Niedźwiedzia przysługa | Niel...

By KorpoLudka

159K 23.8K 3.9K

Tabby Davenport prowadzi spokojne, uporządkowane życie. Jest właścicielką baru, w którym pracuje, ma oddanych... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Epilog

Rozdział piąty

4.1K 650 69
By KorpoLudka

#przyslugawatt

Ta sprawa na pewno nie rozejdzie się po kościach.

Wiem to od samego początku, odkąd tylko kończę tego dnia pracę, wraz z Levim zamykam bar i wsiadam do swojego samochodu. Przez całą drogę do domu spoglądam w lusterka, żeby zyskać pewność, że nikt za mną nie jedzie. Wygląda na to, że jest czysto, ale nawet przez sekundę nie mam wątpliwości, że Warrick Young mi nie odpuści.

Gdyby chodziło tylko o to, że wczoraj go uśpiłam, to pewnie po interwencji Hardy'ego rzeczywiście dałby sobie spokój i może nawet wyniósł z miasta, tak jak mu zasugerowano. Ale chodzi o coś więcej. Trzymam kciuki, żeby jego „bestia" (zapewne miał na myśli hienę) sama się obudziła, ale jeśli tak się nie stanie...

Cóż, będę miała przerąbane.

Oczywiście mogłam powiedzieć o tym Hardy'emu. Pewnie wziąłby mnie na poważnie i chociaż spróbował pomóc. Problem w tym, że już nawet tą interwencją, którą dzisiaj odstraszył Younga w High & Low, pewnie narobił sobie kłopotów. Nie chcę wciągać watahy w moje prywatne sprawy. Sama jakoś sobie z tym wszystkim poradzę.

Wprawdzie jeszcze nie wiem jak, ale mam już w głowie jakiś wstępny plan.

Gdy tylko wchodzę do domu i starannie zamykam za sobą drzwi, jak zwykle rozbieram się do naga, tym razem jednak najpierw idę wziąć prysznic. Pod strumieniami gorącej wody rozmyślam o niesprawiedliwości losu.

Moja mama była empatką jak ja. Ojciec „mieszał ludziom w głowach" tak jak Duke, ale ona była taka jak ja. Dlatego ojciec zawsze mnie ignorował i skupiał się na swoim starszym, ulubionym dziecku. Jednak kiedy oboje zginęli, miałam raptem dwanaście lat. Dwudziestoletni wówczas Duke musiał rzucić szkołę, żeby się mną zająć, i dlatego wkrótce potem zaczął pracę w policji. Był najlepszym opiekunem, jakiego mogłam mieć po śmierci rodziców, ale nie był mamą.

Kiedy zginęła, byłam za mała, żeby wypytać ją o wszystkie szczegóły dotyczące naszego daru. A teraz nie znam nikogo innego, kto tak jak ja byłby empatą. Wszystkiego uczyłam się sama, w miarę jak dorastałam i mój talent dorastał wraz ze mną. Jednak teraz nie mam czasu na naukę.

Po prysznicu owijam się ręcznikiem i wychodzę do sypialni, gdzie w plecaku odnajduję moją komórkę. Jest czwarta rano i to zdecydowanie za wcześnie, żeby składać komukolwiek wizyty, ale mogę przynajmniej napisać do Pepper. Najwyżej odpisze później.

Znam tylko jedną osobę w Nowym Orleanie, która potencjalnie mogłaby naprowadzić mnie na osoby mogące odpowiedzieć na moje pytania, i nie zamierzam zwlekać ani chwili.

Tabby: Zadzwonisz rano do twojej babci i zapytasz, czy mogłabym ją odwiedzić?

Z niejakim zdziwieniem stwierdzam, że Pepper odpisuje mi chwilę później.

Pepper: Pewnie. Coś się stało?

Wprowadziłam w śpiączkę wewnętrzną hienę alfy przyjezdnej sfory i nie wiem, jak ją teraz obudzić, ale to nic takiego.

Tabby: Szukam kontaktu do jakiegoś innego empaty w mieście i pomyślałam, że Sabine mogłaby pomóc. Ma różne znajomości.

Pepper: Spoko. Mogę wpaść do ciebie koło ósmej, to obie do niej pojedziemy.

To chyba kiepski pomysł. Babcia Pepper jest naprawdę bystra i natychmiast się domyśli, że coś się stało, a potem nie da mi spokoju, póki nie opowiem jej całej historii. Nie chcę, żeby Pepper ją słyszała, bo jeśli usłyszy ją Pepper, za chwilę będzie ją znała cała rodzina Beckettów. A jeśli usłyszy ją Ian, będzie na mnie wściekły za wplątywanie watahy w sprawy, które ich nie dotyczą.

No dobra, może bardziej będzie wściekły na Hardy'ego niż na mnie, ale tego też przecież nie chcę.

Tabby: Nie, spoko, ogarnę to sama. Wiadomo już coś o waszym terminie?

Strategiczna zmiana tematu, moja broń ostateczna.

Pepper: Przyszły piątek. Druga po południu. Jutro idziemy szukać kiecki.

Tabby: Tak jest!

Mam nadzieję, że do jutra rozwiążę problem Warricka Younga i nie będę ciągle oglądała się przez ramię w trakcie zakupów. Gorsze od narażenia Iana na nieprzyjemności byłoby jedynie narażenie na niebezpieczeństwo partnerki jednego z jego braci.

***

Babcia Pepper, Sabine, ma osiemdziesiątkę na karku, luźny styl bycia i prowadzi sklep ezoteryczny w samym sercu Dzielnicy Francuskiej.

To najbardziej odjechana babcia, jaką w życiu poznałam, i nie ma z tym nic wspólnego fakt, że nie znam zbyt wielu babć. Sabine jest ekstra. Zna się na aurach, naparach i leczniczych ziołach, nadal chodzi na randki i ubiera się jak stara hippiska. Uwielbiam ją.

Gdy byłyśmy młodsze, w pewnym sensie zastępowała mi rodziców, ale nigdy nie zachowywała się jak typowy opiekun małoletniej wnuczki. To chyba dlatego Pepper wyrosła na nieco... zwariowaną. Obie wiele zawdzięczamy Sabine.

Jednak odkąd zaczęłam rozkręcać High & Low, rzadko ją odwiedzam, przez co mam wyrzuty sumienia. Zwyczajnie brakuje mi na to czasu. Po pracy zwykle jestem tak padnięta, że ledwo starcza mi życia na wzięcie prysznica, a po wstaniu z łóżka – na ogarnięcie domu i zrobienie zakupów. Naprawdę trudno utrzymać krąg znajomych, gdy pracuje się nocami po czternaście godzin.

– Och, czyż to nie moja przybrana wnuczka! – krzyczy Sabine, kiedy tylko o dziewiątej rano, tuż po otwarciu sklepu, wchodzę do środka. Oczy wszystkich trzech znajdujących się tu klientów zwracają się na mnie. – Przypomniałaś sobie wreszcie o starej babce, co? Pewnie czegoś ode mnie chcesz i dlatego przyszłaś.

Krzywię się, po czym uśmiecham z zakłopotaniem do klientów, którzy wyglądają na zniesmaczonych. Chyba już mnie ocenili i uznali za niewdzięczną gówniarę.

– Dzień dobry, Sabine. – Podchodzę do lady, przechylam się przez nią i całuję staruszkę w policzek. Pachnie szałwią i czymś ziemistym, czego nie potrafię zidentyfikować. – Ciebie też miło widzieć.

Sabine się śmieje, po czym przesuwa, żeby zrobić mi miejsce za kontuarem. Bez namysłu staję obok niej i opieram się łokciami o blat.

– Ciebie wcale nie – prycha, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem. – Co ty masz na sobie? Chyba mówiłam ci, jak przyciągnąć uwagę mężczyzn ubiorem.

A ja mówiłam jej wtedy, że mam to gdzieś, ale tego już nie zapamiętała.

Z roztargnieniem spoglądam po sobie. Ponieważ pogoda tego dnia jest wyjątkowo ładna, mam na sobie biały crop top i dżinsowe szorty. Na nogi założyłam tenisówki. Co jest nie tak z tym strojem?

– Tym nie przyciągam? – dziwię się. – Mam pół tyłka na wierzchu.

– No właśnie – prycha Sabine. – Zero subtelności. Kobieta powinna być tajemnicą, także jeśli chodzi o ubiór!

Przewracam oczami.

– Umówmy się, że będę tajemnicą w inne pory roku, kiedy nie jest tak gorąco, okej? – proponuję. – Zimą mogę nawet zakryć kostki u stóp.

– Zapomniałam, że jesteś taka podobna do Junie. – Sabine chichocze, po czym gładzi łagodnie mój policzek. To gest, przez który zaczynam tęsknić za mamą. – No dobrze, to co cię do mnie sprowadza, Tabby? Junie wspominała, że kogoś szukasz?

Kiwam głową.

– Zastanawiałam się, czy znasz jakichś innych empatów – mówię ostrożnie. – Może być nawet poza Nowym Orleanem. Zawsze radziłam sobie sama, ale teraz potrzebuję... porozmawiać z kimś o moim darze.

Sabine podejrzliwie mruży oczy.

– Dlaczego?

Wzdycham i postanawiam od razu powiedzieć przynajmniej część prawdy.

– Zrobiłam coś i teraz nie wiem, jak to odkręcić – wyznaję. – A chciałabym. Powinnam. Tylko, no... nie wiem jak. Dlatego szukam innego empaty, który być może ma szerszą wiedzę na temat naszych umiejętności ode mnie.

Staruszka przez chwilę przygląda mi się uważnie, milcząc. Potem sięga po jakieś zioła, które trzyma na ladzie, i zaczyna układać z nich pozornie przypadkową mieszankę na kawałku materiału.

– Masz kłopoty, Tabby? – pyta lekko.

Stanowczo kręcę głową.

– Nie mam żadnych kłopotów – odpowiadam, starając się brzmieć pewnie. – Po prostu chcę wiedzieć więcej o moim darze, żeby komuś pomóc. To chyba nie jest zabronione?

Niestety nawet ja słyszę defensywne nuty w moim głosie. Sabine milczy przez chwilę, całkowicie skupiona na składaniu ziół z kawałkiem materiału w coś w rodzaju amuletu, a kiedy przewiązuje całość zgrabnie sznurkiem, sięga po karteczki samoprzylepne, zerka w stojący na kontuarze komputer i bazgrze coś na jednej z nich. Wyrywa ją i podaje mi razem z pakunkiem.

– To na odstraszenie niemile widzianych gości – oznajmia, wskazując paczuszkę, na co w zdumieniu rozchylam usta. – A to adres pewnego empaty, pod którą wysyłałam kiedyś książkę, którą zamówił u mnie w sklepie. Nie mam pojęcia, czy go tam znajdziesz ani czy jest bardziej doświadczony od ciebie, ale na takiego wyglądał. Na karteczce zapisałam ci też jego numer telefonu. A jeśli chwilę poczekasz, to mogę znaleźć dla ciebie jakąś lekturę o empatii.

Wow. Dlaczego sama wcześniej o tym nie pomyślałam?

Sabine mruga do mnie, po czym odchodzi na zaplecze. Zostaję na chwilę sama za ladą, udając, że tak, jak najbardziej, ogarniam temat sprzedaży w sklepie ezoterycznym, nie bójcie się, klienci, nie jesteście zostawieni sami sobie!

Na szczęście Sabine wraca dość szybko i nie zdążam dostać ataku paniki na myśl o tym, że ktoś miałby o coś mnie zapytać.

– Proszę. – Kładzie na kontuarze niewielką książeczkę, wyraźnie używaną. – Nie jest to zbyt wyeksploatowany temat, więc mam tylko tyle.

– To i tak więcej, niż się spodziewałam. – Uśmiecham się do niej z wdzięcznością. – Dziękuję, Sabine. Jesteś najlepsza.

Sięgam po książkę, ale zanim zdążę ją zabrać, staruszka kładzie na niej dłoń i grozi mi palcem.

– Zabierzesz ją pod warunkiem, że przyjdziesz do mnie na kolację – mówi stanowczo, a kiedy już otwieram usta, żeby zaprotestować, że przecież pracuję, dodaje: – W poniedziałek. Wiem, że w poniedziałki masz wolne.

Och. Wprawdzie po to, żeby odpocząć po morderczym tygodniu, ale kimże ja jestem, by odmawiać Sabine Benoit?

– Dobrze. – Wyciągam książeczkę spod jej dłoni i przytulam do piersi. – Czyli jutro?

– A, rzeczywiście, poniedziałek jest jutro. – Sabine marszczy brwi. – Nie, jutro jestem umówiona na seks randkę z kapitanem. W przyszły poniedziałek. – Oburza się na widok mojej miny, bo przez chwilę usiłuję pozbierać szczękę z podłogi. – No co? Myślisz, że kobiety po osiemdziesiątce już nie uprawiają seksu?!

Znowu zaczynają się na nas gapić buszujący po sklepie klienci. Czuję, jak cała się czerwienię.

– Myślę, że... mogą robić, co tylko chcą – odpowiadam dyplomatycznie.

Sabine posyła mi protekcjonalny uśmiech.

– To kochane z twojej strony – mówi z rozbawieniem. – No dobra, zmykaj już. Mam interes do prowadzenia, nie mogę ci poświęcić całego dnia. Weź od Junie mój numer, dlaczego go w ogóle nie masz, i dogadamy się w sprawie tej kolacji!

Dziękuję jej raz jeszcze, żegnam się kolejnym buziakiem w policzek, po czym uciekam ze sklepu.

Jezu. Czasami się zastanawiam, jakim cudem Pepper wyrosła na w miarę normalną, mając taką babcię, ale potem przypominam sobie, że mnie wychował głównie starszy brat telepata, i przestaję dociekać.

Wsiadam do samochodu; rzucam książkę o empatach na siedzenie pasażera, ale zanim zdążę odjechać, słyszę sygnał mojego telefonu.

Na ekranie widzę wiadomość od Leviego.

Levi: Musisz przyjechać do High & Low. Teraz.

Chociaż nie mogę wyczuć jego nastroju przez esemesa, od razu wiem, że stało się coś złego. Wzdycham, przez dwie sekundy marzę o powrocie do łóżka, a potem ruszam w końcu z miejsca, kierując się do mojego baru.

Mam przeczucie, że to nie będzie dobry dzień.

***

Tak, to zdecydowanie nie jest dobry dzień.

Dwa okna wychodzące na parking przed barem są wybite. Nie wygląda na to, by ktoś wszedł do środka i coś stamtąd wynosił, ale fasada jest pomazana czarnym sprejem, przez co lokal z zewnątrz wygląda jak melina.

Zajebiście.

– Włączył się cichy alarm – informuje mnie Levi, który wraz ze mną ogląda zniszczenia. – Nie odbierałaś telefonu, więc ochrona zadzwoniła do mnie. Kiedy przyjechali na miejsce, nikogo tu już nie było.

Cofam się spod baru na parking. Wielokrotnie planowałam wyłożyć go kostką brukową, ale zawsze brakowało mi na to pieniędzy, więc do tej pory to jedynie kawał piaszczystej ziemi. Dzięki temu widać w nim wyraźnie zarówno ślady opon pozostawione przez samochody klientów, którzy odjeżdżali stąd wieczorem i w nocy, a także przecinające je węższe i wyraźnie świeższe ślady.

– Motocykle? – domyśla się Levi, podążając spojrzeniem za moim wzrokiem. – Ten typ, który cię zaczepił wieczorem, wraz z kolegami, był na motocyklu, prawda?

– Tak, bo to gang motocyklowy – wyjaśniam. – Hardy nazwał ich Niszczycielami. To zmienne hieny.

– Och, kurwa, świetnie.

Zerkam na Leviego, który ma wyraźnie zafrasowaną minę. Jest silny i świetnie się sprawdza w roli ochroniarza, ale to tylko człowiek. Nie ma nadludzkiej siły wilkołaków czy innych zmiennych ani innych przydatnych umiejętności takich jak moje. Gdyby Niszczyciele byli ludźmi, zwyczajnie poszlibyśmy z tym na policję, ale w tej sytuacji...

Policja nie lubi mieszać się w sprawy między watahami. A chociaż ja do żadnej nie należę, po wczorajszym występie Hardy'ego Niszczyciele mogą mieć inne zdanie na ten temat. To tylko komplikuje całą sprawę.

Ale wiem, że mogę to naprawić. Naprawdę mogę. Wystarczy, że z książki od Sabine dowiem się, jak cofnąć to, co zrobiłam hienie Warricka Younga, i wszystko rozejdzie się po kościach. Obudzę jego bestię, Niszczyciele odjadą w siną dal, a mnie pozostanie do zrobienia remont High & Low.

– Nie możemy dzisiaj otworzyć – stwierdzam ze zmęczeniem. – Zadzwonię po szklarza, a potem wrócę ogarnąć fasadę. Może myjka pod ciśnieniem wystarczy.

– Pomogę ci – oferuje natychmiast Levi. Kiedy otwieram usta, żeby zaprotestować, dodaje: – Daj spokój, Tabs, ja też tu pracuję. Nie damy się zastraszyć jakiejś bandzie hien. Mam myjkę w domu, przywiozę. Szmaty i wiadra znajdziemy na zapleczu. Odpocznij, zadzwoń do szklarza, a po południu spotkamy się tutaj, okej?

Kiwam głową, bo nie mam siły ani ochoty się z nim kłócić. Chcę to jedynie załatwić, żeby żadna wiadomość o moich kłopotach nie dotarła do Duke'a. Jeśli się dowie, rzuci robotę i natychmiast tu przyjedzie, a nie chcę, żeby był w Nowym Orleanie, gdy Pepper będzie brała ślub.

Mam nadzieję, że Hardy też tego nie chce, bo już wczoraj mógł donieść Duke'owi o tym, co się stało w High & Low.

Dziękuję Leviemu, po czym z powrotem wsiadam w samochód i wracam do domu. Na szczęście drogi o tej porze są w miarę puste, bo jestem tak zmęczona i przybita, że łatwo mogłabym spowodować jakiś wypadek. Udaje mi się jednak dojechać na miejsce cała i bez uszkodzenia siebie czy kogoś innego.

Mój mały domek z elewacją z niebieskiego sidingu i białymi wykończeniami stoi przy Conery Street, w otoczeniu znacznie większych domostw, kilku rozłożystych drzew i w niewielkiej odległości od cmentarza Lafayette, w Garden District. To spokojna, kameralna okolica, choć znajduje się całkiem blisko centrum miasta. Zawsze czułam się tu bezpiecznie, a jednak dzisiaj, wysiadając z samochodu, mogę myśleć jedynie o tym, jak łatwo mógłby mnie tu odnaleźć Warrick Young.

O ile jeszcze tego nie zrobił.

Chowam się w końcu w domu i starannie zamykam za sobą drzwi, choć w środku jest już tak gorąco, że najchętniej otworzyłabym okna na oścież. Pewnie dostaję manii prześladowczej, ale nie zamierzam zostawić hienom żadnej szczeliny, przez którą mogłyby się wślizgnąć do środka. Z książką w ręce ruszam do salonu, niewielkiego pokoju na tyłach domu, którego przeszklone drzwi wychodzą na niewielki taras i ogródek między dwoma innymi budynkami.

Siadam na kanapie i od razu zaczynam wertować książkę od Sabine. Chociaż mam ochotę przeczytać ją od deski do deski – naprawdę nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy dowiadywanie się czegokolwiek o empatach – kartuję ją, szukając haseł, które pomogłyby mi znaleźć odpowiednie akapity. Szukam czegokolwiek na temat działania mojego daru na zmiennych lub ogólnie nieludzi – choć i tak jest dziwne, że pierwszy raz zdarzyło mi się to właśnie w piątek, chociaż oddziaływałam już wcześniej na różne rasy.

Wkrótce przekonuję się, że w książce nie ma nic przydatnego. To znaczy owszem, z pewnością jest tak mnóstwo rzeczy, o których później chętnie przeczytam, ale w temacie „budzenia" wewnętrznej bestii zmiennego – nic.

Po prostu świetnie.

Wzdycham i spoglądam na karteczkę z adresem i numerem telefonu, którą dała mi Sabine. Wygląda na to, że będę musiała poprosić o pomoc innego empatę.

Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do książki będzie miał coś sensownego do przekazania.

Continue Reading

You'll Also Like

7.3K 446 37
Amelie od najmłodszych lat przygotowywała się do tego, by w przyszłości objąć tron. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie jej mierzyć się z perspe...
751K 1.5K 2
Lavender jest asystentką przystojnego Włocha, która zostaje przez niego zraniona do żywego. Zalazł jej tak za skórę, że nie chce mieć do czynienia z...
746K 29.5K 73
Mówią, że to tylko legenda, jednak ja jestem jej częścią. (poprzedni tytuł - "W czasie pełni") #1 fantasy - 13.03.2020 #8 owilkołakach - 25.01.2020 #...
11.3K 240 98
Nel Edwards to 13-letnia czarownica. Od 11 lat chodziła do szkoły magii i czarodziejstwa we Francji, jednak na trzeci rok przeniesiono ją do Hogwartu...