dopiero teraz zauważam w kącikach oczu Regulusa błyszczące się łzy.

Regulus Black nawet płacząc wygląda jak rzeźba antycznego artysty.

— Próbuję jak mogę — parska gorzkim śmiechem Black, ponownie pocierając czule mój zapewne zaróżowiony policzek. — Proszę cię, błagam. Zgodzę się na tę propozycję Dumbledore'a tylko pozostań bezpieczna, z dala ode mnie.

Wzdycham i przyciągam do siebie resztką sił przystojną twarz chłopaka, na którą zdążyły już spaść pierwsze łzy. Łączę nasze usta w powolnym pocałunku pełnym tęsknoty i uczuć, nic nie przypominającym tych, które jeszcze nie dawno temu dzieliliśmy w podobnej do tej sali.

Jego usta są delikatne, gładkie jak najdroższy kawałek jedwabiu, a dłonie zostawiają w każdym miejscu palące uczucie, jakbym miała zaraz spłonąć pod dotykiem jego rąk.

— Pójdę za tobą wszędzie, czy tego chcesz, czy nie.

Wyrzucam pomiędzy pocałunkami, a Regulus odsuwa mnie delikatnie od siebie trzymając mój kark. Tak jakbym miała mu za moment uciec.

Dla jasności, nie planuję nic takiego.

— Będziesz tego żałować.

Nie odpowiadam na jego bzdurne słowa tylko przyciągam go do kolejnego pocałunku. Nie chcę myśleć o tym, jakie konsekwencje będzie miał mój wybór. Wiem, że jest słuszny.

Dorothy zawsze powtarzała mi, że będę wiedzieć, że to ten. Mówiła, że poczuję to w sercu oraz głowie, i mam nie wahać się przed wybraniem swojego szczęścia, nawet jeśli będzie ono wymagało wielu wyrzeczeń.

I to właśnie zamierzam zrobić.

Poradzimy sobie z tym. Razem.

Może to nam zapisano dobre zakończenie.

                                            •••

Popołudnie spędziłam na spacerowaniu z Glizdogonem na zewnątrz, wiosna ukazuje się nam ostatnimi czasy w całości i oboje postanowiliśmy dziś z tego skorzystać. Nie mogłam lepiej odpocząć od nauki – ja, Glizdek, wyjątkowo ciepły dzień i słodkie rogaliki przemycone ze szkolnej kuchni.

Naprawdę odetchnęłam. Ciągła nauka, stres i nerwy związane z moją, naszą przyszłością, zaczęły mnie mocno przytłaczać. Zazdrość to mało powiedziane w kontekście tego co czułam, gdy widziałam roześmianych Krukonów, którzy absolutnie nie przejmowali się niczym wokół.

Z Peterem mocno zasiedzieliśmy się na zewnątrz, więc do zamku wróciliśmy dopiero na kolację. Oboje byliśmy głodni i trochę zmęczeni, dlatego rozstaliśmy się już wchodząc do Wielkiej Sali, życząc sobie od razu miłej nocy.

Huncwoci byli, są i będą moim oparciem w trudnych dla mnie chwilach, calutka ich czwórka. To fascynujące, że przyjaźnimy się wszyscy razem ale każde z nas ma osobną, unikalną więź ze sobą.

W towarzystwie Padme, Brunona i Luizy zjadłam kolację, która była naprawdę spokojna. Jak na tę szkołę, oczywiście.

Nikt nic nie krzyczał, nie wyznawał nikomu miłości, nie zapeszał nikogo na randkę, a Ślizgoni zachowali swój zwyczajowy kolor włosów. Zaskakujące.

Poinformowałam szybko Zabini i Scamandera, aby nie czekali na mnie w Pokoju Wspólnym, wszakże muszę zajrzeć jeszcze na moment do skrzydła szpitalnego.

Nie wiąże nawet fartucha, wolnym krokiem tuptam w stronę ostatniego łóżka, na samym końcu głównej sali. Wchodzę za kotarę, a młoda blondynka jak porażona odskakuje od Lupina, któremu nakładała kolejny zimny okład na czoło.

— Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać — mówię, czując wyrzuty sumienia. Powinnam była zapytać, cokolwiek. Dziewczyna poprawia swojego koka i kiwa głową na znak, że wszystko jest w porządku. Niemal od razu ulatnia się do pokoju gospodarczego zostawiając nas samych. — Przepraszam, Luniu. Głupio wyszło, chyba się mnie przestraszyła.

Blady, wyglądający wręcz jak duch Remus śmieje się cicho pod nosem na moje słowa. Poprawiam jego okład, bo zdążył opaść mu delikatnie na twarz.

Wygląda okropnie. Zdaję sobie sprawę, że to nic dziwnego przed pełnią ale tym razem naprawdę Lunatyk wygląda jakby dopadło go jakieś choróbsko.

Dłonią wyczuwam jak pali go gorączka, a kolejne, ciężkie westchnięcie upewnia mnie tylko w tym, że nie jest dobrze.

— Bardziej speszyła, ale nie mów jej tego bo jeszcze nie dostanę kolacji — próbuje zażartować Luniek, a ja unoszę kącik ust do góry. Przynajmniej humor mu dopisuje. — Nie martw się tak, Ad. Dobrze wiesz, że im gorzej czuję się przed pełnią, tym lepiej ją przechodzę.

Przytakuję, wiedząc, że chłopak ma rację. Faktycznie ten schemat sprawdzał się niemal zawsze, bez wyjątków.

— Byłam pewna, że Malfoy nie siedzi z tobą też wieczorami. Przyszłam, bo myślałam, że zastanę tu Rosettę i będę mogła jakoś pomóc.

— Im dłużej Pamela zajmuje się mną podczas okresu około-pełniowego i po nim, tym z większej ilości praktyk w miesiącu jest zwolniona. Ugadały się tak z Poppy, tyle wiem. Dlatego siedzi tu często do momentu aż nie zasnę.

Pomijając aspekt, że jest to Malfoyównie na rękę, jest to całkiem... urocze.

— W takim razie nie będę wam dłużej przeszkadzać — rzucam spokojnie, a na bladej twarzy Remusa pojawiają się rumieńce. Jakbym co najmniej powiedziała coś dwuznacznego. — Zajrzę rano. Tym razem uprzedzę, nie chce wam przecież czegoś przerwać.

Lupin robi się jeszcze bardziej czerwony, a ja ledwo powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem. Leci na tę dziewczynę jak głupi i myślał, że tego nie zauważę?

Nie ze mną te numery.

— I pamiętaj Luniaczku, antykoncepcja jest ba-

— Adelaide!

Parskam śmiechem, a złość na twarzy huncwota przeplata się wzajemnie z zawstydzeniem.

Lunatyk od kiedy pamiętam próbował spotykać się z różnymi dziewczynami, jednak z żadną mu nie wychodziło. Nie był też nigdy na tyle otwarty jak Syriusz, żeby spotykać się z kimś bez zobowiązań, tak więc żył życiem singla od kiedy tylko pamiętam. Pierwszy raz widzę, żeby rumienił się na wzmiankę o jakiejś dziewczynie.

Mój Lunio dorasta. Zaraz się rozpłaczę.

Kiedy chcę się odwrócić i wybyć, Remus nawołuje mnie ponownie. Czerwone plamy dalej nie zniknęły z jego twarzy.

— Czy możesz nie mówić nic chłopakom? I naprawdę, aż tak to po mnie widać?

Chichoczę pod nosem, zakładając ręce na piersi. Znamy się z Luńkiem tyle czasu, że odnoszę czasami wrażenie, że czytamy sobie nawzajem w myślach.

A ten gamoń nawet nie stara się jakoś koniecznie kryć z tym, że podoba mu się ta Ślizgonka. Spogląda na nią na korytarzu, w wielkiej sali, nawet na wyjściu do Hogsmeade.

Kiwam w odpowiedzi głową na tak, a Gryfon przeciera swoją zmęczoną twarz dłońmi i głośno wzdycha.

— Będę cichutko jak myszka, serio — mówię, w tym samym momencie kładąc dłoń na piersi tak, jakbym składała przysięgę. — Ale naprawdę, myślałeś, że nie zauważę?

Chłopak kręci głową zawstydzony, a ja znowu śmieje się pod nosem. Co za uroczy głupek.

Mam tylko nadzieję, że ta dziewczyna go nie skrzywdzi. Remus jest za dobry dla tego świata i jeśli choćby przez chwilę tego nie doceni, to jej twarz spotka się z moją pięścią albo różdżką. Zależy na co będę miała ochotę.

Żegnam się z nim jeszcze raz i na wyjściu uśmiecham się w stronę wychodzącej z innego pomieszczenia młodej Malfoy. W odpowiedzi blondynka kiwa mi subtelnie głową, dalej mając na twarzy lekki grymas pędzi w stronę Lupina, w dłoniach trzymając tackę z przeróżnymi eliksirami.

Remus Lupin zasługuje na szczęście, to jedna z nielicznych rzeczy jakich jestem pewna.

•••

Dostaliśmy oficjalny zakaz wysyłania prywatnych korespondencji w związku z coraz to mocniej rozwijającą się na zewnątrz wojną. Dyrektor ostrzegł nas, iż każdy list może zostać przejęty i informacje w nim zawarte mogą zostać obrócone na naszą niekorzyść.

W Hogwarcie zapanował niemały chaos, młodsi uczniowie zaraz po lekcjach chowali się w dormitoriach, a starsi ciągle czytali Proroka, starając się znaleźć w nim jakieś pożyteczne informacje na temat tego, co dzieje się aktualnie w świecie czarodziejów.

Męczą mnie obawy o Fionę, o moich rodziców, o dziadków. Podczas gdy ja siedzę bezpiecznie za grubymi murami szkoły oni muszą mierzyć się z wojną i jej niebezpieczeństwami na codzień.

Kwiecień zbliża się ku końcowi, a Dumbledore dalej twierdzi, że szpiegostwo to jedyne rozwiązanie, które pozwoli mi żyć razem z Regulusem i mieć jakikolwiek wpływ na jego działania.

Myślałam, że może dzięki pomocy dyrektora uda nam się uciec. Gdzieś daleko, gdzieś, gdzie Voldemort nas nie znajdzie. Moja naiwność pozwalała mi mieć nadzieję na normalne życie. Teraz to wszystko zniknęło i zostało zastąpione gorzkim żalem.

Wzdycham grzebiąc łyżką w misce. Padme z trzaskiem opada na miejsce obok mnie, niemal wyrzucając część jedzenia stojącego na stole w powietrze. Ani ja, ani Bruno nie zwracamy na to większej uwagi, przez lata przyjaźni zdążyliśmy się przyzwyczaić do wybuchowego charakteru Zabini.

— Black czy Potter?

Pyta Brunon, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu, który z rozbawienia wpełza na moją twarz.

Faktycznie, tylko dwie osoby w tej szkole potrafią obudzić w Padme jej wewnętrznego demona.

— Gorzej, Elijah.

Momentalnie puszczam łyżkę, a mój wzrok przekierowuję na zdenerwowaną Puchonkę. Elijah?

Elijah Zabini?

Rzadko z nią rozmawia, powiedziałabym, że nawet okolicznościowo. Tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje.

Co tym razem?

— Rozumiecie, że ten dupek kazał mi trzymać się z dala od Syriusza? Powiedział, że jeśli nie chcę trzymać się z nim to mam chociaż nie sprowadzać na siebie katastrofy na własne życzenie. Za kogo on się, do cholery, uważa?

Wymieniam się ze Scamanderem porozumiewawczymi spojrzeniami i chwytam Padme za rękę, którą przed chwilą wymachiwała. Pocieram ją w geście wsparcia.

— Chyba rozumiem co chciał ci powiedzieć, tylko Ślizgoni mają trochę upośledzony system okazywania uczuć — zaczynam, zamykając drugą dłonią rękę Zabini w uścisku. — Elijah po prostu się o ciebie martwi, chce żebyś była bezpieczna. Masz pełne prawo do bycia wściekłą, nikt nie powinien wtrącać się w twoje relacje, nawet twój brat. Po takim czasie z tymi durniami zaczynam powoli rozumieć mowę węży.

Zabini parska gorzkim śmiechem na mój komentarz i spogląda na mnie ze łzami złości w oczach. Ściskam jej dłoń aby dodać jej otuchy.

— Myślę, że Adela może mieć rację. Gdyby tak po prostu przeszkadzały mu twoje powiązania z Gryfonami to zaczepiłby cię już wcześniej.

— Może macie rację — odpowiada nasza przyjaciółka i upija kilka łyków z jej kubka. Uśmiecham się do niej pokrzepiająco. — Ale nie zamierzam rezygnować z moich bliskich. Elijah powinien to wiedzieć, nie zna mnie od wczoraj.

Zaczynam odczuwać niepokój po słowach wypowiedzianych przez Padme, a na serce spada mi ciężar, którego raczej długo się nie pozbędę.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

Continue Reading

You'll Also Like

884 70 19
I zanim wydam z siebie ostatni dech, mój Anioł Stróż otuli mnie... Bo zanim nastaną gorsze dni, jasność przegra walkę z mrokiem. Kontynuacja pierws...
15.8K 839 26
Luna i nieliczna grupa chłopaków wydostła się z labiryntu. Jednak to będzie jeszcze gorsze od labiryntu. Myśleli, że się w bezpiecznym miejscu...
3.2M 331K 106
🍊 Callie Irving nie jest zbytnio lubianą czarownicą w Hogwarcie, ale wie, że może winić za to tylko siebie i swoje złośliwości, które wśród Ślizgonó...
13.2K 954 34
Starożytna magia jest potęgą, a po potęgę sięgają czarne charaktery. Co jednak, jeśli samemu wejdzie się do gniazda węży? Po wszystkim co działo się...