NA ZAWSZE WDZIĘCZNY ⸺ r...

By xzauroczenie

26.9K 2.3K 1K

❝ Kocham go, Syriusz. Właśnie dlatego teraz tu stoję i staram się przekazać ci to, czego on nie potrafił ❞ 𝐑... More

CAST
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

562 57 11
By xzauroczenie

xxviii.❝ Jesteście moją rodziną. ❝

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

GŁOWA MI PĘKA, ledwo otwieram oczy - i to tylko dzięki temu, że na zewnątrz dalej jest dosyć ciemno. Szybko związuje włosy w ciasnego koka, myję zęby i się ubieram. Robię to wszystko najciszej jak potrafię, tak aby nie obudzić Padme i Luizy.

Nie mam zamiaru myśleć cały dzień o tym co wczoraj zrobiłam, dlatego mam w planach rzucić się w wir pracy.

To jedyne co przychodzi mi teraz do głowy.

Z moją szkolną torbą na ramieniu wychodzę z piwnicy kierując się w stronę biblioteki. Jest szósta, co za tym idzie - pani Pince otworzyła ją już do użytku uczniów.

Kiwam starszej kobiecie głową i wyrzucam ciche dzień dobry, na co ona nawet nie odwraca wzroku od książki, którą czyta. Ruchem głowy odpowiada tylko na moje przywitanie. Jak najbardziej odpowiada mi brak większej interakcji między nami.

Przez chwilę krzątam się między regałami w poszukiwaniu interesujących mnie tytułów. Gdy już mam wszystko co mnie interesuje, przysiadam do stolika stojącego w kącie, pomiędzy półkami.

Zabieram się do pracy. Mam do tego idealne warunki, gdyż o tej godzinie byłam niemal jednym uczniem siedzącym w bibliotece. Oprócz mnie jest tu tylko jakaś krukonka, siedząca w drugim kącie pomieszczenia.

Najpierw transmutacja i wypracowanie zadane przez McGonagall jeszcze przed przerwą świąteczną.

Później eliksiry. Cholerne eliksiry. Powtarzam większość tego, co było w tym roku szkolnym, na wszelki wypadek gdyby ślimak postanowił odpytywać.

I zaklęcia i uroki. W zasadzie to krótkie opracowanie tematu, które ostatnio zadał nam Flitwick. Nic trudnego.

Gdy już niemal kończę, ktoś trąca mnie dłonią. Podskakuję na krześle, wyrwana ze skupienia nad pracą domową. Razem ze mną trzęsie się cały stół.

Nade mną stoi James. James Potter.

Chyba mam halucynacje.

Przełykam ślinę, czując jak moje gardło zamienia się w pustynię. Momentalnie odkładam pióro do kałamarza i zaczynam bawić się swoimi palcami ze stresu.

— Jest dziewiąta, co ty tu jeszcze robisz? Czy ty znowu się przepracowujesz?

Pyta chłopak, a ja mrugam parokrotnie, ze zdziwieniem wpatrując się w gryfona. Ten wygląda na co najmniej zmartwionego, nie wściekłego na to, że wyciągnęłam nasze prywatne sprawy na widok całej szkoły.

— Nie spojrzałam na zegarek, już się zbieram — odpowiadając ignoruję drugie pytanie Pottera. Pakuję swoją torbę w jak najszybszym tempie, a gdy mam już ominąć Jamesa i ruszyć pędem pod salę do numerologii, ten łapie mnie za ramię i odkręca gwałtownie w swoją stronę.

— Nie uciekaj, Adela — mówi, po czym ciężko wzdycha. — Przepraszam, że ci nie powiedziałem. I, że totalnie cię olałem po tej aferze z Syriuszem.

Brunet wpatruje się we mnie ze skruchą, a ja co chwilę otwieram i zamykam usta, nie wiedząc co odpowiedzieć.

Nie jest na mnie zły? Tak w ogóle?

Chyba naprawdę mam te halucynacje. Albo dalej śpię.

— James, to ja przepraszam. Nie powinnam tego robić, byłam pijana i skrzywdzona i wszystko jakoś tak-

— Adelaide — przerywa mi, łapiąc mnie za drugie ramię. Wpatruje się przy tym we mnie tymi swoimi wielkimi, orzechowymi oczami i wiele mogę o nich powiedzieć, ale nie to, że widać w nich złość czy rozczarowanie. — Ja cię rozumiem. Może faktycznie, nie powinnaś mówić tego przed całą szkołą, ale ja i chłopacy na to w pełni zasłużyliśmy. Peterem tak to wstrząsnęło, że wypalił całą paczkę papierosów na raz.

Pete nie pali papierosów. Nigdy nie zapalił nawet jednego. Kurwa mać.

— Muszę z nim porozmawiać — niemal wykrztuszam z siebie. — Jak najszybciej.

Gryfon przytakuje. Zapada cisza.

— Adela, może zerwiemy się dziś z lekcji? Tak jak za starych, dobrych czasów.

Na ustach Jamesa rozciąga się łobuzerski uśmiech, a ja czuję jak moje serce przestaje bić z zawrotną prędkością.

On naprawdę nie jest zły. Nawet odrobinę.

— Naprawdę nie złościsz się na mnie o to, że zniszczyłam ci reputację w oczach szkoły? — pytam, potrzebując upewnienia dla mojego zbyt nerwowego umysłu. — I czy ty przypadkiem nie jesteś prefektem?

Brunet przewraca oczami kierując mnie w stronę drzwi. Prowadzi mnie w kierunku wyjścia.

— Na początku byłem wściekły — odpowiada, dalej mając na ustach lekki uśmiech. — Ale później, siedząc z chłopakami zdałem sobie sprawę z tego, że nasza przyjaźń jest ważniejsza niż to co myślą o mnie ludzie, których po skończeniu szkoły pewnie nigdy więcej nie zobaczę. To ty zawsze składałaś mnie do kupy, kiedy myślałem, że już się nie pozbieram.

Zaciskam dłoń na ramieniu prowadzącego mnie Jamesa mocniej, tak, aby udowodnić sobie, że to dzieje się naprawdę.

Bo kto inny mógłby zrozumieć pijacką, nierozważną decyzję, jeżeli nie James Potter?

•••

Od początku wiedziałam gdzie James mnie prowadzi. Jeśli już zwijaliśmy się z lekcji, albo robił to sam on, to zawsze przesiadywaliśmy przy chatce Hagrida. To od tego rozpoczęła się nasza mini relacja z olbrzymem.

Ta lokalizacja nie była przypadkowa. Chatka znajduje się nieopodal zakazanego lasu, dzięki czemu bardzo rzadko zaglądają tutaj nauczyciele.

Mam nadzieję, że jeśli Pomona zapyta o mnie Poppy, ta będzie mnie kryła. Ta kobieta jest dla mnie jak druga matka, w jednocześnie dobrym i złym znaczeniu.

Chłopak siada na kamiennej ławeczce z tyłu chatki, a ja dosiadam się obok niego.

— Mam nadzieję, że Peter spojrzał w mapę i do nas idzie. Najlepiej by było, gdyby wszyscy przyszli. Ale to już może być trochę podejrzane.

Parska gryfon, a ja uśmiecham się na wspomnienie które po jego słowach napływa mi do głowy.

— Pamiętasz jak Sztywna goniła nas przez cały zamek bo zerwaliśmy się z transmutacji?

Potter wybucha śmiechem, zakrywając twarz dłońmi. Ja też chichocze pod nosem.

— Z pewnością pamiętam to, że tobie wszystko uszło na sucho bo według Minnie cię do tego zmusiliśmy. A mi zawiesiła treningi na dobre dwa tygodnie!

Śmiejemy się jeszcze przez chwilę, aż w końcu nie zapada pomiędzy nami cisza. Kolejna w dzisiejszym dniu. Jednak nie jest już tak nerwowa jak wcześniej.

— Adela, chciałbym żeby nie było już pomiędzy nami żadnych tajemnic — mówi spokojnie brunet, a ja czuję jak wszystkie mięśnie w moim ciele ponownie się spinają. — Nie chcę cię stracić, chłopacy też nie. Jesteśmy już za starzy na to, żebyśmy sami ciskali sobie kłody pod nogi.

Przytakuję, ale w głowie mam tylko i wyłącznie to, że mam jedną tajemnicę, której nie mogę im zdradzić. Bo wyjawienie jej będzie równało się z największą aferą w moim całym dotychczasowym życiu.

Jeżeli im powiem, to ich stracę. Na zawsze.

Ale czy pozostało mi coś innego?

Pół roku dzieliło mnie od zakończenia szkoły. Traktuję Regulusa poważnie i nie zamierzam ukrywać się z nim do końca mojego życia.

Głowa mi pęka.

— Przyjdziesz dziś wieczorem do naszego dormitorium? Pogadamy, szczerze. Zrobimy sobie szczerą noc, tak jak w piątej klasie.

James mówiąc to szturcha mnie ramieniem w bok, a ja delikatnie uśmiecham się na wspomnienie tamtej nocy, mimo iż dalej odczuwam stres. To właśnie wtedy naprawdę poczułam, że huncwoci są moimi braćmi. To właśnie wtedy cała nasza piątka dowiedziała się o sobie wszystkiego, co na tamten moment mogła wiedzieć.

I choć mój rozum krzyczy głośne nie!, to moje serce przemawia przez usta.

— Oczywiście, Jamie.

•••

Nigdy nie pędziłam do lochów tak szybko jak dziś. Rzadko kiedy w ogóle się tam pojawiałam. Można by rzec, że tylko w nagłych wypadkach.

To definitywnie jest nagły wypadek.

Nie znam hasła, dlatego zgarniam siedzącą pod wejściem drugoklasistkę i uśmiecham się do niej najładniej jak tylko potrafię, wypinając przy tym pierś na której przypiętą mam przypinkę prefekta.

— Wpuściłabyś mnie? Mam ważną sprawę do Regulusa Blacka, sprawy prefektów, rozumiesz.

Dziewczynka przytakuje, a następnie rzuca hasło czysta krew, a drzwi otwierają się szeroko. Dziękuję jej szybko i wchodzę.

Bardzo kreatywne te hasło. Takie nieprzewidywalne.

Czuję na sobie wzrok większości obecnych w pokoju wspólnym ślizgonów - jedni spoglądają z wyższością, drudzy z zaciekawieniem. Zanim zdążę wejść na schody, dobiega do mnie Severus, z pytającym wyrazem twarzy.

— Co ty tu robisz? Coś się stało?

Pyta cicho, a ja kiwam głowa najpierw na nie, a później na tak. Sama, kurwa, nie wiem.

— Muszę pilnie porozmawiać z Regulusem.

Oświadczam, nie pytam. Snape marszczy swoje ciemne brwi.

— Rosier siedzi w naszym dormitorium — mówi ślizgon, mam wrażenie, że bardziej do siebie niż do mnie. — Wyciągnę po prostu Regulusa na zewnątrz, lepiej żebyś nie przebywała tutaj za długo.

— Racja, powietrze przesiąka waszym okropnym jadem, węże.

Rzucam żartobliwie, aby trochę ciśnienia ze mnie zeszło, a czarnowłosy przewraca oczami. Widzę jednak, że kącik jego ust się delikatnie unosi. Sukces!

— Poczekaj pod wejściem. Nie powinno mi to zająć więcej niż pięć minut.

Kiwam wdzięcznie głową i cicho dziękuję przyjacielowi. Nic nie ratowało mi skóry tak, jak Severus Snape.

Chociaż dalej dreszcze przechodziły mnie na myśl, że razem z Regulusem w wolnych chwilach używali czarnej magii i spiskowali przeciwko całemu światu czarodziejów.

Jak najszybciej ulatniam się z tego miejsca po czym opieram się o ścianę przy drzwiach wejściowych. Co chwilę rozglądam się wokół siebie, nie chcąc zostać zaczepiona przez Bellatrix, Croucha czy kogokolwiek innego.

Moje nadzieje zostają brutalnie zniszczone przez Corbana Yaxleya, który z niezdrowym zaciekawieniem przygląda mi się, gdy zmierza w stronę drzwi przy których stoję.

Kiedyś myślałam, że Yaxleyowie są spokrewnieni z Malfoyami. Te całe jasne blond włosy i tak dalej.

Nie byłam daleko od prawdy, każda rodzina czystej krwi jest w jakiś sposób ze sobą spokrewniona. W mniejszym lub większym stopniu.

— Zgubiłaś się, puchoneczko?

Pyta oziębłym tonem Yaxley, stojąc o wiele za blisko.

To znaczy jakiś metr ode mnie. Definitywnie za blisko, zważywszy na to kim jest.

Dreszcze obrzydzenia przechodzą po moim kręgosłupie. Corban nawet nie próbuje ukryć swojego uśmieszku pełnego wyższości. Nie rozumiem tego, mamy ten sam status krwi.

Z tą różnicą, że moja rodzina nie całuje Czarnego Pana po stopach.

— Nie zgubiła się, Yaxley. Spierdalaj stąd, prefekci muszą porozmawiać o dorosłych sprawach.

Moje ciało momentalnie uspokaja się gdy słyszę chłodny i stanowczy, ale jednak głos Regulusa. Tym razem to ja kieruję spojrzenie pełne wyższości w stronę Corbana, a ten prycha pod nosem i znika za drzwiami, którymi przed sekundą wyszedł Black. Ruszamy oboje bez słowa przed siebie. Nie odzywamy się, dopóki nie docieramy do pustego korytarza, co do którego mamy pewność, że jest w zupełności opuszczony i nie odwiedzany ani przez uczniów, ani nauczycieli.

Widzę jak jego groźna mina opada, a to powoduje motylki świdrujące w moim podbrzuszu. Wygląda znowu tak niewinnie.

— Yaxley nic ci nie zrobił, prawda?

Jego wzrok pędem skanuje mnie całą, jakby szukając wszelkich obrażeń jakie mógłby sprawić mi blondyn.

— Nie, wszystko w porządku — odpowiadam, połykając przy tym głośno ślinę, gdyż wiem, że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych. — Przepraszam, że wyrwałam cię tak bez zapowiedzi ale James zaczepił mnie rano w bibliotece i...

Przerywam, spoglądając z dołu na Regulusa. Ten intensywnie wpatruje się w moją twarz, jego głowa jest delikatnie przechylona w bok.

— Oni chcą się pogodzić, Reg. I ja też tego chcę. Bardzo.

Ślizgon marszu brwi na moje słowa i powolnie poprawia niesforny kosmyk włosów, który jakimś cudem wyszedł z mojego koka. Jego palce pozostawiają mrowiące uczucie na mojej skórze.

— Więc w czym problem? Nie zabronię ci tego, ma plus belle. Chcę żebyś była szczęśliwa.

Uśmiecham się na jego słowa mimowolnie. Dłoń Regulusa zahacza o mój policzek, a ja dociskam ją swoją dłonią tak, abym mogła się w nią wtulić. Wzdycham ciężko. Ciemnowłosy obejmuje mnie wolnym ramieniem.

— James chce abym była z nimi w zupełności szczera. Uważa, że powinniśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic — mówię powoli i cicho, spoglądając w otchłań jego ciemnozielonych oczu. — I ja też tak uważam. Boję się tego, Regulus. Boję się szczerości.

— Chcesz im o nas powiedzieć? — pyta, pocierając kciukiem mój zaróżowiony polik. Przytakuję, spuszczając wzrok na krawat zawiązany pod kołnierzem jego koszuli. — Czy jesteś pewna tego, że są w pełni godni zaufania? Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze, a dobrze wiesz, że zostaniesz okropnie narażona jeśli ktokolwiek dalej się dowie.

— Peter już wie. Powiedział mi to jakiś czas temu — wzdycham, a Regulus uważnie obserwuje każdy milimetr mojej twarzy. Czuję to. — James i Remus będą zszokowani, pewnie będą zadawać dużo pytań. Boję się tylko reakcji Syriusza.

Ciemnowłosy przytakuje. Oboje rozumieliśmy się w tej kwestii doskonale. Znaliśmy Syriusza na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w jego odczuciu nasza relacja będzie zdradą do kwadratu. Określić go wściekłym to będzie za mało powiedziane.

— Nie jestem fanem tego pomysłu, ale nie mogę ci niczego zabronić. Zaproponowałbym, że pójdę z tobą ale myślę, że w tym przypadku to tylko pogorszy sprawę.

Przytakuję. Nie wyobrażam sobie tej konfrontacji. Ktoś prędzej czy później skończyłby ze złamanym nosem.

Reggie przyciąga mnie do siebie bliżej i składa pocałunek na moim czole. Tak jakby chciał upewnić mnie w tym, że przy mnie jest.

Coś w tym jest, że miłość zmiękcza ludzi.

— Myślisz, że...że po hogwarcie, będziemy mogli być razem? Mieć wspólną przyszłość?

Pytam na drżących nogach, a ślizgon odchyla moją głowę w taki sposób, aby mógł spojrzeć mi w oczy. Usta mam ściśnięte w prostą linię, nie myślę rozsądnie.

Widzę błysk w jego zielonych oczach, taki, który rzadko się w nich pojawiał.

— Zrobię wszystko abyś była szczęśliwa, Addie.

Nie odpowiedział na moje pytanie.

•••

Zestresowana poprawiam swój sweter już chyba piąty raz. Dorcas wpuściła mnie do pokoju wspólnego, gdyż ona, Lily i Marlene akurat czytały wspólnie list, który dostały od Mary.

Ciekawe co u niej. Może nie miałam z nią najlepszych relacji, ale nie życzyłam jej źle. Absolutnie.

Nie mam już do niej żalu, nawet jeśli porządnie zirytowała mnie swoją niewyparzoną gębą.

Dziewczyny życzą mi powodzenia, wszystkie podejrzewają po co się tutaj zjawiłam. Cała trójka odprowadza mnie wzrokiem, parę razy upewniając mnie jeszcze w tym, że będą tu siedzieć dopóki nie wyjdę.

Biorę głęboki wdech i wstrzymuję oddech kiedy pukam do drzwi dormitorium huncwotów. Dawno mnie tu nie było.

Drzwi powoli się otwierają, a zza nich wychyla się Peter. Rzeczywiście wygląda dość... miernie.

Miernie to mało powiedziane.

— Cześć, Glizdek.

Nawet nie rejestruję kiedy jego ramiona przyciągają mnie do uścisku. Pete rzadko bywał uczuciowy, ograniczał kontakty fizyczne do minimum. Dlatego odwzajemniam uścisk, a gryfon wciska swoją głowę na moje ramię. Zaskakuję mnie to jeszcze bardziej.

— Ja-

— Wiem.

Oboje wpatrujemy się w siebie jeszcze przez chwilę, a następnie Glizdogon puszcza mnie i odsuwa się tak, abym mogła wejść swobodnie do środka.

— Serwus, chłopaki.

Mówię, odczuwając przy tym sporą dawkę niezręczności. Remus siedzi oparty o łóżko na podłodze jednocześnie trzymając w ręku książkę, James stoi oparty dłonią o drewnianą szafę, a Syriusz leży nonszalancko na swoim łóżku z rękami za głową.

Nie dostaję odpowiedzi. Wszyscy wpatrują się we mnie jakby w ogóle nie spodziewali się, że przyjdę, a ja mam ochotę stąd uciec.

Coraz bardziej zaczynam tego żałować.

— Siadaj, Adela.

Mówi James, wskazując wolną dłonią na swoje łóżko. Przytakuję i usadzam się na materacu, a Pettigrew siada obok mnie. Z tą różnicą, że ja siedzę spięta i wyprostowana, a Glizdek przyjmuje pozycję półleżącą.

— Więc...

Zaczyna Potter, drapiąc się po karku, a ja przerywam mu marne próby rozpoczęcia tej trudnej rozmowy. Doskonale wiem co chcę powiedzieć, przeprowadziłam ten monolog w głowie już z dobre dziesięć razy, zanim tu przyszłam.

— Przepraszam was za to, co powiedziałam na imprezie. To było głupie, nierozsądne i kompletnie nie w porządku wobec was.

Mam wrażenie, że słowa ledwo co wydobywają się z moich ust. Nie wiem w którą stronę mam patrzeć, więc bezpiecznie wbijam wzrok w podłogę.

Czuję jak materac po mojej drugiej stronie się ugina i nie muszę podnosić wzroku aby wiedzieć, że siedzi obok mnie Remus. Cały pachnie czekoladą i pergaminem, nie trudno jest rozpoznać ten zapach.

— A ja przepraszam, że rozmawiałem z tobą tylko w skrzydle szpitalnym. To wyglądało jakbym interesował się tobą tylko dlatego, że jest pełnia, a to absolutnie nie prawda.

Przełykam ślinę na słowa Lunatyka i mimo stresu krążącego w całym moim ciele, unoszę wzrok na Lupina.

Wpatruje się we mnie ze skruchą, delikatnie kurcząc się na łóżku, bo przez swój wysoki wzrost ledwo się na nim mieści.

— A ja przepraszam, że nie powiedziałem ci o związku z Lily. To ekstremalnie przekichane dowiedzieć się o związku przyjaciela od trzeciej osoby.

Wyrzuca James, splatając ręce na piersi. Jego czerwona, trochę za duża koszula marszczy się pod wpływem tej pozy.

— A ja przepraszam, że się nie odzywałem. Myślałem, że nie chcesz nas znać, a później powiedziałaś to wszystko i zdałem sobie sprawę, że przez to cierpiałaś.

Mówi najbardziej przybitym z nas wszystkich tonem Glizdogon, a ja czuję się jakby ktoś ścisnął mi serce w piersi.

— Glizdek, głuptasie — zaczynam, przekręcając głowę w jego stronę. — Nie wiem co musiałbyś zrobić żebym nie chciała cię znać. Jesteś dla mnie jak brat, ty tępaku.

Czuję, jak oczy zaczynają szczypać mnie od nadmiaru emocji. Wdech, wydech.

Na twarzy Petera pojawia się subtelny uśmiech. Najsłodszy jaki kiedykolwiek widziałam.

Dopiero po dłuższej chwili zauważam, że wszyscy wpatrują się w leżącego Syriusza, który wpatruje się tępo w ścianę. Wyglądał na rozdartego.

— Dlaczego mój brat ze wszystkich miejsc na świecie, po tym jak ciotka i matka zmaltretowały go jak psa uciekł akurat do ciebie?

Jego pytanie wybrzmiewa głośniej niż cokolwiek co było powiedziane dzisiaj w tym pokoju. A mi robi się słabo.

Wręcz fizycznie czuję jak blednę, jak krew odpływa mi z twarzy, a zimno obejmuje całe moje ciało. Kończynę po kończynie, mięsień po mięśniu, kość po kości.

Nawet nie mam czasu na to, aby zastanowić się nad tym skąd wie.

Niewidzialna gula rośnie mi w gardle z każdą następną sekundą ciszy.

— W co ty grasz, Adelaide? Nie zamierzam znowu słuchać kłamstw.

Fuka Syriusz, skierowując w końcu swój ostry, karcący wzrok na mnie. Nie mam już drogi ucieczki.

Biorę głęboki oddech, starając się opanować drżenie moich rąk.

— Ja i Regulus zbliżyliśmy się do siebie w przeciągu ostatnich miesięcy.

Odpowiadam, ledwo wyrzucając z siebie to zdanie. Jedynie w oczach Glizdka nie dostrzegam zdziwienia, bardziej coś na wzór współczucia. Jakby wiedział, że to wszystko nie ma prawa skończyć się dobrze.

Syriusz głośno prycha, a ręką odgarnia swoje długie, czarne włosy.

— Jak nie Wycierus, to mój chory brat, ty masz jakąś słabość do chłoptasiów zajmujących się czarną magią!

Łapa jest wściekły. Nawet nie czuję się zaskoczona.

A nawet nie zdążyłam jeszcze powiedzieć im wszystkiego.

— Syriusz, nigdy nie zrozumiesz ich perspektywy — odpowiadam, z największym spokojem na jaki mnie stać. — Oni oboje nie robią tego z własnej woli. Przecież dobrze o tym wiesz.

— Pierdolenie! Dałaś się omotać, gratuluję!

Czuję jak z każdą chwilą napięcie pomiędzy nami jest coraz większe.

— Nie dałam się nikomu omotać! Severus był przy mnie wtedy, gdy żadnego z was nie było! A Regulus, m-my...

Zaczynam się motać ze stresu. Gorycz podchodzi mi do gardła, a ja dalej staram się trzymać w kupie.

— My?

Pyta James, a ja dopiero wtedy odwracam głowę w jego stronę. Chłopak wpatruje się we mnie pytająco, oczekując odpowiedzi. Ja niemal krztuszę się powietrzem.

— My — odpowiadam, starając się brzmieć pewnie. — Ja i Regulus jesteśmy razem. Coś w ten deseń. Nieoficjalnie, bo to bardziej zagmatwane niż bym chciała ale... jesteśmy.

Wypalam wprost, nie mając już siły na żadne gierki. Mam wrażenie, że słyszę jak wszyscy siedzący w tym pomieszczeniu biorą wielki haust powietrza.

Włącznie ze mną.

— Zabiję go.

Słyszę ze strony Syriusza i nawet nie wiem kiedy James chwyta go za ramiona bo ten rusza w stronę drzwi.

Podrywam się gwałtownie i wpycham się pomiędzy szarpiących się Rogacza i Łapę. Omal nie dostaje w twarz. Nie zwracam na to najmniejszej uwagi.

— Syriuszu Orionie Blacku, przestań zachowywać się jak dziecko!

Fukam, a jego stalowe oczy spoglądają na mnie ze wściekłością, a zaraz później znikąd pojawia się przy nas Remus, który kładzie swoją dużą dłoń na ramieniu Blacka.

— Czy ty naprawdę myślisz, że on cię kocha?

Pyta czarnowłosy, a ja wręcz kulę się w miejscu. Czuję jak James obejmuje mnie delikatnie ramieniem, ale zważywszy na sytuację, nie potrafię znaleźć w tym geście nawet odrobiny komfortu.

Wiedziałam, że tak będzie.

— Nie myślę tak, tylko to widzę — oznajmiam w miarę spokojnie, choć w środku mam ochotę krzyczeć. — Syriusz, proszę cię, choć raz przestań pochopnie oceniać wszystko wokół. Mam dosyć tego, że wszystko co robię odbierasz jako personalny atak.

Wzdycham ciężko, a Rogacz pociera moje ramię.

— Adela ma rację. Usiądź, uspokój się. Pogadamy szczerze i wszystko wróci do normy.

Remus mówiąc do Syriusza co chwilę spogląda na nas i na Petera, który obserwuje wszystko dalej siedząc na łóżku.

— Nic nie wróci do normy, Luniu! Może jeszcze mi powiesz, że zamierzacie się pobrać i mieć gromadkę dzieci, a ty wejdziesz do tej popierdolonej rodziny i przyjmiesz Mroczny Znak?

Przełykam ślinę, gdy Łapa rzuca we mnie kolejnymi oskarżeniami. Posyłam wdzięczne spojrzenie Jamesowi, bo teraz dopiero zdaję sobie sprawę z faktu, że gdyby nie jego ramię już dawno bym upadła, bo moje nogi są aktualnie konsystencji galarety.

— Jak ci nie wstyd tak mówić, co? Mało razem przeżyliśmy, że tak szybko jesteś w stanie oskarżyć mnie o to, że wejdę w szeregi Czarnego Pana?

Widzę jak Syriusz zdaje sobie sprawę z tego co powiedział. Zauważam na jego twarzy moment realizacji i charakterystyczne zmarszczenie brwi, które robi za każdym razem gdy jest mu za coś głupio.

— Dlaczego akurat on?

Pyta czarnowłosy, opuszczając ramiona, a ja wpatruję się w niego przez chwilę w ciszy.

— Nie wiem. Ale wiem, że to co jest pomiędzy nami jest szczere i prawdziwe. I wiem też, że Regulus wcale cię nie nienawidzi, tak samo jak ty jego. Po prostu tak jest wam łatwiej.

Fukam, wyrywając się z objęcia Pottera siadam na podłodze, zaraz przed łóżkiem na którym siedzi Glizdogon. Nie mam zamiaru stąd wyjść, dopóki tego wszystkiego nie przegadamy. Mam gdzieś ile nam to zajmie.

— Wiesz co powiedział mi raz Regulus? — zaczynam, nie przykładając wagi do tego czy huncwoci rzeczywiście mnie słuchają. — Że na bezsenność pomagało mu tylko twoje czytanie. On nawet tego nie zauważa, ale często nieświadomie próbuje się upewnić, że jesteś bezpieczny, Łapo.

Zauważam kątem oka jak Remus dosiada się obok mnie. Później Peter zsiada z łóżka po mojej drugiej stronie, a James i Syriusz siadają na przeciwko nas.

Jest progres.

— Gdy dowiedziałam się o tym, że ma ten cholerny Mroczny Znak, czułam się jak wrak człowieka. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że nie oszukał mnie tylko on, bo w tym samym dniu dowiedziałam się jeszcze o Severusie i Aegonie.

Wyduszam z siebie szybko, stawiając na szczerość. Nie chcę znowu czegoś przed nimi ukrywać. Nie mam już siły na tajemnice.

— Czekaj, co? — pyta Remus, przechylając swoją głowę delikatnie w bok. — Przecież go... uniewinnili.

Nie mogę powstrzymać prychnięcia które ciśnie mi się na usta.

— Moi rodzice stawali na głowie, aby go stamtąd wyciągnąć, a on kłamał nam wszystkim prosto w oczy. W przeciwieństwie do Regulusa czy Severusa miał wybór.

Syriusz wygląda jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Dosłownie.

— Dlaczego Regulus nic nie powiedział? Pomógłbym mu, ja.. to przecież mój brat.

Uśmiecham się gorzko słysząc te słowa.

— Bo bał się, słusznie zresztą. Wasza ciotka zauważyła rany wokół jego Mrocznego Znaku, po czym uznała to za brak szacunku do symboliki Czarnego Pana i razem z waszą matką wycięła mu wielki duplikat na plecach, przeklęty czarną magią. Operowałam mu plecy na pierdolonej kanapie w moim salonie, bojąc się, że każdy jego oddech może być tym ostatnim.

Zapada cisza. Podnoszę głowę i spoglądam na Syriusza, który ku mojemu zdziwieniu wpatruje się we mnie ze łzami w oczach.

Mimo wszystko, kontynuuję.

— Zmusili go do przyjęcia znaku gdy miał szesnaście lat. Severus nawet się nie zastanawiał nad tym wszystkim, dołączył do nich aby go wspierać, żeby nie był w tym wszystkim sam. A ja byłam głupia i odcięłam się od nich obojga.

Wycieram policzek na który spadło parę drobnych łez, spowodowanych przykrymi wspomnieniami. Remus przykrywa moją dłoń swoją, zakrywając ją w zupełności.

— Nie każcie mi wybierać pomiędzy wami, a nim, proszę. Pierwszy raz w życiu zdołałam kogoś pokochać tak mocno jak jego.

Wręcz skomlę, spoglądając na Lunatyka, a ten momentalnie obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Po chwili czuję jak krótkie ręce Glizdogona obejmują mnie od drugiej strony, a następnie Rogacz wciska się na łóżko za naszymi plecami i przytula się do naszej trójki.

Nie wytrzymuję gdy Syriusz obejmuje nas swoimi ramionami jako ostatni. Czuję jak jego policzek przytula się do mojej głowy, a łzy same zaczynają toczyć się po moich policzkach.

— Jak mogłaś tak pomyśleć, ty tępa idiotko — odpowiada po chwili James, trącając moją skroń nosem. — Nie jestem zadowolony z tego, że chodzisz ze Ślizgonem i oczywiście przeprowadzę z nim męską rozmowę na temat tego jak ma cię traktować, ale nigdy nie kazałbym ci wybierać. Ani ja, ani chłopacy.

Przytakuję, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po prostu szlocham cicho wtulając się w moich przyjaciół.

— Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem — zaczyna niespodziewanie Łapa, a ja dopiero po chwili czuję jego łzy, które spływają na moje włosy.  — Nie tylko teraz, za wszystkie te sytuacje przez które musiałaś szukać wsparcia w kimś innym niż my. Jesteś dla mnie jak siostra, Adela. Nie chcę cię stracić.

— Nie stracisz — odpowiadam cicho, drżącym głosem. Wtulam się mocniej w Lunia, a ten przyciąga do nas bliżej Jamesa. — Jesteście moją rodziną.

Nie potrafiłam znaleźć w moim sercu czystszej, bardziej niewinnej miłości niż tą, którą ich darzę.
Są dla mnie jak bracia, jak rodzina. Taka, którą sama sobie wybrałam i zdecydowałam się na walkę o jej przetrwanie.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

Continue Reading

You'll Also Like

71.5K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
95.5K 6.1K 53
Czujesz to deptanie po palcach i ten zimny oddech na policzku? To śmierć. Prowadzi nas na parkiecie, tuląc w ciasnym tańcu. Nikt nie wie, które z nas...
884 70 19
I zanim wydam z siebie ostatni dech, mój Anioł Stróż otuli mnie... Bo zanim nastaną gorsze dni, jasność przegra walkę z mrokiem. Kontynuacja pierws...
60.9K 2.4K 28
Historia 15 letniej Luny rozpoczyna się gdy budzi się w pudle. Nie pamięta kim jest i skąd się tam znalazła. A kiedy winda się zatrzymuje. Luna zrozu...