Imperfect

By Akinom96

10.5K 443 18

Emilly to zwykła dziewczyna, którą spotkała straszna tragedia. Próbuje pozbierać się po śmierci rodziców i ro... More

WSTĘP
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 13

295 10 0
By Akinom96


Postanowiłam, że na początek powinniśmy po prostu się lepiej poznać. Oboje chcieliśmy dowiedzieć się o sobie jak najwięcej więc przez następne dni bardzo dużo rozmawialiśmy. Kiedy nie byłam w pracy, a Patrick na uczelni chodziliśmy na spacery po lesie trzymając się za rękę i opowiadając o swoim życiu. Słuchałam z zaciekawieniem jak chłopak opisuje mi wszystkie kraje w jakich mieszkał i ludzi jakich tam spotkał. On z równym zainteresowaniem słuchał o moim dzieciństwie i latach szkolnych. Kiedy wspominałam o rodzicach, a w moich oczach wzbierały łzy chłopak przytulał mnie mocno i czekał, aż chwila smutku zniknie. Właśnie podczas jednej z takich chwil, po ponad miesiącu naszej znajomości, stojąc przytulona do Patricka czując jak na moich policzkach wysychają łzy zdałam sobie sprawę jak wiele on dla mnie znaczy. Po tak krótkim czasie czułam, że zna mnie lepiej niż kiedykolwiek znał mnie ktoś inny. Rozumiał mnie, wspierał i był tym kim ja chciałam być dla niego. Jego ciało, tak idealne, przyciągało moje. Chciałam więcej niż tylko dotyku jego dłoni na swojej. Niż to odległe widmo przyjemności, które czułam kiedy przytulał mnie, a oboje mieliśmy na sobie grube kurtki i ledwie mogłam poczuć chłód bijący od jego skóry. Podniosłam głowę spoglądając na niego. Zupełnie zapomniałam o czym rozmawialiśmy wcześniej. W mojej głowie brzmiała teraz tylko jedna myśl.

- Możesz mnie pocałować? – spytałam z ustami tuż przy jego ustach. – Proszę.

Patrick pogładził mnie po policzku patrząc głęboko w oczy. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i spłonę od intensywności tego spojrzenia. Wsunął dłoń w moje włosy przytrzymując moją głowę. Musnął wargami moje wargi ledwie je dotykając. Czułam słodycz jego ust, delikatny nacisk, który powoli przybierał na sile. W mojej głowie wybuchł wulkan emocji kiedy Patrick przejechał językiem po moich wargach, a ja uchyliłam je wpuszczając go do środka. W moim życiu przeżyłam masę pocałunków. Gorących, wręcz kipiących od namiętności, słodkich i niewinnych jak muśnięcie motyla. Ale żaden nie spowodował, że miałam problemy z myśleniem. Patrick pieścił moje wargi w sposób o jakim istnieniu nie miałam pojęcia. Zupełnie bezwiednie z moich ust wydobył się cichy jęk. Chłopak nieznacznie odsunął się ode mnie opierając swoje czoło o moje. Przymknął oczy, a na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech. Ja nie mogłam powstrzymać euforii, która wypełniała moje ciało. Wyciągnęłam rękę i pogładziłam Patricka po policzku. Uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej.

- Nie jestem osobą cierpliwą – powiedział otwierając oczy, które płonęły pożądliwym blaskiem. – Zazwyczaj od razu biorę to co chcę. Ale dziś widzę, że są rzeczy na, które warto czekać. Chociaż nie wiem czy teraz kiedy posmakowałem słodyczy Twoich ust będę się w stanie oprzeć.

Uśmiechnął się do mnie szeroko znów mnie całując. Tym razem był to delikatne muskanie warg, ale i tak sprawiło, że miałam miękkie nogi. Cieszyłam się, że Patrick mnie trzyma, bo bałam się, że upadnę. Patrząc mu w oczy widziałam w nich własne odbicie. Zatraciłam się w głębi tego spojrzenia. Prawie nie czułam jak chłopak dotyka dłonią mojego policzka. W tym momencie istniały dla mnie tylko jego oczy.

Patrick – spróbowałam sięgnąć do jego umysłu.

Drgnął, a na jego twarzy pojawił się szok.

- Udało Ci się – powiedział pełnym radości głosem. – Usłyszałem Cię chociaż wcale nie starałem się wejść do Twojego umysłu. Teraz w nim jestem, ale nie słyszę Twoich myśli. Jak to zrobiłaś?

Wzruszyłam ramionami uśmiechając się do niego nieśmiało. Nie wiedziałam dlaczego teraz się udało. Po prostu to poczułam. Że teraz jest ten odpowiedni moment.

- Jesteś niesamowita Emilly – wyszeptał Patrick.

Zmieszałam się słysząc to. Byłam zwykłą dziewczyną, która spotkała na swojej drodze fascynującego chłopaka. To wszystko. Nie powiedziałam tego jednak, bo wiedziałam jaka byłaby odpowiedź. Patrick już wielokrotnie zapewniał mnie, że w całym swoim życiu nie spotkał kogoś takiego jak ja. Denerwowało go gdy wspominałam, że mnie przeceniał. Brał mnie wtedy za rękę i wyliczał te wszystkie rzeczy jakie udało mi się osiągnąć w moim krótkim życiu. Mówiłam mu, że w porównaniu z nim to nic nie znaczy, ale on tylko kręcił głową i kazał mi bardziej uwierzyć w siebie. Nigdy nie brakowało mi wiary we własne umiejętności, ale przy Cullenach każdy poczułby się niewystarczający. I nie ważne jak często powtarzałabym sobie, że ja jestem człowiekiem, a oni wampirami i nie powinniśmy się porównywać.

- Zastanawiam się czy dałabyś się zaprosić na randkę? – spytał blondyn przerywając moje rozmyślania. – Teatr, kolacja czy co tam byś chciała. Alice od jakiegoś czasu suszy mi głowę, że podobno kupiłaś jakąś wystrzałową sukienkę, a ja nigdzie Cię nie zabieram.

Zgodziłam się z radością i już w sobotę od rana w moim pokoju siedziała Alice szykując mnie na wyjście. Była uradowana mogąc krzątać się naokoło mnie nakładając makijaż i czesząc włosy. Cały czas powtarzała jaka jestem piękna, a Patrick jest prawdziwym szczęściarzem.

- Nie wiem dlaczego nie mogą pogodzić się z Carlisle'm – powiedziała tracąc nagle swoją zwykłą radość. - Uwielbiam ich obu, ale zachowują się jak idioci. W ogóle ze sobą nie rozmawiają, a jeżeli już to tylko na siebie warczą. Zresztą zanim się pojawiłaś Patrick prawie w ogóle nie bywał w domu. Nie chodził z nami na polowania, na uczelni zawsze trzymał się z boku. Nawet na wakacje nie chciał z nami jechać. Ale odkąd Cię poznał bardzo się zmienił. Mam nadzieję, że dzięki Tobie będzie wreszcie szczęśliwy.

Uśmiechnęłam się niepewnie nie wiedząc co mogłabym powiedzieć. Wcześniej parę razy udało mi się porozmawiać z Alice na temat Patricka i dziewczyna zawsze powtarzała mi to samo. Że odkąd go poznała był bardzo skryty, nigdy nie mówił o sobie i najchętniej stronił od towarzystwa. Czasami rodzeństwu udawało się namówić go do wspólnych zabaw, ale jeżeli uczestniczył w nich Carlisle, Patrick natychmiast rezygnował. Alice niejednokrotnie dała mi do zrozumienia, że nikomu nie udało się skłonić ich chociażby do zamienienia ze sobą paru spokojnych zdań. Kiedy o tym mówiła za każdym razem na jej twarzy pojawiał się smutek.

- Ale nie myśl o tym dzisiaj – nakazała mi. - Dzisiejszego dnia masz korzystać z tego, że wreszcie gdzieś wyjdziecie, a Ty wyglądasz jak milion dolarów.

Uśmiechnęła się do mnie podając mi szpilki. Wsunęłam je na nogi uważając żeby nie przydeptać sukienki. Spojrzałam na siebie w lustrze i musiałam przyznać, że Alice miała racje. Wyglądałam obłędnie. Włosy ułożone w miękkie fale, delikatny makijaż podkreślający duże niebieskie oczy. Ale przede wszystkim zniewalająca sukienka. Uśmiechnęłam się do siebie w odbiciu i założyłam podany przez dziewczynę płaszcz. Dzisiejszego dnia wyjątkowo nie padało, ale była końcówka listopada i temperatura dawała się we znaki. Upewniwszy się, że mam wszystko czego potrzebuję zeszłam do salonu gdzie czekał na mnie Patrick. Kiedy tylko pojawiłam się na schodach poderwał się z kanapy i stanął obok mnie podając mi rękę. Z chęcią ją przyjęłam. Nie byłam przyzwyczajona dochodzenia w długich sukienkach z ciągnącym się trenem i bałam się, że za chwilę się wywrócę.

- Wyglądasz olśniewająco – powiedział chłopak muskając ustami wierzch mojej dłoni.

Widząc moją konsternację tym gestem roześmiał się serdecznie. Wyszliśmy przed dom gdzie już czekał na nas samochód. Patrick otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł wsiąść do środka.

- Gdzie jedziemy? – spytałam kiedy ruszyliśmy spod domu.

Patrząc na swój strój i niezwykle elegancki garnitur siedzącego obok mnie mężczyzny spodziewałam się wszystkiego. Moje wcześniejsze randki zazwyczaj ograniczały się do kina, albo wyjścia na kawę, ale nie sądziłam, żeby Patrick się tym zadowolił.

- Jedziemy do Seattle do teatru – wyjaśnił mi spokojnie. – To pokaz zamknięty więc obowiązują trochę bardziej odświętne stroje niż zazwyczaj.

- Czuję się jakbyśmy jechali na rozdanie Oscarów - przyznałam.

Chłopak uśmiechnął się do mnie. Położył jedną rękę na moim odsłoniętym kolanie, a drugą trzymał kierownicę. Jechaliśmy rozmawiając o sztuce. Patrick jako malarz najbardziej lubił podziwiać obrazy, ale przekonałam się, że ma też dużą wiedzę dotyczącą muzyki i kina. Trochę głupio było mi się przyznać, że ostatni raz w galerii sztuki byłam w szkole średniej, a w filharmonii nie byłam nigdy. Po raz kolejny zobaczyłam jak wiele nas różni. Patrick widząc, że przygasłam od razu zapewnił mnie, że jeszcze wszystko nadrobimy. Szybko też przeszedł płynnie do innego tematu chcąc wiedzieć jak spędzałam czas z moim ostatnim chłopakiem. Opowiadałam więc o Aidanie, z którym spotykałam się prawie cały college. Nie było to jednak nic imponującego. Nasz związek opierał się głównie na wspólnym imprezowaniu i seksie.

- Nie przeszkadza Ci, że o nim mówię? – spytałam kiedy Patrick dopytał mnie o kolejny szczegół naszej znajomości.

- Nie, dlaczego? – zdziwił się chłopak. – Emilly każdy z nas ma swoją przeszłość. Jesteś atrakcyjną młodą kobietą więc to normalne, że spotykałaś się wcześniej z mężczyznami. Tak samo zdaję sobie sprawę, że z nimi sypiałaś. I nie, nie przeszkadza mi to.

Pocałowałam go w policzek tłumacząc jak bardzo bałam się, że będzie mnie przez to oceniał. Lata moich studiów były szalonym czasem. Patrick wywrócił oczami parskając, że to, iż urodził się w średniowieczu nie oznacza, że jego poglądy są tak skostniałe. Poglądy może owszem miał współczesne natomiast zachowanie zdecydowanie przystało arystokracie godnemu jego czasów. Kiedy podjechaliśmy pod teatr, a on otworzył mi drzwi samochodu i pomógł z niego wysiąść czułam się jak prawdziwa dama. Patrick podał mi ramię i zaprowadził do pokaźnego holu, który przepełniony był ludźmi. Kobiety w eleganckich sukniach i panowie w nienagannych garniturach rozmawiali cicho ze sobą popijając szampana. Byłam onieśmielona ich obecnością szczególnie kiedy parę osób podeszło do nas się przywitać najwyraźniej dobrze znając Patricka. W tłumie ludzi dostrzegałam znanych aktorów, biznesmenów czy piosenkarzy. Mimo początkowego skołowania po chwili poczułam jedynie ekscytację i radość z tego, że mogę przebywać w takim miejscu. Kiedy zasiedliśmy na widowni rozglądałam się z za ciekawieniem jednak gdy już rozpoczął się spektakl całą moją uwagę przykuli aktorzy na scenie. Sztuka była klasyczna, ale historia wciągnęła mnie bez reszty. Byłam oczarowana kostiumami i scenografią więc na koniec nie szczędziłam rąk bijąc brawo, a na moich ustach gościł szeroki uśmiech.

- Widzę, że Ci się podobało – stwierdził Patrick kiedy wychodziliśmy z teatru. – Też bardzo lubię tę sztukę chociaż wydaje mi się, że w wykonaniu Anglików jest jeszcze ciekawsza. Ale to sama ocenisz.

Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc, a on tylko uśmiechnął się niewinnie.

- Mam zamiar poczekać kiedy będą to wystawiali w Londynie i zabrać Cię tam – wyjaśnił spokojnie jakby było to coś oczywistego. – Chciałbym pokazać Ci kiedyś Londyn. To miejsce jest mi niezwykle bliskie.

Zaczął opowiadać o tym jak miasto zmieniło się w przeciągu tych wszystkich lat. Siedziałam w samochodzie słuchając go uważnie próbując przyswoić z jaką swobodą mówi o tym wszystkim. Dla mnie wyprawa do Europy była czymś nierealnym, a chłopak ze spokojem mówił o tym, że wybierzemy się tam zobaczyć przedstawienie. Byłam milcząca próbując wyobrazić sobie jak bardzo to życie różni się od tego, które prowadziłam wcześniej. Nie wiedziałam czy ta zmiana mi się podobała. Nie lubiłam czuć się zależna od kogokolwiek. W tym również finansowo. Już wystarczyło, że mieszkałam u Cullenów za darmo. Tak samo nie chciałam żeby teraz Patrick sponsorował wszystkie atrakcje, a wiedziałam, że mnie nie będzie na to stać. Jęknęłam więc w myślach widząc restaurację pod którą zaparkował chłopak. Stwierdzenie, że wyglądała na luksusową było niedopowiedzeniem. Kiedy tylko weszliśmy do środka podszedł do nas kelner . Patrick podał swoje nazwisko, a chłopak chwilę szukał w komputerze potwierdzając rezerwację. Rozejrzałam się po sali zachwycając się wystrojem wnętrza.

- Wezmę od Pani płaszcz i zaprowadzę do Państwa stolika – poinformował nas kelner kiedy odnalazł w komputerze to czego szukał.

Spodziewałam się, że siądziemy przy którymś z pustych stolików, które zauważyłam ale chłopak zaprowadził nas do osobnego pomieszczenia. Było tam ciszej i przytulniej niż w głównej sali. Tylko parę miejsc ustawionych na tyle daleko, by goście nie przeszkadzali sobie. Światło było przyciemnione, a świece ustawione na wysokich świecznikach rzucały ciepłe światło.

- Widzę, że nie szczędziłeś pieniędzy – powiedziałam kwaśno siadając na odsuniętym przez Patricka krześle.

Kelner podał nam menu i odszedł dając nam czas do namysłu. Chłopak uśmiechnął się niewinnie stwierdzając, że odkąd został wampirem nie brakuje mu pieniędzy.

- Zauważyłam – powiedziałam krzywiąc się widząc ceny potraw. – Zakładam, że Alice jest wyjątkowo przydatna przy pomnażaniu waszych oszczędności. Przewidywania wahań na giełdzie i takie tam.

Blondyn uśmiechnął się kręcąc głową i już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wrócił kelner chcąc przyjąć od nas zamówienia. Czułam się głupio zamawiając dania podczas gdy Patrick poprosił jedynie o wodą. Mężczyzna próbował namówić go na cokolwiek, ale chłopak wykręcił się mówiąc, że stosuje jakąś specjalną dietę. Wreszcie kelner odszedł niepocieszony, by za chwilę wrócić z moją przystawką. Musiałam przyznać, że jedzenie było pyszne. Delektując się jego smakiem i wybornym winem spytałam Patricka co miał na myśli mówiąc o swoich pieniądzach.

- Masz rację. Majątek Cullenów sukcesywnie rośnie dzięki zdolnościom Alice. Ale oficjalnie wszystko należy do Carlisle'a, a ja nigdy bym nic od niego nie wziął – wyjaśnił. – A już na pewno nie jego pieniądze. W ciągu tych stuleci odkąd zostałem wampirem dorobiłem się własnego majątku. Czasami pracowałem po prostu, by otrzymywać pensję, zdarzało się, że sprzedałem, któryś ze swoich obrazów. Ostatnio zacząłem inwestować w start-upy. W porównaniu z Carlisle'em mój majątek jest skromy, ale wystarcza. I mogę sobie pozwolić na luksusy od czasu do czasu.

Zamilkł, a ja zastanawiałam się chwilę co powiedzieć. Upiłam łyk wina i przygryzłam wargę.

- Chcesz być niezależny finansowo. Rozumiem to. Wiesz więc, że czuję się niekomfortowo z tym, że to Ty za wszystko płacisz? – spytałam.

Spojrzał na mnie zapewniając, że to zupełnie inna sytuacja i nie powinnam mieć z tym żadnego problemu, bo to on zaprosił mnie na randkę. Westchnęłam ciężko i zaczęłam tłumaczyć dlaczego nie czuję się z tym dobrze. Chłopak nie był przekonany i cały czas próbował mnie nakłonić do zmiany zdania tłumacząc, że to przecież nic takiego. Pozostawałam jednak nieugięta przedstawiając swoje argumenty, których na szczęście Patrick chciał słuchać.

- Dobrze – powiedział wreszcie pokonany. – Rozumiem, że to dla Ciebie ważne i postaram się to uszanować. Ale pozwól, że od czasu do czasu Cię gdzieś zabiorę. Albo kupić Ci jakiś prezent. Bo wiesz... w sumie to mam coś dla Ciebie. To nic takiego, ale wydawało mi się, że powinno Ci się spodobać.

Uśmiechnął się niewinni wyciągając z kieszeni marynarki podłużne pudełko i kładąc je na stoliku między nami. Niepewnie uchyliłam wieczko i zobaczyłam w środku prześliczny srebrny wisiorek. Na końcu delikatnego łańcuszka zawieszony był ozdobiony drobnymi runami kieł. Parsknęłam cicho na jego widok.

- Śliczny, dziękuję – powiedziałam próbując zamaskować śmiech.

Patrick sam się roześmiał. Wytłumaczył mi, że od dawna chciał mi dać jakiś prezent, który przypominałby mi o nim wtedy kiedy nie ma go obok mnie. A kieł niewątpliwie kojarzył się z wampirem.

- Te runy, które tu widzisz – powiedział przesuwając palcem po wyżłobieniach. – Są celtyckie. Niestety nie znaczą nic konkretnego. O tutaj jest symbol oznaczający wojownika, a ten tutaj symbolizuje ptaka w ogniu. Teraz coraz częściej ozdabia się przedmioty używając run zupełnie nie patrząc na ich znaczenie. To tak jak ludzie robią sobie chińskie tatuaże nie zdając sobie sprawy co tam jest napisane.

Uśmiechnął się do mnie i zaczął opowiadać o tym jak bzdurne rzeczy ludzie mają wytatuowane choć święcie wierzą, że ich ciało ozdabiają chińskie mądrości. Nawet nie pytałam kiedy nauczył się tego języka. Zamiast tego złapałam go za rękę i splotłam nasze palce razem.

- Opowiesz mi o swoim sygnecie? – spytałam obracając jego dłoń, by na niego spojrzeć. – Zakładam, że jest dla Ciebie bardzo ważny.

Wiedziałam, że to pamiątka rodzinna, ale nigdy o niego nie pytałam. Pamiętałam jak podczas naszego pierwszego spotkania pierścień zsunął się Patrickowi z palca kiedy szamotał się z Liamem. Potem zauważyłam, że nigdy go nie ściągał. Chłopak pogładził sygnet palcem i zaczął opowiadać.

- To bardzo stara rzecz. Musisz wiedzieć, że kiedyś ród Noordwoodów był traktowani na równi z angielską szlachtą. Moi przodkowie byli wikingami, ale po paru łupieżczych wyprawach osiedlili się w końcu w Brytanii. Skandynawowie wkrótce zaczęli handlować z Anglikami i moja rodzina stała się głównym potentatem w produkcji i sprzedaży drewna. Król nadał im nazwisko i pozycję społeczną. Pamiętając o ich przeszłości zdecydowano się na Nordwoodów.

Zdjął pierścień i podał mi go bym mogła mu się lepiej przyjrzeć. Światło świec odbijało się od srebrnej powierzchni, na której widniała litera N opleciona krzewem róż.

- Można zauważyć, że litera złożona jest jakby z desek – kontynuował. - Róże na około dodano dopiero później. Po wojnie dwóch róż. Moja rodzina stanęła po zwycięskiej stronie Yorków i w zamian za zasługi otrzymali kolejne przywileje. Niestety to był powoli schyłek świetności rodu Nordwoodów. Choroby, zarazy i rozrzutność doprowadziła do tego, że za czasów mojego dziadka nikt już nie pamiętał o dawnej potędze. Ale sygnet rodowy przetrwał. Kiedyś nosił go Carlisle. Myślę, że to dlatego moja matka nie sprzedała go kiedy było źle. Bo mu o nim przypominała. Dała mu go w noc swojej śmierci. – posmutniał nagle. – Kiedy siedzieliśmy obok jej łóżka ona wyciągnęła go spod poduszki i wręczyła Carlisle'owi. Ale on go nie chciał. Schował w swoich rzeczach i nigdy nie wyciągał. Dopiero kiedy poznał Ją postanowił go wyrzucić. I wtedy go uratowałem.

Milczał przez chwilę, a ja zastanawiałam się co ja wiedziałam o swojej rodzinie. Poza tym, że wszyscy moi krewni nie żyli to nie dużo. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowałam się historią, a teraz nie miałam nawet kogo zapytać. Po raz kolejny tego wieczoru poczułam jak wiele nas różni. Oddałam chłopakowi sygnet, a ten od razu wsunął go na palec.

- A symbol Cullenów? – spytałam nieśmiało. – Też kryje się za tym jakaś wielowiekowa historia?

Zauważyłam, że wszyscy noszą biżuterię z podobnym znakiem. Carlisle pierścień, Alice, Ros naszyjniki, a Esme, Jasper i Emmet bransoletki. Patrick parsknął wyjaśniając mi, że to po prostu stworzony przez Alice wzór.

- Kiedy z nimi zamieszkałem zaproponowała, że dla mnie też zrobi – wyjaśnił. – Chciała nawet jakoś połączyć jeden i drugi herb. Ale ja jestem Nordwoodem, a nie Cullenem.

Zamyśliłam się próbując przetrawić jego słowa. Już wcześniej zauważyłam, że Patrick z całych sił próbuje pokazać swoją odrębność od Cullenów. Zastanawiałam się na ile jest to jego własna decyzja, a na ile odtrącenie ze strony rodziny. Czy Patrick miał w ogóle kogoś kto był mu bliski?

- Wydaje się, że Alice Cię lubi – zaczęłam chcąc wyciągnąć z chłopaka cokolwiek o jego relacjach z rodzeństwem.

- Tak – Patrick uśmiechnął się. – Chociaż to akurat nie wyczyn. Trudno żeby Alice kogoś nie lubiła. Ale masz rację. Łączy nas jakiegoś rodzaju przyjaźń. Dość specyficzna, ale ona jako jedna z niewielu podjęła próbę pogodzenia mnie z Carlisle'em i choć początkowo byłem o to wściekły, tak z czasem zrozumiałem, że chciała dobrze. Szczególnie, że nigdy nie zrzucała na mnie całej odpowiedzialności za zaistniałą sytuację tak jak to robił na przykład Edward. Próbowała najpierw zrozumieć zamiast od razu osądzać. Ale z czasem przekonała się, że to przegrana sprawa i należy odpuścić.

Chciałam zaprzeczyć. Powiedzieć, że jeszcze wszystko da się naprawić, ale nie chciałam się kłócić. Wiedziałam, że temat ojca jest bardzo drażliwy i nie powinnam go teraz podejmować. Zamiast tego dalej pociągnęłam rozmowę o młodych Cullenach. Patrick opowiedział mi o swoich relacjach z nimi. Z Rosalie nie rozmawiał prawię w ogóle podobnie z Emmetem. Zdziwiło mnie to, bo osiłek zawsze wydawał mi się bardzo towarzyski i sama wielokrotnie zostałam wciągnięta przez niego w jakąś zabawę. Natomiast o Jasperze Patrick wypowiedział się dość przyjacielsko.

- On nigdy nie ocenia – wytłumaczył mi. – Poza tym chyba jako jedyny jestem w stanie zrozumieć jego wojskową przeszłość i to nas do siebie zbliżyło.

Zamilkł, a ja zastanawiałam się co to znaczy. Czyżby sam w przeszłości był żołnierzem? Patrząc na jego bogatą przeszłość nie dało się tego wykluczyć. Zapytałam go o to w drodze powrotnej. Chłopak zmieszał się jakby nie chcąc o tym mówić. Spuścił wzrok jakby to co miał zamiar powiedzieć napełniało go wstydem.

- Powiedziałem Ci, że nigdy nie posmakowałem ludzkiej krwi. Ale to, że jej nie piłem nie oznacza, że nigdy nie zabiłem człowieka – rzekł cicho. – Tak jak mówiłem już wcześniej. Robiłem wiele rzeczy i z wielu z nich nie jestem dumny. Nie wiem czy powinienem mieszać się w sprawy ludzi, w ich konflikty i spory. Ale robiłem to. Podczas II wojny światowej byłem najbardziej skutecznym angielskim szpiegiem. Potem kiedy była zimna wojna... Wykonywałem tylko rozkazy, ale to ja zabiłem tych ludzi. Część z nich była zbrodniarzami i niewątpliwie zasługiwało na karę, ale niektórzy niczym nie zawinili. Było tyle niewinnych ofiar...

Próbowałam go pocieszyć powtarzając, że była wojna, a wtedy moralność jest inna niż w czasach pokoju, ale Patrick tylko prychnął.

- To wymówili – mruknął. – Powtarzałem je miliony razy. Ale prawda pozostanie taka, że mam krew tych ludzi na rękach. Nie ważne co byś mówiła. Nie oczekuję, że to zrozumiesz. Nikt kto tego nie przeżył nie zrozumie. Właśnie dlatego z Jaspperem mamy szorstką, ale jednak przyjaźń.

Pojęcie męskiej przyjaźni zawsze było dla mnie zagadką. Tym bardziej dwóch tak skrytych osób. Z Jasperem nigdy nie rozmawiałam za wiele. Zawsze wydawało mi się, że jest raczej wycofany i zastanawiałam się jak to możliwe, że jest z kimś tak żywiołowym jak Alice. Może prawdą było to, że przeciwieństwa się przyciągały, a różnice w związku wcale nie były takie złe. Miałam taką nadzieję, bo poznając Patricka coraz dokładniej dostrzegałam ich między nami bardzo dużo. A naprawdę mi na nim zależało. Z każdym dniem byłam mocniej zauroczona. Świat jaki dzięki niemu odkrywałam był piękny, a sam Patrick z każdą rozmową wydawał mi się jeszcze bardziej interesującym mężczyzną niż na początku. Niezwykle wspierającym i opiekuńczym kiedy mu na kimś zależało. A na mnie mu zależało. Powtarzał mi to często bym nigdy w to nie zwątpiła. Dzięki Patrickowi również na nowo zaczęłam się śmiać. Jednym swoim żartem umiał rozbawić mnie do tego stopnia, że szczerzyłam się jak głupia.

Continue Reading

You'll Also Like

36.7K 1.6K 12
Historia Scarlett Rogers, siostry Steve'a Rogersa a.k.a Kapitana Ameryki i przyjaciółki Bucky'ego Barnesa, znanego jako Zimowy Żołnierz. Fanfictio...
18.9K 3.3K 20
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
235K 8.4K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
124K 6K 32
Fragment opowieści: ,,Dobrze przeczuwałam, że nie odpuszczą. -Szykują się do wojny. - Co, do cholery?! Jak mogliście kurwa do tego dopuścić?! - krzyc...