Imperfect

De Akinom96

10.5K 443 18

Emilly to zwykła dziewczyna, którą spotkała straszna tragedia. Próbuje pozbierać się po śmierci rodziców i ro... Mai multe

WSTĘP
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 35

163 9 0
De Akinom96


Obudziły mnie krzyki. Ktoś potrząsał moim ciałem prosząc żebym się obudziła. Nie wiedziałam o co mu chodziło. Przecież nie spałam. Spróbowałam podnieść powieki, ale nic się nie stało. Dalej widziałam jedynie ciemność. Postanowiłam podnieść rękę i wtedy ogarnęło mnie przerażenie. Nie mogłam się ruszyć. Byłam jak sparaliżowana.

- Nie słyszę jej – usłyszałam zrozpaczony głos Patricka. – Próbuję wejść do jej głowy, ale napotykam jedynie ścianę. Nie wiem co to znaczy.

Moja panika tylko się nasiliła. Czyżbym zapadła w śpiączkę? Podobno niektórzy ludzie po przebudzeniu dokładnie pamiętali co się z nimi działo. Ale bardzo możliwe było, że ja już się nie obudzę. Przecież ja jeszcze nawet nie zdecydowałam czy chcę zostać wampirem! Ogarnęło mnie niewyobrażalne przerażenie.

- Jej serce niebezpiecznie przyśpieszyło – moich uszu doszedł głos Carlisle'a, a po chwili poczułam jak łapie mnie za rękę badając mój puls. – Ciśnienie zaraz rozsadzi jej czaszkę. Nie jestem wstanie dłużej utrzymać jej przy życiu. Synu. Musisz podjąć decyzję teraz. Za nią. Nie wyobrażam sobie jakie to trudne, ale jestem przy Tobie. Niezależnie od wszystkiego.

Zapadła cisza, która trwała zaledwie parę sekund, ale dla mnie ciągnęła się w nieskończoność.

- Zrób to – wreszcie odezwał się Patrick niezwykle umęczonym głosem. - Uratuj ją.

A więc będę wampirem. Stanę się taka jak Patrick i reszta Cullenów. Z jednej strony poczułam ogromną radość, ale jej miejsce od razu zajął strach. A co jeżeli sobie nie poradzę? Jeżeli głód krwi będzie zbyt duży i nie będę w stanie się opanować? Co jeżeli kogoś zabiję? Czy będę umiała to sobie wybaczyć? Czy Patrick będzie umiał? Nie zdążyłam jednak pomyśleć nic więcej, bo poczułam jak czyjeś zęby wbijają się w moją szyję. Wystarczyła chwila, by moim ciałem wstrząsnął spazm bólu. Wydawało mi się, że wszystkie moje mięśnie kurczą się w jednej chwili, a potem rozpadają na miliony kawałków. Głowa eksplodowała jakby ktoś rozłupywał mi czaszkę od środka. Rozpaczliwie walczyłam o oddech, ale miałam wrażenie jakbym tonęła. Moje płuca płonęły żywym ogniem. W uszach brzmiał mi czyiś przeraźliwy krzyk i dopiero po chwili dotarło do mnie, że należy on do mnie. Ktoś trzymał mnie za rękę. A przynajmniej tak mi się wydawało. Mówił coś do mnie, ale nie umiałam rozróżnić słów. Czułam jak pożera mnie bezkresna czarna toń. Chciałam się w niej zapaść. Stracić przytomność i nie czuć bólu jaki mnie ogarniał. Niestety cały czas pozostawałam świadoma. Czasami płonący w moim ciele ogień uspokajał się i byłam w tedy w stanie powiedzieć co dzieje się wokół mnie. W takich momentach wiedziałam, że obok stoi Patrick z Carlisle'am. Młodszy mężczyzna trzymał mnie za rękę, odgarniał mokre kosmyki włosów z mojej twarzy i szeptał do mnie, że wszystko będzie dobrze. Słyszałam fragmenty jego rozmów z ojcem. Carlisle próbował go pocieszyć, że wszystko będzie dobrze. Żeby się nie martwił.

- Ona cały czas cierpi – usłyszałam jak mówi Patrick – Czuję to wszystko co ona.

Jego westchnienie pełne było bólu. Wydawało mi się, że drugi mężczyzna o coś spytał.

- Jestem w jej głowie – wyjaśnił chłopak. - W końcu znów mogę się tam znaleźć. Ale to co tam teraz jest... Ja ją na to skazałem.

Nie rozumiałam co oznaczają jego słowa. Jak mógł wiedzieć co teraz przeżywam? Nikt nie mógł. Gdzieś na dnie mojego wymęczonego mózgu przypomniałam sobie, że przecież chłopak miał ze mną telepatyczne połączenie. Mógł oglądać moje myśli. Czuć to co ja. Czy właśnie teraz to robił? Po co? Po co skazywał się na to samo cierpienie?

- Patricku nie rób sobie tego – usłyszałam głos Carlisle'a, który potwierdził moje domysły. – Nie pomożesz jej w ten sposób, a jedynie cierpisz.

Chciałam powiedzieć to samo. Przekazać chłopakowi żeby nie katował się tym, ale kolejna fala bólu zalała moje ciało. Tym razem to nie ja jęknęłam. Moje gardło było zbyt suche, by wydobyć choćby jeden dźwięk. To Patrick jęknął czując to co ja. Złapał mnie mocniej za rękę, ale ja już tego nie czułam osuwając się w odmęty świadomości, w której był tylko ból.


Otworzyłam oczy, a moja głowa eksplodowała milionem myśli. Nie wiedziałam gdzie jestem, kim jestem, ani co się ze mną dzieje. W zasięgu wzroku widziałam masę przedmiotów, ale nie wiedziałam czym są ani jak się nazywają. Jednocześnie w mojej głowie brzmiały miliony wyrazów i pojęć, których nie umiałam połączyć z niczym konkretnym.

- Emilly?

Usłyszałam czyiś głos. Emilly? Moje imię. Ale czym było imię? Moja dezorientacja trwała zaledwie parę sekund. W jednej chwili wszystkie kłębiące się myśli, wyrazy i uczucia trafiły na swoje miejsce. Uderzyło to we mnie jak fala tsunami. Połączyło się w jedno tworząc logiczną całość. Ten wiszący przedmiot nade mną był lampą, unoszące się w powietrzu drobinki kurzem, a stojący nieruchomo pod ścianą mężczyźni wrogami. Skoczyłam na równe nogi stając naprzeciwko nich i obnażając zęby. Byłam drapieżnikiem, byłam łowcą, a Ci dwaj, bardzo podobni do siebie, byli moimi przeciwnikami. Mierzyłam ich wzrokiem czując jedynie narastającą wściekłość i chęć mordu. Bez ostrzeżenia rzuciłam się młodszemu do gardła pragnąc jedynie jego śmierci. Z pewnym rozczarowaniem zobaczyłam, że mężczyzna nawet się nie broni. Stał niczym zahipnotyzowany kiedy moje kły były zaledwie o włos od jego krtani. Poczułam mocne szarpnięcie za ramię, które spowodowało, że zatoczyłam się do tyłu. Drugi mężczyzna uchylił się gdy błyskawicznie wyprowadziłam cios. Nawet nie zauważyłam jak do pomieszczenia wpadło więcej osób. Jakiś osiłek złapał moją drugą rękę wykręcając ją do tyłu. Wysoka blondynka podcięła mi nogi i wylądowałam na kolanach. Jakiś inny mężczyzna podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie. Warknęłam i obnażyłam zęby, ale on tylko się uśmiechnął.

- Typowy nowonarodzony – zawyrokował, a ja miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek samozadowolenia z twarzy. Najlepiej raz na zawsze.

Przyjrzałam się twarzom zebranych w pokoju osób. Osiłek trzymający moją lewą rękę, blondyn unieruchamiający prawą, piękność przytrzymująca włosy, pełen blizn młodzieniec stojący przede mną, drobna dziewczyna stojąca obok niego. Kobieta o zaniepokojonym spojrzeniu trzymająca się trochę na uboczu. Ich twarze nic mi nie mówiły. Ale twarz młodego blondyna, który patrzył na mnie z obawą spowodowała, że zamarłam. Charkot uwiązł mi w gardle. Znałam go. Znałam jego twarz. Była... Nie umiałam powiedzieć jaka, ale nie była mi zupełnie obca.

- Powiedz coś do niej - zasugerował chłopak stojący przede mną widząc moją konsternację. – Chyba Cię poznaje.

Blondyn podszedł bliżej, a ja zrozumiałam, że jeszcze przed chwilą chciałam mu rozszarpać gardło. Nie wiedziałam czy teraz też tego chcę. Byłam skołowana. Mój gniew kipiał i miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. Szarpnęłam ramionami chcąc się uwolnić, ale mężczyźni trzymali mnie mocno nie dając mi takiej możliwości. Chłopak o znajomej twarzy przyklęknął tuż przede mną tak, że nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. Miał ładne, złote tęczówki z drobnymi ciemniejszymi plamkami. Patrzył na mnie łagodnie choć nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to tylko gra. Warknęłam niepewnie, a on westchnął ciężko.

- Emilly – powiedział niezwykle przyjemnym głosem.

Znałam go. Teraz byłam tego pewna. Ale nie wiedziałam skąd. Nie mogłam sobie przypomnieć kim był ani co nas łączyło. W ogóle nic nie mogłam sobie przypomnieć. Wiedziałam jak nazywają się otaczające mnie przedmioty, jak zbudowany jest świat, wiedziałam nawet kto jest obecnym prezydentem, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć kim jestem ja ani otaczający mnie ludzie.

- Emilly to ja Patrick – powiedział spokojnie, a ja zmrużyłam niespokojnie oczy.

Patrick? To imię również coś mi mówiło. Kojarzyło mi się z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Zupełnie inaczej niż ten chłopak. Czułam, że coś się tutaj nie zgadza. Z każdą chwilą szarpałam się coraz mocniej próbując wyswobodzić choć jedną rękę. Bezskutecznie.

- Jasper spróbuj ją uspokoić - powiedział najstarszy z mężczyzn poprawiając chwyt na moim ramieniu. – Jest nam trochę ciężko.

- Próbuję – parsknął pokryty bliznami młodzieniec przyglądając mi się z fascynacją. – Ale zdaje się to zupełnie nieskuteczne. Jakby w ogóle na nią nie działało.

Chłopak klęczący przede mną, Patrick, spojrzał na mi prosto w moje oczy, a ja poczułam jakby ktoś próbował rozsadzić mi czaszkę od środka. Zaczęłam kłapać wściekle zębami. Wydawało mi się jakby ktoś grzebał mi w mózgu. Przeprowadzał operację, ale zapomniał wcześniej dać znieczulenia. Zaskomlałam niczym ranne zwierzę, a postać przede mną odskoczyła z przestrachem.

- Ja też nic nie mogę zrobić – powiedział zdezorientowany. – Próbuję wejść do jej umysłu, ale panuje tam tylko chaos. Nie ma żadnej konkretnej myśli. A kiedy chciałem przekazać coś swojego poczułem ból. Myślę, że Emilly również.

- No nic trzeba to zrobić tradycyjnie – zawyrokował najstarszy mężczyzna po czym zaczął wydawać polecenia.

Ton jego głosu był stanowczy kiedy na początku kazał wyjść wszystkim kobietom. Poznałam po kolei ich imiona. Alice, Rosalie, Esme. Słysząc je po raz pierwszy poczułam, że powinnam je znać. Kazał osiłkowi, którego nazwał Emmettem, złapać obie moje ręce i przytrzymać je za moimi plecami. Drugiemu chłopakowi, Jasperowi, pilnować bym się nie wyrwała. Pozwolono mi stanąć na nogi co nieco mnie uspokoiło. Nie czułam się już tak bezradnie chociaż nadal nie nie mogłam się swobodnie poruszać.

- Kiedy się uspokoisz i będziemy mieli pewność, że nikogo z nas nie zaatakujesz wtedy Cię puścimy – wyjaśnił mi mężczyzna. – Powiedz mi czy coś pamiętasz? Wiesz gdzie jesteś?

Pokręciłam głową, ale tym razem nie warknęłam. Odzyskałam trochę swobody co na chwilę mnie usatysfakcjonowało. Dalej jednak byłam niepewna. Obserwowałam uważnie jak stają blisko mnie. Bardzo blisko. Gdybym chciała bez problemu mogłabym kopnąć, któregoś z nich. Wykonałam więc ruch nogą, ale starszy z mężczyzn bez problemu sparował mój cios. Chrząknęłam z frustracji próbując ponownie, ale znowu bezskutecznie. Mężczyzna wydał się w ogóle tym nie przejmować, ale ja nie chciałam odpuścić. Zastanawiałam się w jaki sposób go podejść chociaż miałam wielkie problemy ze złożeniem jednej logicznej myśli. Jakby mój mózg stał się zupełnie bezużyteczny.

- Skup się – poinstruował mnie mężczyzna. – Spróbuj sobie przypomnieć. Cokolwiek

Nie wiedząc dlaczego go posłuchałam. Próbowałam zignorować szalejącą w moim wnętrzu wściekłość i dezorientację. Opanować niewyobrażalną chęć mordu, która rozsadzała mnie od środka. Wzięłam głęboki oddech licząc, że powiew świeżego powietrza da mi ukojenie, ale nic takiego nie miało miejsca. Wrażenie było co najmniej dziwne. Powietrze wypełniło moje płuca ale nic więcej. Wypuściłam je z głośnym świstem nie rozumiejąc o co chodzi. Zignorowałam to próbując nie myśleć o tym, że za mną stoi wielki osiłek gotów skręcić mi kark. Skupiłam się na jedynej rzeczy, która odkąd się obudziłam wydała mi się w jakiś sposób przyjazna. Na spojrzeniu Patricka. Patrząc w te pełne ciepła oczy zupełnie zatraciłam się w ich głębi. Uspokajałam się powoli, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej wspomnień. Zachłysnęłam się kiedy obrazy nawiedziły mnie niczym złe duchy. Wydawało mi się, że ktoś puścił przyspieszony film z czyjegoś życia. Z mojego życia. Nagle wszystko znalazło się na właściwym miejscu. To kim jestem ja, kim są stojące obok mnie postacie. Czym jesteśmy.

- Patrick – wyszeptałam patrząc na jego pełną napięcia twarz.

Chłopak uśmiechnął się do mnie niepewnie. Wspomnienia były blade i zacierały się, ale wiedziałam, że widziałam ten uśmiech u niego nie raz. I zawsze powodował, że ja również się uśmiechałam. Tym razem jednak powodował jedynie moje zagubienie. Wiedziałam już co się dzieje, że stałam się wampirem, ale nie czułam się sobą. Emocje były obce, ciało było obce. Mogłam wydawać mu polecenia ale to nie byłam ja.

- Puść ją – polecił Carlisle.

Poczułam jak Emmett mnie puszcza i w końcu mogłam swobodnie poruszać rękami. Wszyscy patrzyli na mnie z niepokojem jakby obawiając się, że za chwilę się na nich rzucę. Było w tym trochę racji. Moja irytacja pomieszana z wściekłością buzowała w żyłach... Żyły. Krew. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak płonie moje gardło. Patrick mówił mi, że tak będzie, ale nie wiedziałam, że to uczucie zdominuje wszystkie inne. Miliony igieł wbijane w moją krtań. Czułam, że to mnie zabija. Złapałam się za gardło drapiąc paznokciami skórę licząc, że to choć trochę pomoże. Wiedziałam, że to bez sensu, ale musiałam coś zrobić, by ten ból przestał być tak wszechogarniający. Krew, potrzebna mi była krew. Dlaczego nikt tego nie widzi, że jeżeli nie dostanę jej w tej chwili to spalę się żywcem? Myśl Emilly. Przecież to nie może być takie trudne. Czułam jednak jak płonie mi każdy nerw w ciele. Mózg stał się bezużyteczną gąbką, która nie była w stanie złożyć jednej logicznej myśli. Instynkt. To jedyne co mi pozostało. Musiałam zaufać swojej naturze. Wciągnęłam powietrze, by z kakofonii zapachów wyłonić ten jeden konkretny, który mnie interesował. Nie znalazłam tego czego szukałam ale jeden zapach napawał mnie nadzieją. Mocno, piżmowy zapach. Sarna. Mięśnie moich nóg zareagowały szybciej niż zdążyłam pomyśleć. Rzuciłam się do przodu w kierunku przeszklonej ściany. Carlisle z Jasperem próbowali mnie złapać, ale odepchnęłam ich jednym ruchem ręki. Nawet nie poczułam szkła kiedy rozbijałam szybę. Wylądowałam miękko na trawie przed domem i pognałam w kierunku z którego dochodził mnie zapach zwierzęcia. Słyszałam jak mężczyźni biegną za mną, ale byłam od nich szybsza. Musiałam być. To była moja zdobycz. Moja i niczyja więcej. Wiedziałam, że jeżeli do tego dojdzie będę jej bronić ze wszystkich sił. Przyspieszyła kroku zostawiając pościg w tyle. Nie zwracałam uwagi na to co działo siało się naokoło mnie. Na to jak piękna była otaczająca mnie przyroda, jak przyjemny był wiatr targający moje włosy. Miałam swój cel i w tym momencie obchodziło mnie tylko to. Zapach był coraz wyraźniejszy i teraz mogłam rozróżnić, że należy do dwóch osobników. Samca i samicy. Woń  samicy była subtelniejsza i bardziej słodka. Byłam już blisko. Pomiędzy zielenią drzew mignęła mi sylwetka zwierzęcia. Poczułam jak szalejący w moim wnętrzu ogień urasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Jednocześnie wypełniła mnie nieznana ekscytacja. Wypadłam spomiędzy drzew zupełnie zaskakując parę jeleni. Doskoczyłam do samca jednym ruchem skręcając mu kark, po czym niewiele myśląc rzuciłam się na samicę, która już szykowała się do ucieczki. Wbiłam zęby w szyję ofiary przerywając cienką skórę. Po mojej krtani pociekła krew zwierzęcia. Poczucie tryumfu, władzy i rozkoszy eksplodowało w moim mózgu. Kiedy w zwierzęciu nie została już nawet kropla krwi pomiędzy drzewami pojawili się Cullenowie. Od razu ich dostrzegłam patrząc na nich podejrzanie. Zaczęłam warczeć, by pod żadnym pozorem się do mnie nie zbliżali. Pomiędzy nami leżał martwy samiec pełen cudownej krwi. Był mój. Mężczyźni przystawalni, a ja łypałam na nich groźnie szczerząc zęby. Carlisle rozłożył ręce jakby chciał mi pokazać, że nie ma złych zamiarów.

- Spokojnie jest Twój – powiedział powoli.

Obserwując ich podejrzanie podpełzłam na czworaka do jelenia. Przegryzłam jego szyję racząc się pyszną krwią cały czas śledząc wzrokiem mężczyzn. Kiedy drugie zwierzę wyssałam z całej krwi pożar w moim gardle został ugaszony. Powoli wracała mi zdolność logicznego myślenia, ale nadal wszystko mnie denerwowało.

- Na co się gapicie – warknęłam wstając i otrzepując ubranie z ziemi.

Nie rozumiałam czemu patrzą na mnie jakbym miała się za chwilę na nich rzucić. Byłam najedzona więc chyba nie powinni się o to martwić. Ruszyłam spokojnie w stronę, z której przybiegłam. Mijając Cullenów specjalnie zahaczyłam barkiem o Carlisle'a i warknęłam na niego żeby nie wchodził mi w drogę. Liczyłam, że w ten sposób uda mi się go sprowokować, ale on po raz kolejny wydawał się zupełnie nie zwracać uwagi na moje zaczepki.

Continuă lectura

O să-ți placă și

285 73 10
" BYŁA Z NIM NA DOBRE I NA ZŁE PRAWDOPODOBNIE BYŁO GORZEJ, ALE WIEDZIELI TO, KIEDY ICH SPOJRZENIA STAŁY SIĘ JEDNOŚCIĄ " saga zmierzch || 2023 okła...
19K 3.3K 20
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
451K 33.8K 29
Serdecznie zapraszam na drugą część fanfiction My friend's sister. "- Ja nie mogę tak dłużej. Czuję się jak w klatce z każdej strony otoczony kratami...
44.9K 1.8K 23
Była agentka hydry. Najlepsza najemniczka w New Yorku. Jak się potoczą losy Alex jak dostanie zlecenie wykraść dokumenty z Avengers Tower? Walka z ar...