Niedźwiedzia przysługa | Niel...

By KorpoLudka

161K 23.8K 3.9K

Tabby Davenport prowadzi spokojne, uporządkowane życie. Jest właścicielką baru, w którym pracuje, ma oddanych... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog

Rozdział trzydziesty drugi

4.4K 632 148
By KorpoLudka

#przyslugawatt

HARDY

Jestem zgubiony.

Oczywiście było tak od początku, odkąd tylko Duke przedstawił mi swoją siostrę, ale teraz, kiedy widzę ją ze szczeniakami Neve i Iana na rękach, wchodzę na zupełnie nowy poziom.

Nawet nie miało mnie tu być. Wkrótce po wyjściu Duke'a musiałem się zbierać do pracy, a Tabby oznajmiła, że sama znajdzie drogę do domu mojego alfy, gdzie obecnie przebywa Neve z dzieciakami. Pozwoliłem jej na to, ale na wszelki wypadek zadzwoniłem do Jaxa, żeby miał ją na oku. Najmłodszy z Beckettów dziwnie chętnie spełnił moją prośbę, przez co znowu nabieram podejrzeń, że powinienem uważać na niego w towarzystwie Tabby, ale ufam mojej twardzielce. Jax może mnie jedynie wkurwiać, więc i tak wolałem, żeby miał ją na oku.

Okazało się jednak, że załatwiłem swoje sprawy na komendzie stosunkowo szybko, a Tabby ociągała się z wizytą u przyjaciółki, dlatego gdy wróciłem na tereny watahy, ciągle przebywała w domu Iana. Podjąłem lekkomyślną decyzję, by ją tam odwiedzić i zabrać do naszego domu osobiście... i przepadłem.

Ona już się ode mnie nie uwolni, nawet gdyby chciała.

Widok Tabby z noworodkiem na ręce jest... cóż, całkowicie uzależniający i totalnie niesamowity. Zamieram w progu, gdy tylko wchodzę do salonu, w którym przebywają wszyscy – nie tylko Neve, Ian i ich szczeniaki, ale także Pepper oraz Remy. Po minie Remy'ego widzę, że czuje się w towarzystwie dwóch noworodków dość niekomfortowo, ale równocześnie patrzy na Pepper, która trzyma jedno z dzieci, zapewne w taki sam sposób, w jaki ja patrzę na Tabby. Jakbym już wyobrażał ją sobie z naszym dzieckiem na ręce.

To kompletnie idiotyczne myślenie, bo do takiego punktu w naszej relacji jeszcze daleka droga. Ale gdy widzę, jak uśmiecha się do małej Kennedy, jak mówi do niej cicho, jak tuli ją w ramionach, wyraźnie zadowolona, jakieś dziwne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Nie mogę oprzeć się myślom, że chciałbym, żeby tak trzymała nasze dziecko. Że to jest właśnie to, czego pragnę.

Coś musi być ze mną nie tak. W końcu przeżyłem ostatnie trzydzieści lat swojego życia przekonany, że związki nie są dla mnie. Że kodiaki się do nich zwyczajnie nie nadają, bo nie potrafią być monogamistami. Widziałem to u mojego ojca i innych niedźwiedzi, z którymi miała do czynienia mama, i zawsze mi to powtarzano. Jednak kiedy patrzę na Tabby, nie czuję się jak niezdolny do monogamii. Czuję, że chcę spędzić z tą niesamowitą kobietą resztę życia, dać jej wszystko, czego zapragnie, i zbudować dla niej dom, jakiego sama nigdy nie miała, bo w końcu przez większą część dzieciństwa wychowywał ją Duke. Chcę jej ofiarować wszystko, co mam.

Zasługuje na to i na o wiele więcej.

Aprobata Davenporta, której zupełnie się nie spodziewałem, jest mi oczywiście w tej sytuacji na rękę. Byłoby dużo gorzej, gdyby robił problemy, dlatego cieszę się, że zachował się cywilizowanie, nawet jeśli w głębi duszy nie jest do końca zadowolony z takiego obrotu sytuacji – niezależnie od tego, co by mówił. Być może Tabby rzeczywiście nie znajdzie dla siebie nikogo lepszego, bo tylko ja jestem w stanie oddać za nią życie i zrobić dla niej wszystko.

A kiedy będzie gotowa założyć ze mną rodzinę, to właśnie zrobimy.

– Hardy, chodź, zobacz, jakie słodkie maleństwo. – Tabby uśmiecha się do mnie słodko, pięknie, gdy tylko mnie dostrzega. – Dzieci Neve i Iana są urocze!

Podchodzę bliżej; przemierzam pokój ze wzrokiem utkwionym w Tabby, po czym staję za nią i zaglądam jej przez ramię, równocześnie otaczając ją ramieniem w talii. Dopiero po chwili, gdy w salonie zapada dziwna cisza, orientuję się, że chyba nie powiedzieliśmy nikomu, że jesteśmy razem.

Podchwytuję zadowolone spojrzenie Pepper – ona jedna nie wygląda na zaskoczoną. Zapewne o wszystkim wiedziała jeszcze przed nami, pieprzone medium.

– Kiedy to się stało? – pyta Neve.

Sądząc po tym, jak Tabby sztywnieje, chyba jest skrępowana tym nagłym zainteresowaniem. Próbuje się odsunąć, ale jej na to nie pozwalam, jedynie mocniej ją do siebie przyciągam, aż opiera się plecami o mój tors. Moja mała, słodka Tabby z noworodkiem na rękach. Ian marszczy brwi, a Remy...

O cholera. Remy się uśmiecha.

– Kiedy co się stało? – odpowiadam spokojnie.

– Wiesz, o co mi chodzi – prycha Neve. – Ty i Tabby? Dlaczego nikt z nas o tym nie wiedział?

– Ja wiedziałam – wtrąca Pepper, odkładając małego Kaia do kołyski. Posyłam jej pytające spojrzenie, a ona uśmiecha się do nas z zadowoleniem. – Kiedy przyszłam powiedzieć Tabby o ślubie, wspominała o tym, że chciałaby, że kiedyś ktoś tak ją pokochał, jak mnie Remy. Przytuliłam ją i... cóż...

– Zobaczyłaś coś? – wtrąca Tabby z oburzeniem. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!

Pepper wzrusza ramionami.

– Powiedziałam ci, że jeszcze będziesz szczęśliwa – przypomina jej. – To nie moja wina, że nie wzięłaś moich słów na poważnie. Nie powiedziałam tego po to, żeby cię pocieszyć, a dlatego, że jestem pieprzonym medium. Powinnaś mieć na tyle oleju w głowie, by o tym pamiętać.

Sam nie wiem, co o tym myśleć, ale rozumiem, dlaczego Pepper o niczym nie powiedziała. Sami musieliśmy dojść do tego, co jest między nami, a przede wszystkim ja musiałem się ogarnąć. Zapewnienie Pepper, że dam Tabby szczęście, jakiego pragnęła, jest jedynie potwierdzeniem, że podjąłem słuszną decyzję. Zresztą...

Jak kiedykolwiek mogłem myśleć, że będę w stanie trzymać się od niej z daleka?

– Tak, rzeczywiście, przepraszam, to moja wina – odpowiada Tabby z przekąsem, a ja maskuję uśmiech, pochylając głowę i zanurzając twarz w jej włosach. – Następnym razem dopytam.

– Nie będzie następnego razu, przynajmniej jeśli chodzi o mężczyznę – mamroczę jej do ucha. – Jestem twoim ostatnim facetem, jasne?

Poruszam lekko dłonią, którą trzymam ją za brzuch, i czuję, jak oddech Tabby staje się nieco cięższy. Podniecam ją i powinienem się powstrzymać przed dalszymi ruchami, póki nie opuścimy pokoju, w którym przebywają dwa wilkołaki. W końcu zarówno Ian, jak i Remy mogą wszystko doskonale poczuć.

Nic jednak na to nie poradzę, że myśl o Tabby będącej w ciąży z naszym dzieckiem jest taka ekscytująca i podniecająca. Nie mogę oderwać dłoni od jej brzucha, jakbym już się zastanawiał, czy mógłby się zaokrąglić. Wiem, że do tego jeszcze daleka droga, ale staję się nagle dziwnie zafiksowany na tym punkcie. Mieć z nią kiedyś dziecko...

Nie wspominając już o tym, że sam proces tworzenia go byłby bardzo przyjemny.

– Dobra, dosyć tych czułości – prycha Ian. – Hardy, nawet dobrze, że tu jesteś. Chciałem porozmawiać z Pepper i Remym o ceremonii ślubnej.

– Naszej? – dziwi się Pepper. – Tej, która odbyła się tuż przed tym, zanim Neve zaczęła rodzić?

– Nie, tej, którą zorganizujemy za kilka tygodni dla kilkudziesięciu gości i prasy – wyjaśnia uprzejmie Ian. – Mieliście swoje pięć minut, a teraz urządzimy wam drugie wesele, na którym będą mogły się pojawić lokalne media. To świetnie odciągnie uwagę od problemu z Niszczycielami, zwłaszcza jeśli powiemy, że świadkami na ślubie są dziewczyna z niedźwiedziem.

Widzę, jak Tabby robi pełną niezrozumienia minę.

– Zaraz, kto?

– Dziewczyna z niedźwiedziem – powtarza uprzejmie Ian. – Tak ochrzciła was prasa po tym, jak ktoś zrobił wam zdjęcie pod cmentarzem. Ty i przemieniony kodiak idący ci koło nogi. Pamiętasz jeszcze?

Ja, niestety, pamiętam.

To znaczy nie mam nic przeciwko chodzeniu obok Tabby w formie niedźwiedzia. Właściwie to lubię. Tabby jest taka malutka, a w zwierzęcej formie mam jeszcze więcej siły i możliwości, by ją chronić. Kiedy pierwszy raz się przy niej zmieniłem, obawiałem się, że będzie się mnie bała, ale na szczęście tak się nie stało. Ona na mnie tak dobrze reaguje, że teraz mam ochotę robić to częściej.

Nie cieszy mnie natomiast zainteresowanie mediów. Nie zazdroszczę Pepper i Remy'emu i nie zamierzam stać się kolejną maskotką Iana. A tym bardziej nie zamierzam narażać na to Tabby. Dopiero co przekonałem ją, żeby dała mi szansę spróbować z nami na poważnie, nie chcę jej zniechęcać jakimiś idiotycznymi wymysłami mojego alfy.

Zanim Tabby zdąży odpowiedzieć, odzywa się mała Kennedy, nadal spoczywająca w jej ramionach. Gdy zaczyna kwilić i płakać, Tabby najpierw próbuje ją uspokoić, a potem przyjmuje od Neve butelkę i skupia się na nakarmieniu małej. Przyglądam się temu z fascynacją i momentalnie z głowy wietrzeją mi myśli o prasie zainteresowanej dziewczyną z niedźwiedziem.

– Tak czy inaczej – kontynuuje spokojnie Ian – powtórzymy ceremonię i zrobimy wesele dla wszystkich chętnych. Wiem, że chcieliście ślub tylko dla siebie, Remy, więc nie jestem o to zły, to wasz wybór. Ale teraz musicie się poświęcić i to przecierpieć. Dzięki temu prasa przestanie pisać o Niszczycielach.

Może to i ma sens, ale wkurza mnie, że Ian musi się uciekać do takich środków. Jak to dobrze, że nie ja jestem alfą, tylko on, bo taka polityka szybko by mnie wykończyła.

– Naprawdę musimy? – jęczy Pepper.

– Tak – powtarza bezlitośnie Ian.

Oboje, Pepper i Remy, spoglądają prosząco na Neve. Ta jednak prycha i kręci głową, nadal usypiając leżącego w kołysce Kaia.

– Mnie w to nie mieszajcie – poleca. – Jestem teraz matką. Zamierzam skupić się na tej roli, dopóki dzieciaki nie skończą osiemnastki i się nie wyprowadzą. Nic więcej mnie nie obchodzi.

– Jasne. – Pepper przewraca oczami. – Po prostu nie chcesz się mieszać i używasz szczeniaków jako wymówki. Beznadziejna z ciebie matka.

Tabby przede mną parska śmiechem, a ja pochylam się nieco i całuję ją w bok szyi. Zamiera, a mnie kompletnie umyka odpowiedź Neve, bo jestem zbyt zajęty twardzielką w moich ramionach. Zwłaszcza że Tabby lgnie do mnie, opiera się o mnie całym swoim ciałem, aż jej tyłek ociera się o mojego lekko wzwiedzionego fiuta.

Cholera. Chyba nie powinienem być podniecony w pokoju pełnym wilkołaków i noworodków, prawda?

– No dobra – wzdycha w końcu Remy. – Zrobimy to. Ale zanim zorganizujemy tę farsę, musimy ostatecznie pozbyć się z miasta Niszczycieli. Mamy jakiś update w tej sprawie?

Streszczam im wszystko to, co ustaliliśmy z Davenportem, bo i tak potrzebowalibyśmy do tej akcji pomocy watahy. Dziewczyny oczywiście zgłaszają swoje wątpliwości, ale Tabby rozwiewa je wszystkie, a potem znowu odzywam się ja.

– Nigdy nie pozwoliłbym, żeby Tabby stała się krzywda – oznajmiam poważnie. – Nigdy. Rozumiecie?

Kiwają głowami, a Pepper i Neve wymieniają zadowolone uśmiechy. Chyba nie tylko Pepper, pieprzone medium, wiedziała o nas wcześniej. Najwyraźniej wtajemniczyła w to także swoją przyjaciółkę.

Jezu, w tym stadzie naprawdę nie da się utrzymać niczego w tajemnicy.

– Dobrze, w takim razie weźmiemy pod uwagę wasz plan – zgadza się Ian. – Jax chętnie wam pomoże. Bo Remy raczej nie, prawda?

Wykrzywia się do brata, a ten prycha i posyła przepraszające spojrzenie mojej twardzielce.

– Wybacz, Tabby, to nic osobistego, ale nie będę współpracował z Davenportem.

Obie z Pepper parskają śmiechem.

– To całkowicie zrozumiałe – przyznaje Tabby.

Pepper przezornie się nie odzywa.

***

Dopadam Tabby natychmiast, gdy tylko zamykają się za nami drzwi mojego domu.

Najchętniej zrobiłbym to nawet wcześniej, bo przez całą drogę powrotną aż mnie nosiło, żeby gdzieś się zatrzymać i doprowadzić ją do jęczenia mojego imienia, ale z zasady nie jestem ekshibicjonistą. Po tym terenie ciągle wałęsają się wilkołaki o świetnym zmyśle węchu i słuchu, a ja nie chcę, by którykolwiek z nich stał się mimowolnym świadkiem, jak doprowadzam Tabby do orgazmu. Dlatego wytrzymuję, aż dojedziemy do domu – chociaż ledwie.

Kiedy tylko Tabby zamyka za nami drzwi, przyciskam ją do nich i chwytam jej nadgarstki jedną dłonią, po czym podnoszę jej ręce. Gdy przytrzymuję je przy drzwiach, przypominam sobie, jak fantazjowałem o trzymaniu jej – wcale nie tak dawno temu, choć wydaje mi się, jakby to było w innym życiu. Nie potrafiłem sobie wtedy jednak wyobrazić wszystkiego: Tabby patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, z błyszczącymi w nich pożądaniem i ekscytacją, oblizuje wargi i czeka na mój kolejny ruch. Przyglądam się, jak jej piersi falują, gdy klatka piersiowa unosi się i opada nieco zbyt szybko. Niemalże słyszę jej przyspieszony puls. Jest, kurwa, idealna.

– Przyznaj się – odzywa się zachrypniętym głosem. – Podobał ci się widok mnie z dzieckiem na rękach, prawda?

Tabby wciąż czasami mnie zaskakuje. Na przykład wtedy, gdy zapominam, że jest pieprzoną empatką.

– Kurewsko mi się podobał – wyznaję bez oporów; przecież ona i tak już o tym wie. – Chcę takie.

Chociaż sądzę, że mogę ją tym wyznaniem przestraszyć, na jej usta wypływa leniwy uśmiech.

– Ja chcę trójkę – oznajmia.

Zastygam na moment. Jeszcze kilka tygodni temu, zanim zaczął się cały ten cyrk z Niszczycielami, w ogóle nie zakładałem posiadania rodziny. Nigdy. Jednak teraz, z Tabby, myślenie o tym wydaje mi się oczywiste. Nie zamierzam się nad tym zastanawiać i mam nadzieję, że ona też nie będzie miała wątpliwości z uwagi na tempo, jakie narzuciliśmy.

Ale trójka? Ona chyba zwariowała.

– Jedno – zaprzeczam, pochylając się, by ją pocałować.

Tabby wspina się na palce i spotyka się ze mną w połowie drogi. Jęczę, gdy pogłębia pocałunek, wsuwając język do moich ust, ale po chwili odsuwa się, żeby spojrzeć mi lekko zarumieniona w oczy.

– Troje – dyszy.

Co za paskudna manipulantka.

– Dwoje. – Postanawiam iść na kompromis, bo nie umiem inaczej, kiedy ona tak na mnie patrzy. – Jak tylko się pobierzemy.

Ta sytuacja eskaluje naprawdę szybko, ale nie mam nic przeciwko. Chyba zawsze wiedziałem, że to się tak skończy. Nawet jeśli nie przyznawałem się do tego nawet sam przed sobą.

– Jeszcze mi się nie oświadczyłeś – prycha Tabby. – Troje.

Obejmuje mnie za szyję i przyciąga do siebie, a ja chętnie poddaję się jej żądaniom, całując ją i pieszcząc. Wyobrażam sobie biegające po domu trzy małe klony Tabby. Wprawdzie pewnie osiwieję, kiedy już urosną na tyle, by umawiać się z chłopakami, ale ta wizja wcale nie jest nieprzyjemna. Wręcz przeciwnie.

Jezu, kobieta wzięła mnie pod pantofel.

I co najlepsze, nie mam nic przeciwko!

Chwytam ją za tyłek i podnoszę, a ona obejmuje mnie instynktownie udami. Przygważdżam ją do drzwi, a mój twardy penis ociera się dokładnie o to miejsce, gdzie najbardziej teraz go chcę. Tabby jęczy mi w usta i kołysze biodrami.

– Dobra, troje – mamroczę, kiedy w końcu się od niej odrywam; jednak tylko po to, by zsunąć się wargami w dół, do jej szyi i miejsca, gdzie pod skórą szaleńczo bije jej puls. – Mam nadzieję, że to będą same dziewczynki.

Tabby chichocze, co każe mi się zastanowić, czy aby ona traktuje tę rozmowę równie poważnie co ja. Bo dla mnie to nie są zwykłe przekomarzanki. To deklaracja.

A ona prędzej czy później zda sobie z tego sprawę.

Chwytam ją jedną dłonią za tyłek, a drugą za plecy, po czym odrywam ją od drzwi i na ślepo ruszam z nią przez dom, kierując się do sypialni. Jeśli nie znajdę się w niej w ciągu minuty, prawdopodobnie zwariuję.

Tabby próbuje mnie chyba rozproszyć, bo pochyla głowę i przyciska swoje gorące usta do mojej szyi. Mruczę, mam wrażenie, że budzę się do życia jeszcze bardziej, i jednym kopnięciem otwieram drzwi mojej sypialni, podczas gdy ona obejmuje mnie ramionami i przesuwa dłońmi po moich plecach. Szlag by to.

Naprawdę nie wytrzymam długo.

Mam ochotę rzucić ją na łóżko, ale zamiast tego opuszczam ją na nie łagodnie, siłą się hamując, żeby nie potraktować jej ostrzej. Tabby jednak nie leży grzecznie na materacu, tylko podnosi się na kolana i jednym ruchem ściąga z siebie koszulkę. Przyglądam się jej jak urzeczony.

Jest piękna. Cudowna. Idealna. Będę pracował przez całe życie, próbując na nią zasłużyć.

– Zamierzasz się rozebrać czy jak? – Podnosi brew, patrząc na mnie wyzywająco. – Mam odwalić za ciebie całą robotę, misiu?

Jezu. Ta kobieta trzyma mnie za jaja i nie zamierza puścić.

I niestety w tej chwili chodzi mi o te metaforyczne.

Rozpinam spodnie i zrzucam z siebie T-shirt, obserwując równocześnie, jak Tabby się rozbiera. Zamieram na chwilę, kiedy ponownie klęka na łóżku, całkiem naga, bo jej absurdalnie atrakcyjne ciało sprawia, że z głowy uciekają mi resztki myśli. A potem ona odwraca się i ustawia na czworaka, po czym zerka na mnie przez ramię.

– No? – pyta. – Ile mam na ciebie czekać?

Chryste. Ta kobieta mnie zabije.

Ale najpierw ją wyliżę, dam jej orgazm, a potem porządnie ją wypieprzę.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 56.5K 59
Nazywam się Susane Daria Wood, ponad wszysko cenię sobie wolność i niezależność. W momencie, kiedy pojawia się więź i uczucie, oddech przyspiesza, se...
6.7K 602 34
Co zrobisz, kiedy nagle dowiesz się, że jesteś zmiennokształtną? Że twój wujek, za którego oddałabyś życie ukrywał przed tobą ten fakt, a teraz zosta...
628K 20K 34
Lottie - biała wilczyca z kryształowymi oczami. 18- latka, która niedawno dowiedziała się o swoim przeznaczeniu. Córka alfy najsilniejszej watahy na...
9.4K 386 23
Mam ogromną przyjemność zaprosić Cię wspaniałej inicjatywy #ligadlaukrainy!!! Bierze w niej udział już ponad 50 osób! 1 czerwca 2022 ruszyła akcja...