NA ZAWSZE WDZIĘCZNY ⸺ r...

By xzauroczenie

26.9K 2.3K 1K

❝ Kocham go, Syriusz. Właśnie dlatego teraz tu stoję i staram się przekazać ci to, czego on nie potrafił ❞ 𝐑... More

CAST
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

501 60 3
By xzauroczenie

xxvii.❝ Niech wszyscy się dowiedzą. ❝

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

TEN POWRÓT DO SZKOŁY JEST NIE DOŚĆ, że moim ostatnim, to jeszcze najdziwniejszym jaki do tej pory przeżyłam. Stojąc w salonie rozpoczęła się pierwsza faza pożegnań, gdyż na peron miała odprowadzić nas sama Dorothy. Wszystko to przez nasilające się ataki na czarodziei. Woleliśmy zachować ostrożność.

Dlaczego Dorothy? Nie wiem, ale postanowiłam zaufać im w tej kwestii.

— Nie mogę uwierzyć, że to ostatni raz kiedy wysyłam cię do szkoły — chlipie moja matka ocierając łzę z kącika oka. — Jeszcze niedawno mieściłaś mi się w jednej ręce.

Uśmiecham się. Faktycznie, to dość wzruszający moment.

Staram się jak najbardziej niezauważalnie wślizgnąć swoją dłoń w tę należącą do Regulusa stojącego obok mnie. Przerywa mi w tym jednak Fiona. Cała zapłakana.

Dosłownie cała zapłakana. Czerwona jak pomidor, z przyciśniętą chusteczką do policzka przyciąga mnie do siebie tak jakbym miała co najmniej wyjechać na zawsze. Gdy delikatnie ją obejmuję czuję jak cała się trzęsie.

Kto by pomyślał, że mi i Fionie się uda.

— Wróć do mnie cała, dobrze? Chciałabym aby moje dziecko miało matkę chrzestną.

Matkę chrzestną.

Ja. Matką chrzestną.

Czuję jak oczy zaczynają mnie piec - to jest okropnie zły znak. Nie chce się wzruszać. Nie teraz.

— Wrócę. Obiecuję.

Gdy odrywa się ode mnie nawet nie do końca rejestruję, że rudowłosa celuje palcem w klatkę piersiową Regulusa. I nie wygląda nawet odrobinę tak potulnie jak przed chwilą.

Powiedziałabym, że wygląda na zdeterminowaną ale to za słabe określenie.

— Jeśli pozwolisz aby mojej siostrze spadł chociażby jeden włos z głowy to osobiście pozbawię ród Blacków możliwości stworzenia kolejnego dziedzica fortuny. Zrozumiałeś?

Okej, to mnie całkiem...zaskoczyło.

I nie tylko mnie. Ojciec wpatruje się w tę scenę tak oniemiały jakby ujrzał ducha. Matka też.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę ze strony Fiony coś tak emocjonalnego. O mnie.

To dość... miłe. Fajnie jest mieć siostrę. Taką prawdziwą, z krwi i kości.

Taką o jakich do niedawna czytałam tylko w książkach.

— Nie pozwolę aby Adelaide się cokolwiek stało, przecież dobrze o tym wiesz.

Po spokojnych słowach Blacka (które z niewiadomych przyczyn rozpalają ciepło w moim podbrzuszu), on i moja siostra jeszcze przez chwilę walczą na spojrzenia. Chyba w ramach rozrywki. Nie wiem czemu innemu miałoby to służyć.

Wymieniam krótki uścisk z dziadziem Edgarem, który roni parę łez, trochę zdziwiony tym jak szybko postępuje czas.

I z tatą. Który był najmniej przekonany wobec tego, aby to Dorothy eskortowała nas na dworzec. Ugiął się jednak pod wpływem mamy.

Tak jak zawsze. To Eliza miała ostatnie słowo w tym domu.

— To co, idziemy? — pytam Regulusa, splatając w końcu jego dłoń ze swoją. Czuję palący wzrok mojego ojca, jednak z niesamowitą lekkością go ignoruję. — Do zobaczenia w czerwcu.

•••

Biorę głęboki wdech napawając się znajomym zapachem King's Cross. Duża dłoń ślizgona przyjemnie ogrzewa moją, dzięki czemu nie muszę inwestować w rękawiczki.

Poza tym, uwielbiam to uczucie. To dla mnie coś nowego i niezwykłego, jak tak lekki i teoretycznie nieistotny kontakt fizyczny może na mnie działać. Jak mocno może na mnie wpływać.

Jednak wyślizguję się z uścisku, biorąc w ramiona moją babcię. Nie mogłam przecież tak odejść bez pożegnania.

Przecież to Dorothy.

Wdycham zapach jej słodkich perfum i truskawkowego szamponu. Ostatni raz wdycham woń, która była dla mnie zapachem domu.

— Kocham cię, babciu. Będę tęsknić.

Czuję jak Dorothy głaszcze mnie po włosach i całuje w skroń. Na moich ustach wykwita uśmiech. Najszczerszy uśmiech.

— Ja za tobą też, skarbie. Uważajcie na siebie.

Odsuwam się delikatnie, nie chcąc spóźnić się na pociąg. Ku mojemu zaskoczeniu, rudowłosa przyciąga do uścisku również Regulusa.

Wygląda to dosyć zabawnie, gdyż ciemnowłosy musi się mocno schylić aby ją objąć, jednak dalej przeważa we mnie wzruszenie.

Nigdy żaden widok mnie tak mocno nie rozczulił.

— Dbaj o moją Delcię najlepiej jak potrafisz, dobrze?

Pyta cicho Dorothy, jednak przez to, że stoję obok jestem w stanie to usłyszeć. Łzy kręcą mi się w oczach, gdy ciemnowłosy uśmiecha się szeroko do mojej babci.

— Będę, pani Fauntleroy.

Regulus od razu chwyta mnie za dłoń, a babunia macha nam jeszcze z subtelnym uśmiechem na ustach. Widzę, że ją też to wszystko nieco wzruszyło.

Oczywiście nieco, bo to dalej Dorothy Fauntleroy.

Odnoszę wrażenie, że wszyscy ostatnio trochę zmiękliśmy.

•••

Na peronie dziewięć i trzy czwarte poszliśmy z
Blackiem w swoje strony. Mimo wszystko dalej w oczach innych ludzi z Regulusem łączy mnie tylko znajomość ze Snapem i wzajemna nienawiść. Nie chcemy dawać im powodu do plotek.

Ani dawać moim przyjaciołom powodu do wątpliwości.

Wciskam swoją walizkę na półkę w wolnym przedziale i rozsiadam się wygodnie na siedzeniu. Nie zamierzam szukać towarzystwa. Chwila samotności dobrze mi zrobi.

Chociaż pewnie Padme i Bruno już mnie szukają. Trudno.

Przymykam oczy rozkoszując się względną ciszą i spokojem. Nie ma tragedii, we wrześniu jest tu zdecydowanie większy gwar.

Mój słodki odpoczynek przerywa mi trzask drzwi. Gwałtownie otwieram oczy wyrwana z mojej samotnej chwili. Nosz kurwa mać.

— Och, tutaj jesteś, w końcu cię znalazłam!

Mówi nie kto inny jak Narcyza Black, a ja kamienieję na swoim miejscu. Co ona tu robi? Pardon?

I dlaczego mnie szuka?

Podnoszę się wbrew zesztywniałym mięśniom gdyż dziewczyna stoi we framudze pociągowych drzwi. Szczupła blondynka obserwuje mnie z delikatnym uśmiechem na jej cienkich ustach.

Wygląda... dobrze. Tak jak niemal każda Ślizgonka. Chociaż w Narcyzie jest coś nadzwyczajnego, niemal porcelanowa delikatność jej ruchów, ubioru czy ogólnej aparycji. Jest jak delikatny płatek kwiatu.

Nie wiem nawet kiedy ale Blackówna obejmuje mnie swoimi drobnymi ramionami i przyciąga do uścisku.

Niemal schodzę na zawał.

— Dziękuję.

Szepcze mi do ucha pocierając w tym samym momencie moje ramiona. Za co? Na Merlina, czy mogło być jeszcze dziwniej?

Z niepewnością odwzajemniam uścisk klepiąc Narcyzę delikatnie po plecach.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo jestem wdzięczna. Słyszałam jak ciocia Walburga go załatwiła, a na peronie wyglądał jakby nic mu się nie stało.

Więc o to chodzi. Okej. Rozumiem.

Nie, jednak nie rozumiem. Jak ona może mówić o tym z takim spokojem?

Obie stoimy w bliskiej ale bezpiecznej odległości. Już się nie ściskamy, na całe szczęście.

— Jak mogłabym go zostawić? Krwawiącego, walczącego o życie?

Pytam nerwowo przełykając ślinę. Narcyzie uśmiech schodzi z twarzy. W jej oczach pojawia się obawa.

A we mnie zaczynają powoli kiełkować wyrzuty sumienia.

— W-Walczącego o życie?

— Myślałaś, że Walburga rozcięła mu paluszek i dlatego nielegalnie deportował się pod mój dom?

Może trochę za agresywnie się do niej odnoszę. Robi mi się głupio jeszcze bardziej.

Wzdycham ciężko.

— Przepraszam. Ostatnie dni były dla mnie ciężkie ale to nie powód żeby się na tobie wyżywać, Narcyzo.

Mówię po chwili ciszy z widoczną skruchą w głosie. Blondynka zaciska usta w prostą linię i przytakuje. Nie wygląda na złą.

— Nie, ja rozumiem, naprawdę. Nie wiedziałam, że było aż tak źle. Wiesz jaki jest Regulus, nie chce żeby ktokolwiek się o niego martwił.

Obie wpatrujemy się w siebie ze zrozumieniem. Blackówna pociera moje ramię jedną dłonią.

— Jeszcze raz dziękuję. Gdyby coś z Dumbledorem posuwało się do przodu to daj mi znać.

Przytakuję, a Narcyza wychodzi z przedziału i znika za drzwiczkami które zamyka. Znowu opadam na siedzenie lecz tym razem jednak nie jestem już w stanie wyciszyć się tak jak wcześniej.

Chaos w mojej głowie krzyczy.

•••

Testrale. Zawsze fascynowały mnie te nietypowe zwierzęta. Może to dlatego, że nigdy nie było dane mi ich ujrzeć?

Głupim i nierozsądnym byłoby pragnienie zobaczenia ich, gdyż wiązałoby się to z byciem naocznym świadkiem czyjejś śmierci.

Ale gdzieś w środku mnie od dziecięcych lat mnoży się ciekawość na temat wyglądu i aparycji tych dziwacznych stworzeń. Sam opis w podręczniku nie wystarcza abym mogła je sobie w pełni zwizualizować. Nie satysfakcjonuje to w pełni mojej ciekawości.

Muszę koniecznie zapytać o nie Regulusa. Przecież widział śmierć Alpharda, więc testrale również powinien.

Chociaż czy kolejny opis mi w czymś pomoże?

Wysiadam z powozu i jeszcze raz przyglądam się pustej przestrzeni w której powinny stać owe stworzenia.

Na przekór wewnętrznej ciekawości pielęgnuję w sobie nadzieję, że nigdy nie będzie dane mi ich ujrzeć.

•••

Przeciskam się przez tłum ludzi w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Cholerna Marlene.

Ta dziewczyna posiada okropnie skuteczny dar przekonywania. Gdy wracałam ze śniadania nieświadomie zgodziłam się na swój udział w imprezie organizowanej przez lwy. Nawet nie zdążyłam zaprotestować – Dorcas w mgnieniu oka chwyciła mnie za ramię i zaprowadziła do ich dormitorium aby pomóc mi się uszykować.

Tak w zasadzie to pomóc to tutaj zbyt lekkie określenie. Jedynie grzecznie siedziałam na stołku w czasie gdy dwie Gryfonki zajmowały się moim wyglądem.

Wiedziałam, że jest w tych jakiś działaniach wyższy cel. Meadows i McKinnon nie są ślepe i widzą jak odsuwam się z każdym dniem coraz mocniej od Huncwotów.

Co prawda utrzymuję stały kontakt z Remusem – jeśli kontaktem można nazwać przesadne martwienie się o niego w okolicach pełni.

Ale to nie jest to samo.

Marl wcisnęła mnie w jakąś okropnie ciasną sukienkę z jej szafy. Nie wiem dlaczego się na to zgodziłam. Mam wrażenie, że zaraz będę świecić tyłkiem dla co najmniej połowy szkoły.

McKinnon jest o wiele szczuplejsza ode mnie i nosi przeraźliwie krótkie sukienki. To nie miało prawa się udać.

Ale czy wyglądam źle? O dziwo... nie powiedziałabym.

Czarny, satynowy materiał opina moje ciało, a na końcach obszyty jest ozdobną koronką. Cienkie ramiączka mają przyszyte malutkie kokardki na łączeniach z materiałem ubrania.

To dziwne jak różnie wyglądam w tym ja i Marlene. Nawet gdy wcisnęłam na swoje nogi jej czarne zakolanówki, a na stopy ubrałam ciężkie buty na sporym obcasie, wyglądam dość... niewinnie. Z pewnością nie tak jak wygląda w tym blondynka.

Zazdroszczę jej czasami tego...pazura. Jednym spojrzeniem jest w stanie odstraszyć całą grupkę wyrośniętych Ślizgonów.

— Nie mogę się na ciebie napatrzeć, Addie! — przekrzykuje głośną muzykę Dorcas stając razem ze mną i swoją dziewczyną obok dużego okna nieopodal wejścia do dormitoriów. — Wiedziałam, że ta kiecka to genialny pomysł! Żałuję tylko, że dałam ci ten burgund na usta zamiast klasycznej czerwieni!

Macham ręką wiedząc, że nie wyglądam zbyt dobrze w krwiście czerwonych ustach. Dorcas tylko chichocze.

Blondynka wyjmuje z kieszeni swojej garniturowej kamizelki paczkę mugolskich papierosów, a Meadows od razu sięga po jednego. Obie opierają się o szeroki parapet.

Jestem już trochę wstawiona, przyznam się. W takim stanie nie pożałuję sobie papierosa. Nigdy.

Otwieram okno i pozwalam McKinnon podpalić moją używkę różdżką. Czuję przyjemne drapanie w gardle i powstrzymuję w sobie chęć wyplucia płuc.

Idealnie.

Ciemnoskóra Gryfonka naciąga swoją krótką, jeansową spódniczkę w dół i siada na parapecie w tym samym momencie wypuszczając ze swoich pełnych ust dym.

— Słyszałam, że James zszedł się z Evans.

Rzuca Marl, a moje brwi momentalnie wyskakują do góry.

Mój James?

Mój Rogaś zszedł się z dziewczyną swoich marzeń i mi o tym nie powiedział?

Na Merlina! Pies go jebał.

Znaczy-

Cholera.

Dosiadam się do Dorcas, a ta klepie mnie pokrzepiająco po ramieniu. Dreszcze spowodowane przez zimno przechodzą całe moje ciało. Jest styczeń, a ja nie mam na sobie nic oprócz cienkiej sukienki.

A za moimi plecami pada pierdolony śnieg.

— Oficjalnie?

Pytam wzdrygając się lekko z zimna. McKinnon widząc to rzuca na mnie zaklęcie ogrzewające, a ja kiwam jej głową z wdzięcznością. Nie chciało mi się wyciągać mojej różdżki. Musiałabym grzebać w zakolanówkach.

— Ostatnio siedziała mu na kolanach w Pokoju Wspólnym, a wczoraj Peter się nam trochę wygadał.

Przytakuję na słowa Dorc. Cieszę się szczęściem Pottera jak mało kto, jednak nieprzyjemny ścisk w mojej klatce piersiowej dalej trwa.

Przez cały czas myślałam, że usłyszę to z jego ust.

Dopalam papierosa i chwytam za pierwszy lepszy plastikowy kubek z ognistą. Nie mam siły przeżywać tego wszystkiego na trzeźwo.

— Hola! Zawołałabyś chociaż na picie, seniorita!

Padme obejmuje mnie swoim długim ramieniem, a ja pierwszy raz od samego początku imprezy mogę się jej dokładnie przyjrzeć.

Jej niemal czarne włosy splecione są w masę drobnych warkoczyków, a w uszach ma ogromne kolczyki w kształcie czerwonych gwiazdek. Pod pół-przeźroczystą, czerwoną sukienką ma bordowy stanik, którego miseczki wycięte są, niespodziewanie, w gwiazdy.

Wygląda jak wokalistka jednego z tych rockowych zespołów których słucha Syriusz.

— Zabini, wyglądasz zajebiście!

Rzuca McKinnon, a moja współlokatorka puszcza jej oczko. Totalnie się z nią zgadzam, Pad wygląda jak ósmy cud świata.

Zresztą, to jest właśnie jej domena. Nie zobaczycie Zabini wyglądającej przeciętnie na jakiejkolwiek imprezie.

Na dobrą sprawę to nie zobaczycie jej wyglądającej tak gdziekolwiek.

Bez żadnego zbędnego komentarza wypijam całą zawartość kubka, który trzymam w dłoni. Iiiiiii wypijam od razu kolejny. Chlup.

— Hej, zwolnij trochę! — mówi poważnie Marlene po czym łapie mnie za nadgarstek. — Ktoś tu chyba chce skończyć wcześniej imprezę.

— Daj spokój, Marl — odpowiadam jej i przewracam oczami, a w uszach zaczyna mi już lekko szumieć. — Mam prawo mieć coś z tego cholernego życia. Jak nie przyjaciół, którzy są przy mnie na dobre i na złe, to chociaż ognistą.

Widzę ten współczujący wzrok ze strony całej trójki dziewczyn i żałuję, że po alkoholu tak bardzo rozwiązuje mi się język. Merlinie, ratuj mnie.

A później po kilku kolejnych kubkach, w mojej pijackiej świadomości formuje się pomysł. Nie byle jaki pomysł. Taki, którego z pewnością nie wymyśliłabym trzeźwa, a już z pewnością bym go nie zrealizowała.

Na całe nieszczęście, jestem już napruta jak szpadel.

— Wiecie co? Niech wszyscy się dowiedzą!

Rzucam w stronę przyjaciółek i wygrzebuję zza zakolanówki moją różdżkę.

— Ad, to nie jest dobry po-

— Nie wygłup-

— To nie skończy się do-

Wszystkie trzy wypowiedzi przerywam swoim wystąpieniem. Muzyka nagle się przycisza, a oczy wszystkich znajdujących się na imprezie lądują na mnie. Bez wyjątków.

Alkohol dodaje mi odwagi, a zaklęcie podnosi głośność  mojego głosu.

— Hej! Pewnie wszyscy się teraz świetnie bawicie i myślicie sobie: ojej, jacy ci Huncwoci są przezajebiści, robią imprezy na które przychodzi cała szkoła, wszyscy ich lubią, robią psikusy nielubianym nauczycielom i uczniom, oni są naprawdę świetni! — w moim tonie słychać ingerencję używek, a do tego wszystkiego dochodzi pijacka czkawka. Jednak nie przejmuję się tym absolutnie. Cisza tylko delikatnie kuje mnie w uszy. — Chuja prawda! Wasi genialni gwiazdorzy od dwóch lat odstawiają ciągle szopki w moim kierunku, a teraz się nawet do mnie nie odzywają! O związku Pottera dowiedziałam się przed chwilą, kurwa, z ust McKinnon! — wyrzucam to z siebie i parę razy chwieję się na nogach jednak łapię szybko za kant stojącego nieopodal drewnianego stołu. Czuję gorycz w gardle. — Nie wspominam już nawet o Syriuszu pierdolonym Blacku, który po tylu latach nawet nie pośle mi głupiego, psiamać, spojrzenia! Tak samo Pettigrew, Lupin zresztą też. Gdyby nie moje naiwne serce i fakt, że dalej się o ciebie martwię, Remus, nie odezwałbyś się do mnie nawet słowem! Bawcie się dalej wiedząc, że wasi pierdoleni Huncwoci nie szanują nikogo oprócz samych siebie!

Zdejmuję zaklęcie i ze szklanymi oczami wychodzę dumnym, ale dalej trochę chwiejnym krokiem z pokoju wspólnego Gryfonów. Słyszę nawoływania Padme, Marlene i Dorcas ale mam je głęboko w nosie. Nie chce słyszeć pouczeń, a już tym bardziej współczujących tekstów.

Chcę być sama.

Grube obcasy stukają o podłogę ciemnych korytarzy, a ja nawet nie wiem kiedy moje nogi kierują mnie w stronę wieży astronomicznej.

Do mojego miejsca.

To co się stało z pewnością nie było tym, co chciały osiągnąć Marlene i Dorcas.

Zdejmuję te cholerne buciska z moich obolałych stóp i trzymając je w jednej dłoni wczłapuję się w żółwim tempie po wąskich i stromych schodach na samą górę. Mocno zziajana wpadam do pomieszczenia z głośnym trzaskiem.

Ale nie jestem w nim sama. Czarnowłosy, wysoki chłopak odwraca się gwałtownie w moją stronę, a jego wzrok omiata całą moją sylwetkę.

— Adela? Czy ty płaczesz?

Pyta cicho Severus podchodząc od razu parę kroków w moją stronę. Nawet nie zorientowałam się, że łzy uciekły z moich oczu. Ocieram policzki moimi zimnymi dłońmi.

Kręcę głową i rzucam buty Marl na podłogę. Jestem zbyt pijana i skrzywdzona aby się nimi przejmować.

Najszybciej jak umiem docieram do Snape'a i obejmuję go najmocniej jak potrafię. Severus z początku nie odwzajemnia mojego uścisku, jednak gdy słyszy mój cichy szloch, jego ręce otaczają mnie najdelikatniej jak tylko się da. Tak jakbym miała się co najmniej rozpaść pod jego dotykiem.

— Przepraszam, Sev — łkam w jego ciemną, długą szatę. — Z-Zostawiłam cię, a ty tylko chciałeś chronić R-Regulusa. Jestem taka głupia. Przecież ja zrobiłabym dla Padme to samo!

— Hej, spokojnie, przecież już o tym rozmawialiśmy — mówi cicho Ślizgon pocierając moje ramiona w przyjacielskim geście. — Miałaś prawo być zła. W pełni cię rozumiem.

— Nie mów tak — odpowiadam odsuwając się od czarnowłosego. Chwieję się więc chwytam jego ubranie pomiędzy palce, a on na całe szczęście tego nie komentuje. — Wiem, że jestem p-pijana i pewnie myślisz, że gadam głupoty, a-ale ja naprawdę żałuję. P-Przed chwilą powiedziałam wszystkim na imprezie Gryffindoru o tym jak potraktowali mnie Huncwoci. I teraz zobaczyłam ciebie i-

Szlocham głośno, a moje trzęsące ciało nie chce się uspokoić. Czuję się okropnie. Nic w moim życiu nie potrafi się układać przez dłuższy czas.

— Adelaide, oddychaj ze mną — oznajmia spokojnym ale zdecydowanym tonem Snape trzymając mnie mocno za odsłonięte ramiona. — Wdech, wydech.

Staram się posłusznie wykonywać polecenie i oddychać razem z przyjacielem. Wdech, wydech.

Czarne tęczówki Severusa są dla mnie teraz oparciem. Wpatruję się w nie próbując w tym samym czasie opanować panikę, która ogarnia powoli całe moje ciało.

— Masz prawo czuć się skrzywdzona i przeze mnie, i przez Regulusa, i przez nich. Wszyscy nadużyliśmy twojej dobroci i cierpliwości. Może to co zrobiłaś nie było najrozsądniejsze ale z pewnością jest zrozumiałe. Jesteś tylko nastolatką, Adelaide. Nie nakładaj na siebie takiej presji dojrzałości, nie musisz każdemu wybaczać. A już w zupełności mi.

Szeroko otwieram oczy wsłuchując się w słowa przyjaciela.

Dlaczego to wszystko jest takie pogmatwane?

— Nie rób ze mnie niewiniątka — odpowiadam słabo, kręcąc głową. — Wy też jesteście zagubionymi dzieciakami i m-macie prawo popełniać błędy. Już zaczynam żałować tego, że powiedziałam to wszystko na tej cholernej imprezie. Nie powinnam była...— łapię się jedną dłonią za czoło, a drugą dalej podpieram się o Ślizgona. — Coraz bardziej nie rozumiem samej siebie. Może... może to moja wina, że oni nie chcą mnie dłużej w swoim życiu? Może ja czegoś nie dostrzegam? Severusie, ja-

Czarnowłosy ciężko wzdycha spoglądając na mnie z politowaniem. Wygląda przy tym trochę jak mój ojciec, gdy jako mała dziewczynka przychodziłam ze skaleczonym kolanem po codziennej sesji zabaw z Aegonem.

— Spójrz na mnie — mówi stanowczo Snape. — Wszyscy zjebaliśmy ale my zdecydowanie bardziej niż ty. Nie powinnaś robić tego całego przedstawienia na tej, pożal się Merlinie, imprezie, ale to nie znaczy, że to co zrobili ci oni nagle znika.

Moje ciało wzdryga się ponownie przypominając mi, że stoję w miejscu gdzie jest dosyć zimno. Pocieram swoje ramiona, a pijacka czkawka sprawia, że co chwilę podskakuję w miejscu.

Czuję się jak chodząca porażka. Severus wzdycha pod nosem i zdejmuje swoją wierzchnią szatę po czym narzuca ją na moje nagie ramiona.

— Porozmawiasz z tymi ciołkami jutro jak wytrzeźwiejesz. I ze mną też — oświadcza Severus po czym odwraca mnie w stronę wyjścia. — A teraz idziemy do Pokoju Wspólnego Puchonów i to migiem.

Chude ramię Ślizgona delikatnie mnie prowadzi, a ja pozwalam mu to robić. Nie mam siły aby się sprzeciwiać.

— Nie mów nic Regulusowi, proszę — wręcz skomlę, a ciężkie buty Marlene które łapię w dłonie przechylają mnie gwałtownie na jedną stronę. — Nie chcę żeby niepotrzebnie się martwił.

Ślizgon przytakuje zabierając mi z ręki obuwie. Prowadzi mnie dalej w stronę piwnicy.

Jestem głupia. Postąpiłam głupio. Maksymalnie głupio. Ekstremalnie zjawiskowo głupio.

Ale Severus ma rację. Jestem tylko nastolatką. Tak jak my wszyscy.

Jesteśmy tylko głupimi dzieciakami z dyszącą nam na karku wojną.

Nie sądziłam, że tak bardzo potrzebowałam tej rozmowy.

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ● ˚୨୧⋆。˚ ⋆

Continue Reading

You'll Also Like

52.6K 3.5K 55
Obiecaj mi. Obiecaj, że przetrwasz i będziesz żyć.
21.9K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
46.6K 4.8K 6
✏ Percy to indywidualista, który nigdy nie chciał żadnej asystentki - przecież sam doskonale potrafił sobie poradzić w swojej pracy. Los za to stwier...
80.6K 4K 31
Bo wszyscy mieliśmy swoje lęki, które miały inne oblicza. newt x famele oc [fabuła na podstawie filmów] okładka namalowana przez @Awesome_Stars