Niedźwiedzia przysługa | Niel...

KorpoLudka

161K 23.8K 3.9K

Tabby Davenport prowadzi spokojne, uporządkowane życie. Jest właścicielką baru, w którym pracuje, ma oddanych... Еще

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog

Rozdział szesnasty

4K 662 99
KorpoLudka

Łapcie bonus! <3

#przyslugawatt

Hardy jest wkurzony.

Nie potrzebuję sięgać do jego emocji, by to rozpoznać. Widzę to po zaciśniętych szczękach, mięśniu pulsującym mu w policzku i zmrużonych oczach ciskających błyskawice.

Ciekawe, o co chodzi mu tym razem? Może według niego w ogóle nie powinno mnie tu być? Może zakładał, że zrozumiem aluzję, gdy mnie porzucił, i wrócę do domu?

– Tabby właśnie uśpiła mojego wilka! – krzyczy z podekscytowaniem Jaxon. – Nawet go nie czuję! To jest ekstra!

– To ekstra, że nie czujesz swojego wilka? – dziwię się.

Jaxon uśmiecha się do mnie beztrosko.

– No, to cholernie dziwne, więc trochę też ekstra. Masz zajebiste umiejętności!

– To prawda. – Killian patrzy na mnie z dumą. – Jesteś w tym naprawdę dobra, Tabby.

Hardy robi kilka kolejnych dudniących kroków, aż zatrzymuje się w salonie, tuż nad nami. Zakłada ramiona na piersi, chyba specjalnie po to, żebym gapiła się na jego napinające się bicepsy. Bo chociaż wcale tego nie chcę, zadzieram głowę i na niego spoglądam. Jest ponury i naprawdę zły.

Powinnam się tym przejmować czy niekoniecznie?

– Co tu się właściwie dzieje? – warczy.

– Byłam umówiona na dwunastą z Killianem, pamiętasz? – pytam ostrożnie.

– MY byliśmy umówieni – prostuje. – A ty mogłaś...

– Co, odwołać jego wizytę, bo cię nie było? – kończę za niego ze zdziwieniem. – Nie będę marnować czasu Killiana, bo ty miałeś lepsze rzeczy do roboty. Znaleźliśmy zastępstwo i tyle. Jax chętnie mi pomógł.

Jaxon unosi oba kciuki, szczerząc się idiotycznie, a Hardy się krzywi.

– Ciekawe, czego chciał w zamian.

– Już niczego – zapewnia Jax pospiesznie. – Bycie królikiem doświadczalnym mi wystarczy, to ekstra zabawa! Mam nadzieję, że kiedyś, jak już znajdę swoją partnerkę, też będzie taka odjechana jak wy wszystkie.

Wow. Chyba powinnam uznać te słowa za komplement.

– Dzięki – śmieję się. – A teraz...

– Teraz wypierdalaj z mojego domu – przerywa mi Hardy. – Tabby w ogóle nie powinna cię była tu wpuszczać. Zaprosiłem tylko Burke'a.

Jezu, co za palant.

– Słuchaj, przepraszam, że nadużyłam twojej gościnności – mówię, siląc się na spokój, żeby Killian nie zauważył, jak bardzo ten facet wyprowadza mnie z równowagi. – Potrzebowałam zmiennego, ciebie nie było, a Jax znajdował się pod ręką. Nie wyproszę go, dopóki nie obudzimy na nowo jego wilka, bo nie chcę powtórki z Younga, ale potem równie dobrze wszyscy możemy stąd zniknąć, jeśli ci przeszkadzamy.

Hardy posyła mi wkurzone spojrzenie, po czym odwraca się i rusza do wyjścia z salonu. Rozkładam bezradnie ręce, patrząc na Killiana i Jaxa. Obaj zdają się raczej rozbawieni.

– Ty zostajesz – oznajmia Hardy, odwracając się w wyjściu i wskazując na mnie palcem. – Reszta wychodzi, gdy tylko skończycie. Jasne?

– Tabby powinna jeszcze poćwiczyć, zanim zajmie się Youngiem – wtrąca spokojnie Killian. – Najlepiej, gdyby mogła użyć Jaxona...

– Skoro już jestem, to użyje mnie – wchodzi mu w słowo Hardy. – Przy okazji nauczy się pracować z różnymi zmiennymi.

Po tych słowach wychodzi, a ja patrzę pytająco na Killiana. Empata wzrusza ramionami.

– W pewnym sensie Hardy ma rację – przyznaje. – Rzeczywiście powinnaś poćwiczyć przynajmniej na kilku zmiennych. Dopiero wtedy będziesz mieć pewność, że całkowicie panujesz nad swoją mocą.

Po prostu świetnie.

– Przepraszam, że musieliście tego słuchać – odpieram nieco przygaszona. – To moja wina. Mogłam zadzwonić do Hardy'ego i zapytać, co myśli o dodatkowym gościu. Nie powinnam się była rządzić w jego domu. Nie bierzcie tego do siebie. On zazwyczaj jest nieco milszy.

Przynajmniej tak mi się wydaje, bo wobec mnie rzadko w ogóle jest miły.

– To nic takiego, on często ma takie odpały. – Jax macha lekceważąco ręką. – Dobra, obudźcie teraz mojego wilka, żebym mógł stąd pryskać, zanim kodiak mnie dojedzie.

Kiwam głową i nadal trochę zdeprymowana, próbuję ponownie połączyć się z wilkiem Jaxa. Znajduję tę uśpioną część, tak samo jak zrobiłam to w przypadku Younga, a kiedy go szturcham, bez problemu go budzę.

Hmm. Coś mi tutaj nie pasuje.

– Z Youngiem robiłam podobnie – wyznaję z niepokojem. – Znalazłam jego hienę i próbowałam ją obudzić. A mimo to się nie udało.

Killian marszczy brwi.

– Musiałaś użyć więcej mocy niż dzisiaj, żeby ją uśpić – tłumaczy. – To działa w obie strony, Tabby. Jeśli usypiasz bestię delikatnie, to do obudzenia jej również wystarczy lekkie szturchnięcie. Jeśli użyjesz więcej siły, obudzić ją również musisz gwałtownie.

Och. Po prostu świetnie. Czyli muszę użyć siły na Warricku Youngu?

– Nie jest to pocieszające – mamroczę.

Killian uśmiecha się do mnie uroczo.

– Dasz sobie radę – zapewnia. – Ale skoro ten człowiek, któremu musisz obudzić hienę, jest tak agresywny – przy tych słowach wskazuje na moją posiniaczoną twarz – to może lepiej powinnaś wziąć ze sobą jakieś wparcie. Jak widzę, wataha cię nie obroniła, więc chętnie pomogę, jeśli tylko poprosisz.

Jaxon posyła mu spojrzenie spod byka.

– Wataha jest w stanie obronić Tabby – mówi agresywnie. – Nie będziemy potrzebować...

– Ależ ja chętnie przyjmę pomoc Killiana – wchodzę mu w słowo. Jaxon się krzywi. – Nie musicie być tacy terytorialni. Co, jeśli jedni mi pomagają, to już nikt inny nie może? Będę się czuła pewniej, mając przy sobie empatę podczas konfrontacji z hienami.

Jaxon unosi dłonie w geście poddania, po czym podnosi się i zbiera do wyjścia. Odprowadzamy go z Killianem, a ja raz jeszcze dziękuję wilkowi za pomoc. Jaxon ostatni raz uśmiecha się do mnie łobuzersko, po czym znika. Zostaję sama z Killianem.

– Chcesz poćwiczyć z Hardym w mojej obecności?

Robię niepewną minę.

– Może będzie lepiej, jeśli zajmiemy się tym we dwójkę – odpieram. – Ale bardzo dziękuję za pomoc. Chętnie przyjmę ją też w przyszłości. Bo wcale nie uważam, że już wiem wszystko.

– Na pewno nie – śmieje się Killian. – Ale jesteś świetnym samoukiem, Tabby. Masz bardzo silną moc. Możesz dojść naprawdę daleko, jeśli nauczysz się ją wykorzystywać.

Właśnie w tym problem. Killian chyba widzi we mnie potencjał, którego ja wcale nie chcę wykorzystywać.

Nie oznacza to, że nie wierzę, że go mam. Może i mam, ale brakuje mi ambicji. Na myśl o stworzeniu dynastii empatów i robieniu kariery jak on wcale nie jestem podekscytowana. Czuję się raczej... uwięziona.

Chcę sama wybierać swoją drogę, nawet gdyby poprowadziła mnie z dala od mojego daru. Nie lubię, kiedy ktoś narzuca mi jakąś konkretną wizję przyszłości, a wiem, że Killian ma już coś dla mnie zaplanowane.

– Zobaczymy – odpowiadam wykrętnie. – Jeszcze raz dzięki za pomoc.

– Teraz mogę odebrać moją obiecaną randkę? – Killian unosi brew. – Może pasowałby ci najbliższy piątek?

Wracam do salonu i zaczynam sprzątać, żeby Hardy nie posądził mnie o robienie bałaganu w jego domu. Killian pomaga mi przenieść stolik z powrotem na miejsce, a potem podnieść na sofę poduszki.

– Piątek mam zajęty – odpowiadam, przypominając sobie o ślubie Pepper i Remy'ego. – Ale poza tym dniem to jasne, chętnie.

– To może sobota?

Waham się.

– Właściwie wieczory mam wolne tylko w poniedziałki. Przez resztę dni chodzę na noc do pracy...

– Ale przecież teraz i tak nie ma cię w pracy, prawda?

– To nie oznacza, że w najbliższy weekend też tak będzie. – Hardy wchodzi do salonu, w ręce trzymając butelkę z piwem. Nadal wygląda na ponurego i niezadowolonego. – Mamy nadzieję, że do tego czasu sprawa z hienami się wyjaśni. Póki jednak tak się nie stało, Tabby nie powinna opuszczać terenów watahy.

Spogląda znacząco na Killiana, który uśmiecha się nieznacznie. Ciekawe, czy odebrał coś z niechęci, jaką w jego kierunku emanuje Hardy.

– Bezpieczeństwo Tabby jest moim priorytetem – zapewnia go stanowczo Killian. – Dlatego mogę po nią przyjechać, a potem również osobiście ją odwieźć. Nie musimy nawet iść w żadne publiczne miejsce, jeśli obawiasz się jakiegoś ataku. Chętnie zabiorę ją do mojego domu.

Te słowa jeszcze bardziej wkurzają Hardy'ego.

– Obcy facet, pierwsza randka i od razu zaproszenie do domu? – prycha. – Nieźle sobie pogrywasz, Burke.

– Spokojnie. – Killian wygląda na niewzruszonego, jakby bliska obecność wielkiego, napakowanego kodiaka w ogóle go nie ruszała. – Proponuję to tylko dlatego, że dla Tabby to może być najbezpieczniejsze miejsce. Nie dlatego, że mam niecne zamiary, bo nie mam. Zresztą nie jesteś przyzwoitką Tabby, żebym musiał ci się tłumaczyć. Tabby?

Po tych słowach zwraca się do mnie, patrząc na mnie pytająco. Waham się. Z jednej strony mam cierpliwego Killiana, a z drugiej wyraźnie wkurwionego Hardy'ego, i zupełnie nie wiem, za kim się opowiedzieć.

– Zadzwonię do ciebie, dobrze? – proponuję w końcu Killianowi. – Upewnię się najpierw, że wszystko gra i jest bezpiecznie, a potem zaraz się umówimy. W porządku?

Hardy posyła mu triumfalne spojrzenie, ale Killian nie wydaje się przejęty tą częściową odmową. Jest bardzo pewny siebie i wygląda na to, że uważa, że i tak mu się nie wywinę. To mnie trochę niepokoi.

Ten facet ma wobec mnie konkretne plany, a ja nie jestem jeszcze pewna, czy mi się to podoba. Musiałabym najpierw się przekonać, co mogłabym w ogóle do niego poczuć – bo nie wyobrażam sobie zakładania rodziny bez miłości. Dla niego to zdaje się nie być problemem. To wszystko jest dla niego jak część jakiejś transakcji, planu na życie, który trzeba po prostu odfajkować.

Nie podoba mi się to, ale nie mówię na ten temat ani słowa.

– Oczywiście – zgadza się Killian, po czym zerka na Hardy'ego. – W takim razie już pójdę. Dzięki za dzisiaj, dzwoń, gdybyś miała jakiekolwiek pytania lub potrzebowała pomocy, no i daj proszę znać, co z tą randką.

Po tych słowach nachyla się, by pocałować mnie w policzek, a zza moich pleców dobiega niezadowolone warczenie Hardy'ego. Co ten facet do niego ma? Rozumiem, też niespecjalnie ufam Killianowi, ale na razie nie zrobił nic podejrzanego!

Odprowadzam go do drzwi, a potem zamykam za nim, gdy w końcu się żegnamy. Stoję przez chwilę w przedpokoju, zastanawiając się, co robić teraz, ale w końcu wracam do salonu, gdzie czeka na mnie wkurzony Hardy.

Dlaczego ten facet w mojej obecności zawsze wydaje się wkurzony?

– Co to miało być? – warczy na mój widok. – Zostałaś z nimi sama...

– A co niby miałam zrobić? – przerywam mu, natychmiast wchodząc w tryb defensywny. – Byłam już wcześniej umówiona z Killianem. O czym z pewnością wiedziałeś, bo ty też byłeś. Mieliśmy być tu razem, ale się nie pojawiłeś, a ja potrzebowałam zastępstwa. Jaxon się zgodził, więc go przyjęłam. Przepraszam, że zaprosiłam go do twojego domu bez twojej zgody, ale nawet nie przyszło mi do głowy dzwonić do ciebie i pytać o pozwolenie. Jeśli tego nie chcesz, nie zaproszę tu nikogo więcej, albo najlepiej w ogóle się od ciebie wyniosę i oddam ci twój dom do pełnej dyspozycji.

Z każdym moim słowem Hardy robi się coraz bardziej ponury. Nie wiem już, co zrobić, żeby poprawić mu humor.

– Nie chciałem Jaxona w moim domu – odpowiada w końcu.

– Przepraszam – powtarzam. – Nie wiedziałam, że będziesz miał z tym problem. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię. Jeśli będę się chciała z kimś spotkać, mogę to robić gdziekolwiek indziej. Jax wyjaśniał mi, że niechętnie przyjmujesz gości, więc jeśli ja też ci przeszkadzam...

– Nie przeszkadzasz mi – warczy.

– ...to w porządku – kończę z rozpędu. – Wcale nie muszę tu być. Jestem pewna, że ktoś inny z watahy na pewno też chętnie mnie przyjmie do siebie. Mogę chwilowo zatrzymać się u Pepper...

– W piątek biorą z Remym ślub – przypomina mi. – Myślisz, że chcieliby wtedy w swoim domu gościa?

– No dobra, to u kogokolwiek innego. – Przewracam oczami. – Nie chcę być niechcianym gościem, Hardy. Nie chcę czuć się tutaj jak intruz. Tłumaczę ci tylko, że mamy inne wyjścia i możemy...

– Nie – warczy.

Milknę, sfrustrowana, bo nie wiem, czego on ode mnie chce. Poza tym to ja powinnam być zła na niego. Zostawił mnie rano bez słowa, nawet się nie pożegnał. Nie wiedział wtedy, że Jax przywiezie mi samochód, i z pewnością miał świadomość, że porzuca mnie na łaskę Beckettów. A jednak to zrobił.

Ten facet ma mnie gdzieś. Nic dziwnego, że nie chce, żebym z nim mieszkała. Gdybym była takim odludkiem jak on, pewnie też miałabym coś przeciwko goszczeniu u siebie niemalże obcej osoby.

– Nie chcę być problemem – upieram się.

– Nie jesteś problemem – zapewnia Hardy, wchodząc do salonu i siadając na kanapie. – Jesteś moim obowiązkiem, którym zamierzam się zająć. Pozwól mi na to.

Aha.

Jestem obowiązkiem.

Tym bardziej nie mam ochoty u niego zostawać, gdy słyszę coś podobnego. Nie chcę być niczyim obowiązkiem. Nie chcę, żeby ktoś się mną zajmował, bo czuje, że powinien to zrobić. To brzmi jak przymus i mi się nie podoba.

– To chyba to samo – odpowiadam kwaśno. – Problem czy obowiązek, co za różnica? Nie chcesz mnie tu. Więc pozwól mi po prostu...

– Chcę cię tu – przerywa mi ze złością Hardy. – Nie chcę tylko nikogo innego.

– To może następnym razem nie znikaj bez słowa, żeby nawet nie pojawić się na umówionym spotkaniu! – wkurzam się i w końcu podnoszę głos. – Bo gdybyś się pojawił, nie musiałabym prosić Jaxa o dotrzymanie mi towarzystwa i wiedziałbyś, co robi Killian! To nie jest moja wina, Hardy!

Przez chwilę oboje milczymy, wpatrując się w siebie spode łba. W końcu kodiak wzdycha, przeczesuje włosy palcami i spogląda na mnie ze skruchą.

– Masz rację – przyznaje. – To ja mam problem, a nie ty. Przepraszam, Tabby.

Wow. Hardy mówiący „ przepraszam"? I nie odgryzł sobie języka? To takie nie w jego stylu.

Jednak nie zamierzam narzekać.

– Więc... jaki masz problem i jak mogę ci z nim pomóc? – pytam z frustracją.

– Nie możesz. – Hardy kręci głową. – Sam muszę sobie z tym poradzić. Jak widzisz, nie jestem najbardziej... towarzyską osobą. Wilki do tej pory nie wiedziały nawet, gdzie trzymam zapasowy klucz.

– No właśnie... lepiej znajdź nową kryjówkę – radzę mu. – Bo tę starą widział już Jax.

– Domyśliłem się. – Po jego ustach przebiega przelotny uśmieszek, a ja niepewnie siadam na drugim końcu kanapy. – Spokojnie, poradzę sobie. Zaskoczył mnie twój widok z nimi, to wszystko. To nie oznacza, że cię tutaj nie chcę czy coś.

Jakoś nie czuję się specjalnie przekonana tymi słowami. Może on jednak wcale mnie nie chce i tylko próbuje uśpić moją czujność? Skoro jestem jego obowiązkiem i nie zamierza mi pozwolić, żebym się wyniosła...

To niestety byłoby prawdopodobne.

Nie mówię tego jednak na głos, uznając, że znowu bym go tym wkurzyła. Postanawiam, że musimy po prostu jak najszybciej załatwić sprawę z Youngiem, żebym mogła wrócić do siebie i zapomnieć o gościnie u najbardziej niegościnnego zmiennego, jakiego kiedykolwiek poznałam.

Potem jednak Hardy wzdycha i mówi:

– Byłem na miejscu zbrodni. Może ktoś ci wspominał, że hieny zabiły pewną dziewczynę i podrzuciły jej ciało na nasze terytorium. Ja... znałem tę dziewczynę.

Och. Coś w tonie jego głosu podpowiada mi, co ma na myśli.

– Byliście razem?

– To za dużo powiedziane, ja nie bawię się w związki, Tabby. – Hardy wzrusza ramionami. – Ale spotykaliśmy się przez jakiś czas, owszem. Hieny musiały się o tym w jakiś sposób dowiedzieć i dlatego wybrały właśnie ją. Wiedzą, że to ja zabiłem dwóch z nich i ocaliłem cię w lesie. Chcą się zemścić i sięgają po tych, którzy kiedyś coś dla mnie znaczyli, choćby niewiele.

Kurwa. Po prostu świetnie.

– Tym bardziej muszę jak najszybciej opanować moje nowe umiejętności, żeby móc pomóc Youngowi – przekonuję go. – A nie zrobię tego, nie ćwicząc. Strasznie mi przykro, że cię to spotkało, Hardy. Gdybym mogła jakoś pomóc...

– Nic mi nie jest – ucina, a potem spogląda na mnie o wiele bardziej przytomnie niż jeszcze przed chwilą. – No dobra, to co, chcesz ćwiczyć? Jestem cały twój.

Muszę sobie powtarzać, że chodzi tylko o ćwiczenie moich umiejętności, bo mój mózg podsyła mi zgoła inne wizje.

Głupi mózg.

Продолжить чтение

Вам также понравится

Bestia - spin off Vicky

Подростковая литература

2K 117 5
A gdyby wszystko potoczyło się inaczej? Gdyby tak wrócić na początek początków? Ci sami bohaterowie, inna treść. Panie i Panowie, przed wami (lepsza)...
Jak Las Nocą Fryderyka

Про оборотней

352K 11K 23
Zawsze byłam cicha. Spokojna. Tajemnicza. Łagodna. Rozważna. Odpowiedzialna. Nie potrafiłam się otworzyć. Nie potrafiłam nikomu zaufać. Nie działała...
167K 9.2K 29
W dniu swoich dziewiętnastych urodzin, Natalia przeprowadza się do innego miasta, opuszczając swojego ojca na rzecz matki, z którą nie miała od dawna...
Problem Kazi Miller

Про оборотней

170K 9.3K 24
Teoretycznie więź mate jest nierozelwalna. Teoretycznie związani świata poza sobą nie widzą. Teoretycznie jest to związek wilkołaków. Ale zawsze jest...