Imperfect

By Akinom96

10.6K 443 18

Emilly to zwykła dziewczyna, którą spotkała straszna tragedia. Próbuje pozbierać się po śmierci rodziców i ro... More

WSTĘP
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 1

630 20 1
By Akinom96


Zaraz po pogrzebie wsiadłam do samochodu mężczyzny, który przedstawił się jako Carlisle Cullen. Mało obchodziło mnie jak się nazywał, kim był, ani jak wyglądał. W ogóle mało co mnie obchodziło. Właśnie pochowałam swoich ukochanych rodziców, którzy zginęli w pożarze swojego własnego domu zaledwie dwa dni wcześniej. Mimo, że policja ustaliła, że był to nieszczęśliwy wypadek nie wierzyłam w to. Mama zadzwoniła do mnie zaledwie kilka godzin przed tym jak zginęli mówiąc jak bardzo mnie kocha i upewniając się czy zostanę na noc u Susane, mojej koleżanki z sąsiedztwa. To nie było również samobójstwo. Byli dwójką ludzi w średnim wieku, z dobrą pracą, masą znajomych i kochającą córką, która właśnie skończyła studia. Mieliśmy zaplanowane wakacje. Wszystko było dobrze. Nie wierzyłam, że mogliby targnąć się na własne życie. Ktoś musiał ich zabić. Możliwe, że spowodował pożar tylko po to, by zatrzeć ślady. Mówiłam o swoich podejrzeniach policjantom, którzy przyjechali zebrać ode mnie zeznania, ale nikt nie chciał mi wierzyć. Wykryto podobno uszkodzoną instalację grzewczą, która doprowadziła do zaprószenia ognia, a potem już samo poszło. Kiedy przyjechali strażacy nie było już czego ratować. Moi rodzice, dom i cały nasz dobytek zmienił się w kupkę gruzów i popiołu. Nie wiedziałam co powinnam ze sobą zrobić. W jednej chwili zostałam bez nikogo i niczego. Tylko z tym co miałam przy sobie. Wtedy zjawił się on. Mówił, że zadzwonili do niego sąsiedzi, a kiedy tylko dowiedział co się stało wsiadł w samochód i przyjechał. Pomógł zorganizować pogrzeb i załatwić wszelkie związane z tym formalności. Wynajął hotel byśmy mieli gdzie spędzić te parę nocy. Pamiętałam, że rodzice wspominali coś o dalekim kuzynie ojca, który pochodził z Forks. Mieszkał daleko więc nigdy go nie widziałam, ale był moją jedyną rodziną jaka mi pozostała. Dlatego jechałam teraz z nim do jego domu. Było mi wszystko jedno jak on wygląda i kto w nim mieszka. Pewnie mówił mi to, ale nie zwróciłam na to uwagi. W ogóle przez ostatnie kilka dni dużo mówił. O sobie, o swojej rodzinie, o tym jak bardzo mi współczuje. Nic z tego jednak do mnie nie docierało. Mój świat się zatrzymał i wątpiłam, by jeszcze kiedyś miał ruszyć naprzód. Oparłam czoło o chłodną szybę patrząc niewidzącym wzrokiem na mijane szybko budynki. Nie wiedziałam ile będziemy jechać. Z Montany do Waszyngtony był kawał drogi. Co kilka godzin zatrzymywaliśmy się na stacji, zatankować i coś zjeść. Carlisle zamawiał coś dla mnie, ale nie miałam siły nic przełknąć. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz zjadłam coś porządnego. Wypijałam więc tylko kawę, wsiadaliśmy do samochodu i jechaliśmy dalej. Nie zwracałam uwagi na to, że siedzący obok mnie mężczyzna zerka na mnie ze współczuciem. Znów coś mówił, ale jego słowa nie zostawały na długo w moim umyśle. Za oknami zaczął padać deszcz. Przymknęłam powieki spod których potoczyły się łzy. Nie liczyłam już ile wylałam ich przez ostatnie dni. Ledwie poczułam, że mężczyzna położył mi dłoń na ramieniu w pocieszającym geście. Pewnie powinnam powiedzieć żeby lepiej trzymał kierownicę, bo inaczej i my umrzemy, ale nie obchodził mnie to. Rozbijemy się i co z tego. Zginiemy i po problemie. Nic takiego się jednak nie stało. Dalej jechaliśmy szybkim tempem, sprawnie wymijając inne samochody. Nie patrząc na prędkościomierz wiedziałam, że jedziemy łamiąc wszelkie ograniczenia prędkości. Za oknem zaczęło się ściemniać, a krajobraz stawał się coraz bardziej dziki. Wreszcie zapadła noc, a my dalej jechaliśmy. Kiedy skręciliśmy w żwirową ścieżkę w głąb lasu było już zupełnie ciemno. Samochód zatrzymał się, ale nie zareagowałam. Mężczyzna wysiadł i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Nie wiedziałam czy chciał być uprzejmy czy mnie ponaglał. Musiał być bardzo zmęczony. Wyjechaliśmy zaraz po pogrzebie, który odbył się z samego rana, a teraz był już zapewne środek nocy . Ale co to miało za znaczenie. Powoli wyszłam z samochodu i nawet nie oglądając się na dom ruszyłam w jego kierunku. Carlisle otworzył mi drzwi i zaprowadził do salonu gdzie czekała jakaś kobieta. Na nasz widok podeszła do mnie i uściskała serdecznie. Jak przez mgłę słyszałam jej pełne współczucia słowa wsparcia. Pewnie powinnam coś powiedzieć. Podziękować za to, że mogę u nich mieszkać czy chociaż się przedstawić. Ale nie miałam siły się odezwać. Nie zapamiętałam jak się nazywała. Carlisle najprawdopodobniej powtarzał mi to kilkukrotnie, ale nie pamiętałam nic co mówił o swojej rodzinie. Uścisk tej kobiety tak bardzo przypominał mi jak tuliła mnie matka, że po raz kolejny nie mogłam powstrzymać łez. Opadłam na najbliższą kanapę i schowałam twarz w dłoniach.

- Choć pokażę Ci Twój pokój – dotarł do mnie głos mężczyzny. - Powinnaś się przespać. Dam Ci coś na uspokojenie.

Prawie mechanicznie wstałam i poszłam za nim na górę. Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Nawet nie zwróciłam uwagi jak było urządzone. Carlisle pokazał mi gdzie jest łazienka, a także szafa z nowymi ubraniami. Nie miałam przecież nic. Kupiona naprędce czarna sukienka bym miała w czym pójść na pogrzeb i niewielkich rozmiarów plecach, który wzięłam na noc do Susany. Tyle zostało z mojego poprzedniego życia.

- Weź to – Carlisle podał mi te same tabletki jakie dostałam od niego wczoraj i jeszcze dzień wcześniej. - Pomogą Ci zasnąć. Gdybyś czegoś potrzebowała będę na dole.

Bez namysłu połknęłam lekarstwa i położyłam się w ubraniu na łóżku. Istotnie zasnęłam, ale był to bardzo niespokojny sen. Wierciłam się na łóżku, choć było bardzo wygodne. Co chwila budziłam się i zapadałam w kolejną krótką drzemkę. Świt zastał mnie skuloną na parapecie, owiniętą kocem z twarzą opartą o zimną szybę. Patrzyłam na szarość poranka niewidzącymi oczami pogrążona w tym samym odrętwieniu, które nie ustępowało od śmierci rodziców. Nie wiedziałam czy to kiedyś przejdzie. W tej chwili nie liczyło się nic poza tym, że ich już nie było. Razem z nimi umarłam i ja. Byłam towarzyską, pełną życia i planów na przyszłość młodą dziewczyną. No właśnie. Byłam. Chciałam znaleźć pracę w rodzinnym mieście, ustatkować się i w niedalekiej przyszłości założyć rodzinę. Chciałam. Teraz byłam pewna, że już nigdy tam nie wrócę. Nie zniosłabym widoku spalonego domu, tych wszystkich miejsc pełnych wspomnień. W ogóle nie wiedziałam jak mam dalej żyć. Czy to jest możliwe po czymś takim. Przetarłam oczy, w których znowu zgromadziły się łzy. Patrząc przez okno na ścianę drzew zdałam sobie sprawę, że dom położony jest w środku lasu. Niedaleko dostrzegłam nawet małą rzeczkę. Wszystko jednak rozmyte było przez rzęsisty deszcz. W końcu znajdowaliśmy się w najbardziej pochmurnym stanie. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wolałam nawet żeby padało, a nie świeciło słońce. Tak jakby cały świat podzielał mój nastrój. Zauważyłam jak Carlisle wychodzi z domu i wsiada do samochodu. Pewnie powinnam zastanowić się gdzie jedzie. Może nawet zapytać go gdy wróci. Ale było mi to obojętne. Nie interesowało mnie nic. Bo co to za różnica czy pojechał do pracy czy na przykład na zakupy. Albo gdzie pracuje. Wydawało mi się, że o tym mówił, ale nie mogłam sobie teraz przypomnieć. Ktoś zapukał do drzwi, ale nie odpowiedziałam. Nie miałam siły. Każdy ruch, każde słowo było niewyobrażalnym wysiłkiem. Ponownie ktoś zapukał, ale tym razem gdy nie odpowiedziałam po prostu wszedł. Nawet nie spojrzałam w stronę drzwi. Siedziałam dalej na parapecie patrząc na krople deszczu ściekające po szybie. Nie ważne kto i w jakiej sprawie przyszedł. Przecież nic już nie było ważne.

- Przyniosłam Ci śniadanie – usłyszałam kobiecy głos.

Ta sama kobieta co wczoraj, zapewne żona Carlisle, podeszła i postawiła na stoliku talerz.

- Gdybyś chciała porozmawiać – zaczęła nieśmiało. - Będę w salonie. Też straciłam kogoś bliskiego. Wiem co teraz czujesz.

Wyszła zamykając ostrożnie drzwi. Dawniej poszłabym do niej. Chciałabym dowiedzieć się co jej się przytrafiło. Ale to było dawniej. Teraz nie ruszyłam się z miejsca. Nawet nie spojrzałam na stolik, by zobaczyć co tam zostawiła. Dalej wpatrywałam się w bujną zieleń za oknem. Gdybym przyjechała tu w innych okolicznościach mogłabym stwierdzić, że jest tu pięknie. Kiedyś uwielbiałam przebywać pośrodku natury. W weekendy często jeździliśmy z rodzicami, albo znajomymi w góry. Nic nie cieszyło mnie bardziej niż piękne widoki, świeże powietrze i towarzystwo bliskich mi osób. Teraz to wszystko nie miało znaczenia. Siedziałam tak nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła mnie. Po południa znowu wróciła kobieta z kolejnym posiłkiem. Spojrzała na nietknięte śniadanie ze zmartwieniem.

- Musisz jeść – powiedziała dobrotliwie. - Gdybyś miała ochotę na coś innego...

Nic nie odpowiedziałam więc wyszła. Kiedy zaczęło się ściemniać pod dom podjechał samochód, z którego wysiadł Carlisle. Wszedł do domu i po chwili usłyszałam pukanie do drzwi pokoju. Nic nie odpowiedziałam, ale mężczyzna i tak wszedł do środka. Siadł na brzegu parapetu tuż obok mnie i zaczął mi się przyglądać. Chcąc nie chcąc spojrzałam na niego. Łagodna, idealnie gładka twarz bez choćby jednej zmarszczki. Złociste włosy zaczesane nienagannie do tyłu. Oczy koloru miodu patrzące na mnie z nieskrywanym współczuciem. Był przystojnym mężczyzną. I nawet teraz to dostrzegałam. Wyciągnął w moją stronę dłoń i złapał za moje. Ścisnął mi palce chcąc mi chyba w ten sposób dodać otuchy. Jego skóra była zimna, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.

- Nic nie jadłaś od czwartku – powiedział delikatnie. - Nie możesz się zagłodzić.

Wzruszyłam tylko ramionami. Od czwartku. To chyba dawno. Nie byłam pewna jaki był dzisiaj dzień tygodnia. Sobota? Niedziela? Myślę, że gdybym chciała to umiałabym odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale nie chciałam. Co za różnica jaki był dzień tygodnia.

- Porozmawiasz ze mną? - spytał niemal błagalnym tonem, ale ja dalej milczałam. - Mogę dać Ci jakieś leki, po których poczujesz się lepiej.

Milczałam, a mężczyzna mówił dalej. Coś o stracie i potrzebie poukładania wszystkiego na nowo, ale już po chwili przestałam go słuchać. Siedziałam tylko wpatrując się w ciemność za oknem nie zauważając nawet kiedy wyszedł zostawiając mi tabletki nasenne. Następnego dnia również przyszedł. I następnego. Codziennie powtarzało się to samo. Niespokojna noc, jego przyjście i próba rozmowy, zostawienie leków nasennych i tak w kółko. Czasami rozumiałam co do mnie mówi, ale częściej popadałam w takie odrętwienie, że jego słowa zupełnie do mnie nie trafiały. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie, a najgorsze, że nie wiedziałam co się dzieje ze mną. Byłam przerażona kiedy stojąc w łazience przed lustrem sięgnęłam po leżącą na półce maszynkę do golenia. Bez problemów rozmontowałam ją i wyciągnęłam żyletkę. Przyjrzałam się jej ostrzu rozmyślając. Nie wiedziałam co mną kierowało kiedy przejechałam nim po wewnętrznej stronie mojego nadgarstka. Zafascynowana patrzyłam jak krew spływa po mojej ręce i kapie na podłogę. Nawet nie zwróciłam uwagi, że ktoś z hukiem otworzył drzwi łazienki. Czy nie były przypadkiem zamknięte na zamek? Dopiero kiedy Carlisle zdecydowanym ruchem złapał moje dłonie zdałam sobie sprawę z jego obecności. Spojrzałam na jego twarz, na której malowała się obawa i smutek. Zrozumiałam co zrobiłam. Ogarnęło mnie przerażenie, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Cała się trzęsłam kiedy mężczyzna podał mi ręcznik i kazał przycisnąć do rany, by zatamować krwawienie. Sam wyszedł, by po chwili wrócić niosąc dużą, skórzaną torbę. Wyciągnął z niej bandaż i jakiś środek antyseptyczny.

- Rana nie jest głęboka. Nie wymaga szycia – powiedział zabierają ode mnie ręcznik, który zdążył już trochę przemoknąć krwią. - Teraz zapiecze.

Polał obficie ranę, by ją odkazić, ale ja nawet nic nie poczułam. Tak jakbym w ogóle nie miała połączenia ze swoim ciałem. Patrzyłam jak ze spokojem i precyzją Carlisle zakłada opatrunek. Kiedy skończył wiązać bandaż spojrzał mi w oczy i spoważniał jeszcze bardziej.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał bez wyrzutów.

Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Chciałaś się zabić? - pytał dalej.

Czy chciałam? Chyba nie. Sama nie byłam pewna dlaczego to zrobiłam, ale chyba nie dlatego żeby się zabić. Moim ciałem wstrząsnął kolejny szloch. Carlisle przytulił mnie do siebie, głaszcząc po głowie i szepcząc uspokajające słowa. Nie widziałam ile tak staliśmy, ale kiedy wreszcie przestałam płakać byłam wyczerpana. Mężczyzna odsunął się ode mnie cały czas jednak trzymając mnie za ramiona.

- Proszę obiecaj mi, że jeśli znowu będziesz chciała to zrobić to najpierw przyjdziesz do mnie, albo do Esme. Nie ważne, która będzie godzina. Jeżeli nie będzie mnie w domu zadzwoń. Przyjadę.

Chciałam mu powiedzieć, że to się już nie powtórzy, ale nie byłam w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Zamiast tego kiwnęłam głową i spojrzałam na niego mając nadzieję, że zrozumie co chcę mu przekazać. Nie radziłam sobie. Teraz dostrzegłam to wyraźnie. Potrzebowałam pomocy. Sama sobie nie poradzę!

- Jestem przy Tobie – pocieszył mnie Carlisle jakby czytając mi w myślach. - Uda Ci się, Jesteś silna. A teraz idź się położyć. Ja posprzątam.

Istotnie byłam zmęczona. Wystarczyło tylko, że przyłożyłam głowę do poduszki, a zapadłam w sen. Nie był spokojny i po raz kolejny obudziłam się zlana potem, ale czułam się już lepiej. Nie sądziłam bym była w stanie ponowie targnąć się na swoje życie. 

Continue Reading

You'll Also Like

74.6K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
451K 33.8K 29
Serdecznie zapraszam na drugą część fanfiction My friend's sister. "- Ja nie mogę tak dłużej. Czuję się jak w klatce z każdej strony otoczony kratami...
51.6K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
4.6K 129 9
"Podjechały jakieś dwa auta. Jeden jeepe, a drugie chyba volvo. Niewiem, nieznam się na autach zbytnio. Moja przybrana matka, Jarmina wychodzi z domu...